Rozdział 3
ZSRR wydobył z siebie ryk jaskiniowca, który dopiero wyszedł z jaskini i słońce go oślepiło.
- Rzeszaaaaaa! - wybiegł z pokoju, niczym zygzak McQueen. Szybkość to moje drugie imię! A nawet i trzecie. I need for speed normalnie.
Rzesza tymczasem na palcach wszedł do łazienki i właśnie mył zęby. - o szlag...jednak zauważył...a myślałem że więcej czasu spędzi z tymi swoimi szurami...- jęknął w duchu.
Ostrożnie zamknął drzwi. Usłyszał lekkie szczeknięcie mechanizmu.
Jednak
Czuły
Słuch
Jaskiniowca Sebixa usłyszał!
- Tuuuu cię mam, zdrajcooo! - wrzasnął wpadając na drzwi. - nie wyjdziesz stąd...- zaczął smyrać rękami po szybce na górze, niczym w horrorze.
Brakowało tylko krwawych śladów.
- AAAAAAAAA! - Rzesza aż popuścił. - ZWARIOWAŁEŚ GŁUPOLU?! Chcesz bym na zawał zszedł? - zdecydował że dalsze ukrywanie i tak nie pomoże. MUSIAŁ się zaszczepić. A co mu w tym pomoże? Okienko w łazience! Oj tak...było! Może nie tuż koło deski sedesowej...byłoby to bardzo niepokojące, ale tak, by można było tylko zobaczyć umywalkę, jak człowiek grzecznie myje ręce po skorzystaniu z toalety. Rzesza zawsze to robił i zawsze można go było widzieć z okna. A teraz to okno jest jego przepustką do wolności! I szczepionki! Szkoda, że ZSRR nie może zmusić do tego...byłoby łatwiej. Ale niech sobie sam żyje w swojej bańce szuryzmu. Aż dziwne że nie poleciał lizać desek klozetowych w publicznych toaletach jak niektórzy jego pokroju.
Westchnął tylko. Ubrał się tak jak mógł, bez wychodzenia z pomieszczenia do swojego pokoju i wymruczywszy ponure: sayonara, zaczął wychodzić przez okno.
Cały czas błogosławił w myślach swoją gibkość i wagę, bo łatwo mu to przyszło. Taki Rosjanin ze swoim bębenem wódkowym, miałby problem. Ale nie żeby gapił mu się na bebeh! Ale był gigantyczny!
Niczym szczupak uciekający przez oczka w sieci, Rzesza uciekł z własnego domu.
Z własnej łazienki.
I to w ostatniej chwili.
Bowiem właśnie wtedy puściły drzwi do łazienki.
Wkroczył do niej ZSRR z siekierą.
- HERE'S JOHNNY! - zawołał z miną szaleńca.
- Będziesz mi odkupywał drzwi! - wrzasnął Niemiec. - a ja zainstaluję antywłamaniowe! - dopiero po wykrzyczeniu tych słów, pożałował, że zdradził swoją pozycję.
Rosjanin poruszył swoimi pijackimi oczami, które już widziały rentę pijacką w garści, w stronę głosu. - Tu jesteś synu marnotrawny!
- Jeśli jestem synem, to praktykujemy kazirodztwo! - pisnął Rzesza, uciekając po trawie.
- CO W RODZINIE, TO NIE GINIE! - wrzasnął za nim Rosjanin.
Jednak uratował Rzeszę fakt
Że miał rację.
ZSRR rzeczywiście nie zmieścił się w oknie. Przeszła głowa (i tak w niej nic nie było) oraz ramiona. Ale drugą część, łącznie z d00pką została w łazience. Może to i lepiej.
- Papaaaa! Wrócę niedługo! - krzyknął do niego rozbawiony
Rzesza.
I już go nie było.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro