Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXII

Święta minęły nam w znakomitej atmosferze, choć ojciec Dracona ciągle próbował to zniszczyć.

- Rockell! - usłyszałam głos z głębi budynku. Podniosłam się z fotela w salonie i pokierowałam do jadalni, skąd dochodziło wołanie.

- Idę - odpowiedziałam. W domu panowała całkowita cisza, co nie często się zdażało. Dziś jest 29 grudnia, moje urodziny, ale chyba rodzina Malfoy'ów oraz mój tato zapomnieli o tym. Przezwyczaiłam się do takiego zachowania przez całe dzieciństwo w sierocińcu. Przeszłam przez kuchnię i miałam jeszcze trzy kroki do jadalni. W pomieszczeniu nie paliło się światło, mrok był przerażający. Moje ciało obleciał strach, ciarki przechodziły po plecach, i gdy miałam się już wycofać, zrobiło się jasno i usłyszałam krzyk..

- Wszystkiego najlepszego! - zawołali. Uśmiechnęłam się na ten gest. To było coś nowego.

- Dziękuję - szepnęłam, cała się rumieniąc. Po raz pierwszy ktoś składał mi życzenia urodzinowe. Dostałam mnóstwo prezentów, co było jeszcze większym zaskoczeniem.

Pokrojono tort, nalano napojów. Po raz pierwszy mogłam coś takiego ujrzeć. Po dwóch godzinach rozeszliśmy się do siebie.

Draco poszedł ze mną aby pomóc mi rozpakować prezenty. Było ich wiele.

- Ten jest ode mnie - rzucił mi małe pudełko. Otworzyłam je. W środku był mały miś, który wyglądał prześlicznie. Gdy się go nacisnęło z brzucha leciała cicha medlodyjka.

W kolejnych były: ubrania, gry, słodkości, buty. Dla każdej innej osoby było to coś normalnego, zwykłego. Dla mnie było to raczej niezwykłe, wyjątkowe.

W sierocińcu tylko niektórzy mogli zrobić przyjęcie urodzinowe. Reszta nawet nie znała daty swoich urodzin. Dlaczego? Były to za duży rozgłos. Dzieci by za dużo wymagały. Chciały prezenty, a gdy nie wiedziały kiedy świętują, wmawiano im, że ich urodziny są w Wigilię i wtedy dostają prezenty. To był koszmar.

- Idziemy spać? - zapytałam nagle. Zegarek wskazywał 21:45. Ja byłam zmęczona, chłopak siedzący naprzeciwko mnie, również wyglądał na zmęczonego.

- Chyba tak. - wstał z mojego łóżka i pokierował się do drzwi. - Dobranoc.

- Dobranoc. - odpowiedziałam i położyłam się razem z misiem dk spania.

*sen Rockell*

- To już dziś! - powiedział wężowaty głos. Wielki, potężny wąż wił się ze mną. - Panno Salazaro, gdzie tego dokonamy?

To pytanie zostawiłam bez odpowiedzi. Szłam dalej. Głęboki, ciemny korytarz ciągnął się i ciągnął, jakby nie miał w ogóle końca. Jednak po długiej wędrówce znaleźliśmy drzwi i mogliśmy TAM wejść. Wypowiedziałam hasło i w tym śliskim języku.

Długa, czarna suknia ciągnęła się ze mną. Woda zmoczyła ją, co nie prezentowało się dobrze, choć to nie było teraz takie ważne. Najważniejszy teraz było ON.

- Zabije cię.

Podeszłam do nieświadomego niczego chłopca i wbiłam mu nóż w plecy. Chyba każdy domyśla się, kto nim był..

- Ratunku - mój krzyk rozniósł się po całej willi.

Zaczynamy maraton! Rodziły będą krótsze lub dłuższe, to zależy.

Kolejny rozdział pojawi się.. nie wiem jeszcze kiedy. Za godzinę? Możliwe.

Na moim profilu znajdziecie nowe opowiadanie pt. ' Miss Anderson'. Serdecznie zapraszam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro