ROZDZIAŁ 12
" ZAUFAJ MI CAMILLO", PIERWSZA RANDKA, RACHEL WPADA W NAJMNIEJ ODPOWIEDNIM MOMENCIE
LUCIAN
Rano wstałem najwcześniej jak się dało. Ubrałem się w czarną koszulę z krótkim rękawem oraz czarne jensy i glany tego samego koloru. Ułożyłem w miarę włosy choć zwykle tego nie robiłem, ale przecież dziś zaczynam starać się o Camillę więc wszystko musiało być jak należy. Potem pobiegłem do jaskini nie daleko tej, którą Rachel wykorzystywała jako swoje miejsce spoczynku. W plecaku schowałem parę świeczek zapachowych i parę światełek w kształcie kwiatków róż. Postanowiłem jeśli Camilla się dziś zgodzi, że urządzę to miejsce idealnie na randkę. Porozwieszałem więc lampki na suficie które przytwierdziłem za pomocą młotka i gwoździ dookoła koca piknikowego ułożyłem świeczki, które miałem zapalić przed naszym spotkaniem. Poprosiłem wszystkich bogów by trzymali z daleka wszystkich innych obozowiczów i nie zniszczyli mojego romantycznego w kładu. Potem pobiegłem na śniadanie. Rodzice patrzyli na mnie zdumieni, że byłem w tak dobrym humorze.
- Młody wszystko w porządku ?- Spytał w końcu tata.
- Być może dzisiaj wszystko się ułoży po mojej myśli. Przynajmniej mam taką nadzieję - Uśmiechnąłem ię.
- Lucian... Czy ty się przypadkiem w kimś nie zabujałeś? - Spytała podejrzliwie mama.
- Jeśli nawet to co? Jak byliście w moim wieku to się również zakochaliście i dzięki temu miałem przyjemność przyjść na ten świat - Odparłem z szerszym uśmiechem.
- Wiesz Anabeth młody jest już w sumie prawie mężczyzną więc chyba nie powinniśmy się w to wtrącać - Stwierdził tata.
- Jaki tam mężczyzna on ma szesnaście lat Percy - Syknęła mama.
- Mamo nie chcę nic mówić, ale kiedyś w dawnych czasach dziewczęta i chłopcy szybciej dojrzewali, brali małżeństwa i zakładali rodziny - Prychnąłem.
- Stój synek. Wolnego. Ty się aż tak nie zapędzaj. Nie chcę być za wcześnie babcią - Mama pogroziła mi palcem.
- Mamo..- Jęknąłem - Ja też nie chcę zakładać na razie rodziny. Na razie muszę ją do siebie przekonać by spróbowała chociaż mi dać szansę.
- Znamy ją?- Spytała matka
- Owszem znacie i to całkiem dobrze, ale więcej nic nie zdradzę. Przepraszam umówiłem się na trening. - Zakończyłem temat i pobiegłem na arenę.
Rany... Skoro teraz zaczyna się przesłuchanie to ciekawe co będzie gdy już będziemy razem? No i jeszcze rozmowa z wujkami i ciotką. Na samą myśl na chwilę zakręciło mi się w głowie. Wyciągnąłem z kieszeni długopis i kliknąłem zmieniając go w miecz. W tej samej chwili przyszła już Camilla i kliknęła w swój wisiorek i dobyła swojej broni.
- No Jackson skopię ci tyłek - Uśmiechnęła się drwiąco dziewczyna.
- Dawaj Mieszaneczko - Zaśmiałem się.
Zaczął się nasz sparing. Oboje nieźle sobie radziliśmy z bronią i raz zarazem wymienialiśmy się skomplikowanymi cięciami. Raz za razem. Atak, odbicie i wycofanie się. Po jakiś paru rundach jednak wybiłem jej miecz z ręki że wylądował tuż za nią w ziemi.
- Lucian ty wcale nie potrzebowałeś treningu - Spostrzegła nagle siadając na trawie.
- Nie nie potrzebowałem - Przyznałem z uśmiechem i usiadłem koło niej.
- Dlaczego więc powiedział, że potrzebujesz pomocy?
Westchnąłem.
- Cami... Pamiętasz jak ostatnio dałaś mi kosza za nim cokolwiek zdążyłem zrobić w twoim kierunku?- Spytałem
- Owszem i co z związku z tym ?
- To, że chcę byś jednak mi zaufała Camillo. Proszę cie o to byś zgodziła się na jedną randkę. Jeśli ci się nie spodoba możesz już się nie zgadzać, ale daj mi choć jedną małą szansę. - Poprosiłem i nawinąłem sobie jeden z jej złotych kosmyków na palec.
- Ja... Nie wiem czy mogę - Powiedziała rumieniąc się lekko.
- Cami, jedna malutka szansa. Jedna. Jeśli ci się nie spodoba przestanę się starać - Obiecałem patrząc jej głęboko w oczy.
Przez chwilę siedziała cicho jakby prowadziła ze sobą wewnętrzną walkę. Postanowiłem więc zrobić sztuczkę z puszczeniem perskiego oczka.
- Dobra. Jedna szansa Jackson - Powiedziała.
- To o szesnastej przyjdę po ciebie i pójdziemy w jedno miejsce - Powiedziałem całując ją lekko w policzek i pobiegłem do siebie by dokończyć przygotowywania.
CAMILLA
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że naprawdę się zgodziłam na tą randkę. Naprawdę. Kompletnie nie wiem dlaczego to zrobiłam. Może dlatego, że widać było, że naprawdę mu zależy? A może dlatego, że czułam się jakby trochę mnie oczarował? Nie wiedziałam. W każdym razie o szesnastej zaczęłam się przygotowywać do randki. Włosy ułożyłam w lekkie fale, umalowałam się delikatnym makijażem, a ubrałam się w czerwoną skurzaną do kolan sukienkę z zamkiem z przodu. Na to narzuciłam cienką narzutkę w tym samym kolorze, a na nogi włożyłam długie kozaki. Spryskałam się wodą toaletową o zapachu truskawek i uśmiechnęłam się do lustra zadowolona z efektu. Ponieważ miałam jeszcze trochę czasu, aż Lucian po mnie przyjdzie postanowiłam trochę poczytać fascynującą lekturę o nadprzyrodzonych istotach. Zawsze lubiłam takie historie. Nie wiem dlaczego, ale wampiry i wilkołaki mnie bardzo ciekawiły. Cóż moja matka za nim została bogiem była wampirem więc to pewnie dlatego.
W końcu usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Poderwałam się i je otwarłam. Był to Lucian, który stał z pięknym bukietem róż i uśmiechał się całkiem uroczo.
- Gotowa na super randkę w życiu?- Spytał.
- Tak - Powiedziałam też uśmiechając się lekko
- To chodź powiedział wesoło i wziął mnie pod ramię.
Wydawał się naprawdę być zadowolony z siebie więc zastanawiałam się co on u licha przygotował. Prowadził mnie do jednej z jaskiń a gdy do niej weszliśmy oniemiałam. Na ścianie wisiały lampki w kształcie małych różyczek. Na środku umiejscowiony był kosz z kocem a wokół tego świeciły się i pachniały świeczki lawendowe.
- Podoba ci się? - Zapytał niepewnie.
Spojrzałam na Luciana jak na zadziwiające zjawisko.
= To jest piękne - Powiedziałam z uśmiechem.
- Panie przodem - Powiedział grzecznie przepuszczając mnie do kręgu. Sama też wzruszona ciągle się uśmiechałam gdy w końcu usiadłam na kocu. Lucian jeszcze podszedł do małego radia umiejscowionego pod ścianą i włączył powolną romantyczną melodię. Potem usiadł przy mnie i wyjął z kosza piknikowego miseczkę z truskawkami.
- Otwórz usta - Powiedział z uroczym uśmieszkiem.
Gdy to zrobiłam wsadził mi jedną truskawkę, która smakowała lepiej niż kiedy kolwiek wcześniej.
- Nie wiedziałam, że jesteś takim romantykiem - Powiedziałam patrząc mu w oczy czując jak cała ta urocza romantyczna scena zaczyna mi się udzielać. Po raz pierwszy naprawdę widziałam w blasku tych świec jaki jest przystojny i uroczy.
- To akurat jedna z rzeczy, którą na ogół ukrywam Cami. - Odpowiedział odsuwając mi zbłąkany kosmyk na bok.
Nagle poczułam ochotę by go pocałować. Ten Lucian zdecydowanie był inną osobą, którą widziałam na codzień. Więc bez zadnego już namysłu nachyliłam się do niego i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, który odwzajemnił.
- Kocham cię Cami - Powiedział cicho po pocałunku.
- Ja jeszcze nie wiem do końca co do ciebie czuję, ale może po kilku takich randkach będę w stanie ci powiedzieć - Powiedziałam wzruszona jego wyzwaniem.
Oczywiście taką uroczą scenkę coś musiało w końcu popsuć. Nagle do jaskini wpakowała się Rachel, która jak zwykle podczas wizji miała puste białka zamiast oczu.
" Bogini Niebios w Trójkącie Bermudzkim uwięziona,
Przez tego co pioruny strzela,
Odnajdzie ją heros z krwi boga mórz zrodzony,
Za nim córa o trzech imionach będzie szła,
a tuż zanimi ta która ze zdrady została zrodzona.
Wilk, który drzemie tylko przy wsparciu da się okiełznać.
Czekają was niebezpieczne próby i starania.
Czy podołacie?
Tylko wszyscy w zgodzie zdołacie ocalić Królową Niebios,
Która na tronie znów usiądzie i nowe porządki zaprowadzi."
Po wypowiedzeniu tych słów zemdlała.
- No i to tyle jeśli chodzi o romantyczny nastrój - Westchnął Lucian i podszedł do nie przytomnej by ją podnieść.
- Idź do kadry obozowej - Poprosił jeszcze i ruszył z wieszczką w stronę wyjścia.
Rad nie rad też wstałam i ruszyłam do obozu by opowiedzieć o nowej misji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro