18|18
Co tak ładnie pachnie? Delikatnie otworzyłem oczy, by zbadać miejsce w którym się znajduję, sypialnia Dream'a...
─ Czyli to nie był koszmar... ─ złapałem się za głowę.
─ Niestety nie... ─ spojrzałem na Charę czując narastające przerażenie ─ Co się na mnie gapisz?! Zabezpieczać się nie umiesz do cholery?! ─ westchnąłem i wstałem nie wiedząc co ze sobą zrobić. Mogę stąd uciec, ale Dream w każdej chwili może przyjść do mojego pokoju gdzie znajduje się Nightmare. Właśnie!
─ Ile spałem? ─ zacząłem się rozglądać za zegarem, ale nigdzie takiego znaleźć nie mogłem.
─ Na moje oko dwie, lub trzy godziny...
Czyli Nightmare mnie zabije... A jak jeszcze dowie się o ciąży swojego brata to tym bardziej mnie zabije!
─ Kuźwa zjebałem... Zjebałem po całości... ─ wstałem i spojrzałem w lustro przyczepione do drzwi szafy.
─ Tak trudno było gumkę założyć?! ─ podszedłem do lustra i spojrzałem sobie prosto w oczy.
─ Chciałem, ale Dream i ja... Po prostu... Kurwa... ─ uderzyłem lustro z taką siłą, że roztrzaskało się na małe kawałeczki.
─ Gratulacje ciołku! Zaraz przyjdzie tamten dupek! Puki go nie ma otwieraj portal i znikaj... Zrozumie, że nie chcesz dziecka i się odczepi! ─ patrzyłem na odłamki szkła ze smutkiem.
─ Nie mogę go zostawić w takim stanie Chara... ─ podszedłem do drzwi ─ Przekonam go do aborcji... ─ otworzyłem je, ale nie ruszyłem się na krok bo przede mną stał nie kto inny niż Dream...
~~ Chara? Aborcja..? O czym ty mówisz..? ~~ w jego oczach pojawiły się łzy, które po chwili zaczęły spływać po policzkach.
─ Dream bo ja... Bo my... Po prostu nie jesteśmy gotowi na dziecko! ─ czułem jak panika ogarnia moje ciało.
~~ Dlatego mam zabić niczemu nie winną istotkę? ~~ smutny położył dłonie na swoim brzuchu. Odwróciłem wzrok zakłopotany. Co ja mam zrobić..?
─ Przepraszam... ─ westchnąłem i przytuliłem do siebie szkieleta ─ Porozmawiamy o tym później... Postaram się odwiedzać cię jak najczęściej... A teraz muszę wracać, bo Nightmare się zdenerwuje... ─ odsunąłem go od siebie i odwróciłem wzrok.
~~ Chcesz je zobaczyć..? ~~ spojrzałem na niego.
─ Przed chwilą chciałem jego śmierci... Nie mogę teraz go widzieć... ─ odsunąłem się jeszcze dalej i stworzyłem portal do mojej łazienki ─ Jutro przyjdę... Obiecuję... ─ wszedłem do środka, a teleport za mną się zamknął.
─ Miałeś z nim skończyć, a nie obiecywać, że z nim zostaniesz! ─ złapałem się za głowę i oparłem o zlew ─ Poza tym co powie twój drugi ukochany jak dowie się, że masz bachora z jego bratem?!
─ Nie nazywaj mojego dziecka bachorem... ─ wyszeptałem i przemyłem twarz wodą ─ Jak na razie postaram się zadowolić obydwóch...
─ Czyli będziesz kłamał ─ skinąłem głową ─ To się nie skończy dobrze...
─ Wiem... Ale muszę spróbować... ─ wyszedłem z łazienki i biorąc moją bluzę z podłogi opuściłem moją sypialnię.
─ A gdzie teraz idziemy? ─ Chara wyglądał na zdenerwowanego.
─ Do jedynej osoby, którą kocham... ─ stanąłem, przed drzwiami do gabinetu Nightmare'a i niepewnie zapukałem.
─ Wejść! ─ wszedłem do pomieszczenia i zamknąłem za sobą drzwi. Zaraz potem poczułem macki łapiące mnie za nadgarstki i przygniatające do drzwi ─ Gdzieś ty był do cholery?!
─ Na spacerze..? ─ uśmiechnąłem się niewinnie.
─ Ja ci kurwa dam spacer! ─ ścisnął moje nadgarstki do tego stopnia, że poczułem jak kość mi w nich pęka.
─ Nightmare to boli! ─ zacząłem się szarpać, ale to tylko zwiększyło mój ból.
─ Powiedz mi prawdę... Gdzie do cholery byłeś?! ─ kolejna macka wpełzła mi pod sweter i zaczęła mnie dotykać po żebrach.
─ Byłem w Outertale! ─ moje nadgarstki długo nie wytrzymają...
─ Po co do cholery?!
─ Chciałem nam zorganizować randkę! ─ Nightmare przestał zadawać mi ból.
─ Randkę..? ─ na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Puścił mnie i się odwrócił ─ Więc czemu nie było cie, aż tak długo?
─ Szukałem odpowiedniego miejsca, ale kiedy uświadomiłem sobie która godzina wróciłem... ─ podszedłem do niego od tyłu i przytuliłem go.
─ Mogłeś powiedzieć na samym początku... Nie zrobiłbym ci krzywdy... ─ odsunął się i wyciągnął maść, wraz z bandażem.
─ Ale to miała być niespodzianka ─ uśmiechnąłem się lekko zarumieniony.
─ Idiota... ─ zaśmiał się i zaczął opatrywać moje nadgarstki.
Jestem kłamcą roku...
***
Hej!
Spodziewaliście się mnie?
No cóż.
Dobranoc!
Ps. Tak dokładnie nie mam co robić
ze swoim życiem XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro