Rozdział 13 Spektakularna ucieczka (Bianca)
Dziękuje za ponad 400 wyświetleń 😘
Leżałam na łóżku wpatrując się w sufit. Nie mogłam zasnąć. Zegar już dawno wybił północ. Tik Tak, Tik tak, cisza mnie dobijała. Naprawdę podziwiałam niektóre Łowczynie (a teraz też dzieci Ateny) za to, że gdy tylko kładły głowy na poduszki zasypiały głębokim snem. Westchnęłam. Próbowałam już prawie wszystkiego, nawet liczyłam owce, ale przy stu siedemdziesięciu ośmiu poddałam sie. Po tym jak Chejron powiedział, że "Trzeba wysłać ich na misję" nie wydarzyło się nic znaczącego. Thalia kazała nam iść wypocząć, ponieważ jutro mieliśmy ruszać. Nie wiedziałam gdzie i strasznie się przez to stresowałam. Nagle usłyszałam skrzypienie. Wygrzebałam się cicho z kołdry. Kolejne skrzypnięcie coraz bliżej mnie.
- Bianca- wyszeptał ktoś, kucnęłam na podłodze i spróbowałam zlokalizować źródło dźwięku- Bianca śpisz?- szepnął ktoś ponownie. Modliłam się w duchu, aby nikt nie zapalił światła, ponieważ ostro będę musiała tłumaczyć się z tego, że kucam przy moim łóżku w samej koszuli nocnej.
-Bianca jesteś tu?- ktoś zaczął zbliżać się do mojego łóżka. Właściciel głosu poświęcił mi w twarz latarką.
- Ej- pisnęłam zasłaniając się przed światłem.
- To ja Andrew- chłopak przeniósł światło na siebie, ubrany był w zwykły dres od piżamy i bluzkę w piłki, z krótkim rękawem. Jego ciemne włosy rozczochrane były we wszystkie strony. Nie skomentowałam tego, sama pewnie nie wyglądałam lepiej.
- Jak się tu dostałeś, no wiesz nie złapały cię harpie?- szepnęłam, aby nikogo nie zbudzić, chłopak wyraźnie zbladł
- A więc to tak charczało- zaśmiałam się cicho
- Po co przyszedłeś?- zapytałam
- Nie mogę zasnąć, jesteś jedyną osobą, którą poznałem więc no..- wyraźnie plątał mu się język - Przejdziemy się?- zapytał w końcu
- A harpie?- wzruszył ramionami
- Idziesz?- przytaknęłam
Wyszliśmy. Noc była pochmurna i wyglądało na to, że ma zaraz lunąć.
- Chyba będzie padać- Andrew potwierdził moje przekonania na głos
- Możesz coś zrobić z tym- wskazałam na chmury, chłopak spojrzał na mnie dziwnie
- Jestem synem boga piorunów, nie pogody- wzruszyłam ramionami na jego słowa.
Skierowaliśmy się do jeziora. Nocą wyglądało pięknie. Pomimo, że księżyc przykryły chmury, było bardzo dobrze oświetlone przez świece, zostawione tu najprawdopodobniej przez nimfy. Nie trzeba było być dzieckiem Afrodyty, aby stwierdzić, że wyglądało to romantycznie. Usiedliśmy na skraju pomostu. Zanurzyłam stopy w wodzie, chłopak zrobił to samo.
- Stresujesz się tą misją?- zapytałam
- Trochę- przytaknął. Uśmiechnęłam się. Nie byłam w tym sama.
- Byłaś już kiedyś na jakiejś?- zapytał, pokiwałam przecząco głową.
Nagle zdałam sobie sprawę, że nie jest mi zimno w stopy, spojrzałam w ich kierunku i spanikowałam. Naokoło moich stóp pojawiły się dwa bąble powietrza.
Spojrzałam na Andrew'a aby sprawdzić czy on również to zauważył, na szczęście wzrok utkwiony miał w coś przed nami.
Coś zacharczało za nami, po chwili usłyszeliśmy też kroki. Harpie. Spojrzeliśmy po sobie ze strachem. Były zbyt blisko aby uciekać. Rozejrzałam się za inną drogą ucieczki. Nie było innego wyjścia. Złapałam chłopaka za nadgarstek i pociągnęłam go do wody.
Proszę, proszę, proszę potrzebuje bańki tylko na chwilę- myślałam. Opadaliśmy coraz niżej a ja zaczynałam godzić się z tym, że ten pomysł to niewypał. Andrew walczył z wodą i próbował wypłynąć, nie mogłam mu na to pozwolić, jeszcze nie teraz.
Proszę Ateno, Posejdonie nie wiem czy tam jesteście ale zróbcie coś- pomodliłam się coraz bardziej panikując. Wtedy wielka bańka powietrza otoczyła nas i skierowała ku górze.
Andrew spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jednak dalej nie pozwalał sobie na wypuszczenie powietrza.
- Jak ty to..- szepnął i pokazał na wodę gdy tylko stanęliśmy na suchym lądzie
- Nie wiem- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Cali mokrzy skierowaliśmy się w stronę domków.
- Dobranoc Andrew- szepnęłam
- Dobranoc Bianca- odszepnął
Kładąc się do łóżka w głowie miałam tylko jedną myśl.
Tej nocy na pewno nie zasnę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro