|| Prolog ||
{Tak, Crier znowu wraca na salony po dość długiej przerwie. Mam nadzieję, że tym razem ktoś pozostawi po sobie jakiś ślad.
Proszę więc.. dajcie temu ff miłość!
Indżoj!}
L U H A N
Ocknąłem się, odczuwając w samopoczuciu, iż byłem strasznie niewyspany. Uniosłem dłonie w górę, następnie przybliżając je do swojej bladawej twarzy. Knykciem przetarłem jeszcze ciężkie i pragnące snu powieki, i kolejno westchnąłem ciężko, wyciągając z wnętrza uszu słuchawki. Obecnie przebywałem w samochodzie wraz z rodzicami, kierując się w stronę nowego domu. Wiedziałem doskonale, iż już nie będę w stanie zasnąć, toteż oparłem głowę o powierzchnię szyby i zacząłem liczyć drzewa, które mijaliśmy z szybką prędkością. Najlepsza rozrywka, kiedy musisz jechać w daleką podróż.
Znowu wracam na stare śmieci. — przeszło mi przez myśl, kiedy po raz kolejny uderzyłem wierzchem dłoni o swoje cherlakowate udo. — Wyjechałem z Seulu do Busan pięć lat temu. Ojciec znalazł wtedy świetną posadę.
Jak się potem okazało, mój wujek wpadł na jakże genialny pomysł i założył własną firmę, która całkiem niedawno stała się sławna. Nie interesowało mnie to, dopóki mój ojciec nie dostał propozycji pracowania w przedsiębiorstwie swojego brata, czego skutkiem była kolejna przeprowadzka. Nienawidziłem tego życia w ruchu, było to męczące. W ciągu tych cholernych pięciu lat zmieniałem szkołę dobre trzy razy, a i tak nie znalazłem przyjaciela, z którym mógłbym szczerze porozmawiać.
— Za ile będziemy? — spytałem, bardziej od niechcenia niż czystej ciekawości.
Nawet nie raczyłem spojrzeć na ojca, który prowadził samochód, popalając przy tym papierosa. Jeszcze chwila i się tu uduszę. Dlaczego ludzie tak łakną tych wszystkich używek, do jasnej cholery, co? Co jest w tym takiego fajnego? Uzależnisz się od jednego papierosa i będziesz marnował na paczki jego kolegów swoje pieniądze, które mógłbyś wydać na jakieś przydatne rzeczy.
— Już dojeżdżamy, Luhan. — Mimo że nie widziałem jej twarzy, to miałem tą cholerną pewność, iż właśnie teraz uśmiechała się promiennie.
Moja matka to arcyspokojna kobieta. Nikt nie ma takiej cierpliwości jak ona, ani nikt nie robi tak dobrego kimchi jak ona, nikt nie jest nią. Kochałem ją i strasznie doceniałem. Jest dla mnie jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Szkoda tylko, że nigdy nie miałem możliwości, aby pogadać z nią o moich problemach, czy też wyjawić kilka zagadek, przy których rozwiązaniu na pewno by mi pomogła. Jest w końcu moją kochaną rodzicielką, a tego nie da się zmienić.
Miałem ochotę tylko wejść do tego domu, rzucić się na łóżko i spokojnie zasnąć. Byłem wykończony. Nigdy nie lubiłem zbyt długo jeździć samochodem, a już szczególnie wtedy, kiedy była to przeprowadzka. Dodając jeszcze do tego pakietu tatusia, który wypalał swojego ukochanego szluga. Na szczęście wynajęta ekipa zdążyła już powstawiać meble do domu, toteż nie musiałem robić tego razem z ojcem, który po trzydziestu minutach już rzuciłby się do lodówki po piwo.
Od: Bekon ♦
Już dojechaliście? :3 Nie zamierzam stać na dworze i czekać w nieskończoność.
Prychnąłem pod nosem, widząc tak durnego smsa od Byuna. Był, a nawet nadal jest moim najlepszym i jedynym, prawdziwym przyjacielem, z którym kontakt utrzymywałem nawet po przeprowadzce. Wiedział o mnie praktycznie wszystko i zresztą vice versa.
Do: Bekon ♦
To usiądź grzecznie na tyłku i pooglądaj te swoje gejowskie świerszczyki ;/
Na wiadomość od Baekhyuna nie musiałem długo czekać. Zazwyczaj po smsie z wzmianką o jego gejostwie, zaczynał zachowywać się jak porządnie wkurwiona baba i był w stanie klikać w klawiaturę szybciej, niż Felix Baumgartner po swoim słynnym skoku!
Od: Bekon ♦
Przejrzałem już wszystkie, jakie dał mi Jongin. Sorry, Jeleniu, ale nie mam czego oglądać. Może po powrocie byś mi popozował? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Ile dają za morderstwo z premedytacją? Dożywocie, tak od razu? O, już wiem! Zakopię jego zwłoki w ogródku i postawię na tym altankę jak w American Horror Story! Wtedy nikt się nie skapnie, a ja będę miał święty spokój. Chociaż, kto by podejrzewał takiego uroczego, słodkiego nastolatka jak ja? Mam bardziej porcelanową skórę, niż te wszystkie stare lalki. Zresztą, miałbym nawet alibi.
Po chwili samochód stanął na, jak mniemam, naszej posesji. Rodzice wysiedli i od razu zajęli się wyjmowaniem kilku drobniejszych walizek z bagażnika. Ja natomiast założyłem przyciemniane okulary i wyszedłem z pojazdu, rozglądając się po okolicy.
Niemałe było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że bardzo dobrze ją znałem. Ba! Nawet perfekcyjnie. Mieszkałem na tym samym osiedlu, co mój świerszczykowy przyjaciel. Liczyłem tylko na chwilę spokoju, a dostałem drażniącego pedała. Super. Chociaż lepsze to, niż mieszkanie pomiędzy dwiema dziwnymi rodzinkami z małymi dziećmi. Przeciągnąłem się i zerknąłem na ekran mojego Samsunga. Żadnych powiadomień, ani też smsów. Ah, ta samotność! To jest dopiero coś! Można robić wszystko tak jak się chce, rozmawiać z kimś inteligentnym (czyt. paplanie do siebie bez sensu) albo oglądanie dram w ciszy bez obaw, że zaraz oberwiesz poduszką albo, co gorsza, telefonem w głowę. Te ekstremalne przypadki zdarzały się tylko podczas przyjazdów Bekona, niestety. Zabrałem moją jasnoniebieską walizkę we wzorki w misie (no co, lubię słodkie rzeczy), i łapiąc za czarną bejsbolówkę, przerzuciłem ją sobie przez ramię.
— Luhan, przestań się ociągać! — powiedział donośnym głosem mój, pożal się boże, ojciec i zniknął z rodzicielką za drzwiami głównymi.
Prychnąłem pod nosem, wchodząc do domu. Nie był jakiś ogromny, ale jak na trzy osoby całkiem spory. Ściany korytarza pomalowane były w odcienie beżu i patrząc ogólnie, to każde pomieszczenie miało stonowane kolory. Tak jakby miała tu mieszkać jakaś staruszka ze stadem kotów. Minąłem matkę i od razu ruszyłem w stronę schodów, wiedząc, że mój pokój na najbliższy rok jak zawsze będzie znajdował się na piętrze. Oczywiście, nie myliłem się. Gdy tylko wszedłem do pomieszczenia, moje płuca zaatakował intensywny zapach nowości.
Pokój wyglądał tak samo jak w mieszkaniu w Busan. Ściany były otoczone jasnoniebieską farbą, panele wykreowane z ciemnego dębu, a dodatkowo przejście do łazienki znajdowało się w lewym rogu, koło wysokiej drewnianej półki, zapełnionej różnorodnymi mangami i albumami zespołów, których słuchałem. Na końcu pokoju, na przeciwko wejścia znajdowało się ogromne okno, przez które wszyscy w sąsiedztwie mogli podziwiać mą osobę. Muszę zapamiętać, żeby po kąpieli nie paradować top less po pokoju. W lewym rogu stało dość spore, drewniane łóżko, pokryte szarą pościelą we wzorki w pandy. Po drugiej stronie zaś znajdowało się biurko, a na nim laptop. Oglądanie więc filmów dla dorosłych nie wchodziło w grę, a przynajmniej dopóki nie załatwię sobie ogromnych rolet, nie przebijających żadnych cieni z wewnątrz. Westchnąłem cicho i podszedłem do komody, która, o dziwo, znajdowała się obok biurka. Wypakowałem z walizki ubrania i opchałem nimi szafę, licząc, że wszystko się zmieści. Musiałem jeszcze napisać do Byuna, żeby nie czekał wieków na tym dworze. Chociaż mieszka on na przeciwko mnie, więc powinien był zauważyć, jak wysiadałem z auta. Ekh, będę o tym deliberować później.
Obudziłem się przez ten cholerny dzwonek, rany. Nigdy się nie wyśpię, przenigdy. Uchyliłem ociężale powieki i złapałem za obramowanie Samsunga, który leżał na moim brzuchu, i kolejno spojrzałem na wyświetlacz.
Cholerka jego mać! Zapomniałem o Baeku! Jestem okropnym przyjacielem!
Od: Bekon ♦
Rany, Lulu.. ile jeszcze będziesz jechał? Skończyłem już drugi odcinek dramy! Mówiłeś, że już dojeżdżacie. ><!
Do: Bekon ♦
Przepraszam, Baekkie :* Przysnęło mi się. Jeśli widzisz ten cholernie jaskrawy, żółty budynek na przeciwko swojego domu, to możesz tam wejść. Jestem na górze :/
Westchnąłem, siadając na brzegu łóżka. Ukradkiem zerknąłem na zegarek, który wskazywał 15:34. Uczciwie stwierdzam, że zaczyna się bardzo ciekawe popołudnie.
Nie minęło nawet pięć minut, kiedy do mojego pokoju wbiegł zdyszany brunet.
— Luhan! Tęskniłem za tobą! — Nawet nie zdążyłem się porządnie zorientować, a już moje drobne ciałko zostało zmiażdżone przez mięśnie Byuna.
Cholera jasna, ile on waży?!
Wydałem z siebie niezbyt męski pisk, aby tylko po chwili uderzyć go delikatnie w głowę, ponieważ na więcej nie było mnie stać, i kolejno wykrzyczeć:
— Złaź ze mnie, klucho, albo zrobię z ciebie bekonowy szaszłyk! — Chłopak tylko się gromko zaśmiał i usiadł obok mojego zmasakrowanego ciała.
— Nic się nie zmieniłeś. Chociaż mogłeś nie malować tych kudłów na różowo... — Stwierdził i pogłaskał mnie po głowie, na co delikatnie się zarumieniłem.
Tym razem liczyłem, że zostanę tutaj już na zawsze i w końcu będę szczęśliwy, a mój irytujący rodziciel przestanie wtykać nos w nie swoje sprawy.
Szkoda, że moje pragnienia jak zawsze trafia szlag.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro