9. Rana
Z całego serca wam dziękuję za wszystkie gwiazdki i wyświetlenia ❤️
•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Kilka dni później
Siedziałam sobie spokojnie na kanapie w salonie, gdy nagle usłyszałam hałas dochodzący z góry .
Wystraszona szybko pobiegłam sprawdzić co się stało. Otworzyłam drzwi, a za nimi stał wujek Bucky z roztrzaskaną na kawałki suszarką w ręce.
- CO-TU-SIĘ-STAŁO!?!? - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Nie martw się, opanowałem sytuację - odpowiedział dumny z siebie.
- Że co!?!
- To monstrum mnie zaatakowało! Na szczęście w porę je unieszkodliwiłem.
- TO JEST SUSZARKA! ZWYKŁA SUSZARKA!
- Susza co? To jakieś twoje zwierzątko?
- To suszarka, do włosów! Jak możesz nie wiedzieć co to jest?! - Bucky miał zdezorientowaną minę.
- Jasne, tak, suszatka. Doskonale wiem co to jest. Włosy się tym, ten, no, idę zrobić coś do picia - powiedział to i wyszedł. A ja zostałam sama z moją ( nie do końca już sprawną ) suszarką.
Czasem wujek Bucky zachowywał się dziwnie, jakby był nie z tego świata, ale ja i nie potrafiłam być na niego zła.
***
- Co robisz? - spytałam wchodząc do kuchni.
- Wiesz, chciałem zrobić coś do jedzenia...
- Nie! Nie obraź się, ale nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - powiedziałam nieśmiało.
- A to niby czemu? - spytał lekko urażony.
- Wiesz...jak ostatnio coś robiłeś, to było tak jakby...nie jadalne? - starałam się ukryć moje rozbawienie na widok jego miny gdy to usłyszał.
- A zatem.. może ty zrobisz to lepiej... - odparł z udawaną złością.
- W to akurat nie wątpię, ale nie chcę cię kompromitować - mówiąc to nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Bucky na początku miał urażoną minę, lecz po chwili też nie wytrzymał i śmialiśmy się razem.
I jak tu go nie lubić?
***
- I to niby ma być proste?! - powiedział ze złością wujek Bucky.
- To tylko sałatka warzywna!
- Może dla ciebie tylko sałatka! Dla mnie, aż sałatka! - tak właśnie wyglądała moja próba nauczenia Bucky'ego czegokolwiek.
Jeszcze trochę sobie po marudził, ale po krótkiej chwili zabrał się za robotę i zaczął kroić warzywa. Widać było, że jest bardzo skupiony na swojej pracy. Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Dopiero po paru minutach postanowił ją przerwać.
- Co sądzisz o Avengers? - zadał z pozoru normalne pytanie, ale ja widziałam po nim, że coś mu chodzi po głowie.
- Są spoko - odpowiedziałam.
- Rozumiem. A który jest twoim ulubionym jeśli mogę wiedzieć?
- W sumie, sama nie wiem...
- A może Kapitan Ameryka?
- Jest spoko, ale trochę przynudza... - na moje słowa Bucky parsknął śmiechem.
- Tylko poczekaj, aż mu to powiem! Nieźle się zdziwi! - powiedział zwijając się ze śmiechu. Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi, lecz po chwili dotarł do mnie sens jego słów.
- Jak to "mu" powiesz? - na moje słowa od razu spoważniał.
- Miałem okazję...go kiedyś poznać, ale raczej...nie utrzymujemy kontaktu.
- Nie brzmiało to, jakbyś nie utrzymywał z nim kontaktu..
- Naprawdę nie wiem czemu... - widziałam drobne kropelki potu tworzące się na jego czole.
- Jasne... - w tym momencie nóż, którym kroiłam obsunął się i zacięłam się nim w okolicy nadgarstka.
- Auć - syknęłam z bólu.
- Co się stało? - spytał wystraszony Bucky. Po mojej ręce spłynęła kropla szkarłatnej cieczy.
- Nie martw się. Zaraz ci to czymś opatrzę, ale na razie włóż rękę pod wodę.
- Dobrze - zrobiłam to co powiedział.
- Okej, już. Daj rękę - powiedział przynosząc opatrunek. Podałam mu rękę. On lekko ją wziął i zaczął się jej przyglądać. Robił to już dłuższą chwilę.
- Co się stało?! - spytałam lekko zaniepokojona. W jego oczach zobaczyłam przerażenie. Nie wiedziałam skąd się wzięło.
Wszystko się wyjaśniło gdy spojrzałam na rękę.
Po ranie...nie było nawet śladu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro