| 16 | Wypadek
Obudziłam się około godziny dziewiątej. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Moja towarzyszka, także już nie spała. Wyjęłam z szafy granatową spódniczkę i biały cropp top. Weszłam do łazienki. Założyłam wcześniej wybrane ubrania i wykonałam najważniejsze czynności. Włosy spięłam w dwa koczki. Wyszłam z niej i zastałam siedzących na moim łóżku Grześka, Bartka, Wojtka i Lewego. Wika wparowała do łazienki, a ja usiadłam na jej łóżku.
- Więcej was matka nie miała? - spytałam.
- Może i miała, a ty wczoraj gdzieś się szlajała? - zapytał Wojtek.
- W parku byłam. - odpowiedziałam. - I dla twojej pewności byłam sama.
- To czemu Grzesiek i Artur widzieli ciebie z Bartkiem, razem? - znów zapytał tata.
- A TO CO JA MAM SIĘ TOBIE SPOWIADAĆ? - wstałam z łóżka.
- Jestem twoim ojcem... - również wstał.
- Tak byłam z Bartkiem, tak jestem z nim w związku! - krzyknęłam. - Jeszcze coś?!
- Nie... - odpowiedział ze smutkiem.
- To już idźcie.. - odparłam.
Gdy wyszli, również Wiktoria wyszła z łazienki. Postanowiłyśmy, że wybierzemy się na miasto. Założyłam swoje białe air force i wyszłyśmy z pomieszczenia. Na korytarzu nikogo nie spotkaliśmy, więc dobrze. Weszłyśmy do windy i wcisnęłam odpowiedni guzik. Wyszłyśmy z hotelu i szłyśmy w stronę miasta.
Wojtek P.O.V
Siedziałem w swoim pokoju wraz z Grzesiek, który robił coś na telefonie, a ja cały czas myślałem o Lenie. Czemu mi nie powiedziała, że jest z Bartkiem? Wstydzi mnie się? Z myśli wyrwał mnie Grzesiek.
- Stary co jest? - spytał.
- Nie nic, chyba się prześpię. - położyłem się na łóżku i zasnąłem.
Wiktoria P.O.V
Przechodząc przez drogę wraz z Leną, nagle zza zakrętu wyskoczył samochód, który jechał bardzo szybko i wjechał w prost w moją przyjaciółkę. Ona przeleciała przez maskę i upadła na asfalt. Podbiegłam do niej i kucnęłam przy niej.
- LENA! - krzyknęłam, klepiąc ją po policzkach, a ona nic. Podbiegła do nas jakaś kobieta z facetem, którzy również byli z Polski.
- Co się stało? - spytała kobieta.
- Przechodziłyśmy przez jezdnię i samochód w nią wjechał... - mówiłam z łzami w oczach, a ona sprawdzała czy oddycha.
- Dziewczyna nie oddycha trzeba szybko dzwonić na karetkę. - odparł chłopak i wyciągnął telefon z kieszeni.
Ja również wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do Wojtka. Nacisnęłam go i przyłożyłam telefon do ucha. Po sześciu sygnałach nikt nie odebrał, więc zadzwoniłam do Grześka. Po chwili odebrał.
- No hej, Wiktoria... - powiedział.
- DAJ MI WOJTKA SZYBKO! - powiedziałam krzycząc do słuchawki, a on od razu go podał.
- Co się stało? - spytał.
- WOJTEK JEDŹ DO SZPITALA W LA BAULE, SZYBKO!! - krzyknęłam i się rozłączyłam.
15 minut później
Właśnie jestem już w szpitalu i czekam na korytarzu na Wojtka i resztę. Po chwili zjawili się już w drzwiach i podbiegli do mnie. Byli wszyscy prócz trenera.
- Gdzie Lena?! - spytał przerażony, Szczęsny.
- Jest na-na sali operacyjnej. - poczułam jak łzy ciekną mi po policzkach. On tylko pobladł i usiadł na jednym z krzesełek, a obok niego Krychowiak. Reszta również pobladła. Ja z kolei oparłam się o ścianę i usiadłam na podłodze. Siedzieliśmy tak około trzydziestu minut w ciszy, gdy nagle na korytarzu pojawiła się Marina. Podeszła do Wojtka i go przytuliła. Podeszłam do nich i również mnie przytuliła.
- Co z nią? - spytała brunetka.
- Nic nadal nie wiadomo od godziny jest na sali operacyjnej... - odparłam i wróciłam na swoje miejsce, gdzie wcześniej byłam. Po chwili usiadł obok mnie Bartek.
- Nie płacz. - powiedział.
- Nie mogę nie płakać, bo to przeze mnie Lena leży na sali operacyjnej... - odparłam i wstałam z podłogi.
10 minut później
Z jakiegoś pomieszczenia wyszedł lekarz i zawołał mnie. Nie wiem dlaczego najpierw mnie, skoro nie jestem opiekunem prawnym. Weszliśmy do małej sali. Usiadłam na krześle i zaczął mówić po angielsku.
- Pani Lena Szczęsna, jest już po operacji. Ma złamaną kostkę i lekki wstrząs mózgu. Więc jakby pani chciała wejść na salę to można teraz, tylko trzeba założyć fartuch. I dwie inne osoby mogą tylko też wejść. - powiedział i podał mi trzy fartuchy. - Sala numer trzynaście.
Wyszłam z sali i podeszłam do reszty, która stała na sztywnych nogach.
- No i co jest?! - spytał Szczęsny.
- Ma złamaną kostkę i lekki wstrząs mózgu. - odparłam i poddałam fartuch Wojtkowi i Marinie. - Mogą na razie wejść tylko trzy osoby.
Wojtek P.O.V
Weszliśmy do sali numer trzynaście. Otworzyłem drzwi i ujrzałem moją, najukochańszą dziewczynkę leżącą w śpiączce. Stanąłem obok Mariny i złapałem Lenę za rękę. Gdy nagle do sali weszła pielęgniarka.
- Kiedy ona się wybudzi? - spytałem pielęgniarki, po angielsku.
- Powinna za jakieś pięć minut. - odparła, zmieniając kroplówkę.
Lena P.O.V
Otworzyłam oczy i ujrzałam siedzącego obok mnie tatę, Marinę i Wiktorię. Widziałam po ich minach, że bardzo się ucieszyli.
- Gdz-dzie ja jestem? - spytałam podnosząc głowę.
- W szpitalu, skarbie. - odpowiedziała brunetka. - Wypadek miałaś.
- Jaki wy-wypadek? - podniosłam głowę.
Rozmawiałam z nimi o całym zajściu, aż w końcu przyszedł do nas lekarz.
- Widzę, że panienka się już wybudziła. - powiedział lekarz.
- Do kiedy będzie ona tutaj leżała? - spytał tata.
- Jak wszystko będzie dobrze to prawdopodobnie wypuścimy ją jutro lub pojutrze. - uśmiechnął się i podał mi kule. - Proszę, możesz wyjść na korytarz lub do toalety. - powiedział i wyszedł z sali.
Wzięłam swoje kule i wyszłam o nich z pokoju. Na korytarzu zobaczyłam całą kadrę, prócz trenera. Była również Ania Lewandowska, która od razu podeszła do mnie.
- Dobrze się czujesz, skarbie? - spytała i przytuliła mnie.
- Na razie tak. - uśmiechnęłam się i odwzajemniłam uścisk.
Podeszłam do reszty kadry i również się z nimi przywitałam. W końcu poszłam z Wiktorią do toalety. Weszłam do środka, a ona poczekała na mnie przed nią. Wykonałam swoją czynność i opuściłam łazienkę. Wróciliśmy do chłopaków.
- No to kto zostaje dziś z Leną w szpitalu? - powiedział Krychowiak.
- Nikt ze mną nie zostaje, co najwyżej Wiktoria. - odparłam. - Wy macie jutro trening, musicie się wyspać.
- Zgadzam się, niech Wiktoria zostanie. - powiedziała Marina.
Pożegnaliśmy się z wszystkimi i poszliśmy do sali, gdzie Wiktoria będzie spała wraz ze mną. I tak minął cały dzień. Około godziny dwudziestej drugiej zasnęłam.
(...)
Ranem obudziło mnie słońce, które świeciło mi prosto w oczy. Spojrzałam na podłogę, gdzie spała Wiktoria. Ona również już nie spała. Spojrzałam na swój telefon, na którym widniała godzina dziewiąta, a o godzinie dziewiątej trzydzieści jest śniadanie. Pogadałam trochę z Wiktorią, ponieważ w czasie rozmowy pani pielęgniarka przyniosła nam śniadanie, na które była kasza manna o smaku czekoladowym. No cóż lepsze to niż nic. Zjadłam cały posiłek i odłożyłam miskę na szafkę nocną.
Około godziny jedenastej przyszedł do mnie lekarz.
- Wszystko jest dobrze, więc dziś może pani już opuścić szpital. - oznajmił i dał mi zaświadczenie.
Poszłam do łazienki o kulach i przebrałam się w te same ubrania. Opukałam twarz i wyszłam z niej. Zabrałam swoje rzeczy i wyszłyśmy ze szpitala. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Mariny. Od razu odebrała.
- Co tam skarbie? - spytała.
- Masz czas? - zapytałam. - Mogłabyś po mnie przyjechać pod szpital?
- Jasne! Za dziesięć minutek, będę. - oznajmiła i się rozłączyła.
Usiadłam na murku tak, że nogi mi zwisały.
10 minut później
Po równych dziesięciu minutach pod szpital przyjechało czarne BMV. Wsiadłam do środka wraz z Wiktorią i pojechałyśmy do hotelu. Droga od szpitala do hotelu zajęła nam jakieś dwadzieścia minut. Wyszłyśmy z samochodu i weszłyśmy do środka hotelu, gdzie była tylko sama recepcjonistka. Z Mariną pożegnałyśmy się przed samochodem, ponieważ musiała jechać na spotkanie z Anią Lewandowską i Sarą Boruc. Weszłyśmy do windy i nacisnęłam guzik na odpowiednie piętro. Weszłyśmy do pokoju. Położyłam się na łóżku i zasnęłam.
(...)
Obudziły mnie jakieś krzyki na korytarzu. Podniosłam głowę i pokazałam Wiktorii znak, że ma być cicho. Wzięłam swoje kule i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i wyszłam na korytarz. Zobaczyłam ganiającego się Lewego, Krychowiaka, Fabiańskiego, Kapustkę, Szczęsnego i Piszczka.
- Mama nie nauczyła was, że trzeba być cicho?! - krzyknęłam.
- LENA! - krzyknęli wszyscy razem i prawie się na mnie rzucili.
- Noga... - przewróciłam oczami.
- Skąd ty się tu wzięłaś w ogóle? - spytał Kapustka.
- Jak chcecie to mogę wrócić tam skąd przyszłam.
- NIE! - krzyknęli chórem.
- Zostajesz z nami. - powiedział Szczęsny.
- Mam teraz na was broń, jak któryś mnie wkurzy. - zaśmiałam się chytro i podniosłam do góry jedną z kul.
&&&&&&&&&&&&&
DŁUGI ROZDZIAŁ JEJ! Możecie być ze mnie dumi, hahaha... Myślę, że jutro zrobię maraton, więc wyczekujcie! Jak tam w sql? Bo u mnie masakra, mamy próby do ślubowania i no XD Kiedy chcielibyście, żebym założyła nową książkę? Na moje urodziny, jako prezent dla was czy wcześniej? 8) Piszcie w komach!
Gwiazdka + Komentarz = MOTYWACJA
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro