×Chapter×02.5×
×PRAWDZIWE KŁAMSTWO×
×
Od czasu tamtej kłótni już się do siebie nie odezwaliśmy, nawet kiedy widzieliśmy się gdzieś na ulicach miasta. Czas płynął dalej, tak jak i życie. Zgodnie z planem poszedłem do Rairy, tak jak i większość osób, które znałem. Jednak brakowało tu Onohary Akane, która kiedyś była moją przyjaciółką. A może i tylko udawała? Sam już nie byłem pewny, ale w tym momencie należała już do przeszłości i zamierzałem najzwyczajniej w świecie o niej zapomnieć.
Z jednej strony czułem swobodę, a z drugiej dziwną pustkę, jakby odebrano mi coś istotnego. Cięgle pamiętałem co wtedy do mnie powiedziała:
- Izaya-kun... czy nie uważasz, że ludzie są interesujący? - zapytała tamtego dnia, ale...
- Wiesz, Aka-chan, moim zdaniem... - zacząłem, ale wiem, że nie usłyszała i zapewne nie usłyszy. Ciekawiło mnie, jakby zareagowała, gdyby jednak dowiedziała się co wtedy powiedziałem. Doskonale pamiętam jaka była wściekła i jak mnie wtedy zwyzywała.
- Nienawidzę wszystkich ludzi, ale ciebie najbardziej, Orihara Izaya - wycedziła, a na jej usta wkradł się sadystyczny uśmiech. Po tych słowach odwróciła się z zamiarem odejścia, ale ja nadal śmiałem się z jej rzekomej naiwności przez co straciła nad sobą panowanie i nawet Kishitani nie zdołał jej powstrzymać przed wymierzeniem mi solidnego prawego sierpowego. Naprawdę zabolało. Bałem się nawet, że wybiła mi zęba. Jednak w tym ciosie było coś jeszcze... Nie tylko złość, żal i nienawiść, coś jakby smutek? Dość dziwne, bo byłem niemalże pewien, że Aka-chan...znaczy Onohara umie panować nad swoimi emocjami, a także zgrabnie je ukryć przed otoczeniem. Ciągle mnie zadziwiała i właśnie tym pociągała do coraz głębszej fascynacji ludzkimi zachowaniami.
×
- Myślę, że powinieneś ją przeprosić - powiedział w końcu Shinra, po dość długim milczeniu.
- Kogo niby? - udałem, że nie wiem, choć na pewno chodziło o nią.
- Akane. - Kishitani westchnął.
- Dlaczego? - ciągnąłem.
- Bawisz się prezentem od niej.
Rzeczywiście. Od dłuższej chwili obracałem w dłoniach nożyk z wysuwanym ostrzem, który dała mi ta dziewczyna. Jakoś nie zwróciłem na to wcześniej uwagi, ale taki podarek był dobrze przemyślany. Wiedziała, że trochę igram z prawem i zapewne miała na uwadze moje bezpieczeństwo w razie zagrożenia.
×Dwa i pół roku wcześniej×
Siedziałem na kanapie w domu Akane i przyglądałem się swojemu staremu nożykowi, który ostatnio się złamał. Był całkiem przydatny, więc było mi nawet trochę szkoda go wyrzucać.
- Izaya, czemu nie oglądasz filmu? - do pokoju weszła niezadowolona z mojego zachowania brunetka, trzymając dwa kubki niezbyt mocnej kawy, z której wciąż uchodziła para, tworząc w powietrzu małe obłoczki.
- Eh, ostatnio rozwalił mi się ten nożyk - mruknąłem z niezadowoleniem. - Był bardzo przydatny, wielofunkcyjny i w ogóle...
- Chleb nim smarowałeś? - zapytała, lekko unosząc kąciki ust, po czym postawiła na drewnianym stoliku ciepłe napoje. - A propos... chcesz coś zjeść? Mama zrobiła kanapki.
Pokręciłem przecząco głową, by następnie westchnąć głośno i opaść na kanapę. Chciałem zrobić dziewczynie trochę na złość, więc specjalnie włożyłem nawet pomarańczową poduszkę za głowę.
- Suń się - wypaliła, siadając mi bez skrupułów na nogach, wręcz celowo prawie na nie wskakując.
Od razu podniosłem się do siadu, mając wrażenie, że kości aż chrupnęły. Onohara nie była ciężka, ale i tak nawet normalna waga może być niebezpieczna, gdy trafi się w czułe miejsce.
- Sadystko! - wypaliłem od razu, mając wrażenie, że nogi mi zaraz odpadną. - Kiedy cię poznałem to byłaś taka nieśmiała, cicha i potulna, a teraz ujawniasz swoją prawdziwą naturę!
- Każdy wydaje się być normalny przed bliższym poznaniem. - wzruszyła ramionami, choć na jej bladej twarzy błąkał się nikły uśmiech. - Z kolei ja od początku nie uważałam cię za poczytalnego, więc są ustępstwa od tej zasady - dodała radośnie, przymykając delikatnie powieki, za którymi kryły się ciemne tęczówki. W tym świetle wydawały się mieć wręcz karmazynowy kolor, choć w rzeczywistości były po prostu ciemnobrązowe.
- Nie bądź taką wredotą - bąknąłem, podpierając się rękami o kanapę i jakoś wytrzymując brak dopływu krwi.
- Dobra... - mruknęła, jakby urażona moją uwagą, a po chwili usiadła na podłodze i podciągnęła kolana pod brodę.
Czasami zastanawiałem się jakim cudem miała taki - wręcz niepowtarzalny - charakter. Potrafiła zignorować wszelkie obelgi, a kąśliwe uwagi jakby w ogóle do niej nie docierały lub obracała je w żart. Jednak na niektóre docinki z mojej strony reagowała kompletnie inaczej. Przestawała się nagle uśmiechać, milkła i odwracała głowę, jakby chcąc by nikt nie zobaczył, że jej oczy zaczynają się szklić.
- No przepraszam - podjąłem, ostrożnie dobierając słowa i przesunąłem się, by być za nią. - Nie jesteś wredotą, tylko wyrażasz własne poglądy - wyjaśniłem, gdyż taka interpretacja zadowalała i mnie, i ją. Nie uważałem Aka-chan za wredną. Wręcz przeciwnie. W przeciwieństwie do mnie przejmowała się innymi i lubiła pomagać oraz sprawiać radość. Nigdy nie ośmieliłaby się kogoś ocenić po wyglądzie, dlatego często znajomi pytali ją, dlaczego ta zadaje się z "tym pryszczatym", "tą grubaską" lub "tymi dziwolągami". Odpowiadała: ,,A dlaczego nie?". Do dziś pamiętam jak kopnęła w piszczel chłopaka, który powiedział, że jestem wariatem. Jednak nie musiała dodawać "wiem, że jest wariatem, ale i tak nie wolno ci tak mówić!". Cieszyłem się jednak, że mimo moich odchyłów i tak spędzała ze mną mnóstwo czasu. Chociaż nie mogłem pojąć dlaczego, gdy oglądaliśmy jakiś w miarę lekki film gore, ta komentowała słabe efekty lub śmiała się, twierdząc, że sytuacja była przesadzona, a dana postać mogła po prostu uciec.
- Izaya... - mruknęła, spoglądając na mnie, a jej wyjątkowe oczy zdawały się przewiercać mi głowę - kawa zaraz ci wystygnie - dokończyła jak gdyby nigdy nic, biorąc pilota do ręki i zaczęła przeglądać kanały w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego filmu.
Uwielbiałem na nią patrzeć i nawet się z tym nie kryłem. Co rusz spoglądałem w jej stronę, by choć na chwilę móc ujrzeć długie pasma ciemnych włosów, które łagodnie opadały na jej plecy, nawet jeśli niemal zawsze związywała je w kucyka. Czasem odgarniała z oka grzywkę, dając możliwość przyjrzenia się czekoladowym tęczówkom, które w świetle słońca zdawały się być karmazynowe. Zdecydowanie miała bladą skórę. Przypominała barwą porcelanę, ale mimo to dziewczyna nigdy się nie malowała. I słusznie. Wolałem naturalność. Akane nie była też ani za wysoka, ani za niska. Wystarczyło, że byłem parę centymetrów wyższy, ale zapewne kiedyś ta różnica się zwiększy. Właśnie... kiedyś, czyli kiedy? Domyśliłem się, że Onohara ukrywała przede mą fakt, że idzie do innej szkoły. Może powinienem jednak namówić ją, by poszła do Rairy? Może...
- Aka-chan... O. - zdziwiłem się, widząc jak dziewczyna drzemie, oparta głową o kanapę. - Wiesz, zawsze mnie coś ciekawiło - wyszeptałem bardzo cicho, powoli przybliżając do jej twarzy głowę i delikatnie musnąłem jej usta własnymi - ...jak smakują twoje usta - dokończyłem równie cicho, a ona jedynie lekko się poruszyła, ale nadal oddychała miarowo, zatopiona w błogiej krainie snów.
Jeszcze przez chwilę stałem nad nią pochylony, a dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiłem. Do tego za bardzo mi się to uczucie spodobało. Dotąd nie czułem czegoś podobnego, ale... karciło mnie, by pocałować ją jeszcze raz.
Zdecydowanie fascynowała mnie ta dziewczyna. Akane Onohara dziwnie na mnie działała.
×
- Nie ma? - zapytałem sam siebie, patrząc na puste miejsce na regale, które wcześniej zajmowała pewna książka. Najwyraźniej ktoś mnie uprzedził i ją kupił...
Wolnym krokiem opuściłem księgarnie i ruszyłem w kierunku innego miejsca, w którym mógłbym znaleźć poszukiwany przedmiot. Żałowałem, że nie wziąłem tej książki wcześniej, ale zapomniałem pieniędzy. Może była to też kwestia przyzwyczajenia, gdyż przeważnie Onohara przypominała mi o wszelkich nadchodzących wydatkach lub raczyła pożyczyć mi trochę? Możliwe, ale musiałem sobie poradzić bez tego.
×
Nie ma. Nigdzie - pomyślałem ze złością i zawodem jednocześnie.
Najwidoczniej powinienem oszczędzić sobie kopnięcia w jakiś przypadkowy kosz, gdyż po chwili usłyszałem podejrzane warknięcie.
- Szlag by to - syknąłem, wskakując na stojący obok kontener i z wyrzutem patrząc na małego psa. Nienawidziłem tego dziadostwa, które ludzie mieli czelność nazwać "najlepszym przyjacielem człowieka". Już prędzej uwierzył bym w to, że kompanem może być łysiejąca wiewiórka niż to coś.
Siedziałem tam jak jakiś idiota puki to cholerstwo sobie nie poszło, uprzednio zraszając kontener, na którym siedziałem. To parszywe stworzenie ewidentnie mnie nie lubiło, ale zależało mi wyłącznie na tym, by to ludzie, których kochałem mnie lubili, a nie jakieś nośniki pcheł. Zeskoczyłem więc na ziemię i powędrowałem w kierunku stacji.
×
Przechadzałem się ot tak sobie, bezcelowo, jakby nic mnie nie interesowało, ale w rzeczywistości obserwowałem ludzi. Niespodziewanie zauważyłem pewną dziewczynę wskakującą do maszyny, która wydała mi się dziwnie znajoma.
- Hmmm? Aka... - zacisnąłem usta. Przyłapałem się na chęci wypowiedzenia jej imienia, ale to było jak odruch. Zobaczyłem ją w pociągu i nogi same poniosły mnie w tym kierunku.
Szybko odwróciłem się na pięcie i ruszyłem przed siebie. Karciło mnie, by się zerknąć w jej stronę, jakby w nadziei, że mnie widziała, ale powstrzymałem ten odruch, przyspieszając nieznacznie.
Gdzieś w głębokiej podświadomości miałem ochotę z nią porozmawiać. Wydawało mi się, że mnie rozumiała, potrafiła wysłuchać. W zasadzie to miałem ku temu dobrą okazję! Przecież jej koleżanka...
Stałem w wyznaczonym miejscu już dobrych kilka minut i zacząłem już nawet rozważać, czy Onohara nie postanowiła uciec. Jednak odgłos czyiś kroków, a następnie ona - wychodząca zza rogu, rozwiały moje wątpliwości.
- Witaj, Ak...Onohara! - szybko się poprawiłem, gdyż najwyraźniej nazywanie jej "Aka-chan" zdążyło mi już wejść w nawyk.
- O co chodzi...Orihara? - zapytała bez ogródek, krzyżując ręce na piersi.
Cisza zaczęła się przedłużać, ale widocznie żadnemu z nas jakoś specjalnie nie zależało i wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Brunetka zdawała się rozmyślać czy odejść, czy zostać, ale najwyraźniej oczekiwała mojej odpowiedzi.
- To już nie mogę ot tak odwiedzić dawnej przyjaciółki? - odpowiedziałem w końcu, choć jasnym było, że to była po prostu prowokacja i sposób na zagranie jej na nerwach.
- Mów czego chcesz, bo nie uwierzę, że przyszedłeś tu bez wyraźnego powodu - zaczęła, nieco zdenerwowana. - Znam cię na tyle dobrze, żeby stwierdzić, że wszystko co robisz ma jakiś konkretny cel, tylko nie wiem jeszcze jaki, więc nie owijaj w bawełnę, tylko powiedz w końcu - dokończyła, marszcząc przy tym brwi i ukrywając fakt, że boi się mi spojrzeć w oczy, ale wiedziałem od początku, że nie bez powodu rozgląda się, jakby była znudzona.
- Mogłem się spodziewać... - mruknąłem pod nosem. - No więc chciałbym wiedzieć jak najwięcej o Nozomi Sanae. - uśmiechnąłem się pogodnie, nawet jeśli sztucznie.
- Po co ci informacje o niej? - bąknęła, narzucając sobie spokój, mimo że wewnątrz na pierwszy rzut oka kipiała ze złości.
- Nie udawaj głupiej - powiedziałem znienacka, co wywołało u niej natychmiastowe drgnięcie. - Jeśli będziesz milczeć, to sprawię, że Nato wszystko wyśpiewa.
- Nie mieszaj w to Mogi, ona nic nie wie - syknęła zajadle, zaciskając odruchowo pięści. - Nawet jeśli coś wiem, to niby dlaczego mam ci cokolwiek mówić?
Milczałem, wpatrując się w nią intensywnie, jakby chcąc przewiercić jej głowę i wydobyć z niej wszystkie potrzebne mi informacje. Doskonale wiedziałem, że znała sekret Nozomi.
Samym spojrzeniem starałem się zmusić ją do powiedzenia mi wszystkiego, ale nie zamierzała odpuścić. To byłoby zbyt proste i nudne.
- Fioletowe bluzy - wypaliła w końcu, po długim milczeniu. - Jeden z kolorowych gangów, który powstał jakieś dwa miesiące temu i od ponad dwóch tygodni zaczął sprawiać problemy, gdyż spodobało im się napadanie na młodszych od siebie.
- Prawidłowo! - zaświergotałem od razu. - A Nozomi jest...?
- Spadaj. Nic ci nie powiem - odparła bez namysłu, po czym odwróciła się z zamiarem odejścia, ale zanim w ogóle zdarzyła postawić pierwszy krok, szybkim ruchem przyłożyłem jej do karku nożyk.
- A Nozomi jest...? - powtórzyłem z większym naciskiem na ostatnie słowa, zbliżając nieznacznie ostrze.
- To...To nożyk ode mnie? - zapytała, a jej głos nieznacznie się zmienił. Nie mogła stuprocentowo ukryć niepewności, a także obawy przez zranieniem. Na pewno wiedziała do czego jestem zdolny i w tym momencie rozważała co powinna zrobić. To było naprawdę interesujące.
- Nozomi Sanae będzie obchodziła siedemnaste urodziny dwudziestego piątego października, urodziła się w prefekturze Ishikawa oraz mieszka z rodzicami i starszym bratem, który jest istotnym członkiem Fioletowych Bluz. Nie wiem kim dokładnie - ciągnęła, prawie machinalnie. - Z tego co wiem, to nie bardzo to lubi, ale dołączyła, by mieć oko na brata.
- Bardzo ładnie - powiedziałem i uśmiechnąłem się. Jednak była do mnie odwrócona plecami, więc nie mogła widzieć mojej twarzy. - A jest ktoś kogo Nozomi lubi? Ma jakieś szczególne lęki lub upodobania?
- Po co co takie szczegóły? - bąknęła, ostrożnie dobierając słowa.
Przecież logiczne było, że to wiedziała! Zaczynał mnie denerwować ten jej upór.
- Och, przecież wiesz - mruknąłem z udawanym zawodem.
- Skąd taka pewność? - droczyła się ze mną jak za dawnych lat.
- Znam cię - szepnąłem prosto do jej ucha, co wywołało natychmiastowy dreszcz oraz spięcie mięśni u dziewczyny. Wydawało mi się też, że lekko się zarumieniła.
- Nozomi Kazuya jest dobrym przyjacielem przywódcy Fioletowych Bluz, więc jeden wstawi się za drugim w razie problemu. - westchnęła cicho.
- To wszystko będzie bardzo pomocne, więc ja już się pożegnam - oświadczyłem, po czym zrobiłem krok w tył, a Akane odwróciła się. - Powiedz, dalej mnie tak nienawidzisz? - zapytałem nagle, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy, choć wydawało mi się, że utrzymywanie takiej miny staje się męczące.
- Z każdą chwilę chyba coraz bardziej - odpowiedziała z przekąsem, marszcząc przy tym brwi.
- Ach, Aka-chan... - zaśmiałem się pod nosem, a następnie ruszyłem przed siebie, prosto na nią. - Tak, to ten prezent od ciebie - dodałem, gdy ją mijałem i najzwyczajniej w świecie poszedłem w kierunku bramy głównej.
W sumie, to nie do końca kłamałem, gdy mówiłem, że chciałem odwiedzić dawną przyjaciółkę. Naprawdę lubiłem Akane i wprost uwielbiałem nazywać ją Aka-chan, ale ludzie nikogo nie traktują na poważnie. Są tacy sami, przewidywalni, choć czasami robią niezwykłe rzeczy. Za to ich wszystkich kocham! Jednak nie mogę pojąc dlaczego Aka-chan... znaczy Onohara pała do nich i mnie taką nienawiścią. Przecież tak się cieszyła, gdy gdzieś razem wychodziliśmy...
- Brakuje mi tego - powiedziałem cicho sam do siebie.
×
Izaya Orihara, lat siedemnaście, dziś zaczął się zastanawiać nad tym, czy powinien zapomnieć o Akane.
×
Słowa: Nie dobiłam do planowanych 3tys. może jakieś 2.4K
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro