prolog
-Jak to?! - zapytałam przerażona, patrząc na swojego nowego szefa. To nie mogło się tak zacząć. Tu miało być lepiej.
-Tak to, Repple, masz czterdzieści osiem godzin. Takie są zasady - uśmiechnął się złowieszczo i wyszedł, zostawiając mnie w swoim gabinecie sam na sam z sekretarką.
-Spodobałaś mu się - powiedziała, krzywiąc się na twarzy. - Masz krótko mówiąc przesrane. A te zasady sam sobie wymyśla na bieżąco.
-Nie pocieszyłaś. Psychol - prychnęłam, oglądając się, podnosząc się z krzesła przy okazji. - Jestem Venice - przedstawiłam się i podałam jej rękę, a ona uścisnęła ją uśmiechając się przyjaźnie.
-Ruth. Mam nadzieje, że praca w prywatnym biurze detektywistycznym, to coś czego chcesz. Jeśli nie, Jordan zrobi ci z życia piekło.
-Już zaczął. Dać dwa dni, dla początkującego i to samotnie, na znalezienie prześladowcy jakiejś nastolatki? - westchnęłam, łapiąc za klamkę. - Kurwa zrobię to i napluje mu w pysk. Życz mi szczęścia, Ruth.
Spełniam marzenia.
---------------------
ja naprawdę mam na to pomysł. I spoko na Zenusia jeszcze przyjdzie czas
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro