Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

Morrigan wycierała się właśnie ręcznikiem, po lekcji z Azazelem. Chłopak podszedł do niej z butelką wody, a do jej nosa dotarła jednocześnie nieznajoma i znajoma woń.

-Pachniesz inaczej.-Zauważyła. Po wpisaniu się do księgi wszystkie jej zmysły znacznie się wyostrzyły.

-Mam nowy szampon do włosów.-Odpowiedział spięty, ale miała wrażenie, że to nie to.-Będę z powrotem za godzinę, żeby zabrać Cię do akademii. Już miała wejść do domu gdy usłyszała za sobą znajomy trzepot skrzydeł.

-Co tu robisz?-Zapytała go zdezorientowana.

-Mówiłem Ci, że niedługo znowu się spotkamy.-Nim zdążyła zareagować przywarł do niej ustami. Morrigan od razu poczuła różnicę. Nie czuła podczas pocałunku absolutnie nic. 

-Nie możesz tu być Harry. Nie chcę żeby Lucyfer się dowiedział.-Odsunęła się od niego na odpowiednią odległość. 

-Nie dowie się.-Przekonywał ją.

-Nie umiesz blokować swojej lokalizacji Harry.

-Wyluzuj.

Azazel prawie od razu dostał cynk, że Harry znowu kręcił się obok Morrigan. Zwykle pozwalał im się na chwilę spotkać, ale po sytuacji z urokiem był prawie pewny, że to wina Harry'ego. 

-Panie.-Ukłonił się przed Lucyferem wchodząc do pomieszczenia.-Dostałem cynk, że Harry znowu jest z twoją córką. Czy mam to sprawdzić?-Spodziewał się, przydzielenia tego zadania właśnie jemu.

-Pójdę osobiście.-Odparł obojętnie.

-Pozwól, że dołączę do ciebie, Panie.

-Chodź.-Teleportował ich na plaże, gdzie spodziewali się zobaczyć ową dwójkę.

-Przysięgam, że powinni tu być.-Azazel rozejrzał się po pustej plaży sfrustrowany.-Pewnie są w domu. Pójdę sprawdzić.

-Nie będzie to konieczne.-Zatrzymał go głos Lucyfera.-Przeniosło nas piętnaście metrów dalej niż powinno, a oczywistym jest, że ja nie popełniam takich błędów. Powinieneś wiedzieć, że w miejsce, na które jest nałożona bariera maskująca, nie da się teleportować. W takiej sytuacji lądujesz obok bariery. To, że kogoś nie widzisz nie znaczy, że go obok Ciebie nie ma.

-Jasne, że o tym wiem.-Rzeczywiście o tym wiedział, ale nie pomyślał o tym, ponieważ nie było to do końca zgodne z tą regułą.-Jednakże według tej reguły powinniśmy być metr od bariery, a nie piętnaście metrów.

-Chyba, że jest to potężna bariera.-Upomniał go.

-Morrigan nie ma takiej mocy, żeby wyczarować tak silną barierę.-Lucyfer spojrzał na niego z politowaniem i ruszył w odpowiednim kierunku. Azazel dokładnie liczył i po piętnastu metrach Lucyfer zniknął mu z oczu. Oznaczało to, że miał rację i bariera się tam znajdowała. Również przez nią przeszedł i ujrzał Harry'ego siedzącego na piasku i Morrigan nerwowo obgryzającą skórkę. 

Morrigan jak tylko zauważyła Lucyfera, a chwilę później Azazela wiedziała, że ma kłopoty, ale czuła też ulgę.

-Kiedy wreszcie zrozumiesz, że niedługo wszyscy zaczną na ciebie polować, jeśli już tego nie robią. Nawet z taką mocą mogą Cię zabić. Jeśli nie będziesz ze mną współpracować to nawet ja Cię nie uratuje.-Ostatnie zdanie wymówił ciszej i spokojniej.

-To nie tak jak myślisz.-Starała się zachować spokój, ale słyszała drżenie swojego głosu. Harry dalej siedział na piasku i tylko się wszystkiemu przyglądał.

Zabierz mnie stąd, proszę.-Zwróciła się do Azazela w jego głowie. Wiedziała, że Lucyfer nie zrobi jej krzywdy, ale gdy tylko Harry się pojawił czuła, że jest w niebezpieczeństwie i wiedziała, że Azazel ją ochroni.

-Więc co on tutaj robi?-Powiedział zdenerwowany.

-Panie.-Wtrącił się Azazel i położył dłoń na ramieniu Morrigan.-Wszystko w porządku, zajmę się tym. 

Jest przerażona i to nie nasza wina. Była już zanim nas zauważyła.-Lucyfer chwilę przyglądał się Morrigan i skinął głową. Azazel nie dawał mu drugiej chwili do namysłu i od razu teleportował ich do Akademii.

-Wszystko w porządku?-Od razu zapytał gdy tylko znaleźli się w jej pokoju.

-Tak.-Skinęła głową.-Dziękuję.

-Wybacz, będę bardziej na ciebie uważał.

-Umiem się obronić, ale nie chciałam mu robić krzywdy.-Uspokoiła jego wyrzuty sumienia.-Po prostu nie czułam się pewnie. 

-Już dobrze.-Potarł jej ramię, ukłonił się i teleportował z powrotem do piekła.

 Morrigan starała się jak najbardziej unikać ludzi i od razu po zajęciach zamykała się w swoim pokoju. Nie chciała sprawiać problemów i rzucać się w oczy. Szła właśnie na ostatnie zajęcia z obrony. Odrobinę się nudziła, ponieważ większość umiejętności posiadła już podczas treningu z Azazelem.

-Rosalie czy nie podoba ci się mój przedmiot?-Wyrwał ją z osłupienia.

-Wręcz przeciwnie profesorze.

-Może w takim razie pokaż czego się nauczyłaś. Benjaminie.-Przywołał chłopaka, więc dołączyła do niego na macie.

-To nie będzie wyrównany pojedynek.-Uśmiechnął się do niej Benjamin.

-Nawet nie masz pojęcia.-Odetchnęła cicho. Odkąd Azazel zdjął z niej urok jej moc aż buzowała. Wiedziała, że będzie musiała ograniczać swoją moc. Usłyszeli gwizdek, a Benjamin od razu zaatakował. Morrigan tylko wykonywała uniki. Widziała, że chłopak przy każdym ataku odsłania swój bok, ale postanowiła, że nie będzie atakować i uznają ją za przegraną. 

-Co z tobą?-Zapytał Benjamin wyzywająco. Morrigan widziała, że zaczynał się męczyć.-Walcz!-Morrigan wykonała celowo nietrafny atak i tylko wzruszyła ramionami.-Ty dziwolągu.-Zaskoczył ją swoim zachowaniem. Do tej pory był dla niej miły.-Wiem co zrobiłaś Cassandrze. Pokaż na co Cię stać.-Uderzyła troszkę mocniej, ale wciąż się kontrolowała.-Jak przegrasz to pokażesz mi moje najgorsze koszmary? Taka jest moc demonów czyż nie?-Zaczynał grać jej na nerwach. Morrigan sama jeszcze nie wiedziała skąd wzięła się u niej ta moc i nie potrzebowała aby uczniowie na ten temat plotkowali.-Jesteś odmieńcem. Bękartem.-Morrigan nie wytrzymała.

-Jestem czystszej krwi niż którekolwiek z was.-Wyszeptała i uderzyła w Benjamina. Chłopak zderzył się ze ścianą czemu towarzyszył charakterystyczny chrzęst łamanych kości. Co jednak było ciekawsze na ścianie pojawił się obrys ciała Benjamina, wykonany z powbijanych w ścianę piór. Niektóre były całkiem złote, inne czarne, a jeszcze kolejne były mieszanką tych kolorów.

-Odsuń się od niego.-Usłyszała głos profesora. Odwróciła się i spojrzała na uczniów odsuniętych teraz maksymalnie pod przeciwległą ścianę i przestraszonego profesora. Uniosła ręce i odeszła na bok. Profesor podbiegł do Benjamina i teleportował go zapewne do skrzydła szpitalnego.-Wszyscy do holu.-Rozkazał i upewnił się, że Morrigan stała na samym środku z dala od uczniów odizolowanych pod ścianą. Dyrektorka zeszła po schodach, a Morrigan wiedziała, że mimo że starała się trzymać z dala od kłopotów, to właśnie wpadła w ogromne. Nie wiedziała czego może się spodziewać ze strony Azazela i Lucyfera, szczególnie po sytuacji z Harrym, ale wiedziała, że nic dobrego jej nie czeka.

-Nie ja będę Cię sądzić.-Ostrzegła ją dyrektorka. Drzwi się otworzyły, a Morrigan zbytnio bała się odwrócić, więc obserwowała tylko jak wszyscy padają na kolana. Przed Azazelem tylko się kłaniali. Odwróciła się niepewnie i spojrzała na spokojnego Lucyfera i Azazela kroczącego szybkim krokiem. Ku jej największemu zaskoczeniu zamiast ją zrugać, pokłonił się.

-Nic Ci nie jest?-Obserwował ją dokładnie z każdej strony. 

-Nie.-Powiedziała lekko nieobecnym głosem, ponieważ przyglądała się zaskoczona Lucyferowi, który tylko się do niej uśmiechał. Ich zachowanie mogło znaczyć tylko jedno.

-Mroczny Panie.-Dyrektorka niepewnie podniosła się z kolan.-Jeśli mogę.

-Byle krótko.-Powiedział od niechcenia.

-Z całym szacunkiem, ale to wybiega poza moje kompetencje.

-Jak wiele innych rzeczy.-Przyznał.-Z chęcią zobaczę to na żywo. Choć w waszych głowach wygląda równie imponująco.-Ruszył w stronę sali, a Morrigan dotrzymała mu kroku. Uczniowie zwrócili na to uwagę. Nie szła za Azazelem. Nie szła obok Azazela za Lucyferem. Szła ramię w ramię z samym diabłem. Przyjrzał się dokładnie piórom wbitym w ścianę.-Imponująca precyzja, moja droga.

-Dziękuję.-Powiedziała cicho.-Czy to było konieczne?-Wyciągnęła miecz z pochwy przymocowanej przy biodrze Azazela i dokładnie go obejrzała.

-Wyciągnęłaś mnie ze spotkania, moja Pani.-Uśmiechnął się lekko i schował miecz.

-Wybacz.-Czuła się bardzo niepewnie. Uczniowie ją obserwowali, a ona wciąż jeszcze nie wiedziała co ją czeka po tym wybuchu.

-Nic nie jest ważniejsze od twojego bezpieczeństwa, księżniczko.-Lucyfer wyrwał pióro ze ściany i odwrócił się w ich stronę ze zmarszczonymi brwiami. Zaciągnął się mocno nosem, a Morrigan miała wrażenie, że Azazel bardziej się wyprostował.

-Świeża krew.-Uśmiechnął się szeroko.-Gdzie ten młodzieniec? Pragnę pokazać mu jak nie należy zwracać się do Morningstarów.-Dyrektorka pobladła, ale zaprowadziła Lucyfera w odpowiednie miejsce.

Co mnie czeka?

Nie musisz się o nic martwić.-To jedyna odpowiedź jaką uzyskała, ale uspokajał ją jego uśmiech.

-Morrigan, najdroższa.-Usłyszała ponownie głos Lucyfera i gdy zwrócił się do niej po jej prawdziwym imieniu odetchnęła z ulgą.-Nic się tu więcej nie nauczysz.

-Mroczny Panie, postaram się lepiej.-Powiedziała zdesperowana nauczycielka.

-Teraz mnie chcesz?-Morrigan zapytała rozbawiona i szybko spoważniała.-Ukłoń się.-Dyrektorka pochyliła się tak jak miała w zwyczaju robić to przed Azazelem. Lucyfer machnął ręką, a kobieta padła na kolana.-Zabierzcie mnie stąd. 

-Jak sobie życzysz.-Zauważyła ogień otulający jej ciało, a mrugnięcie później stała w innym pomieszczeniu. 

-Gdzie jesteśmy?-Zapytała z zaciekawieniem. Pomieszczenie było wykonane z czarnego marmuru i udekorowane w odcieniach złota. Na środku stał tron przypominający wielkie pióra. W środku było bardzo dużo okien, z których było widać zamgloną okolicę. 

-W piekle, a dokładnie, Pandemonium w pałacu zguby.-Odpowiedział jej Azazel.

-Ja wolę odpowiedź, że jesteśmy w domu.-Uśmiechnął się Lucyfer.-Chodźmy.-Zaprowadził ją do pomieszczenia wypełnionego przeróżną technologią.-Usiądź proszę.-Widząc, że wyciąga igłę, Morrigan podwinęła rękaw. Pobrał jej krew i wsadził probówkę do jednej z maszyn. 

-Fredric!-Lucyfer krzyknął. W pomieszczeniu pojawił się dosyć niski mężczyzna ubrany w strój lokaja.-Przynieś księżniczce Morrigan szklankę wody.-Mężczyzna się ukłonił i odszedł w nieznanym jej kierunku. Chwilę później wrócił, podał jej szklankę wody i ponownie się ukłonił.

-Dziękuję.-Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.-Przestańcie mnie tak nazywać.

-Z taką rolą się urodziłaś.-Wzruszył ramionami. Maszyna zapikała, więc przeniósł swoją uwagę na nią.

-Jak to jest w ogóle możliwe?-Lucyfer bardziej powiedział sam do siebie niż do Morrigan czy Azazela.

-Ale co?

-Twoje stężenie mocy wynosiło jedną dziesiątą, a teraz wynosi zdecydowanie więcej niż moja. Głównie wzrosła anielska moc, która nie miała prawa wzrosnąć. Chyba, że ktoś przekazał Ci moc.

-Nic mi o tym nie wiadomo.-Odpowiedziała zgodnie z prawdą.

-Chodźcie za mną.-Weszli do czegoś na wzór biblioteki.-Szukajcie wszystkiego, na temat zwiększenia mocy, albo nieświadomej transfuzji.-Morrigan przeglądała którąś z kolei księgę. Trafiła na wzmiankę o Morrigan i z czystej ciekawości zgłębiła temat. Azazel twierdził, że wie o co chodzi, ale nie mógł znaleźć odpowiedniego wpisu.

"Morrigan-Bogini magii, wojny, śmierci i zniszczenia. Królowa umarłych."-Przeczytała na głos.-O kim to?

-Jak to o kim?-Lucyfer zmarszczył brwi.-Nie było tutaj do tej pory żadnej Morrigan.-Przełknęła z trudem ślinę i wróciła do ksiąg. W żadnej nie znalazła nic pożytecznego.-Czy jesteście w stanie powiedzieć mi skąd wzięła się u mnie demoniczna moc?-Azazel spojrzał przelotnie na Lucyfera, a ten westchnął i usiadł obok Morrigan.

-To nie jest łatwy temat.-Bawił się nerwowo palcami.-Lilith nie żyje.

-Myślałam, że jest zaginiona.-Zmarszczyła brwi.-I jaki to ma związek ze mną?

-Catharina nie jest twoją matką.-Morrigan oderwała wzrok od książki i szukała jakiegokolwiek zaprzeczenia na jego twarzy.-Przepraszam, że mówię Ci o tym dopiero teraz. Lilith była twoją matką. Chwilę po twoich narodzinach wybuchła wojna. Tutaj nie byłaś bezpieczna. Gdy uprowadzili Lilith postanowiłem, że zostaniesz z rodziną Brown do osiągnięcia pełnoletności. Nie byłbym w stanie sam się tobą zająć i zapewnić Ci bezpieczeństwa.

-Rozumiem.-Powiedziała cicho, a Lucyfer odetchnął z ulgą.

-Muszę wrócić do oddziałów.-Azazel przesunął w ich stronę otwartą księgę i się teleportował.

-W noc, kiedy krwisty półksiężyc zaświeci, a niebo przetnie kometa, zrodzi się potomek Lilith i Lucyfera. Dziecię będzie dysponowało bardzo dużym zasobem magii. Gdy doświadczy innamorare i przypieczętuje więź poprzez pocałunek, znacznie wzrośnie anielska moc. Dziecię otrzyma demoniczną moc od matki, będzie dysponowało mocą każdego pochodzenia. Będzie najgroźniejszą bronią piekieł. Gdy będzie współpracowało z Mrocznym Panem, ich moc zrówna się z Bogiem.-Morrigan odczytała z pergaminu i dopiero zauważyła, że jest napisany w innym języku.-Od kiedy znam chiński?

-To nie Chiński, tylko Hebrajski. Nie znałaś. Lilith znała. Teraz wystarczy ustalić kto jest twoim innamorato. Podaj mi informację, której żaden ojciec nie chce słyszeć. Z iloma chłopakami się całowałaś?-Zapytał jak gdyby nigdy nic.

-Nie powiem Ci.-Powiedziała jakby to było oczywiste.-I nie próbuj mi czytać w myślach, bo i tak Cię zablokuje.

-Możesz sobie blokować Azazela, ale mnie nie dasz rady.-Powiedział z przekonaniem. Po kilku próbach się poddał.-Myślę, że pióra w Akademii były dosyć dosadną informacją. No dawaj, chyba wiesz jak aktywować znamię.-Morrigan zrobiła o co prosił, a Lucyfer patrzył na nią z podziwem.

-Są piękne.-Wyszeptał.

-I jak się z tego niby korzysta?

-Ja już nie jestem w stanie Ci pokazać.-Widziała zawód na jego twarzy.

-Poradzę sobie.

-Jeśli myślisz o poproszeniu Harry'ego to zapomnij.-Od razu jej przerwał. Miała nadzieję, że Harry będzie chciał jej pomóc.

-W takim razie nie nauczę się korzystać ze skrzydeł. Będą bezużyteczne i nie stanę się najgroźniejszą bronią piekieł.-Liczyła, że ten argument zadziała. Lucyfer przez chwilę się zastanawiał, ale w końcu uległ.

-Lekcje mają się odbywać pod moim nadzorem. Jeśli spotkasz się z nim beze mnie, to się dowiem.-Morrigan tylko przewróciła oczami.-Poproszę o pióro.-Wyrwała jedno i mu je podała. Poddał je jakiemuś badaniu, a na ekranie pojawiła się data.-Coś Ci to mówi?-Zacisnęła usta w wąską linię.-Daj spokój, wiem że to Azazel.

-Słucham?

-Pachniecie dokładnie tak samo.-Uśmiechnął się lekko. Teleportował ich przed ogromne drzwi.-Nie pozwolę Ci tutaj chodzić tak ubranej.-Machnął ręką, a na jej ciele pojawiła się suknia, wykonana z materiału w głębokim odcieniu czerwieni. Górna część sukni miała dopasowany fason z głębokim dekoltem w kształcie serca, a cały gorset był ozdobiony czarnymi, ornamentacyjnymi wzorami przypominającymi rozgałęzienia lub płomienie. Dół sukni był lekko rozkloszowany, z długim trenem. Z czerwonego materiału, w dole sukni, prześwitywały akcenty czerni, w których widoczne były delikatne, błyszczące zdobienia przypominające gwiezdny pył. Jej makijaż się nie zmienił, a na stopach wciąż były słupki należące do szkolnego mundurka. Jej falowane włosy pozostały rozpuszczone z tą różnicą, że teraz spoczywała w nich złota tiara zdobiona rubinami. Lucyfer przyjrzał jej się z uśmiechem i teleportował w nieznane jej miejsce. Pchnęła masywne drzwi, które ukazały jej ogromną arenę z niewyobrażalną ilością demonów. Na podwyższeniu przed nią, stał do niej tyłem Azazel. Podeszła z udawaną pewnością w jego stronę i widziała jak jego mięśnie zaczynają się napinać. Od razu wiedział kto jest za nim. Odwrócił się i ukłonił nisko, co powtórzyły po nim tysiące demonów. 

-Znajdziesz dla mnie chwilę?-Zapytała cicho.

-Oczywiście. Koniec!-Krzyknął do obecnych na arenie.-Lucyfer dba o twój wygląd.

-Jak widać.-Przepuścił ją w drzwiach. Weszła do pomieszczenia, które wyglądało na gabinet.-Chyba używamy tego samego nowego szamponu, bo podobno pachniemy identycznie.-Powiedziała ze spokojem.-Pocałuj mnie.

-Nie zrobię tego.-Nie mogła nic wyczytać z wyrazu jego twarzy.

-To był rozkaz.-Chłopak nawet nie drgnął.-Nie żartuję.-Podszedł do niej niepewnie, położył jedną dłoń na jej biodrze, a drugą na policzku. Zbliżył się do niej powoli i delikatnie musnął ją ustami. Przyciągnęła go za kark, zmuszając do pocałunku, do którego wcale nie był taki niechętny.-To uczucie.-Oderwała się od niego.-To innamorato.-Skinął głową.-Od jak dawna wiesz?

-Podejrzewałem od dawna, upewniłem się gdy pocałowałem Cię po raz pierwszy.-Odpowiedział zgodnie z prawdą.

-Zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć? 

-Myślałaś, że chodzi o Harry'ego. Nie chciałem mieszać Ci w głowie lub wchodzić w drogę.-Uśmiechnął się słabo.

-Skąd wiesz o Harrym?-Spojrzała na niego podejrzliwie. 

-Lucyfer kazał mi mieć na ciebie oko odkąd tylko zyskałem moją moc, więc jeszcze na długo zanim ty zyskałaś swoją. Jestem wprawiony w monitorowaniu co u ciebie.

-Brzmisz jakbyś miał na moim punkcie obsesje.-Przyciągnęła go do siebie za koszulę i powiedziała prosto w jego usta, do których później przywarła. Nie opierał jej się. Nawet przez myśl mu to nie przeszło. Przyciągnął ją bliżej siebie. Złapała za guziki jego koszuli, ale zatrzymał ją, łapiąc jej nadgarstek. Spojrzała na niego z uniesioną brwią.

-Jesteś księżniczką. Będziesz królową. Nic co bym z tobą zrobił nie okazuje należytego szacunku.-Jego mina była całkiem poważna, a jego słowa wcale nie zniechęciły Morrigan.

-Teraz jesteś taki profesjonalny?-Uśmiechnęła się głupkowato i podeszła do drzwi.-W porządku generale Clay.-Nie dając mu czasu na odpowiedź wyszła z pomieszczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro