Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

60|60

Nightmare

Irytujące pukanie do drzwi.

Wejść — drzwi się otworzyły i wszedł, przez nie ten fioletowy taki.

~~ Witaj szefuńciu! ~~ jego uśmiech wywołuje u mnie uczucie wymiotów... A to dziecko uczucie złości.

~~ Wuwu! ~~ irytujące stworzenie... 

Daj mi ją i idź — powiedziałem przeglądając papiery. Muszę wybrać jedno z kilkuset AU, na wybudowanie nowej bazy.

~~ Jak szefuńcio chce! ~~ spojrzałem na niego. Pocałował dziecko w policzek i podszedł do mnie ~~ Bądź grzeczny aniołku ~~ i kolejny pocałunek, ohyda. Fioletowy podał mi ją i po chwili wyszedł. 

Radziłbym ci się odkazić zanim dostaniesz jakiejś infekcji od tego zboczeńca... — westchnąłem kładąc ją sobie na kolana i przytrzymując jedną ręką.

~~ Wuwu! ~~ jaki kurwa wuwu?! 

Słuchaj ty mała irytująca i nikomu niepotrzebna istoto. Nie masz kurwa prawa do nazywania mnie wujkiem. Jestem twoim wrogiem i kiedyś się ciebie pozbędę, albo teraz, ale to zależy od tego jak bardzo będziesz mnie irytować — mój wzrok znowu spoczął na kartkach papieru. 

To musi być spokojne miejsce i takie którego nikt się nie spodziewa. 

~~ Mama... ~~ lekko zdziwiony spojrzałem na Lux. Miała łzy w oczach. 

Twoja mama smaży się gdzieś na dole w piekle — ona i tak nie rozumie to po co się wysilam do rozmowy? 

~~ Tata? ~~ nadal się na mnie gapi...

Cross jest, przez ciebie w szpitalu... — wstałem z nią na ręce. 

Nie mogę się, przez nią skupić. 

Bachorze zróbmy tak... Ty sobie poleżysz na dywanie w ciszy, a ja zajmę się pracą — odłożyłem ją i znów usiadłem — Może zaśnie... — westchnąłem dalej przeglądając papiery. 

Może wybiorę Haventale? Kto wpadłby na pomysł, że banda morderców będzie żyła w niebie? Nie... To zły pomysł. Powinienem wybrać miejsce gdzie od czasu do czasu będzie można kogoś zabić i nikt się nie skapnie... Hm... Wziąłem do ręki akta z Fellswap. Może ten świat się nada?

~~ Tata! ~~ podniosłem wzrok znad papierów, a moje oko spotkało się z wściekłym spojrzeniem Cross'a...

Cross

Przebłagałem Killer'a, by mnie wziął do bazy. Teleportował mnie do samego gabinetu Nightmare. I co widzę na podłodze? Moją córkę!

— Oszalałeś?! — wziąłem ją na ręce i przytuliłem patrząc na niego wściekły.

Dlaczego nie leżysz w szpitalu?! — on również wyglądał na złego, ale ja mam więcej powodów, by się wściekać.

— A dlaczego nie odzywałeś się do mnie od wypadku Dream'a?! I dlaczego zabrałeś ze sobą Lux?! — usłyszałem płacz małej, więc zacząłem ją lekko kołysać. 

Nie muszę ci odpowiadać na tak głupie pytania! — obszedłem biurko dookoła i stanąłem tuż obok niego. 

— Dla ciebie to są głupie pytania?! — obróciłem go na krześle w taki sposób, że nasze twarze były do siebie przodem — Głupie jest dla ciebie, że się martwiłem o moją córkę i ciebie?! To jest dla ciebie głupie!? — Lux dalej płakała. Odsunąłem się kilka kroków i zacząłem ją tulić delikatnie — Proszę powiedz mi czy miałeś jakiś związek z... wypadkiem Dream'a... — poczułem ból w klatce piersiowej. 

Nie miałem z tym nic wspólnego. Byłem wtedy z tobą! Myślisz, że byłbym w stanie go zabić?! — wstał podchodząc do nas. 

— Tak Nightmare... Ty byłbyś w stanie zabić każdego... — wyszeptałem odwracając wzrok. 

Myślisz, że bym cię zabił? — nie odpowiedziałem — Rozumiem... Nie ufasz mi... — spojrzałem na Lux, wyglądała na bardzo wystraszoną, w sumie nie ma się co dziwić czyż nie?

— Nie o to chodzi... Ty po prostu czasami nad sobą nie panujesz... Bałem się, że zrobisz Lux krzywdę kiedy chociaż raz zapłacze... — patrzył mi w oczy mając usta niewiele centymetrów od moich.

Miałem taki zamiar... Ale byś mnie wtedy znienawidził... — uśmiechnąłem się lekko.

— Cieszę się, że coś dla ciebie znaczę — pocałowałem go w policzek.

Znaczysz dla mnie naprawdę bardzo dużo... Dlatego nie zrobiłbym nic co sprawiłoby twój smutek — już czułem jego usta na moich, ale w tym momencie odezwała się moja mała dzidzia — No kurwa... — odsunąłem się patrząc na mój skarb.

— O co chodzi Lux? — przytuliłem ją i się uśmiechnąłem.

***

Zastanawiam się nad
sensem istnienia...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro