XIV. Weekend w towarzystwie piekielnego Sugi i niezręczna rozmowa cz.2
Kiedy usłyszałem jak Yoongi niszczy swój pokój po prostu podniosłem się z fotela i ruszyłem po cichutku po schodach, zaraz lądując przed jego uchylonymi drzwiami. Modliłem się żeby mnie nie zauważył bo gdyby to zrobił pewnie zawisłbym za majtki na sztandarze szkolnym, a tego to ja kurwa nie chcę, moje pośladki także. Nie po to chodziłem kiedyś na siłownię żeby teraz bawić się w akupunkturę metalem, ale do rzeczy!
Zająłem miejsce na podłodze, żeby nie strzelać kostkami oczywiście i wtranżoliłem łepetynę za drzwi. Yoongi chodził po pokoju drąc się do telefonu ze swoim dialektem z Daegu, przez co rozumiałem jakieś trzy po trzy, więc stwierdziłem, że to bez sensu i po prostu przypatrywałem się jego kartoflanej twarzy licząc, że może z ruchu warg coś ogarnę. Niby koreański taki prosty, a go nie rozumiem, a chiński to mój ojczysty i także go nie rozumiem.
Jestem zakałą rodziny, nieważne.
- Słuchaj, Jiminnie, ile razy mam ci mówić, że to wszystko nie tak jak myślisz? - westchnął, najwyraźniej próbując się uspokoić co dość marnie mu wychodziło bo nawet z takiej odległości byłem w stanie policzyć ilość zmarszczek na jego czole. Będą mu potem wisieć jak szaliki.
- Dobra, kurwa, skończ już. Nie jesteśmy już razem od dobrego tygodnia, a ty codziennie do mnie wydzwaniasz z tą samą gadką. Nie przyznam ci się do czegoś czego nie zrobiłem, jasne? Nie zrobiłem. - Yoongi upadł plecami na materac łóżka, a ja musiałem się poprawić na podłodze, bo nóżki powoli mi drętwiały. - Ten pistolet nie był mój, a do Seulu przyjechałem dopiero wczoraj wieczorem. To nie mogłem być ja, okej?
Jakipistoletjapierdoleco.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro