3. Nowy Jork
Zasnęłam zaledwie chwilę po tym jak wyjechałyśmy z miasteczka. Nieprzespana noc dała o sobie znać. Spałam w aucie już kilka godzin.
Obudziłam się i rozejrzałam po samochodzie.
- Daleko jeszcze? - spytałam kobietę.
- Około godziny. Chyba, że chcesz się zatrzymać na krótki postój. Na pewno jesteś zmęczona podróżą.
- Nie, już raczej wytrzymam przez godzinę.
- Więc dobrze, jedziemy dalej - pani Evens posłała mi uśmiech, który odwzajemniłam. Jednak w dalszym ciągu coś nie dawało mi spokoju.
- Kim tak w ogóle jest mój tata? Przecież ja nic jeszcze o nim nie wiem, a za nie długo mamy się spotkać - kobieta wyglądała na zakłopotaną moim pytaniem.
- On jest no... ten... no... strażakiem?
- To było pytanie czy stwierdzenie ? - odpowiedziałam z sarkazmem. Widać było, że coś przede mną ukrywa.
- Nazywa się Steve Rogers - kobieta kontynuowała ignorując moje pytanie. - Nie ma żony, ani dzieci. Cała ta sytuacja jest dla niego zupełnie nowa. Oczywiście jest wystraszony, ale też się cieszy, że wreszcie cię pozna. To dobry człowiek i na pewno będzie świetnym tatą - skinęłam głową, przyjmując wszystko do wiadomości. "Mam nadzieję, że tak będzie" - pomyślałam. "Przecież wszystko jest możliwe".
- A ty kim jesteś? Jakąś znajomą mojego taty?
Czy raczej kimś z rodziny?
- Znajomą - odpowiedziała szybko i skupiła się na drodze. Była jakaś dziwna. Ale co mi do tego?
***
Wreszcie dojechałyśmy. Patrzyłam na Nowy Jork z zachwytem. Od zawsze mieszkałam w małym miasteczku, a Nowy Jork był wielki. Była to dla mnie wielka odmiana. Cieszyłam się, że to właśnie tu zamieszkam.
Za chwilę byłyśmy już na miejscu. Pani Evens otworzyła drzwi i weszłyśmy do środka. Dom był duży, ale równocześnie był też przytulny. Bardzo mi się w nim podobało.
Mama nie zarabiała nigdy dużo więc nasz dom był raczej skromny i nieduży. Ten był jego zupełnym przeciwieństwem.
- To jest dom mojego taty? - spytałam z niedowierzeniem
- Tak - odpowiedziała kobieta.
- Więc gdzie on jest? - byłam lekko oburzona
- Twój tata miał nagłe wezwanie do pracy. Bardzo chciał przyjść, ale sama rozumiesz. W jego pracy to nie możliwe.
- Jasne - odparłam - poczekam sobie.
***
I czekałam...
Kilka godzin! To było wręcz niemożliwe! Rozumiem, że miał ważne sprawy, ale bez przesady. Mógł poprosić kolegę o zastępstwo. To przecież nie problem. Miał u mnie aktualnie wielkiego minusa.
W tym momencie drzwi się otwarły, a w nich stanął mój ojciec.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro