Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Siemka wszystkim! Nie przedłużam i zapraszam UwU
Miłego czytania <3

---------------------------------------------------‐---‐----

Mijały kolejne dni, które zmieniały się w tygodnie. Wszystko wracało powoli do normy. Draco regularnie chodził na terapię i wydawało się być już naprawdę dobrze. Blondyn praktycznie wrócił do siebie. Żartował, śmiał się często, wychodził z pokoju sam z siebie, pomagał Harry'emu w lekcjach i rozmawiał z innymi ludźmi. Nawet koszmary dały Arystokracie spokój, więc Wybraniec mógłby spokojnie spać u siebie, ale nie potrafił już zasnąć bez ciepła drugiego, przytulonego do niego ciała. Potter i Zabini byli szczęśliwi, widząc taki obrót spraw, gdy ważna dla nich osoba z każdym dniem miała się coraz lepiej. Oczywiście Malfoy powiedział Blaise'owi o całym porwaniu, nie chciał ukrywać tego przed swoim najlepszym przyjacielem, więc gdy Harry nie mógł być przy Draco w ciągu dnia lub po zajęciach, zastępował go czarnoskóry, co zdarzało się coraz częściej. Złoty Chłopiec musiał dzielić swój wolny czas na dodatkowe lekcje z dyrektorem. Z jednej strony chłopaka przerastało zadanie, jakie miał wykonać, ale był bardzo wdzięczny Dumbledore'owi za pomoc, bo bez nie nie miałby nawet najmniejszych szans na zwycięstwo.

***

Harry właśnie wynurzył się z kamiennej myślodsiewnia, po kolejnej sesji ze wspomnieniami z Tomem.

- Czyli myśli pan, że horkruksami są diadem i puchar? - zapytał bezzwłocznie brunet. Traktował to wszystko bardz poważnie, dlatego nie mógł pozwolić sobie na wątpliwości.

- Riddle nie umieszczał cząstek swojej duszy w przypadkowych przedmiotach, wybierał do tego celu rzeczy wartościowe, więc bardzo prawdopodobne jest to, że umieścił część siebie w diademie Roweny i czarze Helgi. Ponadto, Harry, jutro jadę na misję, aby odzyskać jeden z horkruksów, a mianowicie chodzi o medalion, czy chciałbyś mi towarzyszyć? - zapytał Dumbledore.

- Oczywiście, że tak!

- To będzie bardzo niebezpieczna misja, jesteś świadomy ryzyka, Harry, tak?

- Jestem, panie profesorze, nie zostawię pana, proszę mnie zabrać ze sobą - rzekł Potter z wyraźną determinacją w głosie.

- Dobrze, w takim razie przyjdź tutaj jutro o 18 - powiedział spokojnie dyrektor. Mina bruneta od razu zrzedła, przypomniał sobie o czymś bardzo ważnym. Draco będzie mieć  terapię na 30 minut przed tym, jak dyrektor zamierzał wyruszyć z zamku. Nie chciał opuszczać blondyna, doskonale wiedział, ile znaczyła dla niego jego obecność. - Coś nie tak, Harry? - zapytał nauczyciel.

- Nie, wszystko w porządku, przyjdę jutro. Do widzenia - Wybraniec pożegnał się i wyszedł z gabinetu. Naprawdę nie chciał zostawiać Malfoya, szczególnie że to miało być jego ostatnie spotkanie z terapeutą, ale wiedział również, że dyrektor nie przełoży swoich planów ze względu na niego. Musiał wybrać, a że zebranie horkruksów było bardzo ważne, nie tylko dla niego, ale i dla całej społeczności czarodziejów, ba, nawet dla mugoli, wybrał podróż z dyrektorem, Ślizgon na pewno zrozumie i nie będzie się za bardzo gniewać.

Potter szedł szybkim krokiem korytarzami prosto do lochów, w pewnym momencie zaczął biec, musiał zdążyć przed ciszą nocną, która zbliżała się nieubłaganie. Nie miał przy sobie peleryny-niewidki. Wbiegł do praktycznie pustego pokoju wspólnego Ślizgonów i od razu ruszył do pokoju swojego chłopaka. 

- Cześć Harry, co tam? - zapytał blondyn, który siedział przy biurku i zawzięcie bazgrał coś na pergaminie. Potter wziął głęboki oddech, musiał mu powiedzieć, teraz, nie może czekać. Podszedł do Arystokraty, który odsunął się delikatnie od mebla, tak, żeby Wybraniec mógł usiąść na jego kolanach, co oczywiście zrobił. Usadowił się tak, aby móc patrzeć w szare, bijące radosnym blaskiem tęczówki.

- Draco, wiesz, że cię kocham i jesteś dla mnie najważniejszy - zaczął zielonooki. Ślizgon zmarszczył brwi, nie podobał mu się ton tych słów - ale niestety nie będę mógł iść z tobą jutro na terapię. Jadę z Dumbledore'em odzyskać jeden z horkrokusów - dokończył Wybraniec, wesołe iskierki w oczach Malfoya od razu zgasły.

- W porządku, rozumiem. Horkruksy są bardzo ważne, nie ma sprawy - odparł Ślizgon, starając się zdobyć na czuły ton.

- Poradzisz sobie beze mnie? - zapytał zmartwiony Złoty Chłopiec, delikatnie głaszcząc dłonią blady policzek.

- Tak, nie martw się, możesz spokojnie jechać.

- Syriusz pójdzie z tobą aż pod sam gabinet i tam poczeka, postara się w jakimś stopniu zastąpić moją nieobecność. Jeśli coś by było nie tak, możesz mu śmiało powiedzieć - rzekł Harry, po czym przytulił się do swojego chłopaka. - Tak bardzo cię przepraszam.

Blondyn mocno objął siedzącego na nim nastolatka.

- Nic się nie stało, naprawdę. Będzie dobrze - wyszeptał Arystokrata do ucha bruneta. Wolał, żeby Harry był z nim, ale doskonale rozumiał powagę misji z dyrektorem. Musiał zaakceptować ten stań rzeczy, nie było innego wyjścia, nie chciał być ciężarem dla Harry'ego lub, żeby brunet był uzależniony w działaniu od jego problemów.

***

Następnego dnia Gryfon przyszedł do swojego chłopaka od razu po lekcjach. Chciał mu, choć w jakimś stopniu wynagrodzić swoją nieobecność w szpitalu św. Munga. Doskonale widział, że Draco naprawdę mocno się stresował, chociaż blondyn starał się to ukryć.

- Draco, będzie dobrze, nie martw się. Jak wrócę, od razu przyjdę do ciebie, opowiesz mi, jak było albo zrobimy coś, na co będziesz mieć ochotę, dobrze? - zapytał w końcu brunet. Syriusz miał zjawić się lada chwila. Blondyn pokiwał twierdząco głową, stres zjadał go do tego stopnia, że nie mógł wydusić ani słowa. - Wiem, że poradzisz sobie śpiewająco - dodał Wybraniec, po czym podszedł do swojego chłopaka, a następnie złapał go za zimne dłonie, stanął na palcach i pocałował delikatnie miękkie wargi blondyna. W tym momencie po pokoju rozniósł się dźwięk pukania do drzwi, a zaraz potem do środka wszedł Syriusz.

- Cześć chłopaki! Gotowi? - zapytał wesoło, jak zawsze z wielkim, promiennym uśmiechem na twarzy. Młodzieńcy podeszli bliżej niego

- Dzisiaj nie będzie mnie z wami, muszę załatwić coś ważnego z Dumbledore'em. Syriuszu, zastąpisz mnie dzisiaj i poczekasz na Draco przed gabinetem, prawda? - zapytał Potter.

- Oczywiście. Nie ma opcji, żebym cię zostawił, nie martw się, Draco - powiedział Black, kładąc blondynowi rękę na ramieniu.

- Dziękuję - odparł szarooki.

- Oh, nie dziękuj mi, bo nie ma za co. Trzeba pomagać bliskim i wspierać się, zobaczysz, lada chwila będzie po wszystkim, przyprowadzę cię tutaj i z powrotem będziesz z Harrym. Obiecuję, że to szybko minie - próbował pocieszyć Ślizgona Łapa.

- Dokładnie, zaraz znowu będziemy razem. Wiem, że dasz radę, Draco - rzekł troskliwie Wybraniec i mocno przytulił blondyna. - Kocham cię, zobaczymy się niedługo.

- Ja ciebie też, uważaj na siebie - odparł Arystokrata, po czym w końcu przyszła chwili, gdy musiał oderwać się od Gryfona i pójść razem z Syriuszem. Zanim się obejrzał był przed szpitalem św. Munga, nabrał dużo powietrza w płuca, po czym powoli je wypuścił, chciał pozbyć się wszystkich negatywnych emocji, jakie mu ciążyły, niestety nie pomagało, a bardziej gotowy już raczej nie będzie. Łapa objął go ramieniem, żeby dodać mu otuchy i razem ruszyli do środka.

Przed samym wejściem do gabinetu lekarza, Black starał się rozśmieszyć blondyna i podnieść go jakoś na duchu, co nawet mu się udało. Sama terapia przebiegła szybko i sprawnie. Tak jak zawsze początkowy stres całkowicie opadł już na wstępie rozmowy z terapeutą. Czas zleciał w mgnieniu oka i zanim chłopak się zorientował już razem z ojcem chrzestnym Harry'ego wyszedł ze szpitala. Draco złapał ramię mężczyzny i teleportowali się na skraj zakazanego lasu. Chłopak nie lubił tego miejsca, kojarzyło mu się z zasadzką i porwaniem, dlatego zazwyczaj jego chłopak mocno trzymał go za rękę. Jednak tym razem to Łapa musiał zainterweniować, już chciał położyć swoją dłoń na ramieniu zestresowanego nastolatka, gdy Arystokrata nagle stanął w bezruchu, zostając z jakiś krok z tyłu.

- Co się dzieje? - zapytał Black.

- Słyszałeś to? - odparł pytaniem na pytanie blondyn. Czuł szybkie i nierówne bicie swojego serca, zdecydowanie coś było nie tak. Na pewnien czas zapadła głucha cisza.

- Na Merlina, co tu się wyprawia!? - krzyknął nagle Łapa. Ślizgon uniósł swoją głowę, w tym samym momencie, w którym ujrzał mroczy znak nad szkołą, poczuł przenikliwe zimno, które boleśnie wdzierało się do jego ciała. Zanim Malfoy i Black zdołali jakkolwiek zareagować, powietrze między nimi przeciął zielony blask. Obaj odskoczyli w boki, rozdzielając się tym samym.  Kolejny błysk ruszył prosto na Łapę, który ledwie zdążył zrobić uskok.

 Straszliwe zimno było coraz bardziej odczuwalne, zabierało wszystkie dobre uczucia i wspomnienia, pozostawiając tylko to, co najgorsze.

- Nic ci nie jest, Draco?! - zapytał Syriusz, kolejny świetlisty pocisk poleciał w jego stronę, mężczyzna, robiąc uniki, oddalał się coraz bardziej od przerażonego blondyna. Chłopak trzymał w ręku różdżkę, a mimo to czuł się kompletnie bezbronny. Nagle usłyszał tuzin świszczących oddechów, cały las obeszła ciemna, gęsta mgła. Zza drzew zaczęły wyłaniać się zakapturzone postacie, jedna po drugiej, wszystkie unosiły się nad ziemią. Sunęły prosto w kierunku bladego jak ściana Arystokraty. Chłopak nie był zdolny do poruszania się, a stado dementorów właśnie upolowało go sobie za cel. Jedna, pojedyncza łza spłynęła po policzku młodzieńca. Chłód rozrywał ciało od środka. Zjawy niebłagalnie przybliżały się, niwelując bezpieczny dystans. Ślizgon, który nie potrafił wyczarować patronusa, nie mógł w żaden sposób się ochronić, wypełniła go emitowana przez dementorów rozpacz.

- DRACO! - krzyknął Syriusz. Mężczyzna biegł prosto w stronę chłopaka, zgrabnie unikając wszystkich wrogich zaklęć. W momencie, gdy zjawy rzuciły się na Malfoya, Black zasłonił go własnym ciałem.

- Expecto Patronum!!! - rzucił zaklęcie obronne. Z końca jego różdżki wystrzeliła srebrzysta mgła, która już po chwili przybrała postać ogromnego psa. Zwierzęciu udało się przepędzić dementorów, którzy na powrót przyczaili się w lesie.

- Wszystko w porządku? - zapytał Łapa i szybko pomógł wstać nastolatkowi. Dobrze wiedział, że powinien go jak najszybciej zabrać stamtąd.

- T-tak.

- Musimy iść, zanim... - zaczął Syriusz, ale nie dane mu było skończyć. W ich stronę znów pognało kilka zielonych świateł. - Cholera! Draco, biegnij do zamku!

- Ale...

- JUŻ! - wrzasnął mężczyzna, dementorzy ponownie zaczęli wychodzić z ukrycia, gdy tylko pies zniknął, aby sprowadzić członków Zakonu Feniksa, sprawa nie wyglądała ciekawie. To musiał być zaplanowany atak, sami sobie nie poradzą! Poza tym aktualnie Malfoy nie był w stanie walczyć, a zostanie tam, było zdecydowanie zbyt niebezpieczne. W zamku było znacznie więcej czarodziei, co zapewniało na pewno lepszą ochronę niż jedna osoba postawiona do walki z gromadą dementorów i, najprawdopodobniej, śmierciożerców ukrytych za drzewami.

--------------------------------------------------------------

Z góry przepraszam, za nie zbyt pokaźną ilość słów, następny rozdział będzie mieć ich więcej ( a przynajmniej miejmy nadzieję, że tak będzie). Nie jestem pewna, czy to nie za szybko na kolejny problem/dramat/walkę, ale w sumie to wojna, a na wojnie wróg nie śpi XD Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni UwU
(Doszłam dzisiaj do wniosku, że zostalo nam jeszcze z jakieś 10 rozdziałów, kiedy to minęło?!)

Do usłyszenia w przyszłym tygodniu <3
PS. Gdy mówię w przyszłym tygodniu, znaczy to, że najprawdopodobniej rozdział pojawi się pod koniec tygodnia (niedziela/sobota).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro