Rozdział 8
Gdy położyłam głowę na poduszce, zaczęłam patrzeć przez okno z pozycji leżącej. Co powinnam teraz zrobić? Naruto nie zasługuje na to. Ten drań Uchiha nie rozumie, że to moja praca. Jak mam zatrzymać śledztwo?
Moje myśli zaczęły odpływać, gdy moje powieki stały bardzo się ciężkie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Patrzę przed siebie, gdy mój pistolet jest podniesiony na mężczyznę. Wiem, że to nie jest prawdziwe, to tylko marzenia. Wiele razy śniłam o tym koszmarze, ale zawsze to do mnie dotarło. Wszystko wydaje się być takie żywe.
Sapię, moje serce szybko bije, a pot spływa mi po twarzy.
-Ostrzegałem cię.- powiedział mężczyzna.
-S-Sakura....- zaczął znajomy głos.
Zamiast zwykłego starszego mężczyzny, którego zawsze widzę w tym śnie, jest młodszym, atrakcyjnym i dobrze zbudowanym mężczyzną. Ten sam człowiek, który prześladuje mnie w rzeczywistości. Tym razem zwykła znajoma mała dziewczynka jest moim współpracownikiem, z którym stałam się najlepszym przyjacielem.
Pistolet w moich rękach zaczyna się trząść z mojego strachu przed utratą go.- Proszę, Sasuke. Nie rób tego.
Katana, którą Sasuke trzymał w ręce zaczęła pomału nakłuwać szyję Naruto, przez co jego krew stała się zauważalna.
- Nie posłuchałaś mnie.- jego twarz jest pozbawiona emocji.
Przygryzłam dolną wargę, ale dałam jeszcze radę krzyknąć.- Proszę, błagam cię! Daj mu odejść! Zabij mnie! On na to nie zasługuje!
I wtedy pojawił się ten uśmiech. Ten sam uśmieszek, który pojawia się na jego wspaniałej twarzy za każdym razem, gdy mu coś mówię. Ten arogancki, egoistyczny uśmieszek.
-Hn.- rzuca Naruto na ziemię i patrzy na mnie.
-Wszystko, co robię, ma cel.- jego głos odbija się echem.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Moje powieki otworzyły się automatycznie. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na zegar. Była dopiero trzecia nad ranem. Natychmiast dostałam przeszywające uczucie w dole brzucha, krzyczące o moim sukcesie.
-Nareszcie zrozumiałam.- powiedziałam cicho.
~*~*~*~*~*~*~*~~*~*
Świt ujrzy świat dopiero za jakąś godzinę. Szłam pustymi ulicami. Próbowałam zajrzeć do każdego zakątka każdej alei. Kiedy go znalazłam, przeszłam przez niego i stanęłam na środku wąskiej przestrzeni, która mnie otaczała. Nic nie robiąc, stałam i czekałam aż usłyszę dźwięk docierający z góry.
Westchnęłam.- Wiem, że tu jesteś.
Nic się nie stało.
-Muszę z tobą porozmawiać.
Odwróciłam się do wejścia, z którego weszłam i starałam się sprawdzić, czy przyszedł za mną.
-Więc mów.- głęboki, aksamitny głos odezwał się za mną .
Szybko się odwróciłam. Moje serce biło jak oszalałe. Był tam, stał przede mną. Jego ciemne oczy patrzyły w moje. Czekał aż coś powiem. Musiałam zachować spokój. Nie rozumiałam, dlaczego aż tak na mnie wpływał.
-Z-zrozumiałam co znaczyła to notatka.- powiedziałam.
Skrzyżował ręce i oparł się o ceglany murek.- Wiesz?
Jego głos brzmiał tak pewnie. Wyglądał tak, jakby myślał, że jestem głupia i kompletnie niczego nie zrozumiałam.
-Nie zabijesz Naruto.- mój głos stał się poważny.
Uchiha zaszydził ze mnie.- Jak możesz być aż tak pewna, detektywie Haruno?- jego głos zadrżał kpiąco.
Skrzyżowałam ręce tak jak on.- Z zebranych przez nas dowodów, zabijasz tylko mężczyzn. Cztery twoje ofiary miały przeszłość przestępczą. Głównie napaści seksualne. Z tego co mogę powiedzieć, lubisz się ukrywać. Ponieważ żyjemy w tak dużym mieście, jest to dla ciebie łatwe, ale tylko z powodu wyjść ewakuacyjnych. Oznacza to, że lepiej widzisz ludzi. Chociaż nie podążasz za nimi, widzisz co się dzieje i przez to nie możesz udawać jakby nic się nie działo. Nękanie, prawda? Tak, już to rozumiem. Zabijasz facetów, którzy nękają kobiety i bezdomnych ludzi.
Próbowałam zobaczyć jakąkolwiek reakcję na jego twarzy, ale on tylko spuścił w dół ręce. Zamknął oczy i zaczął w drwiący sposób klaskać w dłonie. Robiąc to, podszedł do mnie.
-Więc jednak zrozumiałaś.- odpowiedział, zbliżając się.
Stojąc w miejscu, zmrużyłam na niego oczy. Sasuke zatrzymał się centralnie przede mną i zapytał.- Więc co teraz o mnie myślisz?
-Co?
-Czy według ciebie jestem złym człowiekiem?- przechylił głowę.
-Oczywiście.- odpowiedziałam.
-Naprawdę? Ponieważ lepiej wykonuję twoją pracę niż ty?
Zaszydziłam.- Myślisz, że zabijanie ludzi automatycznie czyni cię najlepszym detektywem?!
Spojrzał na mnie.- Nie, oznacza to tylko, że postawiam więcej ludzi przed wymiarem sprawiedliwości.
- Jesteś szalony! Zabijanie nie jest wymiarem sprawiedliwości!- krzyknęłam.
- Ci mężczyźni na to zasłużyli.
-Oh, naprawdę?- podwinęłam rękaw kurtki do góry.- Zasłużyłam na to?- pokazałam mu siniaki na moim nadgarstku, które zrobił poprzedniej nocy,.
Zauważyłam, że jego twarz zrobiła się pozbawiona jakichkolwiek emocji, gdy spojrzał na mój nadgarstek.
-Więc, czy to jest według ciebie sprawiedliwość?
-Chyba się pomyliłem...- zamknął swoje oczy w irytacji.- Jednak nie jesteś aż tak twarda, na jaką się wydawałaś być, skoro nie możesz sobie poradzić z kilkoma siniakami.
Ogarnięta gniewem podniosłam dłoń i uderzyłam go w policzek..... Twarde. Lekko przechylił głowę na bok.
-Idź do piekła.- syknęłam,
Sasuke otworzył oczy i przyłożył dłoń do swojego policzka, śmiejąc się.- Nawet nie bolało.
Zaciskając zęby podeszłam do wejścia do alei.- Teraz, kiedy wiem, że nie zabijesz Naruto, mogę powiedzieć wszystkim, że mnie szantażujesz.
- To był twój pierwszy błąd.- usłyszałam.
Zatrzymałam się na jego słowa i odwróciłam.
- Zdajesz sobie sprawę, że przyznałaś, że powiesz swojej drużynie, co oznacza, że mogę cię znowu szantażować. Nie jesteś wystarczająco ostrożna.
-O co ci chodzi?- zapytałam.
-Nie zabije twojego przyjaciela, ale nadal mogę go zranić.
Rozszerzyłam oczy.- Nie, nie zrobisz tego.
-A chcesz się założyć?
- To głupi pomysł, Uchiha.
-Naprawdę? Myślę, że to wyzwanie.
-N-nie. Przestań grać ze mną w te głupie gierki.- zażądałam.
Zaczął odchodzić.- Będę wiedział, jeśli powiesz. A jeśli to zrobisz, skrzywdzę każdego z nich. Łącznie z tobą.
Odwrócił głowę w moim kierunku.- Sakura.
~*~*~*~*~*~*~*~~*~*
- Muszę się do czegoś przyznać.
Cała trójka patrzyła na mnie, ciekawa, co powiem.
-Sama poszłam do South Avenue....
Kakashi westchnął.- Wiesz, że nie powinnaś tego robić.
-Cóż, właśnie uratowałam was przed dowodzeniem. Nie było tam po nim śladu.- wytłumaczyłam.
Sai zaczął.- Myślę, że powinniśmy i tak przeprowadzić dochodzenie.
-Nie, uwierzcie mi. To byłaby strata czasu.
-Jesteś pewna, Sakura?- zapytał Naruto.
-Oczywiście. Nie ma go w pobliżu South Avenue.
~*~*~*~*~*~*~*~
Chodziłam po mieszkaniu, z brązową papierową torbą na ramieniu. Zostawiłam torbę na stole, a torebkę rzuciłam na ziemię. Otworzyłam szufladę w kuchni, wyciągnęłam z niej szklankę i uderzyłam nią w stół. Usiadłam na krześle i wyciągnęłam szklaną butelkę z brązowej torby.
Dźwięk płynącej do szklanki cieczy słychać było w całym moim małym mieszkaniu. Złapałam szklankę w dłoń i przyłożyłam ją do ust. Pieczonce uczucie ogarnęło moje gardło.
Ponownie złapałam za butelkę z sake, ale zamiast przystawić ją do szklanki, przyłożyłam ją do ust. Wzięłam duży łyk alkoholu.
Zazwyczj nigdy nie piłam, ale teraz potrzebowałam dobrego lekarstwa na stres. Okłamałam swoich współpracowników. Wszystko zrujnowałam. Na szczęście jutro nie musiałam iść do pracy, ponieważ odwołano śledztwo.
Zaczęło mi się robić niedobrze, bo cały czas piłam z gwintu sake. Uśmiechnęłam się sama do siebie z powodu dobrego smaku alkoholu. Nie przestawałam pić, chciałam coraz więcej i więcej. Mój wzrok przykuło otwarte okno. Zmarszczyłam brwi.
- Napij się, dupku.- powiedziałam.
Podniosłam szklaną butelkę i rzuciłam nią w okno. Jednak za sprawą działającego już we mnie alkoholu trafiłam w ścianę, gdzie butelka rozbiła się na sto malutkich kawałeczków.
-Pokarz się, Sasuke!- krzyknęłam.
Nic się nie stało. Poczułam łzy w oczach. Nie starałam się ich nawet zatrzymać, pozwoliłam im spłynąć po policzkach.
-Jesteś pijana.- usłyszałam znajomy głos.
SASUKE POV
Spojrzała na mnie, wstając z krzesła. Zaczęła się chwiać, ale złapała się stołu w ostatniej chwili, przed upadkiem.
-Nienawidzę cię.- szepnęła.
Zadrwiłem z jej wrażliwości, patrząc na nią. Chwyciła butelkę sake i napiła się łyka.
-Ranisz się.- powiedziałem.
Cały czas płakała, podczas gdy piła. Podszedłem do niej i zabrałem jej butelkę.
-O-Oddaj to...- powiedziała sennie.
-Idź spać. Jesteś uciążliwa.- spojrzałem na nią.
-W-Więc o-odejdź.-Sakura próbowała złapać butelkę, ale ja będąc szybszym podszedłem do zlewu i wylałem jej zawartość.
-Nie!- krzyknęła. Podniosła ręce w górę chcąc mnie uderzyć.
Złapałem jej ręce tym samym zatrzymując ją. Zaczęła na mnie patrzeć.
-Dlaczego mi to robisz....- powoli zaczęła zamykać powieki.- ....Mam nadzieję......że.....umrzesz.....
Głowa dziewczyny poleciała na moją klatkę piersiową. Puściłem jej ręce i ją podniosłem.
-Nie mam pojęcia czemu cały czas ci pomagam.- mruknąłem, gdy szedłem z nią w ramionach do jej pokoju.
- Jesteś tylko ciężarem.- położyłem ją na łóżku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro