Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Jeszcze pięć godzin. Tylko pięć.
Postanowiłam przejść się po lesie. Nie miałam nic do roboty, więc czemu nie? Przecież to tylko spacer. Nic się nie stanie. Jak ja się kurwa myliłam.
Idę se spacerkiem po lesie, nie myślę o niczym, a tu nagle jeb! Dwa metry ode mnie spadł ten taki pojazd ufo, co, nosz kurwa, zapomniałam... Chrzanić to, jak brzmiała jego nazwa. W każdym razie, nie wiem do dziś, czym się kierowałam, ale podbiegłam w tamtą stronę. Jak w serialu, krater, zniszczony pojazd, spanikowany Dipper i tak dalej. Wskoczyłam do tej dziury i podeszłam do młodego. Był spanikowany.
-Siemson mały.
-Aaaaa!!!!- wrzasnął. No proszę, aż tak przeżarta złem nie jestem. Spojrzałam na to czym się zajmował. A, no tak.
-Daj, pomogę ci.
Pomogłam mu wyciągnąć staruszka z tej szklanej bańki. Sprawdziłam mu puls. Żyje. Co jak co, ale nie chciałam mieć trupa na dzisiejszą apokalipsę. On ma jeszcze do odegrania rolę, ja niekoniecznie. Nie chcę strzelać do Billa z dezintegratora. A co do tego... ten dorito już wie jak zdobyć szczelinę. Powiedziałam mu wcześniej. Cieszył się jak debil. No cóż... nic nie poradzę, że jest głupi jak but. Ehhh... co ja robię ze swoim życiem (ja tym bardziej nie wim - autor.). Nagle pojawił się ten droid, czy jak mu tam. Popchnęłam w jego stronę Dipciaka, sam sprzęt mając totalnie w dupie. Młody musi poradzić sobie sam. Ale nie wszystko poszło po mojej myśli.
Dzieciak schował się za mnie. Westchnęłam. Pora ruszyć dupę i zrobić coś raz, a pożądnie. Wyrwałam od chłopaka magneser i załadowałam go. Był trochę jak pistolet. Wycelowałam i wystrzeliłam. Sprzęt zapiszczał i lotem kołowym zbliżał się w stronę ziemi. Po chwili zaliczył piękne spotkanie z ziemią. Aż miałam ochotę zrobić selfie. Odwróciłam się w ich stronę. Ford już oprzytomniał i zdumiony patrzył się na mnie. Nosz cholera jasna, co oni się tak gapią?! Stanik mam na bluzce, czy co?
-Halo, jesteście tam?- machnęłam ręką. Ocknęli się. Co, za każdym razem mają takie lagi, czy po prostu to chwilowy zanik mózgu? Nie wiem.
- Gdzieś ty się tego nauczyła?
-Życie. A że moje potoczyło się tak, a nie inaczej to umiem. E tam, nie ma się o co ciskać.
-Ale ty tak spokojnie wycelowałaś i po prostu strzeliłaś...
-Kiedy dotrze, że widziałam śmierć niejednokrotnie? Sam strzał jest prosty. A jak boisz się, to wypadasz z gry. Game over, the end. Żywot nie jest usłany płatkami róż, a przeznaczenie nie podaje ci rozwiązań na talerzu. To jest gra. Masz jedno życie, jak je wykorzystać, ty decydujesz. Czasem przypadek robi to za ciebie. Zakończeń jest nieskończoność. Ty wybierasz. I zawsze ońzysz grę w taki czy inny sposób. Nie ma remisu. Wygrywasz, albo przegrywasz. I zawsze masz tylko jedną szansę, by zrobić to dobrze. I to jest prawdziwa definicja życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro