Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11 (Andrew)

Dziękuję za ponad 300 wyświetleń  😘

 Obóz Herosów okazał się fajnym i przytulnym miejscem. A przynajmniej tak mógłbym powiedzieć gdyby nie to, że zamieszkałem w domku Hermesa. Nie zrozumcie mnie źle, domek jest spoko, ale strasznie dużo tu ludzi. Dlaczego np. nie może część zamieszkać w którymś z tych pięciu pustych domków na końcu. Gdy poszliśmy na moje pierwsze śniadanie w obozie myślałem, że będę mógł usiąść sam albo z Dav'em, ale nie. Znowu ten podział tyle, że tym razem dowiedziałem się dlaczego niektóre domy i stoliki są puste.

Po pierwsze do każdego boga przydzielony jest domek. Te pięć pustych należy do Hadesa, Posejdona, Zeusa, Hery i Artemidy. Ci trzej pierwsi złożyli przysięgę, że nie będą posiadali dzieci (choć Hadesowi się chyba nie udało bo u niego mieszkał jeden facet) a Hera jako opiekunka małżeństw naturalnie nigdy nie zdradziłaby swojego małżonka. Za to u Artemidy czasem mieszkały jej Łowczynie, ponieważ sama przyrzekła wieczne dziewictwo. Przynajmniej tak powiedział mi grupowy domku Hermesa, Travis Hood.

- Dlaczego tamten stół jest pusty?- zapytałem wskazując na niewielki drewniany stół z wyrytą liczbą siedem i inicjałami.

- To stół pamiątkowy, dawno temu siadała przy nim Wielka Siódemka- powiedział jeden z synów Hermesa. - Chodź, złożymy bogom w ofierze trochę jedzenia. - Zdziwiłem się i pomyślałem, że to żart, ale wszyscy obozowicze zaczęli podnosić się z miejsc i wrzucać jedzenie do ogniska. Zrobiłem to samo.

- Czy mógłbym już wrócić do domu- szepnąłem w dym, jednak ten jak sądziłem wcześniej, nie dał mi żadnego znaku. Westchnąłem i wróciłem z powrotem na miejsce.

Nagle Chejron podniósł szklankę i w nią zastukał.

- Proszę o uwagę- zawołał- mamy nowego Herosa w obozie, mam nadzieje, że przywitacie go przyjaźnie, Andrew wstań proszę. - wykonałem polecenie i rozejrzałem się po zebranych. Najbardziej moją uwagę przykuł stolik z wyrytą sową. Atena – pomyślałem. Wszyscy siedzący mieli szare oczy i włosy w różnych odcieniach blondu. Wszyscy poza jedną dziewczyną. Ona miała intensywnie zielone oczy, przypominające wzburzone morze. Nagle spojrzała na mnie, a ja poczułem się niezręcznie. Odwróciłem wzrok. Ktoś o coś zapytał, a Chejron mu odpowiedział. Nie słuchałem już i skupiłem się na pałaszowaniu moich kanapek.

- Tess co to za dziewczyna przy tamtym stoliku- zapytałem córkę Hermesa siedzącą o bok.

- Pewnie córka Ateny, a co podoba ci się- dziewczyna szturchnęła mnie w ramie- Mówią, że uznało ją dwóch bogów- szepnęła po chwili, czekałem na kontynuacje, ale ona wróciła do jedzenia.

********

Po jedzeniu postanowiłem pójść i porozmawiać z dziewczyną od Ateny, jednak gdy poszedłem do niej zapukać okazało się, że jej nie ma. Odwróciłem się zrezygnowany i skierowałem do domku Hermesa, aby przygotować się na tą cała bitwę o sztandar. Zastanawiałem się jak to będzie wyglądało. W duchu miałem nadzieję, że nie będziemy się bić naprawdę, ale w tym miejscu to nic nie wiadomo.

- Andrew dobrze, że jesteś, zaraz zacznie się bitwa o sztandar- Kail, nieuznany dwunastoletni rudzielec, uśmiechał się do mnie radośnie.- Nie mogę się doczekać. Jaką broń wybierzesz?-zapytał, a ja zbladłem, a więc jednak będziemy walczyć naprawdę. Po prostu świetnie.

- Andrew, Kail chodźcie tu no, bo zaraz musimy iść- dobiegł nas głos grupowego.

- Idziemy- odkrzyknęliśmy zgodnie i pobiegliśmy na miejsce zbiórki.

*********

Muszę przyznać, że jeśli dotąd się denerwowałem, to teraz byłem sparaliżowany ze strachu. Na zbiórce otrzymałem niedługi miecz, który zdecydowanie nie był dla mnie odpowiedni, ponieważ ciężko było mi go unieść. Gdy już byliśmy gotowi zebraliśmy się na czymś w rodzaju apelu.

- Wszyscy znają zasady, ale i tak je przypomnę, nie zabijamy ani nie powodujemy trwałego kalectwa, Łowczynie po prawej, a Herosi po Lewej.- zawołał Chejron

Szybko ustaliliśmy strategię. Dzieci od Aresa, będą bronić sztandaru, dzieci Hermesa i nieuznani pilnują granicy, herosi od Ateny zabierają sztandar, a ci od Apolla leczą rannych. Reszta miała się przegrupować.

Stanąłem na miejscu wyznaczonym mi przez grupowego i starałem utrzymać się na nogach. Okazało się, że Łowczyń jest dwa razy więcej niż myślałem. Na ich czele stała czarnowłosa dziewczyna o piorunującym wzroku dającym do zrozumienia, że nie chciałbym jej podpaść.

Chejron zagwizdał na znak rozpoczęcia bitwy. Herosi i Łowczynie ruszyli do bitwy. Stałem z boku, gdy nagle coś zaszeleściło w krzakach. Ruszyłem dzielnie w tamtą stronę. Zamachnąłem się mieczem i... Ciężar miecza mnie pokonał, przekoziołkowywałem w tył tuż pod stopy walczących. Ups! Nagle ktoś rzucił się na mnie. Krzyknąłem z zaskoczenia. Chciałem zamachnąć się mieczem, ale naglę zdałem sobie sprawę, że gdzieś go zgubiłem. Młoda Łowczyni widząc, że jestem zdezorientowany i bezbronny, przywołała jabłko z ziemi i wcisnęła mi je do buzi, abym nie mógł krzyczeć, przerzuciła mnie przez ramię i zaczęła biec ku krzakom, za którymi leżała już spora gromadka związanych herosów. Wierzgałem się ile się dało, ale to nic nie pomogło. Kopnąłem dziewczynę w brzuch wolną nogą. Ta zaskoczona zelżyła uścisk. To wystarczyło abym mógł się oswobodzić, przekręciłem się i przygotowałem na upadek. Jednak to co się później wydarzyło zszokowało chyba cały obóz. Zamiast spaść w dół zacząłem unosić się W GÓRĘ!!!! Spanikowałem i zacząłem krzyczeć. Jabłko wypadło mi z ust. Cały towarzystwo zaprzestało walki i spojrzało na mnie zdumione. Poczułem się jak bóg. Nad moją głową coś zaświeciło. Wszyscy patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Naglę ktoś krzyknął, nie zrozumiałem tego, jednak po chwili rąbnąłem głową w drzewo. Zemdlałem.

*********

Gdy obudziłem się później jedyne co czułem to potworny ból głowy i pragnienie. Nade mną stała ta sama dziewczyna, którą widziałem podczas śniadania. Przyjrzałem się jej lepiej. Miała ledwie widoczne piegi i opaloną skórę, jej oczy lśniły intensywnie i wpatrywały się we mnie. Jednak nie tak jak bym chciał, z niedowierzaniem czy z zachwytem, młoda heroska patrzyła na mnie z dezaprobatą.

- Ślinisz się przez sen- stwierdziła, a mi zrobiło się głupio. Oblałem się szkarłatnym rumieńcem.

- Eeee- mój głos był zachrypnięty.

- Masz- podała mi szklankę wody.

- Dzięki- powiedziałem zaraz po wypiciu jej zawartości – Co się wydarzyło? - zapytałem

- Przed tym, czy zaraz po jak zadowolony unosiłeś się w powietrzu i rąbnąłeś głową o drzewo?- zapytała z cwanym uśmieszkiem na ustach.

- Nie wiem, przed? Czemu latałem i gdzie jesteśmy? Co to był za znak?-zapytałem

- Po pierwsze jesteśmy w imferii , po drugie unosiłeś się ponieważ jesteś synem Zeusa co potwierdza znak nad twoją głową.- wytłumaczyła

- Obudził się już, dzięki bogom- ktoś wszedł do sali, gdy właściciel głosu przybliżył się do nas rozpoznałem w nim, a tak właściwie w niej dziewczynę dowodzącą Łowczyniom.

- Jestem Thalia Grace, zastępczyni Artemidy i córka Zeusa- powiedziała- oraz twoja przyrodnia siostra- uśmiechnęła się lekko.

Muszę przyznać, że ta wiadomość trochę mnie zaszokowała. Nie sądziłem, że mam gdzieś rodzeństwo.

- Eeee Andrew Dallas syn Americki Dallas- powiedziałem po chwili. - A ty?- spojrzałem na blondynkę.

- Bianca- powiedziała, czekałem na ciąg dalszy ale nic już nie mówiła.

Ciekawe, wcześniej była bardziej rozmowna.- pomyślałem

- Dobrze się już obudziłeś, Rachel przyjechała- powiedziała Thalia, w jej głosie było słychać nutkę nienawiści do tej Rachel.

- W takim razie chodźmy- powiedziała Bianca. Szybko zebrałem się z łóżka i wyszliśmy na spotkanie z nowo przybyłą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro