|| To on! ||
{Jesteście najlepszymi czytelnikami jakich mogłam kiedykolwiek mieć, a każdy wasz komentarz mile łechta moją chęć do pisania ;;;
Kocham was mocno, więc łapcie czwarty rozdzialik! ♥ }
Ocknąłem się przy pomocy piosenki BigBang, a mianowicie "Bang! Bang! Bang!", toteż mogłem przypisać ten poranek do całkiem nie najgorszych. Mimo wszystko, siedzenie do prawie czwartej nad ranem z Baekhyunem i Kim Jonginem w jego mieszkaniu, daje się we znaki.
Wzdłuż moich pleców przebrnął niekontrolowany dreszcz, jedynie na wspomnienie wczorajszej nocy. Nigdy więcej. Nawet szantażem mnie nie przekupi, ot co!
Zwlokłem się z łóżka i wyłączyłem budzik, by po chwili rzucić telefon do plecaka, który stał dzielnie obok mojego łóżka, i by zebrać przygotowane wczoraj ubrania. Nie musieliśmy chodzić w mundurkach na co dzień, a tylko podczas uroczystości szkolnych, co było mi całkowicie na rękę.
Prędko wszedłem do łazienki, a następnie celnie rzuciłem ubrania na małą szafkę i wskoczyłem pod prysznic, uprzednio pozbywając się dresów, w których spałem. Gorący prysznic to coś, co kocham. A najlepiej rozkoszować się nim z samego rana albo w nocy, kiedy wszyscy już śpią. Mógłbym tutaj nawet spać, lecz niestety nie wykształciłem sobie skrzeli, przez co w każdej chwili mógłbym się udusić.
Tak, pod prysznicem jest to również możliwe. Życiowe przegrywy już tak mają.
Po dziesięciu minutach wyszedłem z łazienki ledwo odświeżony, ubrany i lekko przyozdobiony eyelinerem. Tym razem odziałem na siebie białą koszulę z rękawami do łokci, czarne rurki z cięciami na przodzie oraz zwykłe, białe conversy. Ledwo co wcisnąłem brzuch pod biały materiał, a już wiedziałem, że siłownia albo chociaż dieta będą koniecznością. Może i jestem kluską, ale nie zamierzam chodzić w ubraniach XXL, mając zaledwie siedemnaście lat.
Zszedłem na dół, wraz z plecakiem przewieszonym na ramieniu. Nie widziałem rodziców, więc byłem pewien, że pojechali do pracy. Moja rodzicielka znalazła idealną robotę w ciągu dwóch dni, za co bardzo ją podziwiałem. Ja zapewne po skończeniu szkoły i wszelkich studiów, będę jej szukał przez kilka dobrych miesięcy. Lenistwo ma swoje minusy, a to właśnie jeden z nich.
Pewnie wkroczyłem do kuchni, instynktownie podchodząc do lodówki. Wyciągnąłem z niej mleko w kartonie, by po chwili złapać za czekające na mnie płatki i wsypać je do wcześniej wyjętej miseczki.
Posiłek spożyłem dosyć szybko, ponieważ musiałem się śpieszyć. Spóźnienie nie wchodziło w grę, a gdybym się tego dopuścił, moja matka wyłączyłaby mi wi-fi na miesiąc. Ciężkie życie nastolatka. Wyszedłem z domu, uprzednio zamykając za sobą drzwi, by po chwili schować klucze do kieszonki plecaka. Miałem farta, że moja rodzicielka trzyma zapasowy klucz w jedynym kartonie po butach, zaraz obok wyjścia.
— Yo, Hannie! — krzyknął Byun, wieszając mi się na ramieniu.
Byłem zbyt zmęczony, aby go z siebie zrzucić, więc tylko smętnie na niego spojrzałem i z dodatkowym bagażem, ruszyłem w kierunku szkoły. Bądź co bądź, była całkiem niedaleko, maksymalnie piętnaście minut drogi, albo jak kto woli - trzy piosenki.
— Ej, coś się stało, cukiereczku? — uszczypnąłem go w ramie, przez co ten cicho pisnął i odsunął się kawałek, pocierając ckliwie zranione miejsce. — Mam rozumieć, że dostałeś męski okres, czy jak? — przewróciłem oczami i włożyłem dłonie do kieszeni.
Byłem na niego zły i to dosyć mocno. Nie dość, że zmusił mnie do wyjścia o tak późnej porze, to na dodatek do Jongina.
Ten facet jest walnięty! Kto normalny wiesza kondomy na haczykach z dniami tygodnia? Z kim ten dzieciak się zadaje? Walić to wszystko. Byun nie może kumplować się z takimi dziwakami, bo już do reszty mu odbije. I kto wtedy będzie kochaną klusią Chanyeola? Kto będzie wrednym, małym szkrabem Luhana? Boże, co ja pierdolę? Daj ktoś jakieś tabletki, bo aż mną rzuca.
— Byun Baekhyun, od dziś zabraniam ci się spotykać z tymi debilami! — złapałem go nagle za ramiona i mocno nim potrząsnąłem.
Baek spojrzał na mnie jak na kretyna i przekręcił głowę w bok, mierząc moją twarz pytającym wzrokiem.
— Mam rozumieć, że chodzi ci o ciebie i Channiego? — spytał, a ja uderzyłem się mentalnie w twarz. I to tak solidnie.
— Chociaż raz użyj tego czegoś zwanego mózgiem, co? Chodzi mi o Jongina! — pisnąłem.
— Ał, ał, ała! Wbijasz mi paznokcie, mamusiu. — Ostatecznie puściłem go i ponownie ruszyliśmy do szkoły.
Cały czas wwiercałem mu matczyne sztylety w twarz, ale ta radosna klucha nie raczyła się nawet na mnie spojrzeć. Dlaczego wychowywanie dzieci jest takie trudne? Postanowione. Nigdy nie będę miał dzieci, pomijając oczywiście Baekkiego. Jego muszę wychować, już za późno na odwrót.
— Odpowiedz mi, bo będę cię zarzynał wzrokiem do końca życia i jeszcze dłużej. — Burknąłem, nadal nie spuszczając z niego wzroku.
Ten tylko przelotnie na mnie spojrzał i uśmiechnął się pod nosem, trochę przyspieszając. Nie byłem słaby z wf-u, ale nie lubiłem biegać z samego rana z praktycznie pustym żołądkiem. Lubię dużo zjeść, a takie płatki nie dają za wiele energii.
Spiąłem się i nadal nie spuszczając wzroku z chłopaka, zacząłem biec do momentu, aż przywaliłem w coś wysokiego, i twardego. Upadłem na tyłek i od razu złapałem się za czoło. Tyle wypadków w ciągu dwóch dni, chyba pobiłem rekord Guiness'a czy coś.
— Hej, wszystko w porządku? — usłyszałem ten przerażający głos, tuż nad sobą.
Szybko się podniosłem i spojrzałem niemało zaskoczony na chłopaka. Był niewiele wyższy ode mnie, ale to zawsze coś, nie? Miał na sobie białą koszulę, na którą narzucił czarną, skórzaną kurtkę. Nie mierzyłem go wzrokiem od dołu do góry, więc jedyne czego byłem pewien to tego, że już go kiedyś spotkałem i to wcale nie tak dawno. Wyglądał praktycznie identycznie jak ten mężczyzna z wczoraj, gdyby nie ciemnobrązowe tęczówki oraz, chwila, pieprzona tęcza na łbie? Heloł, takie kolorki już dawno wyszły z mody.
— Em, tak. Przepraszam... — powiedziałem niemalże szeptem i poprawiając ramiączko plecaka, dobiegłem do śmiejącego się Baekhyuna.
Nie zamierzałem się odwracać, chciałem szybko uciec z Baekkim do szkoły i więcej nie widzieć tego człowieka. Co by było, gdyby wyjął broń i zaczął nagle strzelać jak powalony? Ktoś z rzygami jednorożca na głowie nie może być normalny!
— Boże, Lulu, ale wtopa. — Parsknął śmiechem, kiedy zniknęliśmy za rogiem.
Momentalnie wstrzymałem powietrze i zacząłem się rozglądać. Chyba panikuję, ale jestem strasznie przewrażliwiony na punkcie podejrzanych typków. Filmy z Chanyeolem zawsze kończą się tak samo - moją traumą do kobiet, spinaczy, schodów i tym podobnych. Mógłbym tak wymieniać, bez końca.
— To on! Byun Baekhyunie, to jest on! — pisnąłem, starając się złapać oddech, bez skutecznie.
— Heej, mówiłeś, że miał ciemnobrązowe włosy. Nie mam jeszcze tak słabej pamięci, coś ci się przywidziało i tyle. — Poklepał mnie po ramieniu, uśmiechając się delikatnie.
Prychnąłem pod nosem i pociągnąłem go w stronę wejścia do szkoły.
Budynek był ogromny, miał dwa piętra, na dodatek po lewej stronie mieściła się wielka sala gimnastyczna, tak samo dziedziniec, na którym właśnie się znajdowaliśmy. Z tego co mówiła mi rodzicielka, kiedy wróciła z załatwiania formalności, za budynkiem i halą powinno znajdować się boisko do piłki nożnej, którą zamierzam trenować w tej szkole. Może dołączenie do drużyny będzie dobrym pomysłem?
— To już nie moja wina, że ujebał go jednorożec, okej? — westchnąłem, poprawiając ramiączko plecaka. - W każdym razie, poznałem jego głos. To na sto procent on, możesz mi wierzyć lub nie, ale jestem tego pewien w pięćdziesięciu pięciu procentach.
— Czego jesteś pewien? — W ostatnim momencie Byun zasłonił moje usta dłonią, za co szczerze mu podziękowałem. Mój niemęski krzyk nie może ujrzeć światła w tejże szkole, obciach na całego.
— Chanyeol, ty idioto, nie strasz nas tak — burknął brunet.
— Mam ochotę ci przywalić — warknąłem, mijając drzwi jako pierwszy.
— Wpadłem na iście genialny pomysł, cukiereczki! — Byun klasnął w dłonie i uśmiechnął się do nas cwaniacko.
Spojrzeliśmy po sobie z Chanyeolem, a dreszcze na naszych plecach pojawiły się jak na zawołanie. Najświętszy Siwonie, co ja złego zrobiłem?
SEHUN
Byłem zły, chociaż nie, bardziej tu pasuje określenie wkurwiony, albo i bardzo wkurzony. Nigdy nie lubiłem śniadań z rodzicami, wolałem już jeść te ohydne kanapki z bufetu szkolnego lub zabrać je Jonginowi. Cokolwiek.
Ojciec pieprzył od rzeczy, a matka tylko mu przytakiwała, udając, że rozumie o czym on gadał. Nie za bardzo słuchałem o czym rozmawiali, po prostu skupiłem się na wbijaniu widelca w niczemu winny plasterek szynki.
Nigdy nie zamierzałem się z nikim wiązać, a nawet jeśli, to musi być to inteligentna dziewczyna o podobnych zainteresowaniach do moich. Niestety, mogę o tym tylko pomarzyć.
Jaka dziewczyna uprawia piłkę nożną i wie o niej tyle, ile każdy facet powinien wiedzieć? Ach, no tak. Zajęta. Mimo wszystko, do związków mi nie śpieszno.
— W ten weekend państwo Kim urządzają przyjęcie biznesowe. Będzie tam także bardzo ważny dla nas gość. Dlatego proszę cię, Sehun, abyś zachowywał się przyzwoicie. — Ojciec spojrzał na mnie wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu, a ja tylko wzruszyłem ramionami, uśmiechając się delikatnie.
— Skąd ta pewność, że w ogóle się pojawię? Nie wiem czy wiesz, ale mam już te pieprzone osiemnaście lat i jestem dorosły, więc nawet twoje rozkazy nie zmuszą mnie do pojawienia się na tym zlocie czarownic. — Upiłem łyk ciepłej herbaty i złapałem za plecak, by przerzucić go sobie przez ramię.
Wstałem i uśmiechnąłem się do siebie, wiedząc, że mój ojciec właśnie czerwienił się bardziej niż dorodna piwonia. Lubiłem go denerwować, ale tylko dlatego, że wyglądał niesamowicie zabawnie, kiedy spuszczał brwi, a na jego czole pojawiały się zgorzkniałe zmarszczki. Kiedyś nawet zrobiłem im zdjęcie i razem z Tao oraz Jonginem bawiliśmy się w detektywów. Wyszło na to, że z tych zmarszczek wychodził nieatrakcyjny królik bez uszu.
— Nie pozwalaj sobie, młody człowieku! — podniósł ton głosu, prostując się na krześle, by po chwili wstać i podejść do mnie. Oj, staruszku, nie te lata na lanie małolata.
— Dobra, daruj sobie, może wpadnę, może nie, nie ważne. Idę do szkoły, bo chyba nie chcesz, żebym się spóźnił, prawda? Telefon od dyrka to coś, czego bardzo, ale to baaardzo nie lubimy, czyż nie? — parsknąłem śmiechem, odwracając się na pięcie. Bez zbędnego przeciągania, ruszyłem ku wyjściu z domu.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wysłałem sms'a do Jongina, by ruszył dupę po starego kumpla. Nie zamierzam wozić się autobusami, nie jestem plebsem, sorry not sorry. Mama Junmyeon będzie dumna.
Do: R. Jongin
Ruszaj tymi krzywymi nogami :x
Nie musiałem długo czekać, odpisał mi po kilku sekundach.
Od: R. Jongin
Odwróć się, bo cię rozdziewiczę szybciej niż Grey swoją lubą :**
Wzdrygnąłem się i niemalże natychmiast zwróciłem się w stronę uśmiechniętego od ucha do ucha Jongina.
— Kretyn.
Spojrzałem na niego wzrokiem numer pięćset pięćdziesiąt pięć, czyli "spierdalaj póki możesz", ale ten tylko wzruszył ramionami i przejechał palcami po tych swoich srebrnych włosach. Czasem zastanawiałem się czy nie ciąży mu ta tona żelu na łbie, w końcu często skarżył się na ból kręgosłupa, a ja byłem zmuszony go masować. Zawsze mnie szantażował, ale rewanż był bardziej brutalny. Raz przyszedł do szkoły bez bielizny, a ja jako dobry kolega, chciałem mu pomóc w rozebraniu się, więc pomazałem krzesło klejem i kiedy już się do niego przykleił, jedynym wyjściem było pójście do pielęgniarki. Jej mina była bezcenna.
— Boję się tego uśmiechu. Kogo tym razem planujesz zgwałcić aka zamordować? — spytał, przerywając ciszę między nami.
Zignorowałem jego pytanie i lekko przyspieszyłem kroku. Nowy rok, nowy ty, nowy rok, nowy ja. Czy jakoś tak to szło. Dziś był pierwszy dzień szkoły, a moja klasa rozpoczynała to wszystko matematyką. Nigdy nie lubiłem przedmiotów ścisłych, wolałem te humanistyczne, mimo że miałem z nich gorsze oceny. Dziwne, prawda?
W każdym bądź razie, na długiej przerwie kapitan drużyny piłkarskiej, Wu Yifan, postanowił zrobić casting. Jak to określił "świeża krew nam się przyda, a tak w ogóle, to Zitao jest taki słodki". Nie żeby coś, ale rzygam tą homosiowo-jednostronną miłością.
Aktualnie siedzieliśmy przy stole na stołówce, słuchając jak to Tiffany rzuciła Yixinga dla jakiegoś blondyna. Byłem zbyt skupiony na liście kandydatów do drużyny, którą dał mi Kris, dlatego nawet nie poczułem, kiedy Kai uderzył mnie w plecy.
— Ziemia do Sehuna! — uniosłem na niego swój znudzony wzrok, lecz ten tylko wskazał głową, gdzie miałem się spojrzeć.
Odsunąłem od siebie świstek papieru i zerknąłem w stronę innego stolika. Siedziało tam trzech chłopaków, z czego tylko dwójka z nich rozmawiała, a ten jeden mierzył mnie wzrokiem, jakbym zabił mu matkę. Mówię szczerze, przez moje plecy przebrnęły ciarki.
Mrugnąłem kilka razy i przyjrzałem mu się. Miał różowe włosy, dziecięce rysy twarzy, przez co na pewno mylili go albo z dziewczyną, albo małym smarkaczem.
Cóż za refleks. Dziesięć punktów dla Grydffindoru.
— Ohohoo, lecisz na tą sarenkę, jelonku? — spojrzałem na niego jak na debila, którym oczywiście był, tylko się wypierał, i następnie uderzyłem go w głowę plecakiem.
Po chwili powróciłem do przyglądania się temu dziecku żelka, ale od razu gorzko tego pożałowałem. Czułem jak wbija we mnie sztylety i wyobraża sobie masę tortur. Ta zła aura aż unosiła się w powietrzu!
Przełknąłem cicho ślinę i spojrzałem na zdezorientowanego Jongina.
— Spierdalamy.
— Ej, nie dopiłem pepsi. Stary, co się dzieje? Trzęsiesz się jak pojebany chiuaua mojej babci — sarknął, na co Lay oraz Jongdae spojrzeli na nas jak na największych czubków świata.
— Nie denerwuj mnie, Kim Jongin. Tylko pogarszasz swoją sytuację. — Syknąłem zacięcie.
— Ej, niunie, coś nie tak? — wzdrygnąłem się na ten przerażająco słodki głosik Chena, ale nie dałem tego po sobie poznać i przybrałem swój tak zwany poker face.
— Niuniek boi się sarenki, która dziś na niego wpadła. Wiesz jakie to jest urocze? Stary, gdybym nie wpoił się w Kyungsoo, już dawno bym się za niego brał! — Kai wyrzucił ręce w górę, jakże pięknie to opowiadając.
— Jeśli jeszcze raz dobierzesz się do sagi "Zmierzch", to obiecuję, że utnę ci chuja przy samej dupie. — powiedział Chen, bardzo poważnym tonem.
Zasłoniłem usta zeszytem, próbując opanować śmiech, co nie za bardzo mi wychodziło. Kris natomiast zawył głośniej niż matka Laya, kiedy przyprowadziła nowego kochanka do domu, akurat kiedy u niego nocowaliśmy.
Nigdy więcej.
Wiedziałem, że wszystkie pary oczu przyglądają się naszej grupie, ale mało mnie to obchodziło. Dopiero się zainteresowałem, gdy do stołówki wszedł D.O. aka chodząca Biblia lub po prostu Kyungsoo. Był przewodniczącym szkoły i jednocześnie wcieleniem samego Szatana. Jego oczy wwiercały się w nasze dusze jeszcze przez kilka chwil, dopóki nie kupił soku w kartoniku i zaczął kierować się w naszą stronę.
— Hej, Pingwinku! — pisnął Kai, wpatrując się w chłopaka niczym w obrazek. Ten zatrzymał się w miejscu i w ostatniej chwili pokierował się do stolika, przy którym siedział chłopak, na którego dzisiaj wpadłem.
Nagle przypomniałem sobie o jego miękkich włosach i delikatnym ciałku, którym we mnie przydzwonił. Na dodatek ten słodki zapach lawendy, ach, muszę wiedzieć skąd są te perfumy. Będę się nimi sztachał do końca życia. O ile okażą się męskie.
Luhan
— Jesteś głupi czy głupi, Byun Baek? — zapytałem retorycznie, ale kiedy zauważyłem, że ten chce coś powiedzieć, szybko mu przerwałem. — Nie odpowiadaj.
— Ej, Lulu, to całkiem niezły pomysł — wtrącił się Chanyeol.
— Tobie wszystkie pomysły Baeka się podobają, a nawet nie tylko one. — Uśmiechnąłem się porozumiewawczo, przez co ten spojrzał na mnie wymownie. Wzruszyłem ramionami i spojrzałem na Byuna, który najwyraźniej olał to, co powiedziałem.
— Mówię ci, że nie. Widziałeś kiedyś kluskę w dojo?! — pisnąłem, zajmując miejsce na stołówce.
Była ogromna, normalnie dwa razy większa, niż w mojej poprzedniej szkole. Jasnoszare ściany, białe kafelki, pełno stołów, przy których siedzieli naprawdę różni ludzie, a od razu przy wejściu po mojej prawej, był punkt odbioru jedzenia. Na szczęście, automat z przekąskami i napojami stał kawałek dalej. Oj, ciężkie byłoby życie bez żelek.
— Luhan, chyba nie chcesz, żeby ktoś cię złapał i zgwałcił, prawda? — Byun złapał mnie za ramiona i spojrzał poważnie, przerażająco prosto w moje oczy.
— N-nie...
— No właśnie. Chcesz umieć się bronić w razie czego? — zapytał, uśmiechając się lekko.
Może i nie byłem do tego jakoś super przekonany, ale jeśli ten tęczowy wymiot zacznie mnie dusić w jakimś kiblu? Niechętnie, ale muszę przyznać, że Byun Baekhyun ma rację. Zapisz to ktoś w kalendarzu czy coś, przyda się.
— Dobra, ale idziecie ze mną — powiedziałem, będąc uśmiechniętym od ucha do ucha. Chanyeol wrócił do nas ze spacerku do automatu i od razu wręczył nam po puszce coca-coli.
— Gdzie idziemy? — spytał szarowłosy, poprawiając swoją fryzurę.
— Idziemy uczyć się karate! - zapiszczał podekscytowany Baekhyun.
Co jak co, ale odniosłem wrażenie, że skusił mnie tylko po to, by nie siedzieć tam samemu. Mimo wszystko, wyjdzie nam to na dobre i grupa 'Wieczne Kluchy' zostanie zmieniona na coś w stylu 'Młodociani Bruce Lee' czy jakoś tak.
***
Byłem zmęczony, okropnie zmęczony. Pierwszy dzień w szkole wcale nie był taki zły, nauczyciele okazali się przyjaźnie do nas nastawieni i nie powtarzali nam nawet tej samej regułki na każdej lekcji. Aktualnie przebywałem z chłopakami na stołówce, siedząc przy jednym ze stolików. Była długa przerwa, a ja zamierzałem pod koniec ruszyć na casting , na członka do drużyny piłkarskiej. Była godzina trzynasta dwadzieścia, więc miałem jeszcze bite dwadzieścia minut do zebrania. Nie denerwowałem się, no bo po co? Albo się dostanę i będę kontynuował grę lub wyrzucą mnie na zbity ryjek, i zamiast treningów piłki, będę miał treningi oglądania dram. Doskonale czułem na sobie czyjeś spojrzenie, ale nie byłem w stanie zerknąć gdziekolwiek, aby zobaczyć, kto mnie tak mierzył. Baekhyun i Chanyeol rozmawiali jak najęci, a ja już odpadłem przy pierwszym tomiku "Jaki błyszczyk sobie kupić?".
Bawiłem się jabłkiem i patrzyłem gdzieś w dal. Nie za bardzo orientowałem się, co się działo, dopóki nie oberwałem bananem od divy. Chroń mnie, boski Lee, bo dojdzie do rękoczynów!
— Halo! Ziemia do Luhana! — Spojrzałem na niego znudzony. Ten jednak tylko kpiąco parsknął i przewrócił teatralnie oczami.
— No nareszcie, ile można? — prychnął. — I dlaczego gapisz się na Oh Sehuna? — zapytał podniesionym głosem, przez co kilka osób zerknęło na nasz stolik, a ja w jednej chwili skrzyżowałem spojrzenia z panem Oh. Chyba zejdę na zawał. Albo nie. Powieszę się na sznurówce w męskim kiblu.
Byłem przerażony, ale chciałem pokazać, że ze mnie w chuj odważna klusia i zacząłem sztyletować go wzrokiem. Chłopak był najzwyczajniej w świecie zdezorientowany i kiedy tylko odwrócił głowę w stronę swojego kolegi, ja dostałem krwotoku zewnętrznego. To był Kim Jongin, ten debil od prezerwatyw z dniami tygodnia! Się dobrali. Męska wersja ubogiego cosplayu Rainbow Dash oraz murzyn z kolekcją zapachowych durexów. Nie pytajcie skąd wiem o tej kolekcji, to była na prawdę ciężka noc. Na samo wspomnienie krew mnie zalewa.
— Luhan no, ile można cię wołać? — Tym razem spytał podirytowany Chanyeol, zatykając usta Baekhyunowi swoją dłonią. Mimo tylu lat razem, ten debil wciąż się niczego nie nauczył. Brunet go przecież pogrzebie w ogródku i to w pudełku po butach.
— Park Chanyeol — zaczął Byun, zdejmując dłoń przyjaciela ze swoich ust. Chan patrzył się na niego jak na Freddyego Grogera, kiedy oglądaliśmy Koszmar z ulicy Wiązów.
— Byunnie?
— Park Chanyeol.
— Baekkie, spokojnie, o co się tak spinasz? — zapytał głupkowato, gdy do naszego stolika dołączył D.O, za co byłem mu dozgonnie wdzięczny. Był w końcu przewodniczącym naszej szkoły i każdy, nawet taka agresywna diva jak Bekon, musiała się go słuchać.
— Mhm — bąknął brunet, kładąc twarz na stół, aby zastanowić się nad sensem swojego istnienia. Chanyeol nic już nie powiedział tylko zatkał swoje usta moim pięknym jabłkiem. Jeszcze się zemszczę, przyjacielu.
— Luhan, a ty nie miałeś iść na ten casting? — spytał Kyungsoo, patrząc na mnie z lekkim rozbawieniem. Chociaż nie jestem pewien czy to było to, czy może jednak mina typu 'zgwałcę ci dom i spalę matkę'.
Spojrzałem na zegarek w telefonie i faktycznie - nie miałem za wiele czasu na rozgrzewkę i przebranie się w strój sportowy.
Podziękowałem D.O za przypomnienie mi o tym, a następnie wyrwałem szybko ze stołówki niczym Batman po zobaczeniu sygnału na nieboskłonie! Gdybym jeszcze miał batmobil, ech. Biegłem ile sił, co rusz zbiegając po schodach, czy też skręcając w odpowiedni korytarz. Po kilku minutach byłem już przed wejściem do szatni, więc otworzyłem drzwi i trochę się zdziwiłem, ale w pomieszczeniu nie było zbyt wiele osób.
Dobra, aspołeczny dzieciaku, zapytaj!
— Przepraszam, zamierzacie dołączyć do drużyny 'Aeris' ? — spytałem, lecz kiedy jeden z chłopaków się zaśmiał, od razu się zmieszałem, a moja twarz przybrała odcień pomidora. Brunet podszedł do mnie i z uśmiechem wystawił dłoń w moja stronę.
— Jestem Kim Minseok, ale możesz mówić mi Xiumin, i tak, wszyscy tutaj zamierzają — zaśmiał się melodyjnie. — Więc uważaj, konkurencja jest spora!
— Xiao Luhan — Uścisnąłem jego dłoń i odłożyłem plecak na ławkę. — Jakoś sobie poradzę. — Z uśmiechem posłałem chłopakowi perskie oczko i zająłem się zmianą ubrania.
Gdybym jeszcze wiedział, że od tego dnia moje życie zmieni się diametralnie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro