Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10 Nie podsłuchuje.... (Bianca)


 Obudziłam się zlana potem. Nade mną stała Alexa. W ręku ściskała mokrą szmatkę i przykładała mi ją do czoła.

- Wszytko w porządku? Dobrze się czujesz? Czemu krzyczałaś?- z mojej przyjaciółki wylał się potok pytań.

- Ja.... To tylko sen- uśmiechnęłam się pocieszająco.

Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem.

- Herosi nie mają zwykłych snów- stwierdziła

- Nie przejmuj się to nic wielkiego.

- Jak nie chcesz mi powiedzieć to idź do Chejrona. Herosi nie mają...- Alexa mówiła coś jeszcze, ale nic nie słyszałam, ponieważ koncha wzywająca na śniadanie zagłuszyła jej gadaninę.

- Powiem po śniadaniu- obiecałam gdy wszystko ucichło i razem poszłyśmy do stołówki.

****

Muszę przyznać, że pomimo tego, iż w obozie byłam już przez tydzień dalej nie mogłam przyzwyczaić się do tego, że gdy tylko o tym pomyślałam moje jedzenie robiło się niebieskie. Nie wiem skąd mi się to wzięło ale zawsze jadłam tylko niebieskie. Od tak. Z przyzwyczajenia. Teraz też pomyślałam o tym, aby mój wiśniowy sok zabarwił się na niebiesko i tak też się stało, uśmiechnęłam się do siebie. Nagle Chejron zastukał łyżką w szklankę.

- Proszę o uwagę- zawołał- mamy nowego Herosa w obozie. Mam nadzieje, że przywitacie go przyjaźnie, Andrew wstań proszę. - Jasnooki brunet siedzący przy stoliku Hermesa wstał i rozejrzał się po wszystkich. Był mniej więcej w moim wieku. Jego wzrok na chwilę spoczął na mnie, jednak gdy tylko zobaczył, że mu się przyglądam, przeniósł spojrzenie na kogoś innego.

- Uznany?- Zapytał ktoś od Apollina

Chejron pokiwał przecząco głową.

- Niestety nie.- Spochmurniał- Bogowie nie spełnili obietnicy odkąd Oni nie żyją- powiedział cicho, jednak pomimo to go usłyszałam. O co mu chodziło?- Pamiętajcie o dzisiejszej bitwie o sztandar- Uśmiechnął się- Dziś gramy; Obóz przeciwko Łowczyniom- Przy stoliku Afrodyty słychać było pomruki niezadowolenia. Chejron się uśmiechnął.

****

- Idź- szepnęła mi na ucho Alexa po śniadaniu.

Wzięłam głęboki oddech, pokiwałam głową i ruszyłam w stronę Wielkiego Domu.

Podeszłam do drzwi salonu i już chciałam zapukać gdy usłyszałam znajome głosy:

- Satyr powiedział, że z jego dłoni wystrzelił snop światła i zniszczył te potwory. - powiedział Chejron szeptem

- Myślisz, że jest od Zeusa? - spytała Thalia.

Czyżby już wróciła.

- Albo Apollina – powiedział ktoś.

- Jest jeszcze jedna kwestia. Dlaczego potwory nie zaatakowały gdy jechałyście do Obozu?- zapytał Will.

- Może dlatego, że ona sama nie wiedziała, że jest półbogiem?- powiedział głos, który wcześniej mówił coś o Apollinie.

- No nie wiem woń jednych z najsilniejszych półbogów stąpających kiedyś po ziemi na pewno jej się udzieliła. - Mówili o mnie. Przycupnęłam pod drzwiami. Zazwyczaj nie podsłuchiwałam. Ale teraz gdy dorośli mówili o mnie musiałam się dowiedzieć o co chodzi.

- Oni nie chcieli żeby wiedziała, ale teraz gdy bogowie ją uznali...

- Nie trzeba było wychowywać jej wśród Łowczyń, zawsze mogłyście zostawić ją Sally- znów ten sarkastyczny głos

- Sally też miała swoje dziecko nie chciałam obciążać jej jeszcze dodatkowym – syknęła zdenerwowana Thalia.

- Chejronie czy zadbałeś o to, aby nikt do końca nie był pewny jej tożsamości? - zapytał Will

Głosy przycichły. Nagle przechyliłam się, drzwi zaskrzypiały, a ja przeturlałam się do środka. Ups..

Wszyscy zebrani spojrzeli na mnie z góry. Dosłownie z góry bo ja siedziałam w rozkroku na ziemi a oni stali nade mną.

- Podsłuchiwała- stwierdził mężczyzna w czarnych włosach. Na sobie ubraną miał skórzaną kurtkę i dziurawe dżinsy. Z za pasa wystawał mu wielki miecz.

- Bianca- krzyknęła Thalia. Zrobiło mi się wstyd. Najwyraźniej to była jakaś ważna narada.

- Ma to po ojcu- stwierdził Chejron niemal równocześnie z Thalią. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.- Już trudno, chciałaś mi coś powiedzieć?- zapytał.

Zastanowiłam się chwile, uciec czy zostać.

Zostałam.

- Miałam taki sen, nic takiego, ale Alexa nalegała abym przyszła opowiedzieć- zaczęłam, a Chejron pokiwał głową abym mówiła dalej- Tam była dwójka ludzi. Mniej więcej mieli trzydzieści lat. Ona była blondynką, a on miał czarne włosy i zielone oczy- Zebrani spojrzeli po sobie ze zdziwieniem.

- I co dalej- zapytała Thalia.

****

Gdy streściłam im cały sen, zdawało mi się, że w oczach zebranych pojawiły się łzy. Nagle coś mi się przypomniało.

- Ty też tam byłeś- Powiedziałam wskazując na chłopaka w kurtce- tylko młodszy

Mężczyzna spojrzał na Chejrona a potem na mnie.

- Tak byłem tam i nie mogłem ich uratować.

- To byli twoi rodzice- powiedział Chejron – Tyle, że to nie wtedy zginęli- spojrzałam na niego z zaciekawieniem

- Ale to nie pora na tę historię- przerwał syn Apollina

- Masz racje- stwierdził Chejron- Niemożliwe, żebyś pamiętała ich twarze byłaś wtedy bardzo mała. To musiała być wizja. Powinnaś udać się do Rachel- kontynuował- Tyle, że to będzie niebezpieczne tak poślemy po nią lepiej, żebyś nie opuszczała obozu- centaur mówił dalej.

Pokiwałam głową. Z książki, którą pożyczyła mi Thalia wiedziałam, że Rachel jest wyrocznią.

- Bianca- powiedział właściciel sarkastycznego głosu- Bianca- powtórzył a ja spojrzałam na niego.
Spojrzenie mężczyzny wbite było w ścianę. Inni też to zauważyli.

- Spokojnie Nico, już dobrze choć zabiorę cię do domku Apollina, chodź- Will podszedł do mężczyzny i razem wyszli.

To było dziwne. Thalia zauważyła moje zdziwienie

- Chodź, opowiem ci po drodze

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro