Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

~Your P.O.V~

Wyjrzałam przez okno. Nadal nie wrócili, może coś ich zatrzymało?

Hrabia otrzymał nowe zadanie i musiałam razem z tatą z nim pojechać. Dodatkowo wzięliśmy służących, tak dla pewności. Dlatego teraz też siedziałam w jednej z posiadłości Phantomhive'a i czytałam „Przygody Alicji w Krainie Czarów". Znowu.

- Panienko ______? - Do salonu weszła Mey-Rin i postawiła przede mną filiżankę z herbatą. - Znowu panienka czyta?

- Tak. - Zaśmiałam się. - Wiem, że od świąt ciągle, ale naprawdę mi się spodobała – przyznałam. - Jeszcze raz dziękuję, że pożyczyłaś mi jeden ze swoich fartuchów. - Spojrzałam na swój strój, czyli sukienkę od mamy i fartuch Mey. Na szczęście ta pierwsza nie krępowała bardzo ruchów i sięgała do kostek.

- O, to nic takiego – odparła. - Muszę już iść, ale później razem po panienkę przyjdziemy – zapewniła.

- Dobrze, dobrze. - Machnęłam dłonią, by się nie przejmowała. Odprowadziłam ją wzrokiem z pokoju.

Czułam się trochę jak w domu przez zachowanie innych. Chociaż w takim pozytywnym znaczeniu. Naprawdę tęsknię za domem, ale jak to powtarzały babcie, mam jeszcze sporo nauki przed sobą.

Z małym uśmiechem otworzyłam ponownie książkę i zagłębiłam się w lekturze. Naprawdę spodobał mi się świat wykreowany przez autora, wyjątkowo magiczny. Zwykle miałam do czynienia ze światem z systemu monoteistycznego, ale przyjemnie czasem poznać coś innego. Zwłaszcza lubiłam Szalonego Kapelusznika i Kota z Cheshire.

Oddałam się w pełni lekturze, pozwalając sobie na ignorowanie świata dookoła. Cisza, spokój, dobra herbata i książka.

Poprawiłam trochę wstążki, którymi miałam związane warkocze, by mi się na pewno nie rozplątały.

Ponownie wyjrzałam przez okno. Tata i Phantomhive wyszli dość wcześnie, zaraz po śniadaniu i nie zapowiada się, że szybko wrócą. Chociaż kto wie. Było już późno, zegary wybiły dziewiętnastą. Może pójdę poprosić Barda, by mi coś przygotował do jedzenia? Po głębszym namyśle, lepiej nie. Lepiej niech tata szybko wróci, jestem głodna.

- Panienko! Panienko! - Do pokoju wpadł Finny. - Powóz panicza i pana Sebastiana nadjeżdża.

No nareszcie.

- Dziękuję za informację, Finny. Już idę. - Odłożyłam książkę i wstałam. - Idź przodem, zaraz do was dołączę. - Uśmiechnęłam się trochę i wygładziłam sukienkę.

- Dobrze, panienko. - Pokiwał głową i wyszedł.

Odetchnęłam głęboko i, po chwili zwlekania, sama wyszłam. Przeszłam dwa korytarze, aż trafiłam na zejście do holu. Opierając dłoń na poręczy schodów, zaczęłam schodzić. Tata i hrabia omawiali tą ich sprawę. Tym razem nie zamierzałam się zupełnie w nią mieszać. Lepiej będzie jak tu zostanę i przypilnuję służbę.

- Paniczu. Witamy! - Pozostała czwórka wyszła do nich, a tata zabrał od nastolatka płaszcz. Oparłam się o balustradę. Na razie mnie nie zauważali.

- W rzeczy samej. Jeśli będą mnie wzywać do stolicy przy każdej błahej sprawie, nigdy nie będę miał spokoju – westchnął. W sumie tego to mu nie zazdrościłam. Ostatni raz przygładziłam sukienkę i do nich podeszłam.

- Witajcie. - Uśmiechnęłam się, zamykając oczy. Rozchyliłam sukienkę i lekko dygnęłam. - Mam nadzieję, że podróż dobrze wam minęła.

- Dziękujemy za troskę. - Usłyszałam tatę. Wyprostowałam się i otworzyłam oczy. Phantomhive patrzył na mnie z szeroko otwartym okiem i wyrazem niedowierzania na twarzy. - Czy to nie fartuch od Mey-Rin?

- Tak. Poprosiłam ją o niego. - Okręciłam się w miejscu, by zaprezentować strój w pełni. - Lewis Carroll mnie zainspirował.

- A my pomogliśmy! - oznajmił z dumą Finny, wskazując na siebie i pokojówkę. Miał rację. Pomogli mi z całym strojem. - Racja, że panienka wygląda przepięknie, prawda paniczu? - Zarumieniłam się trochę. Hrabia zaczął otwierać usta, ale niestety się nie dowiedziałam co myśli, bo do środka wszedł pan Lau. W ogóle skąd on się tu wziął?

- Hrabio, jednak przybyłeś.

- Zawsze pojawiasz się niezapowiedzianie! - nastolatek w pełni się na nim skupił. W sumie, miło by było się dowiedzieć co myśli o tym stroju. - Przecież ci mówiłem, jeśli chcesz złożyć mi wizytę, przynajmniej wyślij mi list z informacją. - Mężczyzna wszedł w głąb holu. Założyłam dłonie przed sobą i obserwowałam go z zainteresowaniem.

- Mówiłeś?

- Skoro mamy gościa, zaparzę herbaty – oznajmił tata. W sumie... Co prawda nie wypiłam do końca swojej porcji od Mey, ale... Herbaty nigdy za mało.

- Dobrze – ponownie westchnął. Podeszłam do niego.

- Proszę się nie martwić. To tylko jeden gość. Co może być strasznego? - Zaśmiałam się. Powoli na mnie spojrzał. Co? Nie spodziewał się, że się odezwę? W sumie, sama się zdziwiłam, że coś powiedziałam. Pewnie babcia Orchidea, by stwierdziła, że powinnam milczeć. Za to ciocia Ibis by mnie zachęcała.

- Napiłbym się angielskiego czaju – ewentualną dyskusję przerwał nowy głos.

- Zrozumiałem – hrabia oznajmił, raczej automatycznie, jeśli mnie pytać. Co też zauważył po chwili, bo podniósł głowę i spojrzał na drzwi wejściowe.

Stało w nich dwóch mężczyzn, obaj o ciemniejszej karnacji. Jeden miał ciemnofioletowe włosy i złote oczy, a wyższy od niego białe włosy i szare oczy. Obaj byli ubrani dość strojnie, bogato, a przede wszystkim nietypowo. Przynajmniej jak na ten kraj.

Phantomhive zaczynał coś protestować. A przynajmniej chciał, bo znowu przerwał mu Lau.

- Spotkałem ich nieopodal. Chcieli się z tobą spotkać, hrabio.

- Czy przystoi sprowadzać kogoś obcego do domu? - spytałam go cicho.

- Co was tu sprowadza? - nastolatek spytał niemal równocześnie.

- Nie wiem o czym panienka mówi – stwierdził pogodnie. No wielka mi pomoc i odpowiedź.

- Czemu pytasz? Przecież poznaliśmy się wcześniej, czyż nie? - Tym razem był to ten niższy z nowo przybyłych. Razem z drugim podszedł pewnym krokiem do nas.

- Poznaliśmy się?

- Na dodatek, uratowaliśmy cię. - Fioletowowłosy minął nas, nawet na nas nie patrząc. Skutkowało to tym, że o mało na mnie nie wpadł. Cofnęłam się gwałtownie, przez co stanęłam na krawędź sukni i się poślizgnęłam. Na szczęście Phantomhive szybko mnie złapał i ustawił do pionu.

- Dziękuję... - wymamrotałam, patrząc na niego przez ramię.

- Ura... - Chyba dopiero teraz do niego doszło, co powiedziano. - W jakiż to sposób? - Wychylał się do nich ponad moim ramieniem, co musiało raczej wyglądać komicznie, bo byłam od niego wyższa. Zeszłam z sukienki i spojrzałam na mężczyzn. Chociaż moja osobista satysfakcja, hrabia zdejmujący swoje dłonie z moich ramion jakby go parzyły.

- W Indiach, goszczenie swego dobrodzieja to naturalna kolei rzeczy. - Minęli służących i weszli po schodach na drugie piętro. - Czy angielskie maniery mówią coś o wyrzucaniu ludzi z domu?

Dobra, co tu się właściwie wydarzyło?! Kim oni są?! Czemu tu są?! Co mnie tak właściwie ominęło na tej całej misji?! I najważniejsze, czy ktoś byłby łaskaw mi to wreszcie wytłumaczyć?!

Spojrzałam na pozostałych i nawet długo się nie zastanawialiśmy. Po prostu weszliśmy, bardziej wbiegliśmy, na górę. Nie minęła chwila, gdy tata ich znalazł.

- Kim tak w ogóle jesteś? - Szlachcic otworzył zamaszyście drzwi, odsłaniając tym samym obu mężczyzn. Ten niższy leżał na łóżku, odwrócony w naszą stronę, a ten wyższy stał za nim.

- Ja? Jestem księciem – oznajmił to tak swobodnie, jakby mówił o pogodzie. Czyli rodzina królewska... Ktoś z mojego poziomu społecznego.

- Księciem? - spytał tata i spojrzeliśmy na siebie. Wzruszyłam tylko ramionami jako niemą odpowiedź. W tym momencie pozostali służący zaczęli się wychylać zza framugi.

- Książę królestwa Bengal, dwudziesty szósty dziedzic, książę Soma Asman Kadar – przedstawił go ten drugi. Jego dłoń była cała w bandażach...

- Zagościmy u was na jakiś czas, malcze. - Nawet ja nie byłam tak śmiała, by nazywać Phantomhive'a w ten sposób. Może jako Kretyna i Idiotę, ale w myślach, nigdy na głos.

- Wow! Książę! - zachwycił się Finny.

- K-Książę! - To była Mey-Rin.

- Pierwszy raz widzę taką osobistość! - Bard... Powinien czasami milczeć, gdy o czymś nie wiem. Ale dobra. Z tatą nigdy nie wyjawiliśmy, że sami jesteśmy rodziną królewską. Czyli na dobrą sprawę pracuje dla samego Szatana i swobodnie rozmawia z jego następczynią. Jak to życie potrafi zaskoczyć.

- Możecie podejść bliżej. - Łaskawca. Wywróciłam oczami i pokręciłam głową, gdy służący go oblekli.

- Opowiesz o swoim królestwie?

- To święta ziemia, błogosławiona przez boginię Kali i rzekę Ganges – zaczął opowiadać. Skrzyżowałam ramiona na piersiach. A my nadal stoimy w tym progu...

- Tym razem wziąłeś ze sobą służących? - Dołączył do nas pan Lau.

- Tak. Gdy nas nie ma, nasz stróż chroni domostwa – wyjaśnił tata.

- Co za ulga – odetchnął. Nie brzmiało to ani trochę szczerze.

- Sebastianie, miej na nich oko.

- Zrozumiałem. - Już teraz, z całą pewnością mogę powiedzieć, że to się skończy źle. Naprawdę źle...

~Time skip!~

Nie chcę mówić „a nie mówiłam", ale... A nie mówiłam?

Ta dwójka hindusów się wcinała we wszystko. Dosłownie, od samego rana.

Najpierw mnie, dosłownie, wyciągnęli z łóżka. Myślałam, że zamorduję ich. Kto normalny wchodzi z samego rana do pokoju, w którym przebywa kobieta? Do tego w samej piżamie. A potem ten książę się do mnie przyczepił. Prawie dosłownie. Nie mógł zrozumieć, że nie, nie zostanę jego żoną. I bez tego zostanę królową. Dodatkowo ciągali mnie po lekcjach Phantomhive'a. Bo czemu by nie. Naprawdę coś komuś zrobię.

- A kiedy skończysz? - spytał. Westchnęłam ciężko i spróbowałam wstać z podłogi. Znowu. I znowu mnie złapał, bym się nie ruszyła. - Co robisz?

- Przeszkadzasz nam! Cicho! - Ze znudzeniem patrzyłam jak tata uczy szermierki hrabiego. Nie chcę nic mówić, ale lepsza do tego byłaby pani Ririchi, moja i taty nauczycielka. Ogółem najlepsza wojowniczka i nauczycielka fechtunku w Piekle. Z tego co wiem, dotychczas nikt jej nie pokonał.

- Anglicy są porywczy, prawda?

- Wystarczy! Rozumiem! - Nastolatek się odwrócił do niego. Nadal cicho się zaśmiewałam z jego stroju, chociaż moja sytuacja obecnie nie była jakoś lepsza. - Jeśli chcesz mej uwagi, będę twym przeciwnikiem. - Rzucił mu floret.

- Zatem, jeśli wygram, pójdziesz z nami? - spytał, wstając.

- Jeśli zdołasz.

- A ty, moja droga. - Spojrzał na mnie. - Jeśli wygram zostaniesz moją królową, zgoda?

- W twoich snach – odpowiedziałam i spojrzałam błagalnie na tatę, by mnie ratował przed nim.

- Powodzenia. - Przeniosłam wzrok na Agni'ego, który właśnie nalewał nam herbatę.

- Masz w niego sporą wiarę. Za dużą jak na mnie – fuknęłam.

- To moje zadanie, wasza wysokość. - Otworzyłam szerzej oczy. Wie?

- S-skąd taki przydomek? - spytałam niepewnie.

- Skoro ma zostać panienka żoną księcia, to tylko właściwy tytuł – odpowiedział spokojnie.

- Tak... Aż się palę do tego ślubu... - mruknęłam. Prędzej dziadek Lucyfer przyzna się, że Przewrót był błędem.

W międzyczasie zaczął się ten cały pojedynek. Soma nie znał zasad, Phantomhive się z niego naigrywał. Norma. Hrabia był już bliski trafienia, gdy...

- Uważaj, mój książę! - Agni poderwał się z klęczek, dobiegł do nich, zablokował uderzenie i sam trafił chłopaka w ramie. W przeciągu ułamków sekund. Szlachcic upadł na ziemię, trzymając się za przedramię.

- Ciel! - krzyknęłam i sama wstałam. Podbiegłam do niego i klęknęłam obok. Dopiero po sekundzie, gdy na mnie spojrzał, zorientowałam się co powiedziałam. Poczułam jak moje policzki robią się coraz cieplejsze. - Z-znaczy się... Nic się hrabi nie stało? - zaraz się poprawiłam.

- P-paniczu! - lokaj księcia klęknął obok nas. - Tak mi przykro. Gdy przeszła mnie myśl, że książę może przegrać, moje ciało samo zareagowało. - Spojrzałam na niego, kręcąc głową, po czym przeniosłam wzrok na chłopaka. Wtedy Soma zaczął się śmiać.

- Agni, dobrze się spisałeś! Jestem wdzięczny! Agni jest moim khansama i należy do mnie. Dlatego wygrałem.

- Och, przymknij się. Chociaż raz – fuknęłam.

- N-niedorzeczność. - Pokiwałam głową, zgadzając się z nim.

- Chyba będziesz musiał pomścić swego pana, lokaju – stwierdził Lau. Odwróciłam się do niego.

- I co niby tym samym tata ma udowadniać? - spytałam, ale nie było mi dane poznać odpowiedź, gdyż brunet rzucił tacie floret. I tak się mnie tu słucha.

- Rany – tata westchnął ciężko. - Oto konsekwencje zabaw z amatorem, który nie zna zasad. - Nastolatek chciał coś powiedzieć, ale złapałam go za ramię i lekko ścisnęłam. Spojrzał na mnie na co pokręciłam głową. Zbliżyłam się trochę do niego.

- Tata jest jednym z lepszych szermierzy w Piekle – wyszeptałam mu do ucha. - Będzie dobrze – powiedziałam już trochę głośniej.

- Mimo wszystko, mój pan został zraniony i jako lokaj rodziny Phantomhive nie mogę bezczynnie siedzieć i patrzeć. Na dodatek mamy dziesięciominutowe opóźnienie w planach. - Naprawdę? To jest teraz największy problem?

- A więc to dlatego jesteś podirytowany – chłopak obok mnie wymamrotał.

- Interesujące. Dobrze. Zgadzam się na pojedynek. - Ten cały książę nie ma pojęcia na co się porywa. - Agni, w imię bogini Kali, nie możesz przegrać! - Podał szablę białowłosemu. Ja tymczasem chwyciłam ramię nastolatka i pomogłam mu wstać.

- Sebastianie, wydaję rozkaz! Przymknij tego smarkacza!

- Powodzenia tato! - Uśmiechnęłam się do niego. - Chodźmy, sprawdzę to twoje ramię. - Pociągnęłam go za sobą w stronę krzeseł. W końcu coś normalnego do siedzenia.

- Nie potrzebuję. - Wyszarpnął rękę i usiadł. Wywróciłam oczami i zajęłam krzesło obok.

- To nie tak, że miałam nadzieję na chociaż jakieś małe „dziękuję" - mruknęłam i skrzyżowałam ramiona na piersiach.

- Nie prosiłem się o pomoc od ciebie – odparł butnie. Przez moment patrzyliśmy na siebie, praktycznie można było zobaczyć iskry przelatujące między nami.

- No przepraszam bardzo, że się zmartwiłam.

- To już nie moja wina. - Sam skrzyżował ramiona.

- Ostatnie trzy tygodnie staram się być milsza i schodzić ci z drogi--

- I co? Liczysz na jakiś medal? - przerwał mi.

- Nie, ale na chociaż minimalną chęć współpracy. - Znowu zaczynałam mówić głośniej i traciłam resztki cierpliwości i spokoju. - Ale od takiego dzieciaka jak ty, nie ma co liczyć na takie rzeczy.

- Uwierz mi, zachowujesz się jeszcze bardziej jak dzieciak. Może i jesteś starsza wiekiem, ale na pewno nie zachowaniem i rozumem. - Uniosłam dłoń i go spoliczkowałam.

- Jak śmiesz tak o mnie mówić?! - Poderwałam się z krzesła. - Tak, nie wiem co przeżyłeś, ale ty także mnie nie znasz!

Wyszłam z sali, zamykając energicznie za sobą drzwi. Czułam na sobie wzrok taty i pozostałych, gdy wychodziłam, ale w końcu narobiliśmy trochę zamieszania.

Co za tupet! Jak on tak śmiał?! Wiem, że na standardy mojej rasy byłam jeszcze dzieckiem, ale nie musiał mi tego wypominać. Nie wystarczy, że cały czas byłam ignorowana lub traktowana jak idiotka?

Wróciłam do swojego pokoju, zamknęłam za sobą drzwi i położyłam się na łóżku. Miałam nadzieję, że choć trochę po tych świętach uda nam się poprawić stosunki, ale jak widać to były płonne nadzieje. Oparłam głowę na ramionach i przymknęłam oczy. Porozumienie między śmiertelnikami a demonami jest niemożliwe.

Patrzyłam leniwie przez okno, by jakoś odciągnąć myśli, które ciągle wracały do sali i mojej kłótni z Phantomhive'em. Świetnie, czeka mnie wielka bura od taty...

~Time skip!~

Zamrugałam i usiadłam na łóżku. Musiałam przysnąć. Przetarłam oczy, zakryłam usta, by zakryć ziewnięcie i się przeciągnęłam. Wyjrzałam przez okno. Było dość ciemno, musiał już być wieczór albo noc.

Wstałam i poprawiłam sukienkę. Wyszłam z pokoju, zaczynając się rozglądać. Nie, nikogo nie było. Szłam powolnym krokiem po korytarzu. Bym coś zjadła, może pójdę do kuchni?

Założyłam dłonie za plecami i ruszyłam w stronę swojego celu.

- Tutaj jesteś. - Zatrzymałam się i odwróciłam w stronę taty.

- Byłam u siebie w pokoju – odpowiedziałam, patrząc na bok. - Wolałam z nikim nie rozmawiać. Przepraszam za swoje zachowanie. - Ukłoniłam się. Tata przez moment milczał.

- Nie wiem, czy mam bardziej być zły, czy dumny – westchnął, na co na niego spojrzałam. - Jesteś zupełnie jak twoja matka w dzieciństwie.

- Mama też cię spoliczkowała? - spytałam ze śmiechem. Jakby tak było...

- Więcej niż raz – przyznał. Tego się nie spodziewałam. - Pewnie jesteś głodna. Jest już późno. - Położył dłoń na moich plecach i zaprowadził mnie do kuchni.

- Działo się coś ciekawego?

- Po twojej kłótni z paniczem wszystko było już wyjątkowo nudne. - Uśmiechnęłam się do taty. Czyli jednak nie skończyłam ze straszną naganą. - Ale proszę cię, na przyszłość postaraj się tak nie reagować.

- To nie moja wina. A przynajmniej nie całkowicie. - Skrzyżowałam ramiona. - Gdyby okazał minimum wdzięczności za troskę, by do tego nie doszło.

- Sytuacja nie jest prosta, Minou.

- Mógłbyś mi ją wytłumaczyć w takim razie? - Weszliśmy do kuchni, gdzie oparłam się o blat. - Może chociaż wtedy zrozumiem, o co tu chodzi.

- Ja nie mogę, ale panicz już tak. Spytaj go – zachęcił.

- Tato... - jęknęłam, zamykając oczy.

- Obecnie nie masz lekcji, więc musisz trochę ruszyć głową. Jako--

- Następczyni tronu musisz pamiętać, że to także będzie wymagane w twoim życiu – dokończyłam i spojrzałam na tatę. - Mówiliście to z mamą wiele razy.

- I powtórzymy jeszcze wiele więcej – zapewnił. - A teraz zajmijmy się tobą. Musisz coś zjeść.

~Time skip!~

Tata zrobił mi pyszne jedzenie oraz opowiedział co się wydarzyło, gdy byłam w pokoju. No, trochę tego było. Głównie Soma wszystkich wkurzał, później wyszli z Agni'm z posiadłości, pewnie zaraz będą wracać.

Po zjedzeniu, tata kazał mi iść do salonu, gdzie Phantomhive grał w karty z panem Lau. Skinęłam mu głową, a nastolatka nawet nie zaszczyciłam spojrzeniem. Usiadłam na sofie obok mężczyzny i założyłam nogę na nogę. Tata gdzieś przy okazji zniknął. Po paru minutach usłyszeliśmy zagłuszone głosy.

- Więc wrócili – stwierdził hrabia.

- Krótko to ujmując, ta dwójka jest nader podejrzana. - Spojrzałam w karty, które trzymał brunet obok mnie.

- To prawda, lecz nadal nie wiem, jak te wydarzenia mogą im wyjść na dobre. Patrząc na ich zachowanie, nie żywią urazy co do kolonijnych zasad.

- Nie muszą żywić – mruknęłam, na co na mnie spojrzeli. Wzruszyłam ramionami. - Mogą to robić z innych powodów. Może to jest rodzaj szantażu emocjonalnego? Że ktoś jakoś cierpi i ma to powodować wyrzuty sumienia? - zaproponowałam, chociaż sama nie byłam przekonana swoją teorią. Była raczej... Mało prawdopodobna.

- Ciekawa teoria, panienko – skomentował Lau.

- Gdyby byli sprawcami, to sądzicie, że zwaliliby się do mego domu tak bez ogródek? Tak jakby sami mówili, że są podejrzanymi.

- Racja. Zatem muszą naprawdę kogoś szukać. - Pokiwałam głową, zgadzając się z nim. Phantomhive odrzucił swoje karty na stół.

- Za wcześnie, aby być tego pewnym. - Wyjrzał przez okno, w którym po chwili pojawił się tata. Spojrzałam na niego zaskoczona.

- Tato? - spytałam niepewnie.

- Paniczu, zaczął działać – oznajmił.

- Zabierzcie mnie ze sobą! - Wszyscy się odwróciliśmy w stronę drzwi, w których stał Soma.

- Ty!

- Wiem, że Agni wymyka się z domu podczas mego snu. Chcę wiedzieć, co wtedy robi!

Przez parę minut Phantomhive, Lau i tata dyskutowali, czy powinni się zgodzić, co się skończyło stwierdzeniem, że i tak za nimi pójdzie, niezależnie czy się zgodzą, czy nie. Wywróciłam tylko na to oczami, ja i tak nie miałam zamiaru iść.

- A co zrobimy z panienką Michaelis? - Spojrzeli na mnie, na co im pomachałam. Nadal siedziałam na sofie z założonymi nogami, skrzyżowanymi ramionami i wyjątkowo znudzoną miną.

- A co mamy zrobić? Zostanie tutaj.

- Wiesz, hrabio... Ja też tu jestem. Prosiłabym, byś nie mówił o mnie, jakbym była gdzie indziej – odparłam. - I tak nie planowałam iść. Zostanę tu i zaczekam na was.

- Czyli sprawa sama się rozwiązała – stwierdził radośnie chiński brunet. Pokręciłam głową.

- Postaramy się niedługo wrócić – zapewnił mnie tata, który już wskoczył przez okno do pokoju.

- Spokojnie, tato. Już przyzwyczaiłam się do czekania na różne rzeczy... - szepnęłam i opuściłam wzrok. Zauważyłam jeszcze smutne spojrzenie taty.

- Dobrze – westchnął. Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się ciepło. Odprowadziłam ich wzrokiem, po czym westchnęłam. To teraz czekać...

~Time skip!~

Przebrałam się w piżamę, rozpuściłam i rozczesałam włosy. Co innego miałabym robić o tej porze? Nie zamierzam czekać, aż łaskawie wrócą, w ciężkiej sukni i ciasnym gorsecie, który swoją drogą nie był niewygodny, raczej trochę uciążliwy o tej porze dnia. Dlatego teraz otulona szlafrokiem i „Przygodami Alicji" na kolanach siedziałam w salonie. Reszta służby już dawno poszła spać. W sumie dobrze, że się zdrzemnęłam w środku dnia, chociaż teraz mogłam wytrwać noc.

W końcu przyszli. Ich miny, gdy zobaczyli mnie w salonie w tym stroju, były bezcenne. Zwłaszcza zarumienione twarze Phantomhive'a i Somy oraz zdenerwowane spojrzenie taty skierowane na nich. Zaśmiałam się cicho na ich ekspresję, tata przygotował herbatę i zaczęli opowiadać.

- Przewyższył zdolnościami zwykłych ludzi – stwierdził Lau. Z tego co mówili, rzeczywiście Agni był strasznie silny.

- To technika koncentracji zwana Samadhi – wyjaśnił książę. - Gdy jej używa, jest niepokonany.

- Samadhi? - spytał hrabia.

- To rodzaj transu – odezwał się tata. - Dzięki oddaniu Somie, ludzie są w stanie wykrzesać z siebie ogromną siłę. - Spojrzałam na tatę. - Tego nam brakuje, wiary zrodzonej z miłości i zaufania. - Wywróciłam oczami.

- Zatem czemu mnie zdradził? Czemu tracę wszystkich naokoło? - Fioletowowłosy uderzył pięściami o stół, aż zastawa podskoczyła. I długo nie postała, bo zaraz ją zrzucił ze stołu. Spojrzałam na niego i przesunęłam wzrok na odłamki porcelany na podłodze.

- Ty!

- Czemu? Dlaczego? - Wstał i aż trząsł się ze złości. Wybiegł z salonu. Cóż, moje wybiegnięcie wcześniej tego dnia było bardziej efektowne.

- O zgrozo. Specjalnie zakupiłem Havilandzką herbatę, gdyż myślałem, że będzie ci smakować.

- Myślę, że tu nie do końca chodzi o herbatę, tato – stwierdziłam i upiłam łyk swojej.

- Udzielenie komuś lekcji dyscypliny, to dobry pomysł. - Wymieniliśmy się z tatą spojrzeniami. Czyli oboje myślimy o tym samym.

- Co to za spojrzenia? - spytał nas Lau. Uśmiechnęłam się do niego słodko.

- To nic, proszę pana – odparłam wesoło, odstawiając spodek i filiżankę. - Tylko pomyśleliśmy z tatą podobnie. - Wstałam ze swojego miejsca. - Jeśli panowie pozwolą. - Razem z tatą wyszliśmy z pokoju.

- To aż za bardzo przypomina Wenecję.

- To, co mi opowiadałeś, jak byłam młodsza? Gdy musiałeś przemówić do rozumu cioci Ibis?

- Nie, to o czym mówisz to było zebranie Rady w Moskwie, lata wcześniej. W Wenecji była jeszcze ciekawsza sytuacja. - Zatrzymaliśmy się przed drzwiami do pokoju Somy. - Pójdę przodem. Wejdź za jakieś... Pięć minut.

- Wierzę, tato, że uda ci się to załatwić w trzy – zaśmiałam się i do niego przytuliłam. - Powodzenia.

- Oj, przyda się. - Wszedł do środka.

Oparłam się o przeciwległą ścianę i czekałam. Zamknęłam oczy i wyostrzyłam słuch, by mieć pewność co się dzieje w środku pokoju. A działo się ciekawie, jednak wiedziałam, że słowa taty mogły w równym stopniu dotyczyć także mnie. Oto prawdziwa ironia sytuacji.

Głos taty był wyraźny i ostry, taki jakiego używał w czasie oficjalnych spotkań. Zawsze, jak go słyszałam, wiedziałam, że sprawa jest poważna i niecierpiąca zwłoki. To był znak, że tata zachowuje się w pełni jak władca Piekła. A jeszcze kiedy mama się do tego dołącza...

Zawsze wtedy mi najbardziej imponowali. Chciałabym... Chciałabym być taką władczynią jak oni.

No, czas na mnie. Otworzyłam drzwi i spojrzałam do środka. Soma klęczał na podłodze, tata stał nad nim. Skinęłam mu głową i skrzyżowałam ramiona przed sobą.

- Prawda boli, czyż nie? - spytałam cicho. Książę szybko podniósł głowę i na mnie spojrzał.

- _______? - spytał. Dobrze, że w ogóle nauczył się mojego imienia.

- Wiesz, jesteśmy do siebie podobni pod wieloma kwestiami. Także wywodzę się z dość... Wpływowej rodziny, zostawmy to na tym. - Spokojnym krokiem podeszłam do okna, zakładając dłonie na plecach. - Też mam rodzeństwo, chociaż tylko jednego brata. - Spojrzałam na niego przez ramię. - A samotność? Nie jest mi obca, w sumie dość dobrze ją znam. Dopóki nie urodził się (b/n) spędzałam dni z czwórką osób na krzyż, nie licząc innych ze służby.

- Dlaczego mi to mówisz? Co niby chcesz osiągnąć tym, że--

- Chcę ci pokazać, jak bardzo się różnimy. Jak głupio to brzmi. Równie dobrze mogłabym być na twoim miejscu, nieprawdaż? Tak, przyznaję, jestem rozpieszczona do granic możliwości, chociaż uznajmy, że to bardziej wina moich dziadków i wychowania, bo w zupełności bym sobie poradziła bez takiej ilości zabawek lub sukien. - Machnęłam dłonią. Starałam się ostrożnie dobierać słowa, bo tata słuchał mnie dość uważnie. I oboje wiedzieliśmy jak prawdziwe było to, co mówię. - Oboje nie mamy nic własnego, wszystko jest nam podawane przez innych na srebrnej tacy, wszyscy są na nasze skinienie dłoni... Ale wiesz jaka jest nasza główna różnica? - Odwróciłam się do niego i oparłam dłonie na biodrach, przybierając jak najbardziej władczy wyraz twarzy. - Nasz system wartości i cele. Dla mnie najważniejsze jest, by moi rodzice byli ze mnie dumni i bym była jak najbardziej godna swojego pochodzenia. Co jest twoim celem? - spytałam cicho. Pochylił nisko głowę, klęcząc przede mną. Więc to takie uczucie? Gdy inni padają na kolana przed tobą?

- Poprzestańmy na tym. - Spojrzałam na Phantomhive'a, który opierał się o framugę drzwi. Jak dużo słyszał? Prawie bezpośrednio przyznałam się do należenia do potężnego rodu. To nie może się skończyć dobrze.

- Paniczu... - Zamknęłam na chwilę oczy i odetchnęłam głęboko. Skinęłam tacie głową i minęłam hrabiego w drzwiach. Więcej tam nie byłam potrzebna. Jedyne, czego teraz potrzebowałam, to święty spokój.

~Time skip!~

Który nie był mi dany. Bo czemu by inaczej.

Westchnęłam ciężko i spojrzałam ze swojego siedzenia na parapecie na drzwi do mojego pokoju.

- Proszę. - Ponownie przesunęłam wzrok na okno. - Mam nadzieję, że ma hrabia dobry powód, by nawiedzać damę w jej prywatnym pokoju o takiej porze nocy – powiedziałam najbardziej oficjalnym tonem jakim mogłam.

- O, najmocniej przepraszam, księżniczko. - Wywróciłam oczami i zawiesiłam naszyjnik od mamy na szyi. Odwróciłam się do niego.

- O co chodzi? Wszystko, co musieliście omówić, już pewnie omówiliście – zauważyłam. Od razu po wyjściu od Somy przyszłam tutaj. Potrzebowałam... Trochę samotności i czasu na pomyślenie.

- Tak...

- Czyli tata wyjaśni mi wszystko rano. - Wzruszyłam ramionami. Nie byłam specjalnie zainteresowana tym wszystkim. Chciałam tylko już wrócić do posiadłości.

- To, co mówiłaś Somie, to prawda czy zmyślona bajeczka?

- Co hrabiego to obchodzi? - spytałam zaczepnie. - Ile hrabia słyszał?

- Najpierw ty mi odpowiedz.

- Prawdziwa – fuknęłam. - Przynajmniej częściowo. Chcę jeszcze władzy nad światem – zironizowałam i zostałam obdarzona małym uśmiechem, ledwo widocznym. - Oczywiście, że prawda. Nie zwykłam kłamać, mama, babcie i niańki by mnie chyba pozabijały za to. - zaśmiałam się. - Teraz kolej hrabiego.

- Samą końcówkę. Gdy mówiłaś o swoich celach. - Pokiwałam głową. - Zaskoczyłaś mnie tym wszystkim.

- Co, jak zgaduję, nie jest wcale łatwe. - Oparł się o framugę. - Przyjmę to jako komplement.

- Wielkie mi halo... - mruknął.

- Wie hrabia, chciałabym kiedyś poznać trochę o przeszłości hrabiego. - Zauważyłam jak się spiął i zacisnął usta w wąską linię. - Nie mówię teraz i wszystkiego. - Postarałam się go uspokoić. - Chcę wiedzieć, co popchnęło młodego chłopca do podpisania kontraktu z demonem.

- To i tak nie jest ważne – wymamrotał. - Moje motywy nie są ważne, ważne jest, że odzyskasz ojca, gdy to się skończy.

- O, to na pewno – odparłam. - Jednak nim to się stanie, może jeszcze minąć sporo czasu.

- Może jednak nie jest panienka taka dziecinna. - Odwrócił się by wyjść.

- Może jednak nie jest hrabia taki nieznośny. - Powiodłam za nim wzrokiem. - Kiedy byłam mała, dziadek, tata mojej mamy, sadzał mnie na kolanach i mówił „Pamiętaj, demonku. Ludzie są niezwykłą rasą, stworzoną na podobieństwo Pana i z darem wolnej woli, o który my musieliśmy walczyć. To aż niezwykłe, że tak łatwo dają się wodzić i prowadzić innym." - Zatrzymał się i wiedziałam, że mam jego uwagę. - Proszę uważać, hrabio. Może się okazać, że jest hrabia tylko jednym z pionków w walce znacznie potężniejszych, nadludzkich sił i planów.

Stał jeszcze przez moment, aż wyszedł bez kolejnego słowa. Nie wiedziałam, czy to do niego dotarło, ale wiedziałam coś innego. Moje kolejne dni spędzone tutaj, będą coraz ciekawsze.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro