Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18|18

Co tak ładnie pachnie? Delikatnie otworzyłem oczy, by zbadać miejsce w którym się znajduję, sypialnia Dream'a...

─ Czyli to nie był koszmar... ─ złapałem się za głowę.

Niestety nie... ─ spojrzałem na Charę czując narastające przerażenie ─ Co się na mnie gapisz?! Zabezpieczać się nie umiesz do cholery?! ─ westchnąłem i wstałem nie wiedząc co ze sobą zrobić. Mogę stąd uciec, ale Dream w każdej chwili może przyjść do mojego pokoju gdzie znajduje się Nightmare. Właśnie!

─ Ile spałem? ─ zacząłem się rozglądać za zegarem, ale nigdzie takiego znaleźć nie mogłem.

Na moje oko dwie, lub trzy godziny... 

Czyli Nightmare mnie zabije... A jak jeszcze dowie się o ciąży swojego brata to tym bardziej mnie zabije! 

─ Kuźwa zjebałem... Zjebałem po całości... ─ wstałem i spojrzałem w lustro przyczepione do drzwi szafy. 

Tak trudno było gumkę założyć?! ─ podszedłem do lustra i spojrzałem sobie prosto w oczy. 

─ Chciałem, ale Dream i ja... Po prostu... Kurwa... ─ uderzyłem lustro z taką siłą, że roztrzaskało się na małe kawałeczki. 

Gratulacje ciołku! Zaraz przyjdzie tamten dupek! Puki go nie ma otwieraj portal i znikaj... Zrozumie, że nie chcesz dziecka i się odczepi! ─ patrzyłem na odłamki szkła ze smutkiem. 

─ Nie mogę go zostawić w takim stanie Chara... ─ podszedłem do drzwi ─ Przekonam go do aborcji... ─ otworzyłem je, ale nie ruszyłem się na krok bo przede mną stał nie kto inny niż Dream... 

~~ Chara? Aborcja..? O czym ty mówisz..? ~~ w jego oczach pojawiły się łzy, które po chwili zaczęły spływać po policzkach. 

─ Dream bo ja... Bo my... Po prostu nie jesteśmy gotowi na dziecko! ─ czułem jak panika ogarnia moje ciało. 

~~ Dlatego mam zabić niczemu nie winną istotkę? ~~ smutny położył dłonie na swoim brzuchu. Odwróciłem wzrok zakłopotany. Co ja mam zrobić..? 

─ Przepraszam... ─ westchnąłem i przytuliłem do siebie szkieleta ─ Porozmawiamy o tym później... Postaram się odwiedzać cię jak najczęściej... A teraz muszę wracać, bo Nightmare się zdenerwuje... ─ odsunąłem go od siebie i odwróciłem wzrok.

~~ Chcesz je zobaczyć..? ~~ spojrzałem na niego.

─ Przed chwilą chciałem jego śmierci... Nie mogę teraz go widzieć... ─ odsunąłem się jeszcze dalej i stworzyłem portal do mojej łazienki ─ Jutro przyjdę... Obiecuję... ─ wszedłem do środka, a teleport za mną się zamknął.

Miałeś z nim skończyć, a nie obiecywać, że z nim zostaniesz! ─ złapałem się za głowę i oparłem o zlew ─ Poza tym co powie twój drugi ukochany jak dowie się, że masz bachora z jego bratem?!

─ Nie nazywaj mojego dziecka bachorem... ─ wyszeptałem i przemyłem twarz wodą ─ Jak na razie postaram się zadowolić obydwóch...

Czyli będziesz kłamał ─ skinąłem głową ─ To się nie skończy dobrze... 

─ Wiem... Ale muszę spróbować... ─ wyszedłem z łazienki i biorąc moją bluzę z podłogi opuściłem moją sypialnię.

A gdzie teraz idziemy? ─ Chara wyglądał na zdenerwowanego.

─ Do jedynej osoby, którą kocham... ─ stanąłem, przed drzwiami do gabinetu Nightmare'a i niepewnie zapukałem.

Wejść! ─ wszedłem do pomieszczenia i zamknąłem za sobą drzwi. Zaraz potem poczułem macki łapiące mnie za nadgarstki i przygniatające do drzwi ─ Gdzieś ty był do cholery?! 

─ Na spacerze..? ─ uśmiechnąłem się niewinnie.

Ja ci kurwa dam spacer! ─ ścisnął moje nadgarstki do tego stopnia, że poczułem jak kość mi w nich pęka.

─ Nightmare to boli! ─ zacząłem się szarpać, ale to tylko zwiększyło mój ból.

Powiedz mi prawdę... Gdzie do cholery byłeś?! ─ kolejna macka wpełzła mi pod sweter i zaczęła mnie dotykać po żebrach.

─ Byłem w Outertale! ─ moje nadgarstki długo nie wytrzymają... 

Po co do cholery?! 

─ Chciałem nam zorganizować randkę! ─ Nightmare przestał zadawać mi ból.

Randkę..? ─ na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Puścił mnie i się odwrócił ─ Więc czemu nie było cie, aż tak długo?

─ Szukałem odpowiedniego miejsca, ale kiedy uświadomiłem sobie która godzina wróciłem... ─ podszedłem do niego od tyłu i przytuliłem go. 

Mogłeś powiedzieć na samym początku... Nie zrobiłbym ci krzywdy... ─ odsunął się i wyciągnął maść, wraz z bandażem. 

─ Ale to miała być niespodzianka ─ uśmiechnąłem się lekko zarumieniony.

Idiota... ─ zaśmiał się i zaczął opatrywać moje nadgarstki. 

Jestem kłamcą roku...

***

Hej!
Spodziewaliście się mnie?
No cóż.
Dobranoc!

Ps. Tak dokładnie nie mam co robić
ze swoim życiem XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro