Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|| 1:0 dla Jongina ||

| Zrobiłam popraweczki szybciej niż zwykle, także.. Łapajcie rozdział! |

LUHAN

Na najświętsze absy kpopowych idoli, Chanyolowe pendolino wjechało do tunelu! Dobra, to już było idiotyczne. Luhan, o czym ty myślisz?

— Rany, Lu musisz tak głośno? — Szepnął Byun rozglądając się na wszystkie strony.
— Nie, ale chcę. — Uśmiechnąłem się szeroko, po chwili jednak opanowałem się i poklepałem przyjaciela po plecach. Baek potrzebował teraz wsparcia, a sytuacja z Chanyeolem była o tyle łatwa i delikatna, to jednak coś sprawiało, że zagłębiając się w nią - czułem ciężką i ostrą atmosferę. W prawdzie miałem też swoją małą sprawę z Sehunem a ka nieuchwytnym ninja mordercą, lecz Byun był dla mnie o wiele wiele ważniejszy.

— Wszystko będzie dobrze, przestań się mazać. — Pogłaskałem chłopaka po plecach czując jak zaczyna się trząść, co jakiś czas pociągając nosem. Nie lubiłem kiedy płakał, bo wyglądał wtedy naprawdę brzydko, ale w rzeczywistości nie wiedziałem nawet jak go uspokoić. Objąłem go zatem ramionami, tuląc do siebie jak pluszową zabawkę.

— Nic nie będzie dobrze.

— Będzie i nie ma innej opcji.
— Lu.. — Odkleił się od mojego torsu i chowając chude dłonie, głęboko w rękaw, spojrzał na mnie bardzo poważnym wzrokiem. Zerknąłem na jego czerwoną twarz i wyczekując odpowiedzi po omacku, wyszukałem paczki chusteczek w kieszeni jeansów.

— No bo ja się chyba zakochałem. — Oj wstrzymałem powietrze, oj dostałem zawału, oj prawie kurwa umarłem. Byun Baekhyun był dopiero w liceum, a jego zachowanie sprawiało pozory dziecka z przedszkola. Dodatkowo charakter złośnicy nie pozwalał mu na widzenie kogokolwiek w takim świetle, a tu proszę. 

— Baekhyun, czy ty przypadkiem nie jesteś chory? — Przystawiłem dłoń do jego czerwonego czoła, jednakże nic na to nie wskazywało. 

Ja pierdolę.

***

Po historii, czyli naszej ostatniej lekcji tego dnia, razem z Byunem pokierowaliśmy się na stołówkę aby coś zjeść, bo szczerze powiedziawszy Baekhyun był bardziej blady niż cukier, a ja za każdym razem przeżywałem mini zawał kiedy lekko przymykał oczy bojąc się, że ten zaraz straci przytomność. 

Mimo protestów, złapałem go pod ramie i wprowadziłem do pomieszczenia, które o dziwo było zatłoczone. Idąc niczym na ślubny kobierc spojrzałem na stojącego Kyungsoo, który w mgnieniu oka zjawił się przy nas z zatroskanym wyrazem twarzy.
Zrobił się niesamowicie biały, a jego oczy omal nie wyszły z orbit kiedy wzrokiem pokierowałem na przyjaciela, a potem znowu na sowę. 

Kyu zabrał ode mnie bruneta i razem usiedliśmy przy najbliższym wolnym stoliku. Wiedząc, że zostawiłem przyjaciela w dobrych rękach, niczym spłoszona sarna, pokierowałem się do małego bufeciku. Nie chciało mi się wybierać jakichś wykwintnych smakołyków, bo jestem prawie pewien, że ta kluska i tak wszystkiego nie zje, więc postawiłem na metalowej tacce małą miseczkę z ugotowaną fasolką i średniej wielkości talerzyk, na który nałożyłem spagetti z sosem serowo-brokułowym. 

— Życie nie ma sensu.. — Usłyszałem znużony głos Byuna, stawiając tackę centralnie przed jego obliczem. Oczywiście wiedziałem, że zaraz się skwasi i odsunie od siebie jedzenie. Usiadłem obok niego i rozpocząłem nawałnicę zapełnionych widelców w jego ustach. 

— Luhan, przestań... — Zatrzymałem widelec centralnie przed ustami bruneta i spojrzałem na jego twarz w grymasie by po chwili wepchać kolejną porcję w usta niezadowolonego przyjaciela.

— Jesteś pewien, że dobrze się czujesz? — Spytał Dyo próbując wbić słomkę w otwór soku pomarańczowego, który najwyraźniej trzymał przez cały ten czas. Mogłem go nie zauważyć prawda? 

— Mhm...

— Baekkie, zjedz coś w końcu. Cały dzień głodujesz, trzęsiesz się, a twój nastrój zmienia się jak u nastolatki z okresem. — mruknąłem wykrzywiając twarz w grymasie.

— Czasem na prawdę zachowujesz się jak moja nadopiekuńcza matka, Lu. Będziesz okropnym ojcem. — Wyszczerzył się, a ja rozpocząłem liczenie do dziesięciu. Czy ja na prawdę jestem jak nadopiekuńcza matka? Przecież, wciskałem mu pampersy tylko do pierwszej klasy podstawówki! 

— No niby z kim? Będę forever alone, chyba że Lee Jong Suk mi się oświadczy. Z resztą, wystarczy mi jedno dziecko, Byunnie~ — uśmiechnąłem się niczym Yeol w reklamie pasty do zębów.

— Z Sehunem. — Odparł jakby nigdy nic i zabrał się za fasolkę, Kyungsoo zakrztusił się sokiem, a ja zrobiłem szatanistyczny eye smile w stronę przyjaciela. 

Gdybym mu tak soczyście przypierdolił, to czy te dwie ostatnie komórki w końcu by się ze sobą zderzyły?

— I nie wypieraj się, widzę jak na ciebie patrzy. — Jestem  już, kurwa, przy ośmiu i nadal nie jestem spokojny.

— Czekaj, czekaj. Jak to z Sehunem? — Spytał ewidentnie zaciekawiony Kyungsoo, a ja tylko wzruszyłem ramionami chowając twarz za bluzą. Prawdę mówiąc miałem dość ckliwych gadek Baekhyuna o HunHanie, męczył mnie tym od pierwszego mini śledztwa, a na dodatek nie miałem pojęcia dlaczego Hun tak bardzo się do mnie łasi. Ja łaziłem za nim po szkole, natomiast on napastował mnie w jej wnętrzu. Dziś wyjątkowo go nie widziałem więc w duchu dziękowałem wszystkim bogom jakich tylko poznałem na lekcjach w podstawówce, ba, kłaniałem się nawet latającemu spagetti!

— Yaho~ — Usłyszałem uradowany głos Kima i niemal natychmiast zgromiłem go wzrokiem, mimo że jak na razie wyciągnął mnie z opresji i nie musiałem odpowiadać Dyo.

— Cześć, Kai.. — mruknął Baek bawiąc się jedzeniem. Biedna fasolka, tak pocięta, zgnieciona. Męczy ją jak tylko może. Czyżby Byun miał coś z Hitlera?

— Coście tacy nie ten tego? Męski okres? — Usiadł uśmiechnięty obok Kyungsoo, który od razu zgromił go okrutnym spojrzeniem. Już myślałem, że się na niego rzuci ale najwyraźniej postanowił, zabijać go tylko w myślach. Zanim jednak ktokolwiek z nas odpowiedział, Kim postawił średniej wielkości karton na stół i potarł cwaniacko dłonie. 

Kurwa mać, to nie zwiastuje niczego dobrego!

— Weź to zdejmuj, ludzie jedzą ty-

— Jak nikt nie patrzy, to też się pieprzą, więc radzę nie używać łyżeczek które mogą służyć jako lubrykant. — Przerwał brunetowi zmęczonym głosem, by po chwili wystrzelić optymizmem niczym petarda. 

— Co to ma, kurwa, być? — Woah. Kyungsoo zerknął na opakowanie. Oj, Kyu, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, bardzo dobrze znasz tą drogę. 

— Kupiłem ci coś miękkiego, kochanie~ — Wyszczerzył się i naparł plecami na oparcie krzesła. Czy on postradał zmysły?! Spojrzałem zlękniony na uśmiechniętego Kyungsoo z rumieńcem na twarzy. Dobra, ten dzień jest popierdolony, nawet nie wiem o czym myślę i czy to co widzę jest prawdą. Za dużo ćpasz Lu, definitywnie za dużo. 

Dyo już chciał coś powiedzieć, albo zabić Jongina tu i teraz przy wszystkich, kiedy przerwało nam głośne miałknięcie.

— Kim Jongin... — Wysyczał nagle, zgniatając opakowanie po soku w dłoni. — Wpierdoliłeś kota do tego zasranego pudełka? Czy ciebie do reszty popierdoliło? Na prawdę nie masz nic w tej durnej głowie?! To nawet nie jest możliwe, kurwa mać człowieku, jakiś mózg musisz tam mieć! Ja pierdole z kim ja żyję, co tu się kurwa dzieje... — Szybko zasłoniłem uszy mojemu dziecku.

— Oj, no słyszałem jak rozmawiałeś z Suhą matką, że masz dość i czujesz się samotny.. chciałem dobrze. — Wystawił ręce do góry w geście obronnym, a ja zabrałem widelec Byunowi i zrobiłem kilka dziur w opakowaniu, byleby to biedne zwierze miało czym oddychać. 

— To nie twoja sprawa.. - Kyu nagle wstał, a w jego oczach malował się.. strach? Nie sądziłem, że maszyna do zabijania może się czegokolwiek obawiać. Oj, Xiao jak ty mało wiesz o życiu. 

W sumie, to by tłumaczyło dlaczego wciąż jestem pierdolonym prawiczkiem.

Rozkmina życia. 

— Kochanie spokojnie, teraz będziesz miał się do kogo przytulić kiedy nie będzie mnie obo-

W tym momencie chyba każdy wstrzymał oddech i z szokiem wymalowanym na twarzy przyglądał się całej tej sytuacji. Kyungsoo wymierzył siarczysty policzek Jonginowi i tak po prostu wyszedł zostawiając nas wszystkich. Baek zakrztusił się jedzeniem, a ja jako dobra mama podałem mu butelkę wody. Po dziesięciu minutach ciszy, klasnąłem dłońmi centralnie przed twarzą Kaia, ale ten zboczeniec nawet nie drgnął tylko trzymał się za pulsujący policzek. Oj, krucho, na prawdę krucho.

— Chyba umarł.. — Byun podszedł do chłopaka i dźgnął go w policzek kilka razy, po czym podirytowany złapał za plastikowy talerz i przypierdolił mu prosto w twarz. Na prawdę, nie wiem czy chciał go dobić, sprawdzić czynności życiowe czy odegrać się za ten strój pokojówki który musiał na siebie wcisnąć. 

Kim Jongin, lat 18.
Data zgonu 19.04.16

Przyczyna: jednostronna miłość.

Nie miałem pojęcia dlaczego Kyungsoo tak bardzo gardzi Jonginem. Pomimo jego zboczenia, ułomności i braku hamulców był całkiem spoko. Dobra, może był bez poczucia wstydu, często rozkojarzony, ale przynajmniej według mnie nie był taki zły. Fakt, może nie znałem go dość długo bo ledwo dwa tygodnie, ale wydawał się na prawdę sympatycznym i pełnym życia człowiekiem (teraz tego jakoś nie widać). Czemu ja dalej w to brnę? Luhan, człowieku weź się opanuj. Co do Kyungsoo... znałem go trochę krócej, ale miałem o nim podobne zdanie, tylko zboczenie mogłem zamienić na uzależnienie od meczów bokserskich. Nadal nie pojmowałem, dlaczego on chciał zostać bokserem, skoro jego stopnie ukazywały ponad przeciętną inteligencję i bez problemu zdałby studia medyczne czy prawnicze w rok.

— No dobra, fajnie się gawędziło, a teraz wybaczcie idę do mojej Rainbow, znaczy dziwki. To na razie! 

Okej, ja na prawdę nie zamierzam w to wnikać. 

*** 

— Ty nadal chcesz tam iść? — mruknąłem pod nosem, jednocześnie zapisując nowe zdjęcie Jacksona na telefon.

— Tak, a ty idziesz ze mną.

—Nie.

— Tak.

— Nie.

— Tak mamusiu, chyba nie zostawisz swojego małego synka w towarzystwie napalonych popierdoleńców? — Byun uśmiechnął się zwycięsko i wypiął dumnie pierś.  

— No chyba cię coś potrąciło, przejechało, wypizgało i zgwałciło. — Zmrużyłem oczy patrząc na niego jak na kompletnego debila, którym tak na prawdę był i wszyscy o tym wiedzieli. Wiedziałem, że coś się święci kiedy jego uśmiech zrobił się bardziej złowieszczy niż zazwyczaj, a jego nogi wprawiły się w ruch. Momentalnie się na mnie rzucił i przewrócił na plecy. 

— Co ty odwalasz, Byun?! — Wrzasnąłem kiedy przyszpilił moje nadgarstki do łóżka, a ja nie mogłem się wyrwać. Lulek, pizdo, grasz w piłkę i chodzisz na te pieprzone taekwondoo czy jakoś tak, więc może powinieneś ruszyć mózgiem i zrzucić tą kluskę z siebie?

— Puszczę cię tylko wtedy kiedy się zgodzisz. 

— Nie możesz tak molestować własnej matki, Baek! — Pisnąłem kiedy brunet przygryzł płatek mojego ucha. Jak dramy kocham, kiedy tylko się podniosę połamię mu wszystkie eyelinery.

— Hm? Coś mówi-

Zrzuciłem chłopaka z siebie i szybko przyszpiliłem do łóżka jedną dłonią, zaś drugą sięgnąłem po poduszkę aby kilka razy uderzyć go nią w twarz. 

— Pójdę z tobą na tą cholerną imprezę, tylko wtedy kiedy dowiem się, że Rainbow Dash się tam pojawi. Rozumiesz? — powiedziałem szybko z niego schodząc. Przejechałem dłońmi po włosach starając się przywrócić je do porządku, i właśnie wtedy wpadłem na kolejny durny pomysł. Szybko wstałem i pokierowałem się do łazienki, pełen entuzjazmu podskoczyłem do szafeczki koło lustra i wyrzucałem wszystko co było mi teraz potrzebne.

— Co ty odpierdalasz? — Byun oparł się o framugę drzwi i zmierzył mnie przenikliwym spojrzeniem.

— Od dziś, moje włosy będą białe jak płatki śniegu! — Pisnąłem cały podekscytowany znajdując rozjaśniacz i blond farbę, po czym wskazałem na niego palcem, szczerząc się od ucha do ucha, niczym zawodowy psychopata. Dzięki za lekcje, Kyungsoo. — A ty mi w tym pomożesz! 

— No chyba, kurwa, nie.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro