Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Trening z bogiem kłamstw

Noc przespałam wyjątkowo spokojnie jak na to w jakiej sytuacji się znajdowałam. Głównie dzięki magicznemu ogniu. Szczerze wolałabym się w ogóle nie budzić. Dopóki spałam byłam wolna od wszystkich problemów, a po przebudzeniu nie mogłam przestać myśleć o tym co mnie czekało. Nie ufałam Lokiemu, jednak musiałam. Był moją jedyną nadzieją.

- Wstawaj - powiedział jak zwykle chłodnym tonem. Stał tuż przede mną, przez co się wzdrygnęłam. Przez moje zamyślenie nie zobaczyłam jak się zbliża, a w dalszym ciągu mnie przerażał.

Szybko podniosłam się z ziemi i otrzepałam z kurzu ubranie. Niewiele to pomogło, bo nadal znajdowało się w opłakanym stanie. Wciąż miałam na sobie urodzinową sukienkę, która zdecydowanie nie nadawała się do warunków w jakich się znajdowałam. Do tego czułam się w niej dziwnie zwykle chodziłam w dżinsach i za dużych na mnie bluzach, a teraz byłam skazana na sukienkę, którą zakładałam tylko jak okazja tego wymagała.

Usłyszałam głośne prychnięcie Lokiego, więc podniosłam na niego wzrok i uniosłam pytająco brew.

- Daruj sobie. Chyba nie zamierzasz tak szukać drogi, a jak tego będzie wymagała sytuacja też walczyć.

- Nie wiem czy zauważyłeś, ale nie mam nic do przebrania - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Denerwowała mnie już kpina w jego głosie. On tylko uśmiechnął się jeszcze bardziej widząc moją irytację. Nie miałam pojęcia jak zniosę jego towarzystwo w najbliższych dniach. O ile będę jeszcze żyła - ta myśl pojawiła się w głębi mojego umysłu. Szybko ją odtrąciłem. Uda mi się - pomyślałam pewnie, starając się zagłuszyć wcześniejszą, przerażającą mnie myśl.

- Niech ci się nie wydaje, że to przysługa. Po prostu nie chcę zginąć przez twój niestosowny strój -
usłyszałam głos Lokiego i zobaczyłam u niego machnięcie ręki, z której posypały się zielone iskry.

Otoczyło mnie zielone światło i już po chwili miałam na sobie strój bardzo podobny do tego, który nosił czarownik. Mój jednak był czarno-niebieski, a nie tak jak u niego czarno-zielony. Do tego na mojej lewej  piersi znajdowała się mała naszywka przedstawiająca flagę Ameryki.

Na moich ustach pojawił się niekontrolowany uśmiech gdy ją zobaczyłam. Zauważyłam, że to bardzo miłe ze strony Lokiego. Ten szczegół sprawił mi dużą przyjemność, a on wcale nie musiał tego robić.

Chciałam mu podziękować, ale boga już przy mnie nie było. Znajdował się parę metrów dalej i szedł w jakimś kierunku.

- Ogarnij się, za chwilę zaczynamy trening. Zobaczymy czy jesteś, aż tak bezużyteczna na jaką wyglądasz - krzyknął nawet się do mnie nie odwracając, po czym niknął mi z pola widzenia.

****

Znajdowaliśmy się na dość dużej polance.   Otaczały nas wysokie drzewa. Gdyby nie mała, leśna ścieżka nigdy bym tutaj nie trafiła. Loki nie raczył na mnie zaczekać gdy wchodził do lasu. Chwilę błądziłam zanim ją znalazłam, przy okazji prawie zgubiłam się w lesie, na początku idąc w zupełnie inna stronę. Zastanawiałam się czy Loki nie zrobił tego celowo. Może taki był jego plan? Zgubić mnie w lesie i zostawić na pewną śmierć?

Gdy w końcu go znalazłam nakrzyczał na mnie, że jestem strasznie wolna i marnuję jego cenny czas bo z takimi ruchami nawet żółw byłby w stanie mnie zabić.

Teraz stał parę metrów ode mnie, a w jego prawej ręce lśnił długi sztylet. Pstryknięciem palców sprawił, że w mojej ręce pojawił się identyczny.

- Tym mamy walczyć ?! - spytałam nie ukrywając przerażenia. Widząc ostry sztylet, już miałam przed oczami jak Loki sieka mnie nim na kawałki.

- No raczej - odparł - a niby czego się spodziewałaś?

- No nie wiem... - zaczęłam niepewnie. Coś w jego głosie mi mówiło, że muszę teraz uważać na swoje słowa. Tym bardziej, że miał w rękach śmiercionośną broń - ...myślałam, że może...nie będzie prawdziwa...no wiesz...nie chcę żebyś mnie zabił, albo całą pociął. Wtedy ci się nie przydam.

Loki popatrzył na mnie z niedowierzaniem i równoczesnym współczuciem jakby miał styczność z małym dzieckiem, które niczego nie rozumie. W mgnieniu oka pojawił się tuż przede mną i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować jego sztylet przeszył moje ramię. Krzyknęłam z bólu, łapiąc się za obficie krwawiącą ranę. Ból był nie do opisania. Krew spływała po mojej ręce brudząc trawę. Nie miałam jak ją zatamować.

- Dlaczego to zrobiłeś?! - powiedziałam cicho dławiąc się łzami. Chciałam na niego nakrzyczeć, ale potrafiłam wydobyć z siebie jedynie szept.

Nic nie odpowiedział. Patrzył na mnie z wyczekiwaniem. Nie wiedziałam co robić. Czułam, że przez utratę krwi zaraz zemdleję. I w tym momencie ból ustał, a krew przestała się sączyć z rany. Popatrzyłam na to ze zdziwieniem. Na mojej skórze nie została nawet mała ranka. Jedyną oznaką tego, co się stało była krew i poszarpany materiał na moim ramieniu. Loki wyglądał na zadowolonego.

- Żeby ci pokazać, że nie potrzebujemy zabawkowej broni - odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie. - Póki nie postanowię cię zabić specjalnie nic ci się nie stanie. A jak ustaliliśmy, narazie jesteś mi potrzebna, więc nie masz się czym martwić.

- Mogłeś mi po prostu powiedzieć! - tym razem udało mi się krzyknąć.

- No co ty? I miała mnie ominąć taka zabawa? - zaśmiał się szyderczo. Nienawidziłam go. I pomimo, że czasami zachowywał się jak człowiek nie był nim. Był potworem. Trzymał mnie przy życiu tylko dlatego, że mogłam mu się przydać.

Nadal byłam w szoku.
Wiedziałam o tym, że mój organizm szybko się leczy, ale wciąż było to dla mnie nowe. Nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić do moich zdolności, dlatego gdy moja rana znów się zaleczyła byłam prawie tak samo zdziwiona jak za pierwszym razem. Z zamyślenia wyrwał mnie Loki.

- Możemy zaczynać? - bardziej stwierdził niż spytał.

Kiwnęłam niepewnie głową  i podniosłam z ziemi sztylet. Upadł mi wcześniej gdy zostałam raniona w rękę, teraz mocno go w niej trzymałam. Wyprostowałam się i czekałam, aż Loki wykona jakiś ruch.

- Zaatakuj mnie - powiedział unosząc wyżej sztylet.

- Co? - zdziwiłam się. Myślałam, że to on wykona pierwszy ruch. W końcu ja nic nie potrafiłam, więc jak miałam go zaatakować?

- No zrób to. Wyobraź sobie, że jestem wielkim potworem, który chce cię zabić i pokaż mi co byś wtedy zrobiła. Muszę wiedzieć jakie są twoje umiejętności, o ile jakiekolwiek masz.

„Nic nie muszę sobie wyobrażać" - pomyślałam i zbierając w sobie całą odwagę, którą posiadałam rzuciłam się na niego.

Próbowałam go zranić w jakikolwiek sposób, jednak gdy już padałam z wysiłku, ostrze nadal, nawet na sekundę nie zbliżyło się do ciała czarownika.
Odbijał każdy mój atak bez najmniejszego wysiłku. Poruszał się z niezwykłą gracją, a wszystkie jego ruchy były płynne i przemyślane. Sztylet był dla niego jak przedłużenie ręki, współgrał z nim idealnie. Cieszyłam się, że Loki mnie nie atakuje, a jedynie się broni. Jego umiejętności były niezwykłe i nie miałam z nim żadnych szans. W pewien sposób czułam do niego podziw, nie każdy był mistrzem w tym co robił, a on był. Spróbowałam ostatni raz go zaatakować, jednak przez zmęczenie moje ruchy stały się nieudolne i gdy mój sztylet zmierzył się z tym należącym do czarownika wypuściłem go z ręki, a on z głuchym dźwiękiem upadł na trawę. Wtedy Loki, przestał bezsensownie się bronić i uderzył mnie sztyletem w głowę, z taką mocą, że upadłam na ziemię tracąc przytomność.

****

Obudziłam się, wciąż mając mroczki przed oczami. Podniosłam się i poczułam pulsujący ból w miejscu uderzenia.

- To nie ma sensu - powiedziałam do siebie pod nosem, masując bolące miejsce  - rany mi się goją, a głowa mnie boli od zwykłego uderzenia.

- To ma więcej sensu niż ci się wydaje - usłyszałam głos tuż za mną.

Odwróciłam się i zobaczyłam sztylet wyciągnięty w moją stronę. Myślałam, że Loki znów chce mnie nim przebić, więc instynktownie odskoczyłam do tyłu. Gdy zobaczyłam, że czarownik mi go podaje, pochyliłam głowę zażenowana i wzięłam ostrze do ręki.

- Leżałaś nieprzytomna tylko pięć minut - kontynuował niewzruszony - gdyby nie twoje „zdolności" - powiedział z naciskiem na ostatnie słowo - pewnie leżałabyś tak do końca dnia, albo dłużej.

- Tylko pięć minut? - zdziwiłam się tym co od niego usłyszałam. Wydawało mi się, że byłam nieprzytomna o wiele dłużej.

- Nie zamierzam się powtarzać - powiedział ze znudzeniem - ból powinien minąć za chwilę. 

Jak na potwierdzenie jego słów ból stał się znacznie mniejszy, a dzięki szybkiej regeneracji wszystkie moje siły wróciły i znów byłam gotowa do ćwiczeń.

- Możemy kontynuować - powiedziałam z determinacją w głosie. Zacisnęłam pewniej dłoń na sztylecie i przygotowałam się do ataku.

- Poczekaj - powstrzymał mnie głos Lokiego - przede wszystkim źle to robisz - podszedł do mnie i złapał za nadgarstek u ręki, w której trzymałam sztylet. Jego uścisk był silny i przeraźliwie lodowaty. Wzdrygnęłam się. Loki chyba to poczuł, bo lekko zelżył uścisk - musisz trzymać go wyżej - mówiąc to ustawił moją rękę we właściwej pozycji - bardziej zegnij łokieć i wyprostuj się - nakazał, co szybko uczyniłam - teraz wystaw lewą nogę do przodu. Gdy atakujesz staraj się przenieść na nią ciężar, twoje ruchy będą wtedy pewniejsze - kiwnęłam głową ze zrozumieniem i zrobiłam jak powiedział. Oddalił się na odległość dwóch metrów puszczając mój nadgarstek. Poczułam ulgę gdy się oddalił. Zlustrował mnie wzrokiem i pokiwał twierdząco głową - teraz jest dobrze.

Czarownik przybrał tą samą postawę gotów do ataku.

- Co teraz? - spytałam i zobaczyłam u niego błysk w oku.

- TERAZ cię zaatakuję, a ty pokażesz mi jak się bronisz.

Nie zdążyłam nawet wyrazić sprzeciwu, gdy zostałam zaatakowana.

Z trudem odbiłam pierwsze uderzenie.  Po nim nastąpiło kolejne, które w ostatniej chwili zablokowałam. Przy trzecim nie miałam jednak tyle szczęścia. Nie zdążyłam nawet podnieść sztyletu, gdy ostrze drasnęło mnie w przedramię. Syknęłam i popatrzyłam w to miejsce. Rana była spora, ale przez to, że była płytka zniknęła niemal od razu.

- A więc... - Loki westchnął zrezygnowany i zaczął mi dawać serię rad  dotyczącą trzymania sztyletu, tego jakie ruchy mam wykonywać i jak przenosić ciężar ciała. Gdy skończył znów mnie zaatakował i o dziwo poszło mi o wiele lepiej. Stosując się do jego rad byłam szybsza i mniej wysiłku sprawiało mi posługiwanie się sztyletem. Loki już nie ranił mnie tak często jak na początku, z czego byłam niezwykle zadowolona.

Po zakończonym treningu cały mój strój był pocięty, na mojej skórze nie było jednak nawet draśnięcia. Loki naprawił go pstryknięciem palców i wspólnie wróciliśmy do naszej kryjówki chronionej zaklęciami. Czarownik znów wyczarował ogień przy którym teraz siedzieliśmy w kompletnej ciszy.

Zaczęłam myśleć o dzisiejszym dniu. Loki okazał się być dobrym, choć przerażającym i nienormalnym nauczycielem. W ciągu jednego dnia nauczył mnie wielu przydatnych rzeczy. Na początku w to nie wierzyłam, ale jego lekcje mogły okazać się przydatne. I choć nadal nie chciałam marnować czasu na treningi i wolałabym szukać wyjścia z krainy, doszłam do wniosku, że Loki ma rację i nie jestem jeszcze na to gotowa.

- Kiedy wyruszymy szukać drogi powrotnej? - spytałam przerywając ciszę.

- Za trzy tygodnie - odpowiedział - do tego czasu powinnaś już stać się mniej bezużyteczna i nie zagrażać, aż tak powodzeniu naszej misji. Do tego czasu będziemy ciężko trenować i spróbuję znaleźć jakoś sposób na wykorzystanie wszystkich twoich zdolności.

- Ale ja nie mam ich więcej - zaprzeczyłam szybko - tylko regenerację.

- Nie sądzę. Twój ojciec, o ile mi wiadomo, ma ich więcej i nie sądzę byś odziedziczyła tylko jedną z nich.

- Może masz rację...sama nie wiem.

- Nie ważne. Idź już spać. Jutro trening zaczynamy wcześniej - odszedł w kierunku upodobanego przez siebie kamienia, a ja zostałam sama przy ognisku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro