Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

911

Mam na imię Johnny. Klasyczne amerykańskie imię, ale tak naprawdę nie pochodzę z Ameryki. Pochodzę z Austrii. Przyjechałem do USA za chlebem i zmieniłem swoje austriackie imię. Zawsze wiedziałem, co chcę robić. Chciałem być policjantem. No... teraz już nim jestem. Byłem zwykłym posterunkowym i dostałem nockę przy odbieraniu zgłoszeń. To była sobota - wieczór, więc zamieszania to coś normalnego o tej porze. Miałem zawiadomienie o bójce, napadzie na kobietę... i o zaginięciu.

Rozmowa przebiegała tak:

[Ja] 911, słucham?

[?] H-h-halo? - odpowiedział dziewczęcy głos.

[J] Policja. Powiedz, jak się nazywasz, gdzie jesteś i co się stało.

[?] Nazywam się Mary. Jestem u siebie w domu.

[J] Dobry wieczór, Mary. Powiedz, co się stało.

[Mary] No b-bo w nocy bardzo bolał mnie brzuch. Moja mama p-powiedziała, że pójdzie do sklepu kupić m-miętę.

[J] W czym więc problem? - przerwałem.

[M] N-nie przychodzi od godziny. Powiedziała, że nie będzie jej m-maksymalnie 10 minut. Sklep jest za rogiem.

[J] Uspokój się! Powiedz, na jakiej ulicy jest Twój dom?

[M] B-baker's Street 82.

[J] Już dobrze, wysyłam już tam panów, którzy Ci pomogą.

Mary słyszała jak krzyczałem - RADIOWÓZ POD BAKER'S STREET 82 JUŻ!

[J] Już do Ciebie jadą.

[M] Czy oni noszą czarne p-płaszcze?

[J] Kto? - zapytałem zdziwiony.

[M] Panowie policjanci - odpowiedziała lekko wystraszona.

[J] Nie - odpowiedziałem przerażony. - Ktoś taki wchodzi do domu?

[M] Nie wiem. Widziałam cień. Był jakiś d-dziwny.

[J] SZYBKO SCHOWAJ SIĘ DO SZAFY! - krzyknąłem to tak głośno, że koledzy obok sami byli zdziwieni.

[J] MARY!?

[J] SŁYSZYSZ MNIE!?

[M] Muszę być cichutko, bo inaczej on usłyszy.

[J] MARY, GDZIE JESTEŚ?

[M] Na strychu. Słyszę, jak chodzi po parterze - jej głos był inny. Jak zadzwoniła, to pierwsze słowo przypominało szloch, teraz była spokojna.

[J] Mary, mów do mnie. Powiedz, ile masz lat?

[M] 9, proszę Pana.

[J] A jak ma na imię Twoja mama?

[M] Hellene.

[J] Słyszysz syrenę, Mary?

[M] Taką, jak jedzie samochód policyjny?

[J] Tak, dokładnie!

[M] Nie... słyszę za to, jak skrzypią deski. Chyba idzie na drugie piętro.

GDZIE TEN CHOLERNY PATROL?! - wykrzyczałem prosto do pokoju obok.

[M] Ale Pan się o mnie nie martwi. On zaprowadzi mnie do mamy.

[J] Mary, posłuchaj mnie uważnie! Masz w sąsiedztwie jakieś koleżanki?

[M] Chyba nie, dzieci mnie nie lubią, mam tylko lal... O NIE, MOJA LALKA! - usłyszałem bieg ze schodów i szybkie zamykanie drzwi.

[J] MARY, GDZIE JESTEŚ?

[M] Jestem u siebie w pokoju. Zostawiłam tam swoją lalkę.

[J] NIE WOLNO CI WYCHODZIĆ!

[M] Dobrze... - usłyszałem nagły i donośny szloch.

[J] Już nie płacz, proszę! Ten ktoś nadal tam jest?

[M] Tak, siedzi razem ze mną...

Zamurowało mnie. Krzyczałem do telefonu, by uciekała jak najszybciej na ulicę, ale nie było odpowiedzi.

Rzuciłem słuchawki i wybiegłem z budynku. Wsiadłem do swojego Renault i pojechałem na Baker's Street. Liczę numery 76, 78, 80, 82. Dom numer 82 to śliczny, nieduży dom, idealny, by pomieścić 4-osobową rodzinę. Ulica też nie była zapuszczona, zielone trawniki i czysty chodnik potęgował urok tego pełnego spokoju miejsca.

Zobaczyłem w oknie małą Mary. Patrzyła na mnie sprzed firany i uśmiechała się pogodnie. Ciepło mi się zrobiło na sercu, gdy zobaczyłem ją całą i zdrową. Nagle na jej prawym ramieniu coś się położyło. To była dłoń! Nie taka normalna, tylko czarna jak smoła. Po chwili pociągnęło małą do środka budynku i zniknęło.

Wystraszony nie na żarty pobiegłem do drzwi i z kopniaka je otworzyłem. Wszedłem ile sił w nogach na górę i zobaczyłem dziewczynkę w jej pokoju. Za nią stało to coś. Ewidentnie to była kobieta. Czarne jak heban włosy spływały falami na czarniejsze ramiona. Głowa za to była białą masą, z którego zionęły trzy otwory. Największe były usta, a raczej wielka rozwarta paszcza, w której było robactwo. Dwa otwory na górze miały służyć za oczy, ale to były tylko same oczodoły. Przerażony patrzyłem na zjawę i na dziewczynkę. Mary odpowiedziała cichutkim głosem: "Idę do mamy". W tym momencie drzwi zatrzasnęły się. Gdy je otworzyłem, nie było tam nikogo oprócz lalki, czarnej lalki...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro