ROZDZIAŁ 11
SNY, LIST, NAUKA KONTROLI,PODSTĘP
LUCIAN
Szedłem leśną dróżką zupełnie sam. Dookoła słyszałem grzmoty z nieba i szalała potężna wichura. Biały dostojny paw walczył z piorunami i robił ruchy jakby w nich tańczył. Parę razy jednak oberwał jednak to nie sprawiało, że się denerwował lecz jeszcze bardziej okazywał spokój. Piorun zapędził w końcu pawia pod wodę i z nikąd pojawiły się kajdanki, które go oplotły. Cały czas ptak powtarzał :" Znajdź mnie", "znajdź mnie". Zbudziłem się z krzykiem. Wiedziałem jedno. Hera była w niebezpieczeństwie i prosiła o pomoc. Zapewne Zeus się wkurzył na nią bo go zdradziła. Co w sumie uważam za hipokryzję. Wstałem z łóżka i poszedłem od prysznic by się choć trochę ocuć z tego dziwnego snu. Zastanawiałem się gdzie może być Hera no i kiedy nasza wieszczka dostanie wizję na ten temat. W każdym razie prosiła o pomoc mnie i to drugi raz. Co również jest niesamowicie dziwne. Umyty i przebrany ogarnąłem porządek w pokoju i gdy miałem podlać kwiaty zauważyłem kopertę na stoliku. Wziąłem ją do ręki i odczytałem:
POSEJDON OLIMP
Piętro 600
NOWY YORK
LUCIAN JACKSON
WZGÓRZE HEROSÓW LONG ISLAND
Drogi Wnuku,
Piszę do ciebie ponieważ wiem z jakimi demonami się mierzysz. Poradzę ci jedno. Ucz się kontroli nad swoją dwoistą naturą. Za niedługo będzie ci to potrzebne.
Z wyrazami wsparcia Twój dziadek:
Posejdon
Patrzyłem na ten kawałek papieru z otępieniem. No tak przed bogiem nic nie ukryję, ale jeszcze nigdy do mnie nie napisał. Widziałem go kilka razy w życiu ale nigdy, powtarzam nigdy do mnie nie pisał żadnych listów, e- mail-y czy czego kolwiek innego. Czyli z całą pewnością mój dziadek coś wie. Coś czego nie może mi zdradzić. Zarąbiście po prostu. Jednak rację ma co do tego, że muszę zapanować nad swoją dwoistą naturą. Wyciągnąłem poradnik z pod poduszki i zacząłem czytać:
"By zapanować nad pazurami w ludzkiej skórze piekielny wilkołak musi znaleźć swoją własną kotwicę. Może być to osoba, rzecz, wiersz lub piosenka. Ważne jest przy chęci wysunięcia pazurów myśl o tym co jest dla was cenne i bez czego będzie trudne się obejść. Po ustaleniu kotwicy należy zamknąć oczy i myśleć o tym stałym dla was punkcie. Myślcie o powolnym wzroście waszych wilczych pazurów. "
Cóż to po proste. Wiedziałem kto będzie moją kotwicą. Myśl o niej zawsze mnie uspokaja. W myślach stworzyłem obraz, który od zawsze napawiał mnie uczuciem spokoju i nadziei nawet jeśli ona nie myślała że możemy być razem. Złote piękne włosy schodzące kaskadami aż do pleców, blada skóra, różowe słodkie wargi. Potem zamknąłem oczy i myślałem o wyrastających mi z palców ostrych jak brzytwa pazurów. Czułem, że się wydłużają. Otwarłem oczy i je ujrzałam. Białe, silne i ostre pazury. Podszedłem do firany i przejechałem jedną ręką po tej tkaninie. Firana była rozdarta w kształt pięciu podłużnych pasów. Uśmiechnąłem się lekko. Umiem nad tym zapanować. Naprawdę umiem. To samo spróbowałem zrobić u nóg i przy pomocy już przednich i tylnych pazurów zacząłem chodzić po suficie. Czyli opanowałem już kontrolę i nie potrzebowałem zbyt dużo na to czasu. Być może nawet zdłałam polubić swoje wilcze instynkty. Teraz jednak czułem zapach fiołków i miodu. Ta woń była najbardziej dla mnie oszałamiająca. To naturalny zapach Camilli. Zapewne przechodziła obok mojego domku. Zaciągnąłem się jeszcze raz szybko tym zapachem nim zdązył się ulotnić i uśmiechnąłem się lekko. To dobry dzień by przeprowadzić akcję : Fiolet, czyli spróbować przekonać do siebie nie dostępną boginię.
Ponieważ Cami wraz z Lucy odbywały karę musiałem też dostać karę by pomagać dziewczyną w robieniu obiadu. Wyleciałem z domku i widząc Pana D z zadowolonym uśmieszkiem postanowiłem mu go zepsuć by dał mi karę z dziewczynami.
CAMILLA
Koło dwunastej siedziałyśmy z Lucy w kuchni i przygotowywałyśmy obiad dla obozowiczów jako rodzaj kary za picie wina oraz ucieczkę. Karę miałyśmy odbywać przez dwa miesiące. Zarą kurcze biście. Nagle drzwi otwarły się z hukiem a przez drzwi wpadł Lucian. Co on licha wyrabiał?
- Cześć dziewczyny - Powiedział z lekkim uśmiechem - Dziś wam pomogę - Zaśmiał się i usiadł obok mnie na stołku i zaczął obierać ziemniaki.
- Coś zmalował? - Spytałam zdziwiona.
- Powiedzmy, że opryskałem pana D solidnie wodą z kibelków - Zaśmiał się radośnie.
- Ty to jesteś szajbus - Mruknęła Lucy.
- Cami mam do ciebie pytanie. Czy gdybym dostał nagle misję i poprosiłbym cię byś mi towarzyszyła to byś się zgodziła?- Spytał patrząc na mnie szczeniackim wzrokiem.
- Hm... Zależy co by to była za misja i o czym mówiłaby przepowiednia. - Odparłam.
- Aha... Słuchaj mam ostatnio mały problem z wykonaniem pewnych ciosów mieczem i walką na pięści. Miałabyś może jutro chwilę by mnie pouczyć?
Zdziwiłam się. No bo Lucian przecież doskonale walczył. Jednak stwierdziłam a co mi tam. Mogę mu parę rzeczy pokazać.
- W porządku. Jutro z rana. - Powiedziałam gdy skończyłam obierać już ostatni ziemniak.
Lucian wyglądał na zadowolonego że się zgodziłam z nim potrenować. Wzruszyłam ramionami i włozyłam mięso do piekarnika a Lucy z Lucianem zajęli się robotą sałatki. Po obiedzie właściwie nie robiłam nic. Zamknęłam się w domku i siedziałam w nim do końca dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro