Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

~Your P.O.V~

Stałam cierpliwie przed lustrem, gdy Mey-Rin pomagała mi się przyszykować. Nawet nie chcę wiedzieć, ile zajęło mi przekonywanie taty, bym mogła z nim i Kretynem pojechać na ten festyn na rzece. Już nie chciałam się wykłócać o to kto ze mną będzie, by mnie pilnować. Tata argumentował to tym, że jako następczyni tronu nie powinnam być bez ochrony, dla mojego własnego bezpieczeństwa.

Właśnie dlatego będzie mi towarzyszył Finny.

Tata miał jeszcze obiekcje odnośnie tego, czy w ogóle powinnam opuszczać posiadłość, ze względu na niedawno przebytą chorobę. Jednak wiedziałam, że nie będę musiała go długo przekonywać po tym jak sprezentował mi nowy strój zimowy.

Dlatego też stałam teraz i czekałam aż Mey skończy mnie czesać. Byłam ubrana w białe, grube rajstopy, (f/c) kraciastą sukienkę sięgającą do połowy łydek z długim rękawem i ciepłe buty do kostek z futerkiem. Na łóżku już leżał (2nd/f/c) płaszcz obszyty białym futrem, czepek w tym samym kolorze oraz rękawiczki i mufka.

- Jak ci idzie, Mey? - spytałam, patrząc na jej odbicie.

- Prawie skończyłam, panienko – odpowiedziała, uśmiechając się szeroko. Nie minęło parę minut, gdy się odsunęła. - Gotowe.

- Dziękuję, Mey-Rin. - Odwróciłam się do niej z uśmiechem.

Szybko założyłam okrycie wierzchnie, pokojówka pomogła mi z czepkiem, wzięłam mufkę i wyszłam z pokoju. Prędko poszłam do holu, gdzie już czekał na mnie Finny. Podeszłam do niego.

- Przepraszam, że musiałeś czekać. - Spojrzał na mnie i trochę się zarumienił. Jaki on słodki~.

- N-nic się nie stało, panienko – odpowiedział. Zaśmiałam się cicho, stanęłam na palcach i ucałowałam jego policzek.

- Dziękuję, że się zgodziłeś by mi towarzyszyć. Samej byłoby nudno.

- To zaszczyt, panienko – stwierdził entuzjastycznie.

Nic więcej nie powiedzieliśmy, bo też nie było czego mówić. Jedynie pozostało nam czekać na tatę i Kretyna. Jestem ciekawa jak miasto wygląda. Pewnie jest całe ośnieżone, a przez to białe. Zawsze lubiłam śnieg i zimę, poza temperaturą, żałowałam tylko, że u nas w Piekle nie można było się nią długo nacieszyć. Ponoć w Niebie o tej porze roku jest całkowicie biało, do tego jest dużo chłodniej niż w domu... dlatego nigdy nie lubiłam Nieba, za zimno jak dla mnie.

W końcu tata i Kretyn zeszli do nas. Zagryzłam wnętrze policzka, by się nie roześmiać na widok wzroku, który tata posłał Finny'emu. Biedny. Tata potrafi być przerażający, kiedy chce.

Wyszliśmy z posiadłości, wsiedliśmy do powozu i ruszyliśmy do Londynu. Jestem ciekawa, jak to wszystko się potoczy.

~Time skip!~

Miasto wyglądało pięknie. Z nieba padał lekki, zimny puch, który osadzał się na ubraniach, ziemi i budynkach. Ludzie, ubrani w ciepłe płaszcze, chodzili leniwie po ulicach, wchodząc do sklepów i wychodząc z nich z zapakowanymi w papier i przewiązanymi różnobarwnymi wstążkami prezentami. Czyli tak wyglądają przygotowania do świąt wśród śmiertelników. U nas nie obchodzi się Bożego Narodzenia. Za to świętujemy przesilenie zimowe i letnie. Zawsze są wtedy festyny, spędza się je w gronie rodzinnym i wymienia drobnymi upominkami. Zawsze je lubiłam.

Wyciągnęłam jedną dłoń w rękawiczce z mufki i ją uniosłam. Opadło na nią parę płatków śniegu z mleczno szarych chmur.

- Pięknie, prawda panienko? - spytał Finny, który stał obok mnie. Już rozdzieliliśmy się z tatą i Kretynem, każde poszło w swoją stronę. Spojrzałam na niego i pokiwałam głową.

- To niesamowite jak wygląda miasto pokryte śniegiem. Ale płatki same w sobie są piękne – stwierdziłam cicho, strzepując te, które miałam na dłoni. Schowałam ją do mufki.

- Słyszałem, że każdy wygląda inaczej. Nie ma ponoć dwóch identycznych – wyjaśnił, gdy ponownie ruszyliśmy.

- Naprawdę? Nigdy o tym nie słyszałam – przyznałam, po czym się cicho zaśmiałam. Zeszliśmy wąskimi schodkami na rzekę. - Ile ludzi...

- Niech się panienka nie martwi. Obronię panienkę – zapewnił mnie entuzjastycznie. Finny jest naprawdę słodki.

- Och, dziękuję, zacny rycerzu – odpowiedziałam mu.

Uśmiechając się szeroko, wziął mnie pod ramię i razem ruszyliśmy przez tłum ludzi. Uważnie się rozglądałam po straganach. Tata wcześniej dał nam trochę pieniędzy, byśmy mogli sobie coś kupić. Może udałoby mi się dostać jakąś zabawkę dla (b/n)? Albo coś z biżuterii dla mamy? Bym mogła im wysłać na przesilenie.

Skinęłam głową. Tak. To bardzo dobry pomysł.

~Time skip!~

Szliśmy z Finny'm przez tłum ludzi na rzece. Uważnie się rozglądałam, chcąc znaleźć coś godnego większej uwagi. Naprawdę chciałam znaleźć coś dla mamy i (b/n). Westchnęłam ciężko, zamykając oczy.

Chyba jednak nie jest mi to pisane.

Nagle poczułam szarpnięcie.

Otworzyłam oczy, by zauważyć kobietę w brązowym płaszczu. Gdyby nie Finny, który mnie teraz obejmował w pasie, bym na nią wpadła.

- Przepraszam panią. Powinnam bardziej uważać – wydukałam. Mam nadzieję, że nie miała mi tego za złe. Zbyt odpłynęłam myślami.

- Panienko ______, nic panience nie jest? - spytał blondyn, patrząc na mnie. Pokręciłam głową, odchylając ją, by na niego spojrzeć.

- Nie... Mnie nic – odpowiedziałam. Nagle usłyszeliśmy gwałtowny wdech. Oboje spojrzeliśmy przed siebie, gdzie zza szatynki wychylała się dziewczyna w jasnoróżowej sukience, o złotawych włosach i zielonych oczach. Chwila... Czy to nie... - Ty jesteś...

- Panienka Elizabeth?! - krzyknął Finny. - Nic panience nie jest?

- Nie, nie. - Szybko pokręciła głową. Odwzajemniła moje spojrzenie. - Ty jesteś ______, prawda? Córka Sebastiana?

- T-tak – odpowiedziałam zmieszana. Spotkałyśmy się tylko raz i już to zapamiętała. Biorąc pod uwagę, że ja ledwo pamiętam jej imię, to jest niezła. - Jeszcze raz przepraszam, że o mało nie wpadłam na twoją służącą.

- Na prawdę nic się nie stało. - Szatynka pokręciła głową, uśmiechając się przyjaźnie.

- Skoro tu jesteś, to pewnie jest też Sebastian... I Ciel... - wymamrotała blondynka. Pokiwałam powoli głową. Wyglądała jakby nagle straciła swój zapał i wesołość. Patrzyła przez moment zamglonymi oczami przed siebie, jakby o czymś intensywnie myśląc. - Wiesz, Ciel ma niedługo urodziny. I zbliżają się święta. Pewnie są osoby, które chcesz obdarować... Może pójdziemy poszukać prezentów razem? - zaproponowała, uśmiechając się lekko do mnie. - We dwójkę zawsze raźniej i przyjemniej.

Przez moment się zastanawiałam. Nie znałam jej. Czy mogłam jej ufać?

Ale z drugiej strony, była narzeczoną Kretyna i tata ją znał. Nie mówił, że powinnam na nią uważać. A teraz wydawała się taka... zagubiona. Delikatna. Jak te porcelanowe lalki, które widziałam na straganach.

Ponownie na nią spojrzałam. Elizabeth potrzebowała teraz kogoś, z kim mogłaby porozmawiać. Może niezbyt się znałam na ludzkich emocjach, ale słuchaczem byłam niezłym.

- Zgoda. We dwie na pewno coś znajdziemy. - Zaraz się uśmiechnęła szeroko i mnie przytuliła. Niepewnie odwzajemniłam uścisk.

- Dziękuję, dziękuję, dziękuję – wyrzuciła z siebie i zaraz się odsunęła.

- Nie ma za co – odparłam odrobinę zmieszana.

Złapała mnie pod ramię i ponownie ruszyłyśmy w tłum ludzi z jej służącą i Finnym za nami.

~Time skip!~

- Naprawdę? - spytałam niedowierzająco. Nie mogłam uwierzyć, że coś takiego się wydarzyło.

- Żebyś chciała wiedzieć. - zaśmiała się. - Ale jak słodko wtedy wyglądał~ - pisnęła rozmarzona. Sama się zaśmiałam. Trudno nie było. Oj, mam materiały do gnębienia Kretyna. Dziękuję, Lizzy. - A może to się nada? - Wskazała na jeden ze straganów.

Zatrzymałyśmy się przed nim. Na ladzie były wyłożone różne broszki, naszyjniki i bransoletki. Przez moment przyglądałam się im. Co z tego mogłoby się spodobać mamie? Moją uwagę przykuła jedna z broszek. Była zrobiona ze srebra, ozdobiona perłami różnych wielkości. Wyciągnęłam dłoń z mufki i podniosłam ozdobę na wysokość oczu. Była piękna. Mogłabym nią mamie zrekompensować naszyjnik rodowy, który jest ze mną cały czas.

- Przepraszam pana – zwróciłam się do sprzedawcy. - Ile kosztuje ta broszka? - Mężczyzna spojrzał na mnie i rzecz w mojej dłoni.

- Sto funtów – odpowiedział oschle. Miły, nie ma co. Wyciągnęłam z portmonetki, którą wcześniej przygotował mi tata, pieniądze i szybko je przeliczyłam. Przy odrobinie szczęścia, będzie mnie także stać na prezent dla braciszka. Podałam mężczyźnie odliczoną kwotę.

- Dziękuję – powiedziałam jeszcze. Odeszliśmy od stoiska i schowałam broszkę dla mamy. No, jeden prezent mam. Co dalej?

- Ale miły – skomentowała Elizabeth. Pokiwałam głową.

- Takiej uprzejmości dawno nie widziałam – odparłam jej sarkastycznie, na co obie zachichotałyśmy. Nawet nie myślałam, że była ona tak dobrym rozmówcą i, że tak dobrze się zrozumiemy.

- To skoro mamy to, to teraz... Może pójdziemy teraz tam? - zaproponowała. Pokiwałam głową, zgadzając się.

Przeszłyśmy kawałek, ponownie się rozglądając. Co jakiś czas podchodziłyśmy do poszczególnych straganów, ale zaraz odchodziłyśmy. Obie nie mogłyśmy nic znaleźć, byłyśmy wybitnie wybredne, ale jedno trzeba nam przyznać. Obie nie pozwolimy, by nasi najbliżsi dostali nieodpowiednie prezenty. Właśnie dzięki niej się dowiedziałam, że Kretyn będzie teraz na dniach kończył trzynaście lat. Czyli był ode mnie młodszy o... czterdzieści trzy lata. Jeśli się nie mylę przynajmniej. Rozmawiałyśmy jeszcze jakiś czas, podchodząc do kolejnego straganu. Powoli już traciłam nadzieję, że cokolwiek znajdę dla brata. I chyba Lizzy też miała problem z prezentem. Ciekawe o czym myślała... Jej mina na pewno nie sugerowała, że była zadowolona, raczej przygnębiona. Odwróciłam się do Pauli, gdy ta zaczęła krzyczeć o jakimś zdarzeniu na tafli jakiś kawałek od nas.

- Może później podejdziemy – zwróciłam się do niej.

- Proszę mi to pokazać! - Odwróciłam się w stronę blatu, słysząc głos drugiej dziewczyny. Gdy ona rozmawiała ze sprzedawcą w sprawie drewnianej barki, ja zajęłam się dokładniejszym oglądaniem wystawionych rzeczy.

- A co dla panienki? - Podniosłam wzrok na mężczyznę, który nas obsługiwał. Lizzy już zapłaciła i obecnie jej pokojówka trzymała zabawkę. Szybko omiotłam wszystko spojrzeniem, aż zauważyłam coś dobrego.

- Poproszę tamtą lokomotywę. - Wskazałam na zabawkę. Była czerwona, z dwoma kominami i czterema parami kółek. Sprzedawca podał mi ją. Była wykonana z drewna i naprawdę szczegółowa. Mam nadzieję, że braciszkowi się spodoba. Myślałam o misiu, ale pewnie mama go dla niego zrobiła, tak jak dla mnie na moje dziesiąte urodziny. - Ile to będzie?

- Czterdzieści funtów. - Wyciągnęłam z woreczka odpowiednią sumę. Idealnie mi starczyło. - Dziękuję pani.

- Też dziękuję. - Uśmiechnęłam się i skinęłam mu głową. Odwróciłam się do Finny'ego i pokazałam mu zabawkę. - Śliczna, prawda?

- Bardzo, panienko. - Uśmiechnął się szeroko. - To dokąd teraz? - Spojrzałam na Elizabeth pytająco.

- My już musimy wracać... - powiedziała smutno. - Ale spotkamy się za parę dni, gdy przyjadę by dać prezent Cielowi. - zaraz dodała. Gwałtownie mnie przytuliła do siebie. Trochę nie wiedziałam co zrobić, więc powoli objęłam ją ramionami. W domu nie mam za bardzo do kogo w moim wieku się przytulać. Nigrum zawsze się trzymał trochę dalej i strasznie się o mnie bał. - Dziękuję, że mi pomogłaś – szepnęła i się odsunęła. - Widzimy się za parę dni. - Pomachała, odchodząc ze służką.

- Tak. Do zobaczenia. - Także pomachałam, a blondyn obok się ukłonił. - Mamy jeszcze trochę czasu, nim my będziemy wracać – zauważyłam. - Idziemy na gorącą czekoladę?

- Ależ panienko... Mnie nie wypada... - zaczął, ale zaraz mu przerwałam.

- No chodź, Finny. Chciałabym, żebyśmy jeszcze spędzili ten dzień we dwójkę, a jest już zimno i muszę się rozgrzać. - Zdecydowanie za zimno jak dla mnie. Wolę Piekło.

- Nie umiem panience odmówić – westchnął, na co się zaśmiałam. - To będzie zaszczyt. - Podał mi ramię, które przyjęłam z chęcią, ponownie chowając dłonie do mufki. Lokomotywę schowałam do torby, którą mieliśmy ze sobą.

- Więc ruszajmy.

~Time skip!~

Odetchnęłam głęboko i wesoło pomachałam nogami, siedząc na krześle. Kawiarnia była mała i ciasna, ale nie można jej było odmówić przytulności. Do tego mieli naprawdę dobrą czekoladę, o czym się z radością przekonałam. Sącząc gorący napój z bitą śmietaną, wysłuchiwałam Finny'ego. Opowiadał o tym, jak mu się żyje w posiadłości Kretyna i jakie przygody go tam spotykają. Nigdy wcześniej nie słyszałam, by ktoś się zachwycał zwykłą pracą w ogrodzie. Ogrodnicy w pałacu jakoś nigdy tak entuzjastycznie nie reagowali. Ale może dlatego też, że nigdy nie miałam większej szansy, by z nimi porozmawiać.

Ogród ogółem był piękny w domu. Taki żywy, pełen kwiatów, z wielką jabłonią, którą zasadził jeszcze dziadek Lucyfer. Jednak nic nie wyglądało tak pięknie, jak ten sam ogród w czasie przesilenia zimowego. Jedynego tygodnia w roku, gdy Piekło dosłownie zamarza i nawet pada śnieg. Pamiętam bardzo dobrze jeden z takich dni...

***

Przesilenie zimowe. Jeden z najlepszych dni w roku dla demonów. Zero pracy i większych obowiązków, tylko czas na zajęcie się rodziną. I to też zrobili władcy Piekła. Pozwolili sobie na dzień wolnego i spędzali go ze swoimi dziećmi w pałacowym ogrodzie.

Mała księżniczka trzymała dłoń swojego trzyletniego braciszka i opowiadała mu różne, niestworzone historie. Za to jej rodzice czuwali nad nimi, spacerując kawałek dalej.

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł, by byli na zimnie? - brunet dopytał się po raz wtóry żony, która sama wtuliła twarz w gruby szal dookoła jej szyi.

- Wiem co o tym myślisz, ale nie możemy ich trzymać w środku – odparła i spojrzała na dzieci. - Po za tym, nie mogłam się oprzeć, gdy poprosili, byśmy spędzili z nimi święto.

- Wiem. Wiem... - westchnął zrezygnowany i objął ukochaną ramieniem. - Tylko się martwię.

- Urocze. - zaśmiała się. - Kto by pomyślał, wasza wysokość. To zaszczyt widzieć cię, gdy rozpływasz się nad naszymi następcami.

- Nie pozwalaj sobie – ostrzegł ją i się zatrzymał. Wziął jej dłonie w rękawiczkach w swoje i splótł ich palce razem. - Jeszcze dziś w nocy i zaciszu naszej komnaty ci pokażę, że nie warto – szepnął jej do ucha.

- Corvus! - pisnęła, odsuwając się gwałtownie i patrząc w stronę dzieci. - Nie ma potrzeby, by słyszeli jak tak mówisz. Myślałam, że Lady lepiej cię nauczyła.

- Moja matka nie ma z tym nic wspólnego. - Przytulił ją do siebie. - Wiesz, że uwielbiam się z tobą droczyć. - Ucałował jej skroń.

- Masz szczęście, że cię kocham – mruknęła, otaczając jego pas ramionami.

- Też cię kocham, mi amore. - Uśmiechnął się. Jednak spokojną chwilę między małżeństwem przerwała kula śniegu, która uderzyła w tył głowy króla. Zamrugał zaskoczony i spojrzał za siebie, gdzie jego własne dzieci się z niego zaśmiewały. Byłby w stanie im to wybaczyć, gdyby nie to, że teraz także Rillianne się śmiała. - I ty Brutusie?

- Tak. - Nawet nie zaprzeczała. Za to krzyknęła, gdy śnieżka wylądowała tym razem na jej twarzy. Zgarnęła śnieg z niej i posłała wkurzone spojrzenie purpurowych, demonicznych oczu wprost na męża, który się niewinnie uśmiechał.

- Tak, kochana? - spytał, otrzepując dłonie i niespecjalnie się z tym kryjąc.

- Jesteś martwy – warknęła, pochylając się i zbierając puch w dłonie.

Coś, co zaczęło się jako niewinny żart, przerodziło się w szaloną bitwę na śnieżki z udziałem całej rodziny. Oraz Cerberusa, który się w międzyczasie obudził i postanowił dołączyć do zabawy. Po dobrej godzinie wszyscy wrócili do pałacu i zasiedli przy ogniu w salonie. (b/n) i ______ przytulili się do rodziców, którzy siedzieli na sofie i popijali herbatę, a pies ułożył się na dywanie przed kominkiem.

***

- ...nko. - Pokręciłam gwałtownie głową, wyrwana ze wspomnień. - Panienko ______. - Spojrzałam na Finniana i się uśmiechnęłam.

- Przepraszam cię. Zamyśliłam się – przyznałam nieśmiało i szybko wypiłam swoją czekoladę. - Co mówiłeś?

- Mówiłem, że czas, byśmy się zbierali. Panicz i pan Sebastian nie będą zadowoleni, jeśli się spóźnimy. - Pokiwałam szybko głową.

Na szczęście wcześniej zapłaciliśmy za napoje. Dlatego teraz tylko zebraliśmy swoje rzeczy, ubraliśmy płaszcze i całą resztę, i wyszliśmy z kawiarni. Wzdrygnęłam się, gdy poczułam zimny wiatr na policzkach. Jakie zło...

Szybkim krokiem przeszliśmy przez całe jezioro, by trafić do miejsca, gdzie się rozdzielaliśmy. Po drodze zauważyłam, że powierzchnia lodu była popękana, a pośrodku była lodowa rzeźba przedstawiająca barkę. Zamrugałam na to zaskoczona, ale niezbyt mieliśmy czas, bym mogła się nad tym zastanawiać. Co też się tutaj wydarzyło, gdy byliśmy w kawiarni?

W końcu trafiliśmy na miejsce. Odetchnęłam na to z ulgą. Czyli zdążyliśmy, tata mnie od razu nie zabije. Nawet musieliśmy chwilę poczekać na tatę i Kretyna. W końcu wsiedliśmy do powozu i ruszyliśmy w stronę posiadłości. Wyglądałam przez ten czas przez okno, zachwycając się jak miasto było teraz oświetlane latarniami. To trzeba było oddać. Śnieg wyglądał wspaniale i skrzył się w świetle.

Westchnęłam cicho, zastanawiając się co będzie dalej. Chociaż nie. Teraz czekać na ponowne spotkanie z Elizabeth, a potem będę mogła się zastanawiać. Mam nadzieję, że mamie i (b/n) spodobają się ich prezenty...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro