Rozdział 7
WAŻNA NOTKA NA KOŃCU ROZDZIAŁU
________________________________________________________________________________
~Your P.O.V~
Pamiątka...
Odłożyłam kartkę z pismem mamy na toaletkę i zajrzałam do koperty. Wyciągnęłam z niej srebrny naszyjnik. Uważnie go obejrzałam. Wyglądał, jakby można go było otworzyć, spróbowałam więc podważyć wieczko, co nie do końca się udało. Fuknęłam zdenerwowana i podniosłam medalik przed oczy. Na górnej stronie była wygrawerowana lilia i litera „L". „L"? Dziadek Lucyfer? Nie... Lilie...
***
- A co myślisz o nich, dziadku? - Mała dziewczynka wskazała na dwa pąki róż, odwracając się trochę do mężczyzny za nią. - Spodobają się mamie?
- Hm~ - Udał, że się zamyślił. Gładził przez jakiś czas białą, kozią bródkę. - Myślę, że się jej spodobają.
- A babcia jakie kwiaty lubi? - spytała nagle, zerkając przez ramię na kobietę, siedzącą przy stoliku z filiżankami z herbatą. Była wysoką, poważną kobietą. Jej czarne włosy były związane w starannego koka, ubrana była w czarną, jedwabną suknię z długim rękawem, wyszywaną perłami, które tworzyły kwiatowe wzory. Jej mleczno-złote oczy były skupione na kołysce, która stała obok stoliczka. A konkretnie na małym chłopcu, który bawił się srebrną grzechotką.
- Andromeda uwielbia lilie. Białe lilie. - Lucyfer pokiwał głową i także spojrzał na swoją żonę, która zajmowała się ich drugim wnukiem.
- Czemu akurat lilie?
- Nie wiem. Ale sama możesz ją o to spytać. - Zmierzwił jej włosy i wstał, kiedy dziewczynka pobiegła zerwać kwiat lilii. Ściął dwie róże i wrócił spokojnym krokiem do Andromedy. - Jak zachowuje się (b/n)? - spytał.
- Bardzo dobrze. Jest wyjątkowo grzeczny. - Królowa matka uśmiechnęła się.
- Babciu... To dla ciebie. - (h/c) włosa dziewczynka wysunęła w jej stronę dłoń z kwiatem. Brunetka zaśmiała się cicho, odebrała pąk od dziecka i wplotła go w swoje włosy.
- Dziękuję, kochanie. Jest piękny. - Spojrzała na powoli ciemniejące sklepienie. - Wracajmy do środka. Ściemnia się.
Poprzednia para królewska wróciła razem z wnukami do pałacu. Młody książę, zawinięty w kocyk w ramionach babci, a młoda księżniczka niesiona na barana przez dziadka. Mijana po drodze służba kłaniała się z szacunkiem przed pierwszymi władcami Piekła i następcami obecnych. Po minutach przedzierania się przez kolejne korytarze, dotarli do części mieszkalnej, a po chwili, do pokoju pary królewskiej.
- Masz kwiaty dla mamy? - Andromeda spytała cicho. Lucyfer podał dziewczynce mały bukiet, ściągnął ją ze swoich barków i postawił na ziemi.
- Tak, babciu. - Zajrzała do pokoju swoich rodziców, gdzie zastała ich oboje, przytulonych do siebie.
- Nie powinnaś się przemęczać.
- Oh, proszę cię. - Królowa wywróciła oczami. - Gdybym nie ja, to to królestwo już dawno byłoby w rozsypce.
- Oczywiście, mi amore. Oczywiście. - Król delikatnie pocałował jej czoło. - Chciałbym tylko zauważyć, że z demoniczną gorączką ciężko się myśli i pracuje.
- Udam, że tego nie słyszałam... - mruknęła cicho i oparła się o poduszki w pozycji pół leżącej. Zebrała włosy w niski kitek z boku głowy, przez co leżał na jej ramieniu. Mimo, że była w koszuli nocnej, to na szyi miała zawieszony duży, srebrny naszyjnik.
- Mamo... - ______ weszła do komnaty i podeszła nieśmiało do łoża jej rodziców. - T-to dla ciebie. - szepnęła, wyciągając przed siebie bukiet.
- Dziękuję, kochanie. Są śliczne. - Królowa odebrała kwiaty z uśmiechem na ustach. - Bardzo ci dziękuję.
- Proszę bardzo - zaśmiała się. - Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej.
- Teraz na pewno tak.
- No już, Lilith. Musisz odpocząć - Król szepnął cicho, zabierając kwiaty i kładąc je na stoliku nocnym.
- Dobrze. - Pokręciła trochę głową, słysząc tytuł. - Jeszcze raz ci dziękuję, kochanie.
- Nie ma za co, mamo. - Dziewczynka wskoczyła na łóżko i przytuliła się do swojej rodzicielki.
***
Lilie... Babcia Andromeda, ale „L"? Przez chwilę jeszcze patrzyłam na wieczko, aż mnie olśniło. To był naszyjnik, który mama nosiła zaraz po narodzinach (b/n), później go zdjęła, ale pamiętam, że zawsze miała go przy sobie. „L"... Lilith. Tytuł nadawany królowej Piekła. Kiedyś to będzie także mój tytuł. W dniu, w którym przejmę tron zostanę ogłoszona kolejną Lilith, a mój mąż Szatanem.
Ponownie spojrzałam na biżuterię w moich dłoniach i lekko się do siebie uśmiechnęłam. Szybko założyłam naszyjnik i schowałam go pod kołnierzykiem białej koszuli. Sprawdziłam, czy gorset miałam dobrze związany i czy spódnica dobrze się układa, po czym wyszłam w pokoju. Nie przeszłam nawet całego korytarza, kiedy natrafiłam na tatę.
- Dostałaś nowy list od mamy? - Pokiwałam głową. - W takim razie, zakładaj płaszcz i ruszamy.
- Dokąd? Coś się stało?
- Czytałaś w gazecie o tych morderstwach kobiet? - Powoli skinęłam głową, czując nieprzyjemny dreszcz, przebiegający przez mój kręgosłup. - Mamy się zająć tą sprawą na polecenie królowej.
- N-nie mogłabym tu zostać? - spytałam z nadzieją. Osobiście niezbyt mam ochotę być przy tym wszystkim.
- Dla twojego własnego bezpieczeństwa, lepiej nie. - Tata ucałował moje czoło. - Biegnij po płaszcz. Zaraz przyjdę i nas spakuję, zostaniemy w mieście parę dni.
~Time skip!~
Całą podróż spędziliśmy w milczeniu. Obserwowałam drogę przez okno, co jakiś czas zerkając na tatę. Ten cały czas patrzył się przed siebie. Nawet nie zwróciłam uwagi na Kretyna, który... patrzył się na kopertę, jakby miała wyjawić mu jakąś wielką tajemnicę.
Prychnęłam cicho, ponownie wyglądając przez okno. Właśnie wjechaliśmy do Londynu. Wydawał się olbrzymim miastem. Powóz mijał wielu śmiertelników, pędzących w różne strony. Każdy wyglądał jakby się gdzieś spieszył. Zupełnie inaczej niż nasi poddani w wiosce, która była przy pałacu... Tam demony wydawały się dużo bardziej spokojne i nikt się nie spieszył. Ale to mogło być tylko moje odczucie. Dziewczyny, która prawie nigdy nie opuszczała murów zamkowych.
Kiedy wreszcie się zatrzymaliśmy, byliśmy przed nie za dużym budynkiem. Patrzyłam na niego z ciekawością i nawet nie zauważyłam jak tata i Kretyn weszli do środka. Dopiero po chwili otrząsnęłam się z tego zamyślenia i pobiegłam za nimi. Dogoniłam ich przy schodach. Rozglądałam się po wnętrzu, kiedy wchodziliśmy na górę. Tata mówił, że tu będzie cisza i spokój. Szczerze, niezbyt w to wierzyłam. Moje przypuszczenia okazały się prawdą, bo salonik wyglądał jak pobojowisko. W środku była ta kobieta w czerwieni oraz Grell, a także ten dziwny facet z zamkniętymi oczami i jego towarzyszka. Kretyn się na nich wydarł, a ja spojrzałam na tatę.
- Nous ne pouvons pas éviter cela? (Nie możemy tego uniknąć?) - spytałam szeptem.
- Non, malheureusement pas. (Nie. Niestety nie.) - odpowiedział przyciszonym głosem. Oboje westchnęliśmy jednocześnie, myśląc co nas tu czeka.
~Time skip!~
Siedziałam wygodnie w tym samym saloniku, teraz już posprzątanym, z filiżanką herbaty w dłoniach. Nie udzielałam się w rozmowie i tym, co działo się dookoła. Nawet nie chciałam tam być. Spędziłabym z przyjemnością ten czas w bibliotece. Najlepiej tej pałacowej. Albo bym pobawiła się z (b/n). Ciekawe, co u niego. Jeśli kogoś mi brakuje z domu to właśnie jego oraz mamy. Dziadków też, ale... Jednak mój mały braciszek, kochana mama i cudowny tata są dla mnie najważniejsi.
Spojrzałam na wszystkich zebranych. Ten mężczyzna, Lau, jak się dowiedziałam, zaproponował, żebyśmy zobaczyli miejsce zbrodni. No chyba sobie żartują. Nie ma mowy, że z nimi pojadę. To nie tak, że się boję, po prostu nie przepadam za widokiem martwych, czy to śmiertelników, czy demonów. Utkwiłam spojrzenie w tacie, niemo prosząc, bym mogła zostać, na co tylko pokręcił głową. Westchnęłam cicho i dopiłam herbatę.
Już po paru minutach, choć mnie wydawało się, że minęły sekundy, byliśmy na miejscu. Wąską uliczkę otaczała cała masa ludzi, która żywo rozprawiała na temat tego zdarzenia. Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- Minou. - Podniosłam głowę, by spojrzeć na tatę. - Zostań tutaj z Madame Red.
- Dobrze, tato. - Podeszłam bliżej kobiety w czerwieni. Tata pokiwał głową z aprobatą i poszedł za Kretynem.
- Nie miałyśmy jeszcze okazji porozmawiać. - Po chwili ciszy zagaiła rozmowę. - Jestem Angelina Dulles, znana przez wszystkich jako Madame Red.
- Miło mi poznać - odpowiedziałam uprzejmie. - Nazywam się ______ Michaelis. - Dygnęłam i lekko się uśmiechnęłam. Posłała mi uprzejmy uśmiech.
- Jesteś wyjątkowo śliczną dziewczyną, wiesz o tym?
- Cz-często to słyszałam... - przyznałam cicho. - Tata mówi, że odziedziczyłam urodę po mamie.
- Chciałabym ją kiedyś spotkać. Jestem niezwykle ciekawa, jaka kobieta zdołała usidlić Sebastiana. - wyjaśniła, kiedy zauważyła moje nierozumiejące spojrzenie.
- Mama i tata są razem już od wielu lat. Nie wiem jak się poznali, ale z tego co wyłapałam z ich rozmów, to to małżeństwo było sprawką mojego dziadka - powiedziałam cicho i obie zachichotałyśmy.
- Jak wiele tutaj.
- Nie rozumiem...
- Wiele małżeństw jest ustalanych przez rodziców, kiedy dzieci są jeszcze małe. A ty?
- Nie mam narzeczonego... Przynajmniej nic mi nie wiadomo o moim zamążpójściu.
- Aż dziwne... Znam wielu młodych mężczyzn, którzy na pewno by byli zachwyceni, by tylko móc powiedzieć, że mają tak uroczą narzeczoną.
- Na pewno rozważę twoją propozycję Madame. - Nie. Tego to ja nie zrobię. Nie mam najmniejszej ochoty na bawienie się w małżeństwo. Mam tylko nadzieję, że tata nie zrobi mi takiego samego numeru jak dziadek zrobił mamie. Kiedy to na dwa miesiące przed ślubem oznajmił jej, że wychodzi za mąż i przedstawił narzeczonego. Mama i tata się niezbyt lubili, z tego co mówili.
Już nic więcej nie powiedziałyśmy. Po chwili przyszedł do nas Kretyn i tata, i ponownie wsiedliśmy do powozu, by wysiąść po pięciu minutach przed ciemnym zakładem. Spojrzałam na znak nad wejściem. Pisało na nim „Undertaker". Grabarz? Nabrałam powietrza w płuca i powoli je wypuściłam. Będzie dobrze.
Weszliśmy do środka. Nikogo nie było, co niezbyt mnie zdziwiło. Przy ścianach i na podłodze stały trumny, w kątach były pajęczyny, a na półkach stały zakurzone słoje z nieznaną zawartością oraz parę czaszek. Cudny wystrój. Bardzo klimatycznie i uroczo... Ponownie tego dnia poczułam dreszcz przechodzący przez mój kręgosłup. Tak jakby ktoś mnie obserwował.
- Undertaker. Jesteś tutaj? - spytał w przestrzeń Kretyn. Nagle z środka jednej z trumien wychyliła się głowa z świecącymi oczami. Pisnęłam cicho i ukryłam się za tatą. Mogę być demonem, mogę być córką obecnego Szatana, ale to nie zmienia faktu, że nie znoszę, kiedy coś mnie straszy.
- Witaj, hrabio~ - Nie chciałam go dłużej słuchać, więc wtuliłam głowę w płaszcz taty. Czemu ludzie muszę być przerażający?! Spokojnie. Opanuj się ______. Jesteś następczynią tronu w Piekle. Chyba nie pozwolisz, by jakiś zwykły człowiek cię przestraszył. Zamknęłam oczy. Wiedziałam, że jeśli je teraz otworzę, to każdy zobaczy moje prawdziwe, demoniczne oczy.
Po chwili podniosłam głowę. Akurat Grabarz mówił coś o dowcipach jako o zapłacie. To już jest dziwne... Najpierw wystąpił Lau z żartem. Musiał to być jakiś chiński żart, mimo mojego wieku i pewnego obeznania ze światem śmiertelników, co prawda tylko z książek, nie zrozumiałam o co mu chodziło. Potem wyszła na środek Madame Red. Nawet nie zdążyłam usłyszeć o czym mówi, bo tata mnie złapał, przycisnął do Kretyna i zakrył nam uszy. Spróbowałam na niego spojrzeć, ale moja obecna pozycja niezbyt mi na to pozwalała.
Kiedy Madame skończyła, ona i Lau mieli zasłonięte usta maseczkami, a Undertaker patrzył to na mnie, to na Kretyna. Jeśli on naprawdę myśli, że opowiem jakiś dowcip, to się poważnie rozczaruje. Na szczęście, nim zdążył coś powiedzieć tata wyszedł przed naszą dwójkę i powiedział, że mamy zaczekać na zewnątrz i nie wolno nam zaglądać do środka. Staliśmy tak dobrą minutę, kiedy nagle usłyszeliśmy głośny śmiech. Nawet znak nad drzwiami zakładu spadł na ziemię. Spojrzałam na resztę, która, poza Kretynem, była równie zaskoczona co ja. Tata otworzył drzwi. Zajrzałam do środka i szarowłosy leżał na jednej z trumien, z rozanieloną miną. Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
~Time skip!~
Właśnie wyszliśmy z zakładu Grabarza i wsiedliśmy do powozu, by wrócić do posiadłości miejskiej. Wyglądałam przez okno, myśląc o tej sprawie. Naprawdę paskudna. Aż trudno czasami uwierzyć, że ludzie potrafią zrobić coś takiego drugiemu człowiekowi. A myślałam, że to demony mogą być brutalne. Przez moje zamyślanie nawet nie zauważyłam, kiedy tata dosłownie wyskoczył z pędzącego powozu. Podniosłam wzrok na Madame i Lau, którzy wyglądali przez tylne okienko. Spojrzałam na nich z politowaniem, akurat kiedy powozem zatrzęsło. Pokręciłam głową. Ta rozmowa z wcześniej z Madame przypomniała mi o jedynym chłopcu z jakim się spotykałam co bal.
***
- Królowa wygląda wspaniale!
- Drugi potomek?
- Słyszałam, że Ich Wysokości długo oczekiwali drugiego dziecka - wiele demonów wymieniało między sobą plotki, patrząc jak obecna para królewska oraz ich córka wchodzą do sali balowej. Mijane osoby kłaniały się z szacunkiem. Pewien młody chłopiec o krótkich czarnych włosach i niebieskich oczach spojrzał na Króla i Królową, ukłonił się niezdarnie i uśmiechnął się do młodej Księżniczki.
- Wasze Wysokości.
- Witaj, Nigrum. - Różowowłosa skinęła głową. - Jesteś razem z rodzicami?
- Tak, Pani. - Pokiwał głową z uśmiechem. - Czy mógłbym... - zawahał się przez chwilę. - Zabrać Panienkę (f/n) (pełne imię) na spacer po ogrodach królewskich?
- Myślę, że tak. - Małżeństwo spojrzało na siebie i skinęło głowami. - Przynajmniej nie będzie się nudzić.
- Dziękuję, mamo. Dziękuję, tato. - ______ uśmiechnęła się promiennie do rodziców i szybko ruszyła za swoim dobrym kolegą. - Poczekaj, Nigru... - sapnęła. - Ty nie musisz chodzić w sukni do ziemi.
- P-przepraszam, panienko - mruknął speszony, zwalniając krok.
- Nie musisz zwracać się do mnie przez tytuły... Przecież znamy się już parę lat. - Zrównała się z nim. Po chwili wyszli z sali balowej, wprost na delikatnie, chłodne powietrze wieczoru.
- Wiem, ale... Trudno nie, Wasza Wysokość. - Złapał ją za dłoń i pomógł zejść z tarasu. - Musimy na ciebie uważać, Księżniczko.
- Jesteś przewrażliwiony, Nigru - westchnęła cicho, ale pozwoliła się poprowadzić znajomymi ścieżkami. - Trochę jak rodzice. Nie pozwalają mi się nigdzie ruszać bez służby.
- I mają rację. Jesteś jedyną następczynią dla nich.
- Teraz to już nie. Mama jest w ciąży i...
- Boi się Panienka, że zostanie odsunięta od wszystkiego?
- Ty to powiedziałeś. - Pokazała mu język i odbiegła trochę.
- W-Wasza Wysokość!
- Nie martw się. Nikt tu nie wejdzie, a ja znam ten ogród na pamięć. - Śmiejąc się, odbiegła jeszcze dalej, a chłopiec ruszył za nią.
***
Uśmiechnęłam się do siebie, na wspomnienie Nigruma. Znaliśmy się od lat, kiedy to podszedł do mnie na jednym z bali. Pamiętam, że długo tańczyliśmy i rozmawialiśmy. Ani razu nie zwrócił się do mnie po imieniu. Z resztą, po dziś dzień się zwraca do mnie tylko tytułami.
Zauważyłam, że wszystkie osoby zaczęły wychodzić z powozu. Ruszyłam za nimi. Otworzyli drzwi do posiadłości miejskiej, gdzie stał tata. Minęłam wszystkich ze śmiechem i poszłam do siebie do pokoju.
~Time skip!~
Siedziałam w swoim pokoju, w czasie, kiedy Madame Red kończyła szykować mnie na to przyjęcie, na które jedziemy. Powoli rozczesywała moje włosy.
- Będziesz ślicznie wyglądać.
- Dziękuję, Madame - odpowiedziałam i delikatnie dotknęłam naszyjnika od mamy. Czerwonowłosa musiała zauważyć nieznaczny ruch mojej dłoni.
- Nie musisz mi dziękować. A powiedz, co to za naszyjnik?
- Ten? Dostałam go od mamy. Jest bardzo ważny... - Odwróciłam wzrok od lustra, by nie mogła zobaczyć mojego wahania.
- Jest piękny. Jeśli jest od twojej mamy, to musisz bardzo na niego uważać.
- Tak pani myśli?
- Jestem co do tego przekonana. - Odsunęła się trochę od krzesełka, na którym siedziałam. - A nie mówiłam, że będziesz wspaniale wyglądać? - Zarumieniłam się lekko, ale jednocześnie się uśmiechnęłam.
- Jeszcze raz dziękuję, Madame. Ten bal zapowiada się wyśmienicie! - Klasnęłam w ręce szczęśliwa.
~Time skip!~
A jednak nie. Ten bal, to kompletna porażka. Jedyna rzecz, dla której warto tu być to widok Kretyna w sukni, różowej. To taki piękny widok. Siedząc niedaleko Madame Red, obserwowałam jak on i tata starają się uniknąć Eli... Chyba tak miała na imię. Śmiałam się pod nosem. Nagle ktoś zasłonił mi widok. Podniosłam głowę, by spojrzeć na blondyna o ametystowych oczach. Był ubrany całkowicie na biało.
- Witam panienkę.
- Witam. - Skinęłam głową. Mężczyzna wystawił dłoń w moją stronę. Niechętnie położyłam swoja na jego, żeby pomógł mi wstać. Spojrzałam na Madame, ale jej już nie było... Zostawiła mnie samą. Nie znoszę śmiertelników.
- Dlaczego tak urocza panienka jest tu całkowicie sama? - Najpierw ucałował moją dłoń, by potem otoczyć mnie ramieniem w talii. Czułam jak ciarki przechodzą mi po plecach.
- J-ja... - wydukałam nerwowo. Tato, pomóż mi...
- Nie musi być panienka nieśmiała. - Dalej trzymał moją dłoń. - Jak się panience podoba bal?
- Jest... Wspaniały. - Odwróciłam od niego wzrok i zaczęłam szukać taty. Widziałam go na drugim końcu sali. Dlaczego mnie to spotyka?! - P-przepraszam, ale... Muszę już iść.
- Przecież dopiero co się spotkaliśmy. - Zaczęła grać muzyka, zwiastująca nowy taniec. Ten mężczyzna zaciągnął mnie na parkiet. - Nie przedstawiłem się. Jestem Wicehrabia Druitt.
- M-miło mi. Jestem _-______. - Teraz to tym bardziej chciałam od niego uciec. Przecież to nasz główny podejrzany w tej sprawie! Tato, ja chcę do domu! Tańczyliśmy w milczeniu. Starałam się zignorować, jak przesuwał dłonią po moich plecach. Zacisnęłam zęby i dalej starałam się jakoś skontaktować z tatą. Jak tylko taniec się skończył, starałam się go zgubić w tłumie innych uczestników przyjęcia. Co na szczęście mi się udało. Za to znalazłam Madame Red. podbiegłam do niej i ją przytuliłam.
- Co się stało? ______, odpowiedz mi.
- To nic, Madame... - odetchnęłam głęboko, czując jej delikatne perfumy. - Już nic. Kiedy będziemy wracać do posiadłości?
- Za chwilę. - Pogładziła mnie po włosach. - Lepiej już wyjdźmy. Grell zaraz powinien być z powozem. - Pokiwałam głową i ruszyłam za kobietą.
~Time skip!~
Siedziałam w swoim pokoju, w miejskiej posiadłości Kretyna i czekałam na powrót taty. Siedziałam na parapecie, ubrana w koszulę nocną z rozpuszczonymi włosami. Kolana miałam przyciśnięte do klatki piersiowej, a na nich założyłam ramiona. Nie mam pojęcia, ile czasu tak spędziłam. Byłam już po dwóch kąpielach, ale nadal czułam się... Na swój sposób brudna. Nie chciałam, by tamten facet mnie dotykał. Wzdrygnęłam się na samą myśl.
W zaciśniętej dłoni trzymałam naszyjnik od mamy. Chcę już do domu... Nagle poczułam dłoń na włosach. Podniosłam wzrok. Obok mnie stał tata, który uśmiechał się ciepło. Odwzajemniłam go i się w niego wtuliłam.
- Przepraszam, że nie mogłem być bliżej, Minou.
- Dobrze, że już jesteś, tato... - szepnęłam, czując jak może uda mi się zasnąć.
- Spróbuj zasnąć. - Ucałował moje czoło. - Jeśli chcesz, zostanę obok. - Pokiwałam głową, starając się jeszcze bardziej w niego wtulić. - Już jesteś bezpieczna. Nie pozwolę, by ponownie cię coś takiego spotkało.
~Time skip!~
Rankiem zeszłam do salonu. Kretyn siedział w fotelu, zaciskał pięści przy głowie i patrzył na gazetę. Podeszłam do niego i spojrzałam nad nim. Pisało, że Kuba Rozpruwacz zaatakował ponownie. Czyli... Myliliśmy się?
________________________________________________________________________________
Ostatnio zauważyłam, że w rozdziale pierwszym wiele osób komentuje jeden fragment, konkretnie rozmowę między Sebastianem, Reader-chan a Cielem.
W związku z nim mam dwie małe prośby do wszystkich czytelników (w tym miejscu możecie mnie zjechać po całej linii za bóldupienie, ale uważam, że jako autorka powinnam wyjaśnić parę rzeczy).
1. Ja rozumiem, że 56 lat to na standardy ludzi dużo, ale proszę nie zapominać, że Reader-chan jest DEMONEM. Istotą nieśmiertelną. Pamiętajcie, że Sebastian kanonicznie ma +/- 3000 lat.
2. Odpowiedzcie mi proszę na pytanie. Skąd Reader-chan ma wiedzieć co spotkało Ciela i jego rodziców? To, że my (czytelnicy) wiemy co się stało, nie znaczy, że wie to też bohaterka. I od razu odpowiadając, nie, ona nie ma pojęcia.
Ty tyle. Bóldupienie zakończone, ale hejty i wszystko inne prosimy zostawić tylko w zaznaczonym miejscu (dla większego porządku).
Do usłyszenia później ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro