Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☆Rozdział IX☆

Obudziły mnie poranne promienie słońca. Chwilę poleżałam i wstałam. Skierowałam się do garderoby po jakieś ciuchy. Zdecydowałam dziś ubrać się w lawendowe bluzkę i krótkie spodenki. Spiełam włosy w luźny kok. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Ładnie wyglądam. Nie potrzebuje makijażu. 

Zeszłam na dół do salonu. Byli już tam moi rodzice, którzy oglądali telewizję. Usiadłam w fotelu i spojrzałam na to, co oglądają. Jakiś paradokument.

-Cześć - powiedział Mark, który wziął się z nikąd. - Co tam u ciebie?

-A dobrze, a u ciebie?

-Też dobrze, tylko Mackenzie ciągle za mną łazi.

-Mackenzie? - spytałam się.

-Ta młodsza karyna. Trochę wczoraj z nią porozmawiałem - wyjaśnił -  Byłaś już w ogródku?

-Nie, nie byłam. A co?

-To chodź zobaczyć. Jest naprawdę ładny.

Sprawdziłam godzinę. Pół godziny do śniadania. Obróciłam się w stronę Marka. On już wychodził. Szybko do niego podeszłam. Ogród był przepiękny! Dużo kwiatów i motyli. Altanka, a obok duży basen.  Przed basenem leżaki. Po prostu ogród marzeń.  Mark stał obok mnie.

-I co? - spytał się. - Podoba Ci się?

-Tak, podoba mi się.

-To chodź się przejść po ogrodzie. 

Objął mnie ramieniem i poszliśmy na spacer po ogrodzie. Po spacerze wróciliśmy do domu na śniadanie. 

Śniadanie było przepyszne. Ciotka powiedziała, że za godzinę idziemy na miasto pozwiedzać i lunch i obiad zjemy na mieście w jakieś 5 gwiazdkowej restauracji. Ja poszłam do siebie do pokoju porobić coś w telefonie. Sprawdziłam godzinę i okazało, że za pół godziny wychodzimy. Poszłam do garderoby i wzięłam
do plecaka  bluzę, jakby było mi chłodno.

Zeszłam już na dół, żeby poczekać na resztę.
Rozsiadłam się w swoim fotelu i w spokoji przeglądałam swój  telefon.

-Odczep się od Marka - powiedział ktoś, kto był za mną. Odwróciłam się, żeby zobaczyć kto jest za mną. To była Mackenzie. - On jest mój!

-Ale o co ci chodzi? My jesteśmy tylko przyjaciómi.

-Obejmował cię! To jest przyjacielski gest?!

-Dziewczyno, uspokój się! Jesteś po prostu zazdrosna!

Karyna chciała coś powiedzieć, ale nie powiedziała, bo przyszli dorośli. Powiedziałam im,że idę ubrać buty i poczekam na nich na dworze.
Zauważyłam przed domem  ławeczkę,  więc na niej usiadłam.

Matko, ile można ubierać buty. Siedzę już tu 10 minut.
Po chwili wyszedł Mark.

-Co oni tam robią? Już 10 minut na was czekam.

-Mama i Mackenzie zgubiły telefon i wszyscy  szukają ich telefonów - wyjaśnił.

-A nie mogą po prostu do nich zadzwonić?

-Mama ma wyciszony telefon. A o tym pomyślę Mackenzie nie powiem, bo jej nie lubię. Zresztą nikt nie ma do niej numeru.

-A to spoko. A co do Mackenzie, to ona powiedziała, że mam się od ciebie odczepić - powiedziałam mu.

Mark nic nie powiedział. Przez kolejne 10 minut  siedzieliśmy w ciszy i cieszyliśmy się latem. Ciszę przerwali dorośli. Czyli już znaleźli telefony.
Wsiedliśmy do samochodu i zaczęliśmy jechać.

Jechaliśmy pół godziny. I dojechaliśmy do Prado. Weszliśmy do budynku. Okazało się, że to jakieś muzeum sztuki. Nuda. Teraz 2 godziny będziemy oglądać jakieś obrazy.
Jakieś nudy.

Chyba wynudziłam się za wszystkie czasy. Jeden obraz oglądali chyba pół godziny. Jakby nie mogli popatrzeć i iść do kolejnego.  Ciotka ciągle musiała uspokajać kuzynostwo, bo latali po całym muzeum. Mark podziwiał obrazy, jakby to było nie wiadomo co, a Mackenzie robiła sobie selfie przy każdym obrazie.

Kiedy wyszliśmy z muzeum, była już porą na lunch. Poszliśmy do jakiejś drogiej kawiarenki. Ja zamówiłam sobie jakieś ciastko i owocowe smothie.
Oczywiście jedliśmy chyba z godzinę, bo karyny zrobiły awanturę  niewiadomo o co. Aż menadżer musiał przyjść. Ciotce i wujkowi było wstyd za karyny. Po zjedzeniu niu poszliśmy pochodzić po jakimś parku i do pizzerii. A na kolację wróciliśmy do domu.
Zaraz po kolacji poszłam spać, bo byłam bardzo zmęczona. Mam nadzieję, że jutro nie będziemy tyle chodzić.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro