Rozdział 19
-----Chloe-----
Ja... Nie potrafiłam. Nie mogłam go zabić. Po prostu nie.
Opuściłam rękę z nożem i upadłam na kolana. Nie mogłam tego zrobić.
Poczułam, jak po mojej twarzy lecą łzy. Szczere łzy. Płakałam bezgłośnie. Miałam tego dość. Jak ja mogę...? Przecież tu mam to co tylko mi w życiu zostało. Dlaczego chcę to zniszczyć? Walczyłam ze sobą wewnętrznie. Miałam dość. Jedna ja chciałam zabić, poczuć krew na swoich rękach. Ale druga... Nie chciała tego. Nie chciała więcej krzyków, krwi.
-Ja... Chciałam znowu normalnie żyć...czy to tak wiele?- nawet nie zdałam sobie sprawy, że mówię to na głos. Byłam zbyt załamana, by tym się przejąć. Poczułam, jak ktoś mnie przytula. Uchyliłam powiekię, by zobaczyć, kto to taki zaryzykował swoje życie, zakłócając strefę osobistą potwora. Potwór. Tym się stałam.
To był Ford. Zamknęłam oczy z powrotem. " Nie, to jakieś zwidy"-podpowiadał mój umysł. Ale nie. To działo się naprawdę. Usłyszałam jego szept.
-Wiem, co zrobiłem. Wiem, że zrobiłem źle. Ale czy ty mi wybaczysz?
Przeanalizowałam jego słowa. Tak na serio to ja powinnam prosić o wybaczenie, a nie on. Ja prawie ich pozabijałam. Ja jestem tą złą. Nie on, lecz ja. Ale zrozumiałam coś jeszcze. Wszystko stało się przez Billa. Ten pocałunek... Wyssał ze mnie wszystko, oprócz nienawiści. To była jego wina. Ale też moja, że dałam się mu tak łatwo wykiwać.
-Tak-powiedziałam jeszcze ciszej. Nie chciałam dalej żyć, tak jak wcześniej. Tam nie miałam nic. Tutaj miałam jeszcze jakąś szansę.
Odwzajemniłam uścisk. Łzy przestały mi lecieć z oczu. Poczułam w sobie jakąś zmianę. Drobną, ale jednak. Po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Dobra, dosyć mazgajenia. Wstałam.
-Bill zaraz tu wpadnie. Ja zniknę, a co do was, to jest jedna sprawa...
-Well, well, well, widzę, że zapoznaliście się z moją małą niespodzianką.
Obróciłam się w tamtą stronę. Zobaczyłam dorito. Znowu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro