Rozdział 10 Nie podsłuchuje.... (Bianca)
Obudziłam się zlana potem. Nade mną stała Alexa. W ręku ściskała mokrą szmatkę i przykładała mi ją do czoła.
- Wszytko w porządku? Dobrze się czujesz? Czemu krzyczałaś?- z mojej przyjaciółki wylał się potok pytań.
- Ja.... To tylko sen- uśmiechnęłam się pocieszająco.
Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem.
- Herosi nie mają zwykłych snów- stwierdziła
- Nie przejmuj się to nic wielkiego.
- Jak nie chcesz mi powiedzieć to idź do Chejrona. Herosi nie mają...- Alexa mówiła coś jeszcze, ale nic nie słyszałam, ponieważ koncha wzywająca na śniadanie zagłuszyła jej gadaninę.
- Powiem po śniadaniu- obiecałam gdy wszystko ucichło i razem poszłyśmy do stołówki.
****
Muszę przyznać, że pomimo tego, iż w obozie byłam już przez tydzień dalej nie mogłam przyzwyczaić się do tego, że gdy tylko o tym pomyślałam moje jedzenie robiło się niebieskie. Nie wiem skąd mi się to wzięło ale zawsze jadłam tylko niebieskie. Od tak. Z przyzwyczajenia. Teraz też pomyślałam o tym, aby mój wiśniowy sok zabarwił się na niebiesko i tak też się stało, uśmiechnęłam się do siebie. Nagle Chejron zastukał łyżką w szklankę.
- Proszę o uwagę- zawołał- mamy nowego Herosa w obozie. Mam nadzieje, że przywitacie go przyjaźnie, Andrew wstań proszę. - Jasnooki brunet siedzący przy stoliku Hermesa wstał i rozejrzał się po wszystkich. Był mniej więcej w moim wieku. Jego wzrok na chwilę spoczął na mnie, jednak gdy tylko zobaczył, że mu się przyglądam, przeniósł spojrzenie na kogoś innego.
- Uznany?- Zapytał ktoś od Apollina
Chejron pokiwał przecząco głową.
- Niestety nie.- Spochmurniał- Bogowie nie spełnili obietnicy odkąd Oni nie żyją- powiedział cicho, jednak pomimo to go usłyszałam. O co mu chodziło?- Pamiętajcie o dzisiejszej bitwie o sztandar- Uśmiechnął się- Dziś gramy; Obóz przeciwko Łowczyniom- Przy stoliku Afrodyty słychać było pomruki niezadowolenia. Chejron się uśmiechnął.
****
- Idź- szepnęła mi na ucho Alexa po śniadaniu.
Wzięłam głęboki oddech, pokiwałam głową i ruszyłam w stronę Wielkiego Domu.
Podeszłam do drzwi salonu i już chciałam zapukać gdy usłyszałam znajome głosy:
- Satyr powiedział, że z jego dłoni wystrzelił snop światła i zniszczył te potwory. - powiedział Chejron szeptem
- Myślisz, że jest od Zeusa? - spytała Thalia.
Czyżby już wróciła.
- Albo Apollina – powiedział ktoś.
- Jest jeszcze jedna kwestia. Dlaczego potwory nie zaatakowały gdy jechałyście do Obozu?- zapytał Will.
- Może dlatego, że ona sama nie wiedziała, że jest półbogiem?- powiedział głos, który wcześniej mówił coś o Apollinie.
- No nie wiem woń jednych z najsilniejszych półbogów stąpających kiedyś po ziemi na pewno jej się udzieliła. - Mówili o mnie. Przycupnęłam pod drzwiami. Zazwyczaj nie podsłuchiwałam. Ale teraz gdy dorośli mówili o mnie musiałam się dowiedzieć o co chodzi.
- Oni nie chcieli żeby wiedziała, ale teraz gdy bogowie ją uznali...
- Nie trzeba było wychowywać jej wśród Łowczyń, zawsze mogłyście zostawić ją Sally- znów ten sarkastyczny głos
- Sally też miała swoje dziecko nie chciałam obciążać jej jeszcze dodatkowym – syknęła zdenerwowana Thalia.
- Chejronie czy zadbałeś o to, aby nikt do końca nie był pewny jej tożsamości? - zapytał Will
Głosy przycichły. Nagle przechyliłam się, drzwi zaskrzypiały, a ja przeturlałam się do środka. Ups..
Wszyscy zebrani spojrzeli na mnie z góry. Dosłownie z góry bo ja siedziałam w rozkroku na ziemi a oni stali nade mną.
- Podsłuchiwała- stwierdził mężczyzna w czarnych włosach. Na sobie ubraną miał skórzaną kurtkę i dziurawe dżinsy. Z za pasa wystawał mu wielki miecz.
- Bianca- krzyknęła Thalia. Zrobiło mi się wstyd. Najwyraźniej to była jakaś ważna narada.
- Ma to po ojcu- stwierdził Chejron niemal równocześnie z Thalią. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.- Już trudno, chciałaś mi coś powiedzieć?- zapytał.
Zastanowiłam się chwile, uciec czy zostać.
Zostałam.
- Miałam taki sen, nic takiego, ale Alexa nalegała abym przyszła opowiedzieć- zaczęłam, a Chejron pokiwał głową abym mówiła dalej- Tam była dwójka ludzi. Mniej więcej mieli trzydzieści lat. Ona była blondynką, a on miał czarne włosy i zielone oczy- Zebrani spojrzeli po sobie ze zdziwieniem.
- I co dalej- zapytała Thalia.
****
Gdy streściłam im cały sen, zdawało mi się, że w oczach zebranych pojawiły się łzy. Nagle coś mi się przypomniało.
- Ty też tam byłeś- Powiedziałam wskazując na chłopaka w kurtce- tylko młodszy
Mężczyzna spojrzał na Chejrona a potem na mnie.
- Tak byłem tam i nie mogłem ich uratować.
- To byli twoi rodzice- powiedział Chejron – Tyle, że to nie wtedy zginęli- spojrzałam na niego z zaciekawieniem
- Ale to nie pora na tę historię- przerwał syn Apollina
- Masz racje- stwierdził Chejron- Niemożliwe, żebyś pamiętała ich twarze byłaś wtedy bardzo mała. To musiała być wizja. Powinnaś udać się do Rachel- kontynuował- Tyle, że to będzie niebezpieczne tak poślemy po nią lepiej, żebyś nie opuszczała obozu- centaur mówił dalej.
Pokiwałam głową. Z książki, którą pożyczyła mi Thalia wiedziałam, że Rachel jest wyrocznią.
- Bianca- powiedział właściciel sarkastycznego głosu- Bianca- powtórzył a ja spojrzałam na niego.
Spojrzenie mężczyzny wbite było w ścianę. Inni też to zauważyli.
- Spokojnie Nico, już dobrze choć zabiorę cię do domku Apollina, chodź- Will podszedł do mężczyzny i razem wyszli.
To było dziwne. Thalia zauważyła moje zdziwienie
- Chodź, opowiem ci po drodze
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro