Rozdział trzeci
Zaraz umrę, razam coś im zrobię... Dlaczego oni tak się na mnie patrzą?! Cholera, Neji! Pośpiesz się. Błagam... Nie czuję się tu pewnie, bo co jeśli wiedzą!? Co jeśli wszyscy pracują dla ojca?! Otoha, ogarnij się! Aż takim bojączkiem jesteś!?
Uderzyłam się z otwartej dłoni w policzek, tym samym przyciągając uwagę kolejnych shinobi mijających mnie na korytarzu. Dziesiejszy dzień, na pewno zaliczę do najbardziej denerwujących.
Kiedy myślałam, że gorzej być nie może, Neji doprowadził mnie do... tego całego Hokage i kazał czekać na korytarzu, po którym ciągle łazili LUDZIE!
Ci wszyscy ninja bez żadnego zażenowania gapili się na mnie trochę strasznym wzrokiem, przyprawiając mnie o dreszcze. Zachciało mi się przygód... Nie dość, że nie opanowałam tej cholernej techniki tego całego klanu Uchiha, to jeszcze nawiałam z domu i właśnie siedzę przed gabinetem jakiegoś tam Hokage.
Teraz ojciec to nie tylko mnie zabije, ale zacznie torturować jak nigdy dotąd. Matko... Nie sądziłam, że myślenie jest takie męczące!
- Hej, wszystko sporządku? Wyglądasz na zdenerwowaną.
Podskoczyłam z piskiem, czując czyjś dotyk na barku. W wyniku mojej gwałtownej reakcji książki, które mężczyzna trzymał w rękach spadły na podłogę. Uff... myślałam, że to Kabuto.
- Przepraszam... - wymamrotałam, podnosząc kilka grubych tomów.
- Nic się nie stało. - brązowowłosy ninja z symbolem Konohy na czole uśmiechnął się przyjaźnie, odbierając ode mnie swoją własność.- Nie jesteś stąd, prawda?
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Właściwie... to szukałam wyjścia... - powiedziałam nieśmiało.
- Prosto i w prawo. - oznajmił wesoło mężczyzna.
- Dziękuję, miło jest wiedzieć, że są jeszcze mili ludzie na tym świecie. Do zobaczenia! - powiedziałam, przytuliłam chłopaka i powędrowałam w wyznaczoną drogę.
Heh, jak dobrze pójdzie, to najwyraźniej, najwcześniej spotkamy się na moim pogrzebie...
[Na ulicach Konohy.]
Ulice Konohy to istny labirynt... Cóż, chyba powinnam opuścić to miejsce jak najszybciej. Robi się niebezpiecznie... Przykuwam trochę za dużą uwagę niż być chciała... Poza tym, nawet nie wiem, do kiedy ojciec zamierza tutaj siedzieć. Będzie źle, jeśli wróci do domu przede mną...
Nerwowo obróciłam się za siebie. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi.
W końcu moim oczom ukazała się brama. Całe szczęście, bo jeszcze pięć minut w towarzystwie ludzi i "zdechłabym" zanim Orochimaru by mnie znalazł.
Nie, nie chodzi o to, że jestem antyspołeczna, czy coś... Po prostu nie byłam jeszcze w takim zaludnionym miejscu.
Mam nadzieję, że Neji nie będzie miał problemów przez to, że zwiałam. Z resztą, gdyby wiedział kim jestem i w co się wpakowałam, to pewnie by zrozumiał...
Moje głębokie rozmyślenia przerwało burczenie w brzuchu. Faktyczne, oprócz jakiś leśnych owoców niewiele zjadłam przez te dni... Teraz, jak tak o jedzeniu pomyślałam, to i pić mi się zachciało.
Przydałoby się znaleźć jakąś rzeczkę, zanim zrobi się zupełnie ciemno...
Słońce powoli chowało się za horyzontem, tworząc na niebie czerwono-pomarańczową łunę. Drzewa szumiły cichutko, jakby kołysane do snu przez ciepły wiaterek. Ciemne góry zdecydowanie odcinały się na tle rozgrzanego firmamentu.
Widok zdecydowanie zapierał dech w piersiach.
Westchnęłam...
Wiedziałam, że ojciec, naprawdę się wścieknie, gdy dowie się, że zrobiłam sobie wycieczkę, ale... nie miałam pojęcia, że światło może być aż takie piękne. I mimo, że na początku żałowałam pomysłu z ucieczką, tak teraz wiem, że jeśli tylko przeżyję... to na pewno zrobię to jeszcze raz!
Usłyszałam szum wody.
Uzupełnię płyny, a jutro wrócę do domu...
Wyszłam na polanę i moim oczom ukazał się szekori, górski strumyk. Brzeg był pokryty rozmaitymi kamykami. Niektóre bardzo mi się spodobały, że postanowiłam zabrać je, a po powrocie ubarwić nimi swój pokój.
Ściągnęłam buty i powoli zamoczyłam stopy w lodowatej wodzie. Poczułam jak przez całą linię kręgosłupa przeszedł mnie lekki dreszczyk. Weszłam troszkę głębiej, żeby móc napić się wody bezpośrednio z prądu strumienia, ponieważ tam jest najczystsza.
Ciemność robiła swoje... Postawiłam stopę na kamieniu i szybko zorientowałam się, że dno rzeczki nie jest równe...
Cała mokra z szerokim uśmiechem wynurzyłam się na powierzchnię. Dawno nie byłam aż tak szczęśliwa! Tak wolna... zawsze muszę przestrzegać ściśle ustalonych mi zasad, nawet nie mogę mówić co myślę. Zawsze jestem traktowana jak jakaś marionetka, rzecz... A teraz? Mogę robić co chcę, jak chcę i ile chcę!
Nurkowałam, zadławiłam się i ścigałam z pływającym liściem... Po czym wyszłam na brzeg i położyłam się na wysokiej trawie.
Nie przejmowałam się chłodem, nie zwracałam uwagi na to, że jest już ciemno...
Byłam wolna.
I wreszcie szczęśliwa...
[Przy rzece, rano.]
- Kakashi-sensei! Ile jeszcze...?
Otworzyłam oczy z lekkim poirytowaniem, po czym podniosłam się do pozycji siedzącej.
Ukryłam czakrę... Było tam sześciu ninja. Dwóch jounninów, jeden chunnin i gennionowie... Tak, trójka całkiem niexłych genninów.
Eh, gdyby nie to, że jestem na "nieznanym" terenie, mogłabym chociaż spróbować im postawić...
Postanowiłam się schować i obserwować sytuację.
Szybko ubrałam buty i wskoczyłam między drzewa.
- Naruto, mógłbyś choć na chwilę się zamknąć?! Jesteś taki męczący!!
- Sakura-chan...
- Oboje moglibyście się nie odzywać.
- Zamknij się Sasuke!
Po chwili moim oczom ukazała się grupa składająca się z trzech młodych ninja i jednego starszego - pewnie ich sensei'a.
- Możemy zrobić przerwę...? - spytał blondyn, podchodząc z uśmiechem do wody.
- Zostało nam tylko pół godziny do wioski... - zaprotestowała różowowłosa.
- Właściwie, możemy zatrzymać się na pare minut... - tym razem głos zabrał sensei. Jego czakra była naprawdę silna. To pewnie ten cały Kopiujący Ninja...
Zaraz... Brakuje mi jeszcze dwóch jounninów i chunnina.
Skupiłam całą swoją energię na uruchomieniu techniki pozwalającej na wykrycie czakry przeciwnika, nawet gdy ją maskuje. To jedna z zalet bycia córką chorego naukowca...
Dzięki pieczęci na dłoni, mogę używać praktyczne każdej istniejącej techniki.
Haczyk? Jest jeden.
Jeśli moje ciało nie będzie wystarczająco silne, umrę...
- Tu jesteście... - mruknąłam do siebie, widząc trzech shinobich ukrytywa w krzakach.
Kuso! Czy to... nie są ci sami ninja co przybyli tu z moim ojcem?! Eh... Naprawdę nie mógł wybrać sobie kogoś fajniejszego? Nie trawię tych frajerów! Swoją drogą, to kolejne osoby, których nawet imion nie pamiętam...
Dokładnie rejestrowałam każdy ich ruch. Ewidentnie kombinowali, jak pozbyć się tamtej trójki.
Chłopak który dowodził grupą, sięgnął po kunai'a, który był na moje oko zatruty.
Wróć!!
On chyba nie chce... OK, ja rozumię: walki i te sprawy, ale on nie ma prawa atakować wroga bez ostrzeżenia! Ojciec by tego nie pochwalił. To okazanie braku szacunku przeciwnikowi!
Zeskoczyłam z drzewa, tak, że stałam po drugiej stronie shinobich Orochimaru. Teraz byłam w stanie oszacować sytuację. Wyciągnęłam shurikena zza pasa i wzięłam głęboki oddech.
- Tylko mnie nie zobacznie... - szepnęłam do siebie.
Przeszłam lekko na bok, by mieć pewność, że nie spudłuję. Jakby ojciec wiedział, że to robię... miałabym przerąbane jeszcze bardziej!
Chłopak pochylił się lekko. Lewą rękę wyciągnął trzed siebie, a drugą - tą z kunai'em schował za plecy.
Zrobiłam to samo. Teraz tylko czekać...!
Czekaj, Otoha...
Nóż przeciął powietrze i leciał prosto do swojego celu.
Moja kolej!
Zamachnęłam się i wypuściłam gwiezdkę* z ręki.
Chwila, w której ostrza zmierzyły w swoją stronę trwała dla mnie wieki.
Metaliczny szczęki i... Kunai odbił się od mojego shirukena i wbił się w kamienisty brzeg.
Jak się spodziewałam, grupka ninja i ich sensei zorjętowali się od razu. Uskoczyłam w bok, by nie narazić się na zostanie zdemaskowanej.
- Nikogo nie ma... - powiedział po chwili jounnin.- Ten ktoś musiał uciec, zaraz po ty jak spudłował.
Uśmiechnęłam się, dumna ze swojego osiągnięcia.
- Nie ruszaj się!
Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, poczułam jak ostrze wbija mi się w skórę.
- Ręce.
Z drżącym sercem wykonałam polecenie. Podniosłam dłonie w górę i czując jak oprawca opuszcza broń, odwróciłam się w jego stronę i nie spostrzeżenie wyciągnęłam przywiązane druciane smyczki do shurikena i kunai'a. Z wielką prędkością wyrzuciłam je w stronę nieznajonego, przy tym przywiązując go do drzewa.
Szlag! To jeden z tej trójki! Jak mogłam nie zauważyć jak zniknął?!
Chłopak z kruczoczarnymi włosami i chłodnym spojrzeniem wyrafinowanego mordercy, spojrzał nam nie i próbował się uwolnić.
- Skąd jesteś i dlaczego atakujesz moich towarzyszy?! - warknął.
Uwolniłam chłopaka, a ten ruszył bym się zaatakować, ale pewiem głos mu na to nie pozwolił.
- Sasuke, zostaw ją!
Zerknęłam za siebie.
Białowłosy jounnin podszedł w naszą stronę.
- To nie ona.
- Ale...
- Kakashi-sensei! - Sakura przyniosła swojemu mistrzowi shurikena i kunai'a, który należał to tego frajera od ojca.
- Ahota!
Ups... Neji w towarzystwie paru zamaskowanych ninja pojawili się w zasięgu mojego wzroku.
- Co tu robią ANBU? - blondyn stojący obok różowowłosej księżniczki* podrapał się po parku.
- Wszędzie cię szukaliśmy! - chłopak z Byakuganem spojrzał na mnie.- Dlaczego uciekłaś?!
W jednej chwili, wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie. Poczułam nagły ból paraliżujący całą głowę. Wszystko co znajdowało się w zasięgu mojego wzroku, zaczęło powoli się rozpływać.
Zatoczyłam się do tyłu i gdyby nie szybka reakcja czarnowłosego, leżałabym teraz na ziemi.
- Co jest...?
-Ahota?
Głos zaczął zlewać się w jeden świdrujący dźwięk.
No tak... moja czakra, a raczej jej braki, zaczęły o sobie przypominać.
Zobaczyłam zatroskanął twarz białowłosego jounnina, po czym straciłam przytomność...
Księżniczki - użyte wylącznie w celach humorystycznych. Zwrot nie miał na celu nikogo urazić.
--------------------------
Wow~! 1438 słów,
jestem ciekawa, czy
kiedyś będzie o wiele więcej xD ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro