Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nathan The Nobody Origin (Początek)

UWAGA: Jest to moje tłumaczenie. Za wszelkie błędy z góry przepraszam.

--------------------------------------------------------

Nathan miał w przeszłości normalne dzieciństwo. Dorastał we wspaniałej rodzinie ze swoją siostrą bliźniaczką, Crystal. W przeciwieństwie do jego siostry, jego oczy były różnego koloru, rzadki stan genetyczny zwany heterochromią. Jego jedno oko było niebieskie, a drugie zielone, jak jego siostry. Nathan i jego siostra byli głównie wychowywani przez matkę, która troszczyła się o nich prawie tak samo. Jednak ojciec Nathana także robił, co w jego mocy.

Miał około 6 lat, kiedy zauważył, że jego ojciec nie darzył go taką czułością jak jego siostrę. Był bystrym dzieckiem, miał łatwo w szkole. Podczas gdy jego siostra była dużo lepsza w nawiązywaniu nowych znajomości. Jakby inaczej? W jego oczach widział ją jako najmilszą osobę w swoim życiu.

Nathan często łatwo się złościł. Nie bardzo wiedział, dlaczego tak jest, po prostu szybko wpadał we wściekłość. To doprowadziło go do wielu bijatyk i kłótni z rówieśnikami oraz nauczycielami.

Jego zachowanie doprowadziło wówczas do wielu kłótni pomiędzy jego rodzicami; byli tak cicho, jak tylko mogli, próbując unikać kłótni przed nim i jego siostrą. Jego ojciec czasami tracił cierpliwość; jego twarz czerwieniała ze złości na wiadomość o kolejnym wybuchu Nathana. To był początek wściekłości jego ojca, wrzeszczenia na Nathana, zanim jego matka nie wkroczyła i nie pociągnęła ojca, by się uspokoił.

To w jakiś dziwny sposób sprawiło, że Nathan był szczęśliwy. Widok jego rodziców, którzy poświęcają mu więcej uwagi niż jego siostrze. Zobaczyć, jak łatwo jest manipulować ich emocjami. To było dla niego ekscytujące, nawet jeśli tylko na chwilę.

Pewnej nocy obudził się, słysząc szepty; zmarszczył brwi, wstając z łóżka. Ruszył do drzwi sypialni; słyszał więcej ściszonych słów. Wyszedł na korytarz tak cicho, jak tylko potrafił. Szepty nabrały teraz sensu, gdy jego rodzice chodzili tam i z powrotem.

"Jesteś dla niego zbyt sympatyczna! Odpuszczasz mu zbyt łatwo!" Cicho piszczy jego ojciec, starając się nie obudzić jego i siostry.

"Jest tylko dzieckiem. Nauczy się." Cicho odpowiada jego matka błagalnym tonem.

"Zawsze tak mówisz! Jednak on wie lepiej! To mądry dzieciak! Po prostu nie chce się zachowywać!"

"Jesteś zbyt surowy!"

"Nie, nie jestem! Nie może tego dalej robić! Dlaczego nie może być jak jego siostra?! Ona jest urocza! Uspokaja się i nie buntuje się w ten sposób!Normalne, cholerne dziecko."

"Dorośnie-"

Usłyszał już wystarczająco dużo i wrócił do swojego pokoju. Jego myśli i uczucia stały się nieco gorzkie i pełne urazy wobec siostry. Przez kilka następnych poranków nie chciał z nią rozmawiać ani bawić się. Dopiero wtedy, gdy wciąż go nachodziła, krzyczał na nią. Kiedy przestał krzyczeć, jego siostra po prostu stała, a jego gorzkie uczucia szybko zmieniły się w poczucie winy. Czuł smutek siostry, jakby był jego własnym, postanowił skierować gorzkie uczucia na ojca; tego, który zasiał ziarno na pierwszym miejscu. Mimo wszystko, nadal okazywał zazdrość swojej siostrze.

Jednak Nathan całkowicie kochał swoją siostrę i ufał jej, częściowo dlatego, że uważał, że nie jest w stanie zrobić nic złego. Jak zdawał się sugerować ich ojciec, ona jest tą dobrą, a on jest dziwnym bliźniakiem. On i jego siostra rozumieli się na poziomie, do którego nie dociera każde rodzeństwo; oczywiście mieli swoje trudności, jak większość rodzeństwa.  

W wieku 9 lat Nathan zdystansował się od swoich rodziców. Twierdzili, że troszczą się o niego tak samo, jak o jego siostrę, było jasne, że tak nie jest. Jego oceny mogły być świetne, ale nadal walczył z rówieśnikami. Nigdy nie przeszkadzał swojej siostrze w szkole, ostatnią rzeczą, jakiej chciał, było drażnienie jej lub skupienie się na niej prześladowców. Więc zamiast tego, po prostu siedział z dala od wszystkich na przerwach i w szkole nie skupiał uwagi na relacjach towarzyskich.

Pewnej nocy jego rodzice wyszli i oboje zostali z opiekunką. Opiekunka była dla niego irytująca; wszystko, co robiła, to rozmowa przez telefon. Poszedł więc do swojego pokoju, żeby się pobawić, po dłuższym czasie poczuł się zaniepokojony. Zdenerwowany wyszedł z pokoju. Słyszał ciche odgłosy dochodzące z salonu; po czym nastąpił krzyk.

Kiedy skręcił za róg, jego siostra płakała w kącie, a opiekunka nad nią krzyczała. Uniosła rękę, by uderzyć Crystal. Nathan nie pamiętał, co zdarzyło się później. Według jego siostry, przybiegł i rozprawił się z opiekunką. Zaskoczona opiekunka próbowała się czegokolwiek chwycić i ostatecznie upadła na szafkę. Zrzucił na nią telewizor, który stał na szafce. Na szczęście miała tylko kilka skaleczeń i złamaną rękę.

Po zbadaniu całego incydentu, a następnie analizie terapeutycznej, odkryli, że miał problem z gniewem, a utrata przytomności była tylko efektem ubocznym. Z tego powodu stał się bardziej samotny i nie brał udziału w aktywnościach, które są zbyt stresujące, nie chciał nawet wchodzić w interakcje.

Kiedy podrośli, jego ojciec odszedł z inną kobietą, zostawiając ich i matkę. Jego siostra stała się bardziej znana dzięki jej towarzyskiej osobowości, podczas gdy on był znany jako "dziwny" bliźniak; nie obchodziło go to, dopóki jego siostra była szczęśliwa.

Tego dnia Nathan przygotował się jak zwykle. Chwycił szare spodnie, czarną koszulę i ulubioną czarną kurtkę, którą zawsze nosił. Zszedł na dół i powitał siostrę z uśmiechem. Miała na sobie swoje ulubione granatowe jeansy i koszulkę, którą Nathan kupił jej na urodziny w zeszłym roku. Nathan spogląda na długi naszyjnik, ukryty w jego ubraniu. Jest trochę kobiecy, ale wiedział, że Crystal bardzo się starała, żeby mu dać coś wyjątkowego na urodziny. Cenił to, prawie tak bardzo, jak o nią dbał.

"Witaj Nat, zostaję dzisiaj do późna w Dramie. Wielka próba!" Wyjaśnia, uśmiechając się ciepło. Nathan kiwa głową i klepie siostrę po głowie.

"Ok, i tak najprawdopodobniej spotkam się z Jeremym. Odbiorę cię dzisiaj. O której godzinie to się skończy?" Pyta.

"Około 16:00" Odpowiada.

"Ok, spoko."

"Och, prawie zapomniałam! Moja przyjaciółka Bell się w tobie podkochuje. Ona też jest taaaka nieśmiała, to zabawne" Śmieje się, szturchając Nathana, gdy wychodzą przez drzwi.

"To ta z rudymi włosami, prawda?" Pyta Nathan.

"Ooooo, ty też ją lubisz? Huh, huh!? Może teraz możesz zapomnieć o Sarze?!" Drażni się Crystal, lekko popychając brata. Nathan odpowiada tylko przewracając oczami.

Razem idą do szkoły tą samą ścieżką, co zawsze. Rozmawiali o przypadkowych rzeczach, w powietrzu był dziwny chłód, Nathan coś poczuł, ale tylko wzruszył ramionami.

Przychodzą do szkoły; Nathan przybiera normalny wygląd, jakiego oczekują od niego ludzie od kilku dni, zwłaszcza w porównaniu ze swoją radosną, bystrą siostrą. Wydają się pochodzić z całkowicie odmiennych światów.

"Och, czy mówiłam ci, że Dave zaprasza mnie na randkę?!" Wtrąca się z podniecenia, przerywając jego myśli.

"Hm? Och, nie, nie sądzę, żebyś to mówiła. Fajnie, to on jest w drużynie koszykówki, czy coś w tym stylu?" Pyta Nathan, unosząc brew.

"Nie, on jest w drużynie pływackiej" Odpowiada, lekko podskakując.

"Och" Odpowiada obojętnie, wciskając ręce do kurtki.

"Nie masz nic przeciwko, jeśli się z nim umówię?" Pyta, próbując czytać z jego twarzy, a on śmieje się z dziwnego pytania.

"Wiesz, że nie obchodzą mnie tego rodzaju rzeczy. O ile nie będziesz znowu mieć kłopotów" Śmieje się, lekko ją popychając.

Dzień przebiega jak większość dni szkolnych. Jego siostra jest zajęta przyjaciółmi i zajęciami klubowymi; z drugiej strony, Nathan spędza większość czasu sluchając muzyki lub siedzi w bibliotece ze swoim przyjacielem, woli pójść gdzieś, gdzie jest cicho.

Po szkole Nathan wyruszył na spotkanie ze swoim przyjacielem, ale został zatrzymany przez kilku facetów. Nathan ignoruje ich, wiedząc, że chcą go tylko obrazić. Gdy Nathan odchodzi, czuje, że napój gazowany uderza go w plecy. Zatrzymuje się i cicho tam stoi, słysząc obelgi przez słuchawki, ale reaguje, podnosząc pełną puszkę. Stoi przez chwilę, rozważając możliwe scenariusze, które mogą się wydarzyć. Kątem oka widzi jednego z chłopaków zbliżających się do niego.

Nathan spokojnie odsuwa się z drogi, pozwalając osobie potknąć się o "własne nogi" i upaść na ziemię. Uśmiecha się z rozbawieniem, widząc jak facet się wkurza. Trzyma puszkę w górze, upuszczając ją na twarz faceta, pozwalając grawitacji wykonać całą robotę. Kiedy facet wariuje z powodu bólu, jego kumpel nie jest pewien, czy zaatakować, czy się wycofać.

"Niezła próba... Pozdrów swoją siostrę ode mnie" Mówi Nathan z rozbawionym uśmiechem, idąc dalej. Jego przyjaciel stał tam z głupim wyrazem twarzy, nie wiedząc, co robić.

Nathan idzie dalej do miejsca, gdzie on i jego przyjaciel mają się spotkać. Marszczy brwi, ponownie zauważając to niepokojące uczucie. To, które cię zjada, ostrzegając, żebyś nie zwariował. Na jego twarzy pojawia się grymas, gdy Nathan pogrąża się w głębokich myślach.

"Hej, co ci tak długo zajęło?" Woła jego przyjaciel Jeremy po jego przybyciu. Nathan w odpowiedzi wzrusza ramionami i siada na jednej z ławek.

"Nie mogę zostać zbyt długo, muszę spotkać się z siostrą o 16" Mówi Nathan zwijając słuchawki.

"Oczywiście, dlaczego w ogóle to robisz? Ona już jest w centrum uwagi i nie wygląda na to, by potrzebowała cię blisko siebie" Pyta Jeremy z irytacją wypisaną na twarzy.

"Może jest czasami denerwująca, ale jest moją siostrą i jedyną w rodzinie, która mnie rozumie" Nathan jeszcze bardziej się krzywi, znów zatracając się w myślach. Jego przyjaciel zlekceważył odpowiedź. Okolica ucichła.

Około 15:45 Nathan wraca do szkoły i czeka przed salą teatralną na swoją siostrę. Niedługo potem wszyscy zostają wypuszczeni i zaczynają wracać do swoich domów. Nathan wita swoją siostrę, która podbiega do niego.

"Niecała godzina czwarta. Cieszę się, że przyszedłem wcześniej, szkoda by było, gdybym tu wrócił tylko po to, by za tobą tęsknić" Chichocze. "Jak tam teatr dzisiaj?" Pyta, gdy zaczęli wychodzić ze szkoły.

"Było świetnie, co robiłeś?" Pyta, szturchając go w ramię.

"Och, zrobiłem tylko kilka eksperymentów społecznych i wyszedłem na trochę" Mówi, po czym chichocze do siebie.

Crystal unosi brew, ale wzrusza ramionami z uśmiechem. "Wiesz, nie musisz odprowadzać mnie do domu" Mówi. Nastrój robi się gorzki. Odwraca od niego wzrok, wyraźnie przygnębiona. Zwalniają i zatrzymują się, wszystko cichnie na dłuższą chwilę.

Nathan wzdycha, przerywając ciszę. "Wiem, ale mama wciąż się martwi... i... ja też. W końcu nadal dochodzisz do siebie. Ostatnią rzeczą, jakiej byśmy chcieli, to... cóż, sama wiesz" Mamrocze, patrząc na nią.

"Wiem, po prostu czuję, że marnuję twój czas" Wzdycha, a Nathan tylko chichocze i klepie ją po głowie.

"Jesteś szalona, mam za dużo wolnego czasu i dobrze o tym wiesz. Dalej, chodźmy" Uśmiecha się i znowu idzie do przodu.

Gdy wracają do domu tą samą znajomą ulicą, Nathan zauważa za nimi pojazd. Nie zastanawiał się nad tym jednak zbyt wiele. Mimo to, wciąż namawiał siostrę, by szła szybciej. To niepokojące uczucie powraca ponownie, to samo uczucie, które ogarniało go przez cały dzień. Czuł, jak jego serce przyspiesza, jakby coś go pożerało.

Słońce na niebie powoli traci swój blask nad lądem. Nathan rozgląda się po cichej okolicy, w tym czasie prawie nikogo nie ma w domu. Większość pracuje; niektórzy mają dzieci z zajęciami pozaszkolnymi, więc spacer do domu jest o tej porze zawsze spokojny.

Nathan lekko zerka, by zobaczyć samochód za nimi, jego czerwony kolor lekko go oślepiał. Byli już prawie w domu, Nathan słyszy zbliżający się powoli pojazd; delikatnie chwyta siostrę za ramię, przyciągając ją bliżej.

"Nathan? Wszystko w porządku? Masz epizod?" Pyta Crystal, patrząc na brata z niepokojem w oczach.

"Po prostu przyspiesz tempo, wracajmy do domu. Ok?" Szepcze, są tylko o kilka domów dalej. Samochód powoli podjeżdża coraz bliżej, dźwięk opon staje się coraz głośniejszy. Wtedy po prostu ich mija, Nathan wzdycha i beszta się za paranoję. Zwalnia, puszczając ramię siostry.

"Wszystko w porządku?" Pyta ponownie zatrzymując się.

"Tak, wszystko dobrze. Chodźmy" Mówi surowo.

"Nie, nie jest. Powiedz mi, o co chodzi" Mówi Crystal, nie ruszając się z miejsca.

"To nic, po prostu wpadłem w paranoję" Marszczy brwi Nathan, czując się jak dziecko.

"Widzisz, wystarczyło powiedzieć. Myślałam, że że znowu masz jedną z chwil utraty przytomności. Ja..." Crystal zatrzymuje się, spoglądając za Nathana z zagadkowym wyrazem twarzy.

"Co się-...?" Pyta Nathan, ale gdy się odwraca, trzech mężczyzn wyskakuje z furgonetki, która zwolniła i zatrzymała się za nim. Popycha siostrę za siebie, spoglądając na mężczyzn. Nathan czuje, jak jego siostra trzęsie się za nim, trzymając tył jego kurtki. W jednej chwili atakują, a Nathan stara się ich powstrzymać. Udaje mu się zadać kilka ciosów, zanim traci siłę; zarówno on, jak i jego siostra zostają szybko wciągnięci do vana.

Walczy, by się od nich uwolnić, podsyca go nadmierna chęć ochrony siostry. Nathan jest przyciśnięty do podłogi furgonetki, kilka uderzeń w twarz próbuje go znokautować. Van odjeżdża.

"Daj mi... szybko" Krzyczy jeden z nich, a słowa pojawiają się i znikają z jego umysłu, gdy Nathan ze złością owija ręce wokół jego szyi. Warczy, czując, jak coś się w niego wbija, czuję, że słabnie. W jego umyśle pozostały krzyki jego siostry, gdy zapadła ciemność.

Nathan budzi się w ciemnym, zimnym pomieszczeniu. Pokoju nie jest zbyt duży, wygląda prawie jak zniszczona piwnica; wzdłuż ściany pęknięte rury, zapach rdzy, brudu i pleśni wypełnia pomieszczenie. Nathan powoli zbliża się do pozycji siedzącej, a jego nieruchoma głowa pulsuje przy każdym ruchu. Krzywi się, zauważając drzwi po drugiej stronie pokoju; w przeciwieństwie do pokoju wyglądają na nowe i wykonane z metalu. Próbuje zebrać myśli i przypomnieć sobie, co się stało, ale dźwięk głosów odrywa go od myśli.

"Jak myślisz, ile możemy uzyskać dzięki tej dwójce?" Mówi jeden z mężczyzn.

"Nie wiem, ale wygląda na to, że ich rodzinę na to stać" Powiedział inny.

"Jeśli nie, to przynajmniej możemy je sprzedać na czarnym rynku czy coś w tym stylu. Może tylko dziewczynę, która… jeśli inni faceci nie spieprzą jej tak bardzo. Chłopaka możemy po prostu zabić czy coś" Mężczyzna lekko się śmieje. Nathan prawie ich nie słyszy.

"Tak, prawda. Albo też go sprzedaj, mężczyźni sprzedają się lepiej, jeśli znajdziesz odpowiedniego kupca. Zwykle dla jakiejś pracy fizycznej lub karteli narkotykowych" Odpowiada drugi mężczyzna.

Myśli Nathana gromadzą się, gdy zdaje sobie sprawę, kim jest dziewczyna, o której mówili. Wstaje z jękiem, jego oddech staje się chrapliwy i płytki. Słyszy, jak zbliżają się do drzwi, w pośpiechu szuka czegoś do użycia jako broni, ale niczego nie znajduje. Zamiast tego czeka w kącie najbliżej wejścia, a gdy drzwi się otwierają, rzuca się na pierwszego mężczyznę, który wchodzi. "Gdzie jest moja siostra!" Wrzeszczy, przyciskając gardło mężczyzny mocno do twardej, zimnej ziemi. Puls bije mu w dłonie, czuł, że przegrywa ze złością.

*Uderzenie!*

Ledwo czuje, jak coś uderza go w głowę, zrzucając go z mężczyzny; adrenalina paraliżuje cios. Facet uderza go ponownie, po czym szybkim ruchem uderza go w brzuch. Nathan zwija się, trzymając się za brzuch. "Jebany kutas, niech tam zgnije" Mówi jeden z mężczyzn; w jego głosie pozostała nutka bólu. Zatrzaskują drzwi. Kroki powoli stają się niesłyszalne, jedyny hałas to kapanie z rur.

Nathan leży, adrenalina gaśnie, a jego głowa i żołądek krzyczą z bólu. Próbuje się ruszyć, ale jest sparaliżowany mieszanką fizycznego i emocjonalnego cierpienia. Po chwili odpoczynku powoli wstaje, trochę się chwiejąc. Intensywnie wpatruje się w drzwi, myśląc o bólu, którego doznał. Jego skóra czerwienieje ze złości, wiedząc, że jego siostra cierpi, kiedy on jest zamknięty w ciemnym pomieszczeniu. Podchodzi do metalowych drzwi i gwałtownie uderza pięściami. "Muszę... WYJŚĆ!" Krzyczy, kopiąc drzwi.

Wciąż uderza i kopie w drzwi wielokrotnie, w kółko; próbując się wydostać. Po wielu godzinach nie mógł już tego wytrzymać, zsuwając się na podłogę z wyczerpania. Boli go całe ciało, a najbardziej głowa. Wyciąga rękę i ociera czoło. Kiedy opuszcza rękę, coś przyciąga jego uwagę. W ciemności trudno to stwierdzić, ale jest pewien, że to krew. To pewnie od wcześniejszego uderzenia, ale nie obchodziło go to. Jego siostra cierpi, a on nie może jej przed tym uchronić.

Nathan próbuje odpocząć, ale bolesna myśl, że jego siostra cierpi przez tych mężczyzn, wystarczy, by go powstrzymać. Odgłosy kapania rur wydają się odbijać echem i stają się głośniejsze z każdą kroplą. Próbuje tego nie słuchać, ale nagle słyszy krzyk. To pobudza jego energię, wstrzymuje oddech; próbując nasłuchiwać czegokolwiek.

*Kap, kap, kap*

Nic. Zupełnie nic, czy to był wytwór jego wyobraźni? Halucynacja? Przyciska ucho do drzwi; wciąż jedyny dźwięk to kapanie z rury. Wstaje i zaczyna chodzić; jego oddech znów stał się płytki. Wydaje kolejny krzyk, ponownie uderzając w drzwi. Jego pięść zaczyna pulsować z bólu, skóra zaczyna się ścierać. Gniew go oślepia, znów krąży jak rozszalałe zwierzę uwięzione w klatce.

*Kap, kap, kap*

Nathan budzi się, jego ciało jest wciąż wyczerpane i obolałe po spaniu na betonowej podłodze. Wstaje, krzywiąc się, jego ręce są spuchnięte i ostrupiałe. "Przepraszam... Przepraszam siostro, ale nie martw się... Zaraz wyjdę i pokonam tych skurwieli" Nathan szepcze do siebie, a na jego twarzy pojawia się uśmiech.

*Kap, kap, kap*

Chwyta się za gardło, rozglądając się po ledwie oświetlonym pokoju, szukając czegoś, czegokolwiek na tą chwilę. Gdzieś przecieka rura, podąża za dźwiękiem do odległego rogu; znajduje brudną, zardzewiałą rurę. Z pewnym wahaniem wpatruje się w rurę, na chwilę zmieniając zdanie. Jednak jego gardło podjęło ostateczną decyzję. Upija łyk kapiącej wody. To smakuje okropnie; wypluwa wodę. "To ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję... Muszę się wydostać" Nathan mruczy do siebie, odwracając się do metalowych drzwi, próbując wymyślić jakikolwiek sposób, aby je otworzyć.

*Kap, kap, kap*

Jego oddech stał się ciężki, znowu był sfrustrowany; w końcu robi ruch i wbija swoje ciało w drzwi. Nawet bez wgięcia, próbuje ponownie. Kiedy to nie działa, uderza je z frustracją. Jednak jego ręka nie zgadzała się z tym pomysłem; są zbyt słabi, by w nie uderzać. Znowu uderza o drzwi, a potem je kopie. Kiedy nie może otworzyć drzwi w ten sposób, znowu zaczyna chodzić.

Trwa to przez czas, który wydaje się wiecznością, jego pięści są zdarte z ciała i kości od walenia w drzwi. Nathan sapie, wpatrując się w zamknięte drzwi, nie mógł dłużej stać nieruchomo. Drzwi tam stały, szydząc z niego. To była jedyna rzecz, która powstrzymywała go od wolności. Pokój się kręci, jego ciało jest słabe z powodu braku podstawowych potrzeb.

*Kap, kap, kap*

"Ja... zabiję ich wszystkich... zabiję ich... SPRAWIĘ, ŻE BĘDĄ CIERPIEĆ!" Krzyczy Nathan, rzucając kawałkiem betonu w drzwi; echo metalu rozbrzmiewało w pokoju. Odgłosy kapiącej wody wywoływały dreszcze po jego kręgosłupie. Te drzwi i zardzewiała rura szydziły z niego, śmiały się z jego nieszczęścia. Głos jego siostry wypełnia jego umysł, ale nagle po jakimś czasie ucicha. Nie zostało nic, oprócz rytmicznego kapania.

Wydają się mijać dni, a on powoli wpada w ten sam cykl. Głód wyciąga z niego to, co najlepsze, jest wyczerpany, ale nie przestawał; właściwie nie mógł przestać. Uderza głową w ścianę, "Zabiję ich…" Szepcze do siebie Nathan i powtarza to w kółko. W końcu się ugiął i wypił więcej wody; smak teraz słabnie.

Kapanie ustaje, on chodzi tam i z powrotem, w kółko. Mógłby przysiąc, że słyszy krzyki, jej wołanie do niego; słyszał, jak mówi do niego jej głos. Zaczynał widzieć otwieranie drzwi, ale nie, to tylko halucynacje. Nathan oddycha ciężko, jak jakieś wściekłe zwierzę. Drzwi wrzeszczą teraz na niego, w końcu krzyczy. Chwyta jedną z ciężkich, zardzewiałych rur i ciągnie za sobą. Na początku nie drgnął, ale ten stan nie trwa długo. Odsuwa się od jednego z zardzewiałych zawiasów.

Stoi cicho przy drzwiach. Powoli podnosi ciężką rurę i ze wszystkich sił uderza nią w drzwi. Te wydają skręcony metaliczny dźwięk, jakby krzyczały z bólu. Uśmiecha się, podnosząc rurę z powrotem. Zrobił małe wgniecenie; śmieje się sucho, zadowolony z tego.

W kółko uderza rurą, przy każdym uderzeniu ma nadzieję na uwolnienie jego i jego siostry. Drzwi stają się coraz głośniejsze z każdym uderzeniem, metaliczny dźwięk brzmi jak krzyki porażki. Każde uderzenie staje się cięższe, a Nathan tylko się śmieje. Zatrzymuje się, żeby spojrzeć na wgniecenia w drzwiach.

Nathan uśmiecha się, patrząc na stan drzwi, wciąż drżąc. "Czas na śmierć..." Szepcze Nathan, ponownie podnosząc wysoko metalową rurę.

*Skrzyp*

Stoi i patrzy na ciemne metalowe drzwi, które go tam trzymają; ostatnie uderzenie powodujące odsunięcie drzwi od framugi. Z wielką szybkością opuszcza rurę; w końcu drzwi wyłamują się z zawiasów. Udaje mu się przepchnąć ciężkie drzwi.

Nathan przechodzi przez ciemną piwnicę, z łatwością znajdując drzwi w ciemności, do której przyzwyczaiły się jego oczy. Zalewające go uczucie nadziei, wreszcie ulga, wiedząc, że może szybko ocalić życie swojej siostry. Mógłby do niej podejść, mógłby ją uratować.

Słyszy głosy nad sobą, na drugim piętrze. "Przepraszam, ale musiałem ją zabić! Ta suka oszalała, odgryzła Portmanowi rękę" Mówi mężczyzna bez wyrzutów sumienia w głosie. "Tak, prawda, i tak męczył mnie już widok jej twarzy, całej zakrwawionej, to było obrzydliwe. A skoro o tym mowa, myślisz, że drugi dzieciak jest już martwy?" Mówi inny, bez empatii w głosie. Nathan zaczął się trząść, w jego oczach zaczęły zbierać się łzy. Czuje coś zimnego na ramieniu.

Nie, to się nie mogło stać! To nie może być prawda!! NIE NIE NIE NIE NIE!!! Nie chce w to uwierzyć, nadzieja w jego ciele ciąży mu, jakby 2-tonowy głaz został umieszczony na jego piersi, powoli odcinając dopływ powietrza. Błądzi po pokoju, poruszając się w tę i z powrotem.

"Tak. Założę się, że minął już tydzień. Wątpię, czy jeszcze oddycha" Śmieje się drugi mężczyzna. Nathan słyszy, jak podchodzą do schodów prowadzących do piwnicy i powoli zaczynają schodzić, wciąż rozmawiając; ich głosy były paraliżujące. Jego smutek szybko zamienia się w nieugaszoną wściekłość, a gniew widać wyraźnie na jego twarzy. Jego ciało pulsuje nadmiarem emocji, które wymykają się spod kontroli, a jego umysł ma wrażenie, że jest gwałtownie rozłupywany.

Wtedy wszystko cichnie. "Nathan… zabij ich…" Słyszy wyraźnie szeptany głos, po tych gorzkich słowach następuje cisza.

".....Jest za cicho..." Spogląda na drzwi. "Kap... kap... kap" Nathan ściska rurę w dłoni, a na jego twarzy pojawia się wykrzywiony uśmiech; mężczyźni otwierają drzwi do piwnicy, niczego nie podejrzewając, byli zbyt zajęci rozmową ze sobą.

Nathan rzuca się na pierwszego mężczyznę, po uderzeniu następuje głośny, obrzydliwy trzask. Mężczyzna natychmiast upada, jego głowę jest złamać łatwiej niż metalowe drzwi. Drugi mężczyzna stoi przerażony i zszokowany, gdy wita go uśmiech Nathana. Z rury kapie krew pierwszego mężczyzny, która spada na martwego "…Powiedziano mi, żebym ciebie też zabił" Mówi, a potem śmieje się, uderzając rurą w przerażonego mężczyznę.

Uderzenie, uderzenie, uderzenie.

Nathan nadal bije mężczyznę, upewniając się, że cierpi z każdym ciosem. Mężczyzna krzyczy z bólu, aż powoli przestaje się poruszać. Nie ma już hałasu, tylko dźwięk kapiącej krwi. Nie poruszył się już, ale Nathan nadal zadaje mu ciosy na oślep. Jego ciężki oddech ustaje, gdy zatrzymuje się, ciesząc się dźwiękiem kapiącej krwi.

Następnie udał się na górę, po cichu unikając większego hałasu. Znajduje dwóch pozostałych mężczyzn na wyższych piętrach, jednego zbyt zajętego tym, co robił, drugiego szeleszczącego czymś. Ani jeden, ani drugi nic nie słyszy, Nathan podchodzi do szeleszczącego czymś faceta. Mężczyzna odwraca się z bronią w dłoni, ale jest za późno. Na jego twarzy pojawia się przerażenie, widząc przesiąkniętego krwią młodego mężczyznę stojącego za nim, po chwili coś uderza w jego skroń. Upada na ziemię bez ruchu.

Ostatni mężczyzna, usłyszawszy odgłosy, czeka w swoim pokoju na Nathana i po walce również upada martwy. Nathan wreszcie udaje się do siostry z uśmiechem na twarzy.
Otwiera drzwi, czując rozkosz w swoim umyśle; tak się cieszył, że znów ją widzi. "Przepraszam, że zajęło to tak dużo czasu… ale jestem tutaj…" Nathan mówi cicho, kierując się do martwego ciała swojej siostry. "Nie płacz, jesteśmy bezpieczni i zapewnię ci bezpieczeństwo. Jest ich tutaj więcej" Marszczy brwi, patrząc na drzwi.

"Nie, nie. Ćśśś, proszę, nie płacz już. Będę cię chronić siostrzyczko…. W końcu obiecałem, pamiętasz? Hehehe. Zabiję ich wszystkich za to, co nam zrobili. Ocalę cię" Klepie ją po głowie, a jej krew pokrywa jego dłoń. Wydawał się nie zauważać jej zniekształceń ani nawet krwi; zupełnie nie zauważał tego, że jej ciało gniło od śmierci, ignorował fakt, że jej czaszka została rozbita.

"Chodźmy Nat, jest ich więcej..." Słyszy jej cichy szept, uśmiecha się tak szczęśliwy, że znów jest z siostrą. "Tak, chodźmy" Szepcze, schodząc po schodach, wkrótce opuszczając dom. "Muszę cię uratować, zabijając ich. Tak to działa… Zabiję ich, siostrzyczko" Mówi z uśmiechem, trzymając mocno zakrwawioną rurę w jednej ręce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro