19. To, co głęboko skrywane
Już następnego dnia zaczęłam z Lokim intensywne ćwiczenia mające na celu opanowanie mojej zdolności teleportacji. Mieliśmy o tyle dużo szczęścia, że moja niespodziewana umiejętność okazała się czymś, na czym Loki świetnie się znał. W końcu był czarownikiem i do tego dobrym.
Miałam nadzieję, że lekcje pójdą łatwo i w parę dni nauczę się władać teleportacją. Niestety, powinnam już dawno była zrozumieć, że moje nadzieje często są błędne i rzadko się zdarza, że cokolwiek idzie po mojej myśli.
Minął prawie tydzień, a nie zauważałem u siebie żadnych postępów. Nie pomagał mi dodatkowo fakt, że według planu Lokiego powinnismy wyruszyć z kryjówki już w przyszłym tygodniu. Wywierało to na mnie ogromną presję, co przeszkadzało mi w nauce, przez co stresowałam się jeszcze bardziej i zataczałam błędne koło.
Już na początku lekcji Loki wyjaśnił mi, że teleportacja jest zdolnością magiczną, co oznaczało, że mam w sobie magię i aby ją kontrolować muszę się z nią pogodzić i zacząć ją traktować jako nieodłączną część siebie. Próbowałam stać się jednością z magią, jednak było to trudniejsze niż sądziłam. Im bardziej starałam się pogodzić ze swoją naturą, tym bardziej ją od siebie odpychałam, nie mając nad tym żadnej kontroli.
Tego dnia, mocno już zrezygnowany Loki powiedział, że idziemy nad jezioro, to samo w którym użył zaklęcia by ujawnić moje zdolności.
Niestety, gdy spytałam go w czym to ma pomóc, jak zwykle nic nie odpowiedział. Czasem miałam dość jego ciągłej tajemniczości, jakby tak trudno było zwyczajnie mi wyjaśnić jaki ma plan.
Loki nie odzywał się do mnie przez całą drogę nad jezioro i zdawał się być dziwnie zamyślony.
Był ledwie ranek, więc powietrze wciąż było przeraźliwie zimne. Marzyłam w tym momencie o ciepłym mieszkaniu w Nowym Yorku, ale ta myśl wydawała się nagle bardzo odległa. Gdy wspomniałam moje dawne życie, miałam wrażenie jakby był to sen, który usilnie chcesz sobie przypomnieć, jednak im bardziej próbujesz tym więcej szczegółów ci umyka i w końcu pamiętasz jedynie jego zarys.
Oczywiście pamiętałam swoją przeszłość, jednak w tym momencie była dla mnie bardzo daleka i coraz więcej, kiedyś istotnych dla mnie szczegółów mi umykało.
Gdy wspominałam moment, w którym czułam się naprawdę szczęśliwa, myślałam o czasie spędzonym z moją mamą nad rzeką.
Odkryłyśmy ją przypadkiem, podczas spaceru po lesie. Było to miejsce niezwykle piękne. Gdy siadało się na brzegu rzeki o poranku, strumień mienił się niczym milion gwiazd, a szum wody rozbijającej się o gładkie, pokryte zielonym mchem kamienie, wprawiał w błogi nastrój. Siadałyśmy zwykle na jednym z głazów i oparte o siebie wpatrywałyśmy się w rzekę, i drzewa, które nas otaczały. Czasem rozmawiałyśmy, często się przy tym śmiejąc, a innym razem po prosu siedziałyśmy, wsłuchując się w szmer wody i śpiew ptaków. Nie miałyśmy wtedy żadnych zmartwień i problemów, wszystkie kłopoty zostawiałyśmy daleko za sobą i nie pamiętałyśmy o nich, miło spędzając czas.
Teraz, gdy o tym myślałam, nie pamiętałam o tematach naszych rozmów, które wtedy musiały być bardzo istotne, wspominam chwile spędzone z mamą. To, że po prostu była obok mnie i mogłam oprzeć głowę na jej ramieniu. Wiele bym dała, by choć jeszcze jeden raz pójść z nią nad rzekę, bo gdybym wiedziała, że ostatni raz spędzony tam był ostatnim, nigdy bym tego miejsca nie opuszczała.
Zwykle wspominając mamę, czułam
jedynie okropny zapierający dech w piersiach smutek, jednak im więcej czasu mijało, tym częściej czułam również złość. Nie wiedziałam, czy miało na to jakiś wpływ to dziwne miejsce, czy po prostu coś się we mnie zmieniło.
Byłam na nią wściekła, o wszystkie kłamstwa, którymi mnie karmiła, o wszystkie sprawy, które zataiła. Nawet swoją chorobę. Nie powiedziała mi o niej. Gdybym wiedziała, że umiera byłabym przy niej przez cały ten czas, ale mi tego nie powiedziała i jedyne co zdążyłam zrobić, to się pożegnać.
Kopnęłam ze złością kamień, leżący na ziemi, a ten poleciał dobre, dwadzieścia metrów dalej i uderzył w drzewo, z którego posypały się liście.
Loki podskoczył nagle w pełnej gotowości i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu zagrożenia. W końcu gdy niczego nie dostrzegł popatrzył na mnie z uniesioną brwią.
Spojrzałam na niego spode łba i wzruszyłam lekceważąco ramionami, udając, że nie wiem o co chodzi. Loki jedynie prychnął, po czym się odwrócił i ruszył dalej. Uznałam, że na przyszłość może lepiej żebym niczego nie kopała.
Po jakimś czasie w końcu zauważyłam, że drzewa zaczynają się przerzedzać i wpada przez nie coraz więcej światła, a to oznaczało, że zbliżamy się do polany z jeziorem. Kilka minut później byliśmy już na miejscu, a loki wreszcie postanowił się odezwać.
- Jak już ci wcześniej mówiłem to nie jest zwykłe jezioro, ponieważ stworzył je Odyn i jest ono święte oraz zawiera śladowe ilości jego mocy...
- No tak, pamiętam, ale jaki to ma związek ze mną? - spytałam przerywając Lokiemu, który popatrzył na mnie z mordem w oczach.
- Taki, że to jezioro jest święte, więc będzie działać uspokajająco na twoje moce. W nim powinno ci być łatwiej je opanować. To trochę jak jazda na rowerze z bocznymi kołkami.
- Ty wiesz co to rower? - zdziwiłam się.
- Tak, wiem - wycedził Loki, zdenerwowany tym, że ponownie mu przerwałam - nie jestem jak mój ułomny brat i w przeciwieństwie do niego niejednokrotnie odwiedzałem Midgard, czy jak ty to wolisz nazywać; Ziemię i nauczyłem się o niej wielu rzeczy, to on jest tak zacofany, że po raz pierwszy na twoją planetę przybył dopiero w tym stuleciu.
- Przepraszam - odparłam skruszona, tym że mu przerwałam i doprowadziłam go do wybuchu złości, choć w jego przypadku nie było to trudne, ponieważ denerwował się naprawdę często.
- Nieważne - odparł krótko. - Wracając do tego co mówiłem, jezioro pomoże ci w opanowaniu mocy, a musisz to zrobić jak najprędzej, ponieważ nim szybciej wyruszymy, tym mniejsza szansa, że odkryje naszą obecność naprawdę niebezpieczne stworzenie, z którym wolelibyśmy nie zadzierać.
- Takie jak Gnurle? - wspomnienie, potwora, znów wywołało u mnie dreszcz, naprawdę wolałabym go więcej nie zobaczyć. Ku mojemu zdziwieniu Loki się roześmiał.
- Gnurle?! Przecież to półidioci. Myślą głównie o jedzeniu, to są jedne z najmilszych stworzeń które możesz tu spotkać, a to dlatego, że są najmniej ludzkie. Brak człowieczeństwa sprawia, że widzisz go jako zwykłą bestię. Najgorsze są te istoty, które są niczym ludzie, niezwykle inteligentne i przebiegłe. One potrafią się karmić twoimi najgłębiej skrywanymi lękami, wyssać z ciebie duszę, lub powoli kraść twoje siły życiowe i latami zaspokajać nimi pragnienie - Loki mówił to wszystko beznamiętnym tonem, jakby wcale go to nie obchodziło i nie czuł żadnego strachu, jednak ja wiedziałam, że to nie prawda i pod maską złudnego opanowania skrywa przerażenie. Fakt, że nawet Loki, będący bogiem i czarownikiem się bał, sprawiał, że ja trzęsłam się z przerażenia, choć tego nie pokazywałam. Zamiast tego uśmiechnęłam się słabo, chociaż miałam wrażenie, że jestem blada jak ściana i wstałam.
- Więc nie ma sensu tego przedłużać, chyba powinnam zacząć jeśli mamy się wyrobić do wieczora - to mówiąc spojrzałam w stronę jeziora, w którym odbijało się światło poranka. Widok nasunął mi na myśl rzekę nad którą chodziłam z mamą, i mogłabym go uznać za piękny gdyby nie to, że światło tu było czerwone, a jezioro wyglądało jakby niejedna osoba w nim zginęła, zaledwie poprzez dotknięcie nieporuszonej nawet najlżejszym podmuchem wiatru, tafli.
Ruszyłam w stronę brzegu i przez chwilę lekko się zawahałam, czując irracjonalny niepokój, że umrę gdy tylko moja skóra dotknie wody, jednak szybko się go pozbyłam; wiedziałam, że to nieprawda.
Weszłam do wody po kostki, po czym Loki kazał mi się zatrzymać.
- Wystarczy, że dotykasz wody, nie musisz się w niej zanurzać - wyjaśnił, po czym usiadł na trawie w pobliżu krawędzi jeziora.
Kiwnęłam mu lekko głową, czekając na dalsze wskazówki.
- Teraz postaraj się zrobić to, czego próbuję cię nauczyć od kilku dni. Zamknij oczy i spróbuj się uspokoić.
Zrobiłam to co powiedział i wzięłam kilka głębokich wdechów dla opanowania nerwów.
- Tak jak mówiłem, magia jest energią, która w tobie krąży, aby zacząć nad nią panować musisz sprawić by stanowiła z tobą jedność. Na razie magia w tobie jest dzika i działa tylko pod wpływem intensywnych emocji, by było inaczej musisz przede wszystkim zachować spokój. Jeśli w tym momencie zaczniesz odczuwać inne emocje, nie uda ci się osiągnąć jedności z magią. Skup się teraz na swoim wnętrzu, postaraj się sięgnąć w głąb siebie i poznać prawdę - głos Lokiego wciąż był spokojny, można było wręcz powiedzieć, że kojący.
W niewiadomy dla mnie sposób, woda dodawała mi siły i wreszcie czułam, że to się może udać.
Próbowałam skupić się na moim wnętrzu. Czułam, że ogarnia mnie wszechobecny spokój. Obrazy pod moimi powiekami zaczynały się zmieniać, usłyszałam głos mamy. Zwykle gdy dochodziłam do tego momentu, gwałtownie otwierałam oczy, dysząc z przerażenia. Teraz, czując siłę płynącą z jeziora, nie zrobiłam tego, pozwoliłam wizji się rozwinąć.
Obrazy utworzyły starą, drewnianą chatkę. Nigdy wcześniej jej nie widziałam. Naprzeciw siebie ujrzałam twarz mamy. Wyglądała wyjątkowo młodo i była piękna. W złociste włosy miała wplecione liście, ubrana była w długą kremową suknię i brązowy płaszcz z szerokim kapturem. Jej palce były pełne złotych pierścionków, a na szyi miała zawieszony łańcuszek z błękitnym kryształem. Patrzyła na mnie z niepokojem, a na jej twarzy widniała troska. Coś mówiła, jednak dopiero po chwili udało mi się rozróżnić słowa.
- Przepraszam - powiedziała, a w jej oczach lśniły łzy.
Chciałam ją spytać za co przeprasza, jednak nie usłyszałam własnego głosu.
Nagle drzwi w rogu chatki się utworzyły i weszła przez nie Ursula, wyglądała podobnie do mamy, również ubrana w dziwny strój oraz z kwiatami wplecionymi między czarne włosy.
- Jesteś tego pewna Beatrix? Gdy to zrobię nie będzie odwrotu - kobieta zwróciła się do mamy. Zdziwiło mnie imię, którego użyła, ponieważ moja mama miała na imię Vanessa.
- Jestem - odpowiedziała stanowczym głosem, wciąż wpatrując się przed siebie. - Gdybym tylko wcześniej wiedziała kim był jej ojciec... nie doszło by do tego. Niestety miłość jest głupia i niebezpieczna. A gdy ona dorośnie stanie się zbyt potężna. Jest dzieckiem nauki i magii, nie jestem nawet w stanie sobie wyobrazić jakie będą tego konsekwencje. Musisz to zrobić, dla jej dobra.
Ursula spojrzała ze smutkiem na moją mamę i skinęła lekko głową.
- Póki żyjesz, zaklęcie utrzymujące jej prawdziwą naturę będzie silne, ale będzie również powoli wyczerpywać twoje siły życiowe. Gdy umrzesz, a prędzej czy później do tego dojdzie, z czasem zapora zacznie słabnąć. To rozwiązanie tak naprawdę nie jest, żadnym wyjściem.
- Po prostu to zrób Jasmine - warknęła moja mama - to dla jej dobra.
- Jeśli tego naprawdę chcesz - westchnęła - tylko obyś się nie myliła, i oby Page faktycznie to wyszło na dobre.
To powiedziawszy skierowała jedną rękę przed siebie, a drugą w stronę mojej mamy. Zamknęła oczy, a gdy je otworzyła, jej tęczówki świeciły się na fioletowo, a wokół jej palców wytworzyły się purpurowe płomienie. Po chwili języki ognia otoczyły moją mamę. Gdy to się stało, jej oczy zaświeciły się na biało i wokół niej eksplodowało jasne światło, wkrótce wypełniające cały pokój.
Nagle chatka zaczęła znikać i ujrzałam przed sobą polanę, na której siedział zdziwiony Loki. Gdy wizja całkowicie się rozpłynęła, zdałam sobie sprawę, że czuję się bardzo dziwnie. Gdy spojrzałam na siebie, zobaczyłam, że wokół moich dłoni wędrują błękitne płomienie, a ja unoszę się kilka centymetrów nad wodą.
- Loki? Co się dzieje? - spytałam spanikowana boga, który wciąż siedział przy brzegu, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
- Sięgnęłaś w głąb siebie i doszłaś do prawdy - to powiedziawszy zastapił zdziwienie swoim zwyczajnym, lekko rozbawionym wyrazem twarzy.
- Jak mam wrócić na ziemię? - spytałam lekko przerażona, ale również szczęśliwa tym, że wreszcie udało mi się wykonać instrukcje Lokiego.
- Po prostu o tym pomyśl. To tak jak z przywoływaniem do siebie sztyletu. Wystarczy, że się skupisz na tym co chcesz zrobić, a tak powinno się stać.
Wyobraziłam sobie, że płomienie w moich dłoniach gasną, a ja ląduję na ziemi. Gdy znów spojrzałam na ręce, nie było na nich śladu błękitnego ognia, a stopami powoli, zaczęłam się zanurzać w wodzie.
Kiedy tylko dotknęłam ziemi, szybko wyszłam z jeziora na brzeg. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Miałam tyle pytań, a jak zwykle nikt nie mógł mi na nie odpowiedzieć. Poczułam, że zaczęłam się trząść i nawet nie wiedziałam czy to z zimna, wyczerpania, czy może ze złości.
- Nie wiem co zobaczyłaś, ale wątpię, że było to coś miłego - usłyszałam za sobą głos Lokiego.
Gdy się odwróciłam zobaczyłam, że stoi parę metrów za mną ze zmartwionym wyrazem twarzy.
- To nic takiego - skłamałam - tylko jakaś głupia, nic nie wnosząca wizja.
Loki wyglądał na nieprzekonanego moją odpowiedzią.
- Nie próbuj okłamać boga kłamstw - odezwał się ostrzegającym tonem - powiesz mi jak będziesz gotowa, nie zamierzam tego z ciebie wyciągać. A teraz skoro umiesz już czarować, mogłabyś nas z łaski swojej przenieść do kryjówki.
- Ty tego nie potrafisz? - zdziwiłam się.
Loki popatrzył na mnie jak na idiotkę.
- Naprawdę myślisz, że gdybym potrafił się teleportować, szli byśmy tu dzisiaj ten kawał drogi na nogach?!
- Sądziłam, że po prostu się nade mną znęcasz - wytłumaczyłam, wzruszając ramionami.
- To, że potrafię czarować jest zasługą lat ćwiczeń. Nie wszystkie zaklęcia są możliwe do opanowania, z niektórymi trzeba się po prostu urodzić. Moją wrodzoną zdolnością jest zmiennokształtność, ty nawet gdybyś chciała, nie potrafiłabyś zmienić swojej postaci. Twoją najwyraźniej jest możliwość teleportacji.
- Um, okej, ale ja nadal nie wiem jak się teleportować.
- Są trzy, złote zasady teleportacji, po pierwsze musiałaś już kiedyś być w tym miejscu, by twój umysł miał zakodowane dane lokalizacji, po drugie musisz pamiętać jak to miejsce wygląda, by móc je sobie wyobrazić, a po trzecie miejsce w które chcesz się przenieść musi się znajdować w wymiarze w którym jesteś, ponieważ każdy wymiar ma inny rozkład, natężenie i siłę linii geomagnetycznych, a one mają wpływ na działanie magii.
- To nie ma sensu, gdy teleportowałam się po raz pierwszy, znalazłam się w miejscu, w którym wcześniej nie byłam.
- Musiałaś być i nieświadomie o nim pomyślałaś, póki nie opanujesz do końca tej zdolności może się zdarzać, że nie przeniesiesz się dokładnie w miejsce, w które chcesz, ale w jego okolice. Zapewne, przeniosłaś się w pobliże drogi którą szliśmy nad jezioro i poszłaś w złą stronę coraz bardziej się od niej oddalając.
- Chyba masz rację - przyznałam.
- Oczywiście, że mam - prychnął Loki - a teraz wyobraź sobie naszą kryjówkę i nas tam przenieś. Tylko zrób to bardzo dokładnie. Musisz stworzyć naprawdę silny obraz by się udało. Przywołaj do siebie najdrobniejszy szczegół i skup się na myśli, że chcesz się tam znaleźć - to powiedziawszy chwycił mnie za ramię - tylko osoby, lub przedmioty które trzymasz mogą się teleportować razem z tobą - wyjaśnił.
Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie kryjówkę, tak jak nakazał mi Loki, pomyślałam o tym, że bardzo chcę się tam znaleźć. Nagle poczułam, jak mój żołądek się zaciska i wywraca do góry nogami. Przez sekundę poczułam jakby moje ciało rozpadło się na miliardy atomów i ponownie złączyło. Gdy otworzyłam oczy byłam w kryjówce. Kręciło mi się w głowie i było mi przeraźliwie niedobrze. Nie miałam siły utrzymać się na nogach, więc upadłam na kolana i zwymiotowałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro