20. Sprawdzian
Mimo, że teraz potrafiłam się już teleportować, postanowiłam, że nigdy więcej tego nie zrobię. Gdy przeniosłam się z Lokim do kryjówki, przez całe trzy dni było mi niedobrze i miałam zawroty głowy.
Gdyby jeszcze Loki był w takim samym stanie co ja, miałabym jakiekolwiek pocieszenie. Niestety, on nie dość, że był doświadczony w magii, to jeszcze teleportował się wiele razy przy pomocy Tesseractu, przez co przeniesienie nie wywołało na nim żadnego efektu. Czarownik wytłumaczył mi, że następnym razem powinno być już lepiej, ale wolałam tego nie sprawdzać.
***
— Test? — zdziwiłam się, spoglądając na Lokiego.
— Tak, test — westchnął znudzony. — O ile mi dobrze wiadomo chodziłaś do szkoły i powinnaś wiedzieć co to.
— No tak... ale teraz nie jestem w szkole — odparłam, przewracając oczami.
— To nie ma znaczenia. Trenujemy już od trzech tygodni i najwyższy czas wyruszyć w kierunku portalu. Nie zrobimy tego jednak, jeśli nie okażesz się na to gotowa — wyjaśnił Loki.
— Brzmi rozsądnie, ale jak masz zamiar mnie sprawdzić?
— Zobaczysz — powiedział tajemniczo — spotkajmy się w samo południe, na miejscu naszych treningów. Do tego czasu rób cokolwiek zechcesz, ja pójdę na zwiady. Spróbuję się zorientować jakie jest nasze położenie i ile nam zajmie droga do portalu.
Loki wstał, otrzepując swoje szaty z kurzu i przekroczył granicę naszej kryjówki, kierując się w głąb lasu.
***
Przyszłam na pole treningowe równo w południe, tak jak wymagał tego ode mnie czarownik.
Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie dostrzegłam.
Zastanawiałam się na czym ma polegać sprawdzian. Przez cały ranek trenowałam by nie dać się w żaden sposób zaskoczyć. Zależało mi na udowodnieniu własnej wartości i choć przeraźliwie się tego bałam, na wyruszeniu w drogę.
Nie wiedziałam czego mam się spodziewać po Lokim, więc wolałam pozostać w ciągłej gotowości.
Nagle poczułam wyraźny chłód. Zdziwiłam się, w południe temperatura była zazwyczaj przyjemna, w przeciwieństwie do pór nocnych. Z moich ust zaczęła się wydobywać para, co oznaczało, że temperatura była naprawdę niska.
Rozejrzałam się zdenerwowana, mając nadzieję coś dostrzec, jednak tego dnia była dosyć gęsta mgła, dlatego nie zobaczyłam nic, poza zarysami drzew.
Potarłam szybko ramiona, próbując się rozgrzać, ale niewiele to dało.
Na lewo od ciebie usłyszałam szmer. Natychmiast odwróciłam tam głowę i wytężyłam wzrok. Wydawało mi się, że zobaczyłam jakiś ruch, po chwili dostrzegłam również dwa, świecące się punkty. Cokolwiek to było, szło w moją stronę. Mgła nadal przysłaniała mi widok, ale z pewnością mogłam stwierdzić, że istota była nienaturalnie wysoka i wychudzona.
Cofnęłam się o krok, nie wiedząc co robić. Uciekać, czy stać nieruchomo. Stworzenie mogło być szybkie i z łatwością mnie dogonić, a była szansa, że gdy pozostanę w bezruchu to mnie nie zauważy i pójdzie dalej. Z drugiej zaś strony mogło mnie już dawno wyczuć, a ucieczka była moim jedynym ratunkiem.
Po chwili stwór był już na tyle blisko, że mogłam zobaczyć jak wygląda.
Posturą przypominał człowieka, jednak jego ciało było strasznie wychudzone, a miejscami zamiast skóry prześwitywały mu żebra. Nie pokrywało go żadne futro, a jedynie gładka, trupio szara skóra pod którą odznaczały się wyraźnie wszystkie kości. Długie palce, za równo u rąk jak i stóp miał zakończone ostrymi pazurami. Na jego twarzy widniał otwór, w którym ukrywały się trzy rzędy ostrych jak igła zębów, ociekających czerwoną wydzieliną, prawdopodobnie krwią. Stwór nie miał nosa, a wyłącznie dwa płaskie otwory, które rozszerzały się przy każdym wydechu. Największą część jego twarzy, zajmowały ogromne, okrągłe jak monety oczy. Nie miały źrenic, ale jarzyły się białym światłem i spoglądały pusto w przestrzeń. Stworzenie było mocno zgarbione, a mimo tego przeraźliwie górowało nade mną wzrostem.
Najgorsze było to, że choć powoli, potwór wciąż poruszał się pokracznie w moją stronę. Jego ślepia były utkwione we mnie i teraz miałam pewność, że mnie widzi.
Chciałam uciekać, jednak sparaliżował mnie strach. Nawet widok Gnurla tak na mnie nie działał. Stworzenie które miałam przed sobą przerażało mnie o wiele bardziej. Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać co zrobić. Jedyna opcja jaka przyszła mi do głowy to teleportacja, jednak gdy tylko zamknęłam oczy próbując się skupić, ujrzałam pod powiekami ohydne ślepia potwora. Natychmiast je otworzyłam i popatrzyłam na bestię, która znajdowała się zaledwie dziesięć metrów ode mnie.
Nagle, potwór jakby ożył i zamiast poruszać się powoli, skoczył gwałtownie w moją stronę. W kilku susach znalazł się tuż przede mną. Ledwo dojrzałam kątem oka, że stwór bierze zamach, a już poczułam pazury przecinające moje ramię. Skoczyłam w bok w ostatniej chwili, gdyby nie to, pazury przecięłyby moje gardło. Z trudem złapałam równowagę, jednak w tym czasie potwór wykonał kolejny zamach. Bez wątpienia tym razem by we mnie trafił, gdybym nagle nie znalazła się za jego plecami. Pazury stworzenia ze świstem przecięły powietrze, a ja zwymiotowałam, co było skutkiem przeniesienia. Zdążyłam podnieść się na nogi, na sekundę przed tym jak potwór odwrócił się w moją stronę. Zmaterializowałam w mojej dłoni sztylet by mieć jakąkolwiek broń. Jednak tym razem stwór nie próbował mnie zadrapać, ale rzucił się na mnie i przygwoździł mnie łapskami do ziemi. Z jego otwartej paszczy kapała
na mnie krew. Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem. Nie wiedziałam co robić gdy moje ręce były unieruchomione przez ogromne cielsko. Stwór zawarczał szerzej otwierając paszczę i wyglądał jakby miał zamiar zaraz rozszarpać moje gardło. Ostatkiem sił próbowałam się wyszarpnąć, jednak na nic się to zdało. Zacisnęłam mocno powieki, myśląc, że to już koniec, gdy nagle poczułam przepływającą przez moje żyły energię. Niespodziewanie cały strach ze mnie uleciał. Otworzyłam szeroko oczy i zobaczyłam, że moje dłonie płoną błękitnym ogniem. Wystarczyło, że lekko nimi poruszyłam, a potwór odleciał dwanaście metrów dalej, uderzając z głuchym dźwiękiem o ziemię.
Podniosłam się z trawy zanim zdążył to zrobić stwór i przeniosłam się tuż przed niego, tym razem powstrzymując odruch wymiotny. W mojej ręce pojawił się sztylet, a ja bez wachania wbiłam go w miejsce, w którym powinno znajdować się serce potwora.
Stwór zawył z bólu, jednak nie zginął tak jak powinien. Zamiast tego podniósł się w oka mgnieniu i rzucił na mnie. Nie mając chwili na zastanowienie osłoniłam się pustymi dłońmi, ponieważ jedyna broń jaką dysponowałam pozostawała w piersi atakującego mnie stworzenia.
Byłam pewna, że potwór mnie dopadnie, jednak z moich palców wystrzeliły iskry i stwór w ułamku sekundy cały stanął w płomieniach.
Odsunęłam się gwałtownie kilka metrów dalej i przysłoniłam ręką oczy, ponieważ blask błękitnego ognia był tak jasny, że prawie mnie oślepiał.
Potwór wciąż wył i przeraźliwie głośno ryczał, wijąc się w ognistych językach. Nie trwało to jednak długo, bo już po chwili po stworzeniu nie został żaden ślad, a ostatnia niebieska iskra zniknęła we mgle.
Gdy tylko to się stało, cały chłód zniknął i znów poczułam lekkie ciepło południa.
Nie wiedziałam co to było za stworzenie, ani jakim cudem dostało się do miejsca które chroniły czary Lokiego, ale nie miałam zamiaru pozostać tu nawet minuty dłużej.
Już chciałam iść do kryjówki, gdy pojawił się przede mną Loki.
— Co jest?! — wrzasnęłam zszokowana gdy zmaterializował się z nikąd. — Przecież nie umiesz się teleportować! — kontynuowałam wzburzona.
— Nie, ale umiem być niewidzialny — wyjaśnił.
— Chwila moment... czy ty tu byłeś przez cały czas?! — krzyknęłam na niego, zdając sobie sprawę, że to przez cały czas musiał być jego cholerny sprawdzian. — Czy ty zidiociałeś do końca?! Wiesz jak się bałam?! Przecież on mógł mnie zabić! — nie potrafiłam przestać krzyczeć, dając upust emocjom, które się we mnie zebrały podczas walki z potworem.
— Owszem, byłem tu przez cały czas i miałem wszystko pod kontrolą. Mogłem go zabić jednym pstryknięciem — Loki zdawał się nieprzyjęty moim wybuchem i mówił do mnie swoim najspokojniejszym tonem.
— Ugh... ty jesteś nienormalny! Co gdybyś jednak nie zdążył go pokonać i byłoby po mnie? To coś parę razy o mało co mnie nie zabiło!
— No właśnie, o mało co. Ghule może i wyglądają groźnie, ale wystarczy parę płomieni i po sprawie.
— Tak się składa, że ja nie miałam o tym pojęcia i pokonałam go zupełnie przypadkowo!
— To dobrze, bo zadziałałaś instynktownie. Są na tym świecie stwory o których, nawet ja nic nie wiem. To, że podświadomie wyczułaś jego słaby punk jest dużą zaletą. Jak dla mnie, świetnie się spisałaś.
— Naprawdę tak sądzisz? — pochwała z ust Lokiego była dla mnie czymś zupełnie nowym. Zwykle słyszałam od niego jedynie obrazy i sarkastyczne uwagi.
— Tak — potwierdził bez chwili zastanowienia. — Uważam również, że jesteś już gotowa do drogi.
— Wreszcie — westchnęłam. — Myślałam, że już nigdy tego nie powiesz.
— Nie ciesz się tak, bo zmienię zdanie — prychnął Loki.
— Jaaasne... — zaśmiałam się. — Nawet ty nie zostałbyś tu ani jednego dnia dłużej niż to konieczne, tylko po to by zrobić mi na złość.
Czarownik nic nie odpowiedział, tylko odwrócił się napięcie i ruszył w kierunku kryjówki.
Chciałam mu zaproponować, że nas przeniosę, jednak nadal byłam na niego zła, dlatego uznałam, że po prostu go zostawię. Po walce wciąż czułam krążącą we mnie energię, więc teleportacja do kryjówki nie sprawiła mi większej trudności.
Tym razem, po przeniesieniu się, poczułam jedynie lekki zawrót głowy. Loki miał rację, za każdym razem było coraz prościej i efekty uboczne były mniejsze.
Cieszyłam się, że wreszcie wyruszamy. Nie mogłam się już tego doczekać. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu i pozostawić za sobą to przerażajace miejsce i jego odrażających mieszkańców. Zastanawiałam się czy ktokolwiek na Ziemi mnie szuka. Z początku myślałam, że może ojciec, ale minął już prawie miesiąc od mojego zniknięcia. Nie zżyliśmy się za bardzo podczas mojego pobytu w Nowym Yorku. Głównie dlatego, że Steve większość czasu spędzał walcząc z przestępcami. Może wcale mnie nie szukał? Jego życie zapewne było o wiele łatwiejsze zanim się pojawiłam.
— Zostawiłaś mnie wredna małpo — z zamyślenia wyrwał mnie głos Lokiego.
— Zasłużyłeś sobie — odpowiedziałam mu wzruszając ramionami.
— Może i tak — przyznał. — Ale według mnie to był najlepszy sposób by cię sprawdzić.
— Może... — zgodziłam się, nie chcąc ciągnąc tego sporu.
— Cieszysz się, że wyruszamy? — spytał, próbując rozluźnić atmosferę.
— Oczywiście. Czekałam na to od kiedy tu przybyłam — odpowiedziałam zgodnie z prawdą, choć z tyłu głowy wciąż miałam z milion wątpliwości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro