Rozdział 1 Bianca (Bianca)
Promienie wschodzącego słońca wpadły do pokoju przez niewielkie okienko umieszczone na poddaszu. Łóżko, na którym siedziałam sąsiadowało z czterema innymi. Poddasze nie było duże a cała tymczasowa baza Łowczyń również nie wyglądała imponująco. Nie przeszkadzało mi to. Mieszkałam tu od dwunastu lat. Miałam tu swój kąt. O istnieniu półbogów, bogów, tytanów i tym podobnym wiedziałam od zawsze. A to wszystko dzięki Thali Grance, która zaopiekowała się mną po śmierci rodziców. Nie wiedziałam o nich za wiele. Thalia o nich nie mówiła a ja nie chciałam nic wiedzieć. Nie potrzebowałam kolejnych osób, których bym żałowała. Czasami, któraś z Łowczyń rzucała w moim kierunku tekstem typu „Jesteś do nich bardzo podobna" lub „Rodzice byli by z ciebie dumni". Tyle o nich wiedziałam że byli odważni, że bardzo mnie kochali i że zmarli w chwale razem zresztą Wielkiej Siódemki. Jedyne co mi po nich zostało to naszyjnik z paciorkami i długopis. Nie pamiętałam nawet nich twarzy. Wstałam z łóżka i skierowałam się do niewielkiej łazienki. Na ziemi leżała wielka sterta brudnych ubrań. Westchnęłam. Najprawdopodobniej to właśnie mi przypadnie pranie. Utorowałam sobie drogę do umywalki. Spojrzałam w lustro. Długie blond włosy spływały mi po ramionach a wielkie zielone oczy wpatrywały się we mnie nieprzytomnie. Wszyscy mówili, że kolorem przypominają morze. Uczesałam włosy w zgrabny kok i pośpiesznie umyłam zęby. Spojrzałam na zegarek. Ósma. Reszta dziewczyn pewnie albo była już na misji, albo zaczynała śniadanie. Zbiegłam do niewielkiej jadalni spodziewając się wielu rozmów i uśmiechniętych twarzy dziewczyn jednak jedyną osobą, którą tam zastałam była Thalia.
- Dzień dobry, Bianco usiądź proszę.- powiedziała, w jej oczach było widać smutek, który objawiał się zawsze gdy mnie widziała. To bolało zawsze tak samo, mimo to przyzwyczaiłam się do tego. Szybkim krokiem podeszłam do stołu i usiadłam naprzeciwko dziewczyny.- Kończysz dziś trzynaście lat, rozmawiałam z dziewczynami i...- kontynuowała. Mój umysł napełniła ekscytacja. Czy będę mogła oficjalnie zostać Łowczynią. Z mojej piersi wyrwał się niekontrolowany pisk. Moja towarzyszka uśmiechnęła się smutno. - ...musisz wyjechać.- Powiedziała a mnie opuścił cały entuzjazm.
- Alee- zaczęłam jednak Thalia uciszyła mnie skinieniem dłoni.
- Tu jest zbyt niebezpiecznie a potwory wykryły twoją woń. Musisz jechać do Obozu Herosów na Long Island.
Zdziwiłam się. Jak potwory miały wykryć moją woń skoro przecież nawet nie byłam półbogiem?
- Spakuj się, za godzinę jedziemy- powiedziała Thalia i zostawiła mnie z moimi myślami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro