Rozdział 14
-Mogę ci pomóc.
-A niby czego chcesz w zamian?
-Tylko kilku informacji.
Uniosłam jedną brew.
-Powiedz, jak sprawić, by to, co się stanie, zakończyło się sukcesem.
Zastanowiłam się. To jest jakiś wybór. Mogę powiedzieć mu takie bzdety, jak to, by przejął ciało Blendiego. Że wieczorem to Mabel będzie mieć szczelinę.
-Co będę z tego mieć?
-Sprawię, że będziesz mogła pozbywać się swoich wspomnień. I zadawać tym samym innym ból.
Propozycja była pociągająca. Mogłabym wreszcie normalnie żyć, bez zbendnego bagażu emocji. Tak, chcę tego. Bardzo chcę.
-Deal?
Wyciągnął w moim kierunku rękę otoczoną niebieskim ogniem. Zastanowiłam się jeszcze. To może być najgorsza decyzja w moim życiu. Ale ja już przeżyłam swoje życie. Nie mam nic do stracenia.
-Deal.
***
Obudziłam się. Miałam niewielkiego kaca, ale to nic. Właśnie podpisałam cyrograf.
Chwyciłam telefon i przejrzałam się. Na razie nic. Chociaż nie, moje oczy stały się bardziej... Świecące? Błyszczące to właściwe słowo.
Wstałam. Muszę przygotować się do apokalipsy. Teraz. No ja pierdziele, jak ja mogłam zapomnieć. To przecież takie oczywiste.
Pozbierałam wszystko co moje i wpakowałam do torby. Potem polazłam do łazienki by zmyć z siebie alkohol. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Chłodna woda spłynęła po moim ciele, zmywając resztki snu. Muszę się dobrze umyć, bo przez najbliższy tydzień tego raczej nie zrobię. Eh, w co ja się wpakowałam. Po południu przyjdzie do mnie ten nachos po wskazówki. Cholera jasna. Postanowiłam sprawdzić, czy dorito spełniło swoją część umowy. Przede mną pojawiła się moja dusza. Była ciemniejsza niż wcześniej. Zamiast granatu miała prawie czarny kolor. Do tego była obklejona jakimś czarnym gównem.
Przywołałam jakieś wspomnienie. Mycie zębów sprzed trzech lat. Pamiętam, wtedy śmiałam się z jakiegoś głupiego żartu. Zacisnęłam dłoń w pięść. Wspomnienie, wcześniej wyglądające jak piłka do tenisa i emanujące żółtym światłem, dosłownie wybuchło. Jego szczątki wbiły się w ścianę, po czym zniknęły. A ja zapomniałam tego wspomnienia. Jego usunięcie tak, ale samego wspomnienia uwięzionego w tej piłce już nie. Uśmiechnęłam się. Tak, nareszcie. Pozbędę się ich.
Skończyłam się wycierać i przebrałam się w moje ciuchy. Póki mogę, muszę stąd spadać. Załorzyłam torbę na ramię i ruszyłam w stronę drzwi, jednocześnie poprawiając sobie fryz. I o mało zawału nie dostałam.
Jedno moje oko zrobiło się czarne. Wypływała z niego jakaś niezidentyfikowana czarna substancja. Nie, nie nie! Nosz kurwa.
Będąc już na górze, porzukałam apteczki w kuchni i zajumałam z niej bandaż. Szybkimi ruchami owinęłam oko, i przykryłam całość grzywką. Wyglądałam jak zwykle. I całe szczęście. No, teraz kolejna sprawa prioretytowa.
Przeszukiwałam lodówkę, ale w końcu znalazłam. Odkrędiłam pokrywkę słoika i już miał się napić ale do kuchni wlazła Mabel.
-A ty co tu robisz?- spytała. Spojrzałam na zegarek. Już dziewiąta?! Jak ten czas zapierdala.
-Piję napój bogów-mruknęłam sarkastycznie i wychlałam zalewę z ogórków kiszonych. Od razu lepiej. Dziweczyna patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Poczochrałam ją po włosach.
-Kiedyś zrozumiesz, młoda- powiedziałam z udawaną powagą. Jej mina była bezcenna. Parsknęłam śmiechem. Jaka ta młoda jest zabawna. Aż chciałoby się zapisać ją do cyrku. Wychodząc z kuchni zauwarzyłam jak Dipper i Ford wychodzą przez drzwi frontowe. Podbiegłam do nich.
-Uważajcie na przyciski- po czym bez słowa wybiegłam w stronę cywilizacji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro