51|51
Koniec końców bawiliśmy się ze sobą ponad trzy godziny. Pewnie robilibyśmy to dłużej, ale moje rany nam na to nie pozwoliły. Aktualnie leżymy razem na łóżku z gołymi kośćmi.
─ Kocham cie Nightmare... ─ wyszeptałem wtulając się w niego.
─ Byłbym potworem, gdybym teraz odpowiedział, że ja ciebie nie ─ zaśmiał się i położył dłoń na moich łopatkach palcem robiąc na nich kółka ─ Ale i tak prawdą jest, że ja ciebie też kocham ─ pocałował mnie w czubek czaszki.
─ Cieszy mnie ten fakt ─ uśmiechnąłem się.
Nie wiem jak teraz będzie wyglądać moje życie. Chce być w życiu córki, ale Nightmare przez ten cały czas będzie chciał ją zabić, tak samo jak Dream'a. Chciałbym zakończyć ten spór między nimi.
─ Nightmare..? Czemu nienawidzisz Dream'a? ─ spytałem cicho mocniej wtulając się w jego kości.
─ Czemu miałbym go lubić? Ten mało ważny światu robal próbuje ukraść moją własność wykorzystując do tego świeżo urodzonego bachora. Kto normalny tolerowałby taki czyn? ─ westchnąłem cicho i poczułem jak ten odsuwa mnie od siebie, by spojrzeć mi w oczy.
─ Ale przed tym wszystkim także go nienawidziłeś! ─ zmarszczyłem moje nieistniejące brwi.
─ Czemu cie to tak ciekawi? ─ prychnął.
─ Bo jesteś moim chłopakiem i chce o tobie wiedzieć jak najwięcej? ─ nie odpowiada się pytaniem na pytanie Cross...
─ Rozumiem ─ dotknął mojego policzka ─ Chcesz dojść do przyczyny naszej rywalizacji, by nas ze sobą pogodzić ─ moje usta, aż się otworzyły. On jest jebanym Sherlockiem! ─ Sądząc po twojej reakcji trafiłem w sedno ─ zaśmiał się uroczo i zamknął moją buzię swoją macką ─ Ale to nie jest możliwe kochanie ─ pocałował mnie w czoło.
─ Jak to..? ─ spytałem cicho.
─ Ja i ten robal się po prostu nienawidzimy. Można kogoś lubić i nie lubić, czyż nie? ─ on nie mówi całej prawdy...
─ No tak... ─ podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na moją rękę ─ Ale wiem, że czegoś nie chcesz mi powiedzieć... ─ wstałem z łóżka i zacząłem ubierać koszulę.
─ Gdzie się wybierasz? ─ podniósł się łapiąc mnie za zdrową dłoń.
─ Muszę wracać do szpitala ─ założyłem kapcie.
─ Nie musisz... Zaopiekuje się tobą~ ─ dlaczego wydaje mi się, że jego opieka to co innego niż zmienianie mi bandaży?
─ Nie jestem pewny, czy masz dar lekarski... Poza tym muszę się zobaczyć z Lux ─ jego oko zabłysnęło groźnie.
─ Kim do cholery jest Lux?! ─ wstał wściekły i stanął przede mną.
─ Uspokój się Night... Lux to moja córka... ─ usiadłem czując ból w nodze, zdecydowanie muszę wracać. Nightmare spojrzał mi w oczy wzdychając.
─ Naprawdę tak bardzo ci na niej zależy? ─ spytał spuszczając głowę w dół.
─ Od zawsze chciałem mieć rodzinę, a Lux... ona jest po prostu wspaniała... Choć dopiero wczoraj pierwszy raz mogłem ją zobaczyć... To pokochałem ją... ─ wziąłem jego podbródek w dłoń i go uniosłem, by patrzył mi w oczy ─ Więc przepraszam, ale nie dam ci jej zabić... Tak samo Dream'a. Nic do niego nie czuję, ale nie chce, by moja córka wychowywała się bez rodzica... ─ pocałowałem go delikatnie w usta ─ Proszę zrozum to... ─
─ Mam porzucić plan zabicia go dla twojego szczęścia..? Nie wiem czy jestem w stanie... ─ zasmuciłem się jego słowami ─ Ale mogę spróbować... Dla ciebie... ─ pocałował mnie w policzek i odwrócił wzrok ─ Na początek chce poznać tę całą Lux... ─ mam nadzieję, że nie ma za tymi słowami jakiegoś przekrętu...
─ W porządku. To kiedy chcesz ją poznać? ─ spytałem uśmiechając się lekko.
─ Teraz... ─ boję się reakcji Dream'a na jego wizytę...
***
Nie jestem pewna,
czy ten rozdział nie jest
naciągany :(
Ale i tak jestem z niego
zadowolona.
Bajo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro