4
Już jest po zakupach z mamą. Nieuwierzycie dostałam od nich białego feniksa! Dzięki Clarissie nic nie zauwarzyła. Ona pomogła mi i dzięki niej nie boję się już tak dotyku kobieto tych których znam. Teraz stoję na peronie 9 i 3/4.
Trochę się denerwuję. Weszłam do pociągu i zaczęłam szukać wolnych miejsc. Zauważyłam w jednym przedziale wolne. Zapukalam. Siedziała tam brązowowłosa dziewczyna, czarnowłosy chłopak i rudy. Wytrzymam. Dam radę. Uśmiechnęła się do nich.
-Jest wolne?- spytałam.
-Oczywiście. Ja jestem Hermiona Granger. Dla przyjaciół Miona. Ten rudy to Ron Wesley. A ten to Harry Potter. - powiedziała dziewczyna. Nie zainteresowała się tak wybrańcem, bo Wiktor mi o nim opowiadał. Usiadłam obok Hermiony. Na szczęście tam było wolne.
-Katcherina Rose. - przyjęłam nazwisko mamy. Wszystkim się tak przedstawiam.- dla znajomych Kathie.
Usiadłam koło Hermiony. Przy nich jeszcze nie czuję się dobrze. Nie ufam im. Zaczęłyśmy pogawędkę z Mioną. Jesteśmy bardzo podobne. Lubimy czytać, bardzo dobrze się uczymy, ale też czasami uwielbiamy wygłupy i różne zabawy. Po chwili, gdzieś w połowie drogi do przedziału wszedlo 3 chłopaków. Lekko, niezauwarzalnie się spięłam.
-Cześć szlamo- Zaś miał się jeden. Miał jasne blond włosy i niebieskie oczy.
-Malfoy! -sykneła Hermiona.- Czego tu szukasz?
- Oooo... a to kto? Już ją przekabaciliście na swoją stronę?- Zaśmiał się- To jest Teodor Nott, a to
Blaise Zabinni. Ja jestem Drako Malfoy. A ty?
- Katherina Rose.
-Miło mi Cię poznać.- uśmiechnął się. Jejciu, ale on ma piękny uśmiech.
-A mi wręcz przeciwnie- mruknęłam. Malfoy wciągnął głośno powietrze i zacisnął pięści. Upss... chyba to usłyszał.
-Czemy zadajesz się z tą szklaną i ze zdrajcom krwi?- spytał złośliwie.
-Nie nazywaj jej tak!- warknęłam wkurzona. W powietrzu czuć było moją moc, skóra zbladła, a moje oczy zrobiły się czarne z furii. Gdy to zobaczył na pewno się przestraszył. Niedziwie się w tym stanie wyglądam jak czysta furia. Nawet Voldzio wtedy się mnie boi, bo jestem nieprzewidywalna.
-Idziemy- warknął do kolegów.
Usiadłam na miejsu i chwilę oddychałam z zamkniętymi oczami. To mnie uspokajało. Gdy je otworzyłam zobaczyłam jak moi nowi koledzy się nam nie patrzą. Że strachem i podziwem.
- No co?- spytałam z miną niewiniątna.
-Dziękuję.- powiedziała szczerze Miona i mnie przytuliła.
- Może i mało się znamy, ale polubiłam Cię, a moich przyjaciuł się nie obraża.
Też ją przytuliłam, choć na początku miałam niemałe kłopoty, żeby to zrobić. Za oknami zrobiło się ciemno. W między czasie dowiedziałam się, że wszyscy są z Gryfindoru. Przebralu się w szaty. Ja jechałam na przydzielenie z pierwszoklasistami. Przy drzwiach już czekała na nas profesor McGonnagal.
Pierwszoroczniacy weszli do Wielkiej Sali, a ja czekałam chwilę przed. Gdy wszyscy 11-sto latkowie zostali przydzieleni do domów głos zabrał dyrektor.
-Proszę o ciszę. W tym roku dojdzie do nas jeszcze jedną osoba. Powitalny Katherine Rose.-powiedział profesor i drzwi się otworzyły.
Weszłam do sali. Dumnym krokiem podeszłam do stołka i usiadłam. Założono mi tiarę, a ta od razu zaczęła mówić.
- Hmmm... pomyślmy... mądra, inteligentna, utalentowana, sprytna, lojalna, przyjacielska, oddana ... potomkini wszystkich założycieli Hogwartu... Ogromna moc. Żywioły. Ponadprzeciętne zdolności. Rodzice ze Slitherinu i Gryffindoru. Przerosłaś już nawet ojca. W tak młodym wieku... bardzo trudne. Miejmy nadzieję, że nie pójdziesz w jego ślady. A więc tak SLIT... ALBO NIE... GRIFFINDOR!!!
Szczęśliwa usiadłam pomiędzy Hermioną i Ginny. Naprzeciwko nas siedzieli chłopcy. Ron dziwnie się na mnie patrzył. Widać, że mu się niepodobało że tu jestem. Z tego co wiem chłopak Miony nienawidzi ślizgonów. A ja prawie tam trafiłam. Wiercił się i spogladał na mnie jak na wroga, niebezpieczeństwo, jak na zagrożenie. Po uroczystości rozeszliśmy się do swoich dormitoriów. Miałam pokój z Hermioną i Ginny (od aut. Ginny przeskoczyła jedną klasę). Poznałam resztę dziewczyn z rocznika i umyłam się. Nie mogłam na siebie patrzeć. Te ryciny wszystko mi przypominały, mam nadzieje, że niedługo zejdą. Położyłam się wcześnie spać. Muszę naładować akumulatory na pierwsze dni w takiej dużej grupie osób. Mam nadzieję że później będzie lepiej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro