Rozdział czwarty
Może i zdjęcie nie pasuje, ale jest fajne xD Miłego czytania
Kilka wiązek świetła wpadało przez lekko rozsunięte rolety. Jedna, jak na złość, musiała padać bezpośrednio na moje oczy.
Eh...
Okryłam się pod kołdrą i przewróciłam się na drugi bok, tak aby słonice nie przeszkadzało mi w dalszym odpoczynku. Nie miałam pojęcia, która jest godzina, ale pewnie zaspałam na trening, więc chyba lepiej poskać jeszcze aż przyjdzie po mnie Kabuto... W końcu i tak opieprz będzie taki sam.
Usłyszałam szczęk klamki i czyjeś kroki. Oh, przyszedł...
- I jak?
Zaraz! Przecież... Szlak!! Co ja tu jeszcze robię?!
- Ciągle śpi...
- Hokage prosił, żebyśmy ją przyprowadzili.
Dobra, dosyć tego udawania...
Przeciągnęłam się i westchnęłam, tak, by zwrócili na mnie uwagę.
Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dwóch shinobi, w dziwnych maskach, stało jak kołki i obserwowało mnie uważnie.
- Gdzie jestem? - spytałam siadając na łóżko.
Do mojego ciała było podpięte kilka rurek, a komputer po lewej wyświetlał podstawowe funkcje życiowe.
- W szpitalu wojsko~... Konohy... Nie wiem, czy pamiętasz, ale wczoraj w wyniku straceniu dużej ilości czakry straciłaś przytomność i...
- Tak, coś mi świta. - rzuciłam, z wielką szybkością.- No, ale czuję się już świetnie, więc będę szła. - powiedziałam otwierając okno.
- Hokage-sama chciał się z tobą widzieć. - powiedział ten z maską ptaka.
- To nie może sam się ruszyć?
Jak ten cały Hokage ma taką "ważną" sprawę, to niech sam się pofatyguje!
Shinobi spojrzeli na siebie...
- Zaprowadzimy cię do niego. - powiedział ten z tygrysią maską.- Pamiętaj o tym, by okazać szacunek naszemu Hokage.
Spojrzałam na ludzi i wyskoczyłam przez okno.
"Jak tak dalej pójdzie, to ojciec na bank się dowie, że coś przeskrobałam..."
[Gabinet Hokage, dzień pierwszego etapu Egzaminu na Chunnina.]
ANBU otworzyli przede mną drzwi i wpuścili do pomieszczenia. Przy ogromnym biurkiem siedział jakiś staruch, dookoła niego stało kilku shinobi'ch.
Rozpoznałam jednego z nich. Junnina w białych włosach.
Ninja spojrzeli po sobie, po czym wyszli z gabinetu.
Zostałam sama, z jakimś dziwnym facetem w wieśniackim kapeluszu na głowie.
- Witaj, Otoha. - powiedział z podejrzanym uśmiechem.
Wzdrygnęłam się lekko, słysząc swoje imię.
- Jak zapewne już wiesz, jestem Hokage Ukrytej Wioski Liścia. Jestem, więc odpowiedziałny za interesy i bezpieczeństwo w Konohagakure. Stąd też moje pytanie: "Co tutaj robisz?".
Zaśmiałam się nerwowo, oczywiście tego nie ukazując.
- Zgubiłam się i... tak jakoś wyszło, że ten... no, trafiłam tu. - spojrzałam na gościa z nadzieją, że uzna moją tandetną wymówkę.
- Jeśli chcesz uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji, odpowiadaj szczerze na każde z zadanych ci pytań. - powiedział stanowczym głosem.- Czy twoja obecność ma coś wspólnego z twoim ojcem?
Przeszyły mnie dreszcze... Skąd on zna tatulka? Staruch chyba zauważył moje zmieszanie.
- Wiem, że jesteś córką nie jakiego Orochimaru, który jest jednym z największych wrogów Konohy. Więc podaj powód...
- Okey... - przerwałam mu.- Kilka dni temu grupa sługusów mojego ojca opuściła naszą wioskę. Ponieważ NAPRAWDĘ mi się nudzi, wykorzystałam nieuwagę ojca i pobiegłam za nimi. Problem w tym, że jakoś straciłam ich z oczu...
Matko, ta wymówka jest tak żałosna, jak kapelusz tego gostka!
Facet przyglądał mi się chwilę, po czym potarł skroń pomarszczoną dłonią.
- Myślisz, że grupa wysłana przez Orochimaru znajdować się na terenie Konohy?
- Nie, kierowali się na zachód. Tak jak powiedziałam wcześniej, trafiłam tu zupełnie przez przypadek.
- W porządku. Liszę, że byłaś ze mną szczera.
Szczerze mogę przyznać, że byłam szczera w swoich kłamstwach.
Kurde, ten jego kapelusz mnie dobija.
- W takim razie, jutro koło południa zostaniesz odeskortowana poza granice Kraju Ognia przez dwóch Junninów.
- Słucham?! - gwałtownie poderwałam się z miejsca.- Jak to jutro?! Jaka eskorta?! Przecież...
- Nie dyskutuje ze mną i doceń zaufanie, którym cię obdarzyłem.
- Fajne mi zaufanie... - pomyślałam przewracajać oczyma.- A nie lepiej...
- To wszystko. Do jutra będzie cię pilnował specjalny oddział ANBU.
Zacisnęłam pięści i syknęłam, jak na córkę "przerośniętej jaszczurki" przystało oraz przy wyjściu z gabinetu trzasnęłam drzwiami bardzo mocno.
- Zgaduję, że usłyszałaś coś, czego usłyszeć nie chciałaś, co? - junnin z wczoraj uśmiechnął się przez maskę.
Oparłam się o ścianę obok białowłosego mężczyzny i westchnęłam.
- To Ty wczoraj nam pomogłaś...? - bardziej stwierdził, niż zapytał.
- I po co mi to było? - powiedziałam do siebie.- Normalnie nie mieszałabym się, ale strasznie denerwuje mnie, gdy przeciwnicy nie szanują się na wzajem. Tak perfidny atak z zaskoczenia... Pf, tchórze i amatorzy!
Mężczyzna znowu się uśmiechnął.
- Co powiesz na ramen? Pewnie jesteś głodna.
Dopiero teraz zorientowałam się, że burczy mi w brzuchu. Na moje policzki momentalnie wpłynęły rumieńce, które nieskutecznie starałam się zakryć kosmykami włosów.
- Jesteś tym ANBU, który miał mnie pilnować? - zapytałam, chcąc szybko zmienić temat.
- Nie, ale tamta dwójka miała jeszcze coś do załatwienia. - powiedział.- To jak? Idziesz?
- Eh... Nie wiem jaki masz w tym interes, ale już Cię lubię. - oznajmiłam z lekko przyjacielskim uśmiechem.
[Ichiraku Ramen, noc.]
- To tutaj. - białowłosy junnin wskazał ręką bar znajdujący się po lewej stronie.
Odetchnęłam z ulgą, widać, że będziemy sami (Ty zboczuszku 😏)
Przywitała nas młoda kobieta o długich kasztanowych włosach, a po chwili z za rogu wyszedł mężczyzna w średnim wieku.
- Witamy w Ichiraku Ramen! - prawie krzyknął, uśmiechając się szeroko.
Usiadłam przy stoliku i wyłączyłam się na chwilę.
- Na co masz ochotę? Ja stawiam! - junnin podsunął mi pod nos menu.
- Zdam się na Ciebie... - wzruszyłam ramionami, poczym odpłynęłam.
Po pewnym czasie, który dla mnie był wieczny, dostałam swój posiłek.
- Smacznego. - mężczyzna uśmiechnął się do mnie.
- Ty nie jesz...?
Liczyłam, że zobaczę jego twarz... Może ma jakieś blizny? Albo po prostu jest brzydki. (Wiem, że za to mogłabyś mnie zabić AgataMisiorek.)
- Tym razem sobie odpuszczę, ale następnym razem na pewno zjemy razem.
- Nie będzie już drugiej okazji. - powiedziałam po czym szybko chwyciłam pałeczki.- Itadakimasu! [Smacznego!]
Białowłosy spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, którego nie mogłam roszyfrować.
- Z tego wszystkiego zapomniałem Ci się przedstawić. - rzucił po chwili.- Hatake Kakashi.
W pośpiechu przełknęłam zupę. Wiedziałam... To ten słynny Kopiujący Ninja!
- Ahota. - jęknęłam przez poparzone gardło
- Twoje prawdziwe imię jest dużo ładniejsze.
Zaraz... co?!
Zakrztusiłam się.
Mężczyzna patrzył na mnie wyczekująco, a ja momentalnie napiełam wszystkie mięśnie.
Szlak! Już myślałam nad jakąś wymówką, czy czymkolwiek innym, co wyrwało mnie z opresji - a w tamtej chwili rozważałam nawet wymuszenie omdlenia... - gdy Kakashi wstał od stołu i stojąc przy wyjściu, rzucił przez ramię:
- Otoha... - odwrócił się do mnie plecami.- Do zobaczenia.
-----------------------------------
Tylko 1008 słów 😇
Dziękuję za wszysto
i przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy
które mogły pojawić się
w opowiadaniu 💕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro