Rozdział 4
Rzesza - szczęśliwy że udało mu się uciec od despotycznego szura, biegł w kierunku kliniki do której się zapisał na szczepienie. Jednocześnie żal mu było ZSRR. - Przez własną głupotę, może mieć problemy. - mruknął do siebie. W końcu to był jego kochanek, martwił się o niego. - Co jeśli się zarazi? Przecież może wylądować pod respiratorem. - pocieszał się, że żeby kraj zachorował, musi naprawdę dużo jego obywateli przejść chorobę. Pandemia trwała, lecz wynaleziono już szczepionki trzech firm bodajże. No czterech, jeśli licząc Sputnika. Na jaką zdecydował się Rzesza? Oczywiście na, według teraźniejszej wiedzy, najlepszą, czyli Phizer. Spojrzał na swój nadgarstek, gdzie widniał piękny, bogaty zegarek na skórzanej opasce. - Mam jeszcze czas...- zwolnił lekko krok. Nadal jednak nie był pewien, czy rzeczywiście ZSRR się nagle magicznie nie uwolni z okna i nie ruszy za nim, że swoją chorą szurowską mózgownicą. Przecież do takich nic nie dociera!
Jeszcze zechce ubezwłasnowolnić Rzeszę! Albo zrobi coś jeszcze gorszego...wiochę mu w klinice! A ignorowanie i udawanie, że się go nie zna, jeszcze bardziej go prowokuje.
- Eh...- westchnął. - Dlaczego nie może być jak odpowiedzialna tkanka społeczeństwa i iść się zaszczepić, jak inni normalni? Czemu muszę mieć chłopaka szura? W dodatku z jego własnym blogiem takich samych głupich jak on. Skąd w ogóle ZSRR wytrzasnął taką popularność swojego bloga? Rzesza się starał od tylu lat ze swoimi socjalami influencerko - modelowymi, żeby jakoś zaistnieć a ten w ciągu pół roku dorobił się tyłu obserwujących! To prawda, że ze światem się dzieje coraz gorzej... W końcu udało mu się dotrzeć do kliniki.
- No! Nareszcie! - ucieszony, usiadł na stołku i czekał aż kolejka zmaleje. Nie było dużo osób...ale dla niego liczył się czas. BARDZO się liczył. Rosjanin może w każdej chwili się wydostać i pobiec za nim. Lepiej żeby Niemiec był już wtedy zaszczepiony. Będzie musiał się ZSRR zmierzyć z faktem dokonanym.
Czekał i czekał.
Aż w końcu nadeszła jego kolej. Podszedł do pielęgniarki i odsunął rękaw koszuli. - proszę. - odparł spokojnie.
Kobieta wyjęła igłę, Rzesza natychmiast odwrócił się od ostrej strzykawki. Bał się tego, ale musiał zachować się jak odpowiedzialny członek społeczeństwa!
Nawet nic nie poczuł.
- Gotowe. - odparła pielęgniarka, naklejając plasterek. - Teraz proszę usiąść sobie na korytarzu przez 15 minut. Jeśli coś się wydarzy...proszę wołać. Albo podejść do mnie.
Niemiec kiwnął głową i usiadł. Wcześniej jeszcze zabrał ze sobą karteczkę z datą drugiej dawki. Trzy tygodnie. Jak on wytrzyma z Panem Szurem Foliową Czapeczką?
Nagle poczuł, że mu strasznie gorąco. Zdziwił się i podwinął rękawy. Lecz nie pomogło to w ogóle ani trochę. Zaczął lać się z niego pot. Ale dziwny bo zimny. Zdenerwował się. Co się dzieje? Nigdy tak nie miał.
Chwilę później dostał odruchu wymiotnego i nudności. Wstał chwiejnie, by udać się do łazienki. Twarz miał zakrytą maską, także nie musiał kłaść dłoni na usta.
- G...gdzie łazienka? - spytał trzęsącym się głosem osobę, niedaleko siebie.
Ta wskazała mu palcem kierunek.
Ruszył więc, lecz zaczęły mu latać mroczki przed oczami. Tak jak komuś, kto wsciska za długo pięści w oczy. Tworzy się wtedy kalejdoskop plamek w różnych kolorach. (Moja ulubiona gra z dzieciństwa - jak długo znikną wszystkie plamki i wróci mi wzrok (by autorka))
Przestał czuć nogi. Szedł jak na pamięć. Widzieć też widział coraz mniej.
Nagle usłyszał krzyk.
Odwrócił się w tamtą stronę i ostatnie co usłyszał, do zbliżające się kroki i wycie jak z zaświatów.
Witam! Powracam z kolejnym rozdziałem, bo słyszałam, że na niego czekacie. Także...bon apetit!
Odczucia jakie towarzyszą teraz Rzeszy, wydarzyły się naprawdę. Mnie. Przeżyłam to podczas podania pierwszej dawki. Na szczęście była wtedy ze mną mama.
~MadokaAi
09.02.2025
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro