Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Sposób na powrót do domu

Przez resztę dnia nie wchodziłam Loki'emu w drogę. Bałam się, że coś mi zrobi jak mnie zobaczy, dlatego postanowiłam mu nie przeszkadzać. On zajął się rzucaniem zaklęć ochronnych i kamuflujących wokół naszej „kryjówki", a mi pozostawało patrzenie jak to robi. Nie ukrywam, bardzo mnie to zainteresowało. Nigdy nie miałam styczności z magią, dlatego dla mnie było to niesamowite. Trochę denerwowało mnie, że nie mogę się na nic przydać, ale wolałam nie kusić losu pytając czy mogę jakoś pomóc.
Postanowiłam wdrapać się na jedno z drzew. Musiałam jakoś odizolować się od wściekłego boga i w spokoju pomyśleć. Rozejrzałam się, poszukując idealnego drzewa. Nie mogło być, ani za wysokie, ani za niskie. Szybko znalazłam właściwe i o dziwo z łatwością na nie weszłam. Ułożyłam się w miarę wygodnie na gałęziach i spojrzałam na czerwone niebo. Miałam wreszcie czas na zastanowienie się nad swoją sytuacją. Po pierwsze : znalazłam się na dziwnej planecie, pełnej krwiożerczych potworów. Po drugie : utknęłam tu z seryjnym mordercą, będącym jednocześnie moją jedyną nadzieją na przetrwanie. Po trzecie : nie wiedziałam jak wrócić do domu. Gdy wszystko zaczęło się układać musiał się pojawić jakiś wariat i mnie porwać! Nie mogłam uwierzyć w swojego pecha! Wiedziałam jedno. Loki nie może mieć racji i z tej krainy musi być jakieś wyjście. Jakoś się tu znaleźliśmy, więc musi być wejście, a gdzie wejście tam i wyjście. Ale co dalej? Nawet jeśli da się wydostać z tego miejsca, jak wrócę do domu? Wiem, że bez Loki'ego nie dam rady i choć jest najbardziej znienawidzoną przeze mnie osobą potrzebuję go.

Usiadłam na gałęzi i odszukałam boga wzrokiem. Nadal rzucał zaklęcia. Chyba naprawdę się bał, skoro dopracowywał osłonę do perfekcji. Wyglądał na zmęczonego, ale nie było mi go szkoda. Sam nas w to wpakował, zasługiwał na o wiele więcej niż zmęczenie. Przeniosłam swój wzrok na niebo, które trochę poszarzało. Słońce powoli zachodziło, a temperatura zaczęła znacznie się obniżać. Chyba Loki też to zauważył, bo skończył pracę i zaczął obchodzić teren sprawdzając efekty swojej pracy. Zrezygnowana uznałam, że najlepiej będzie jak pójdę już spać i jutro z nim porozmawiam.

**********

Długo próbowałam zasnąć, jednak sen nie przychodził. Było to spowodowane głównie dzisiejszymi wydarzeniami, ale też stale spadającą temperaturą. Nie minęło dużo czasu gdy zaczęłam trząść się z zimna. Wiedziałam, że jeśli tak dalej pójdzie zamarznę. Choć bardzo tego nie chciałam wstałam i powoli zaczęłam schodzić z drzewa. Było to bardzo trudne, bo ręce i nogi miałam zdrętwiałe, ale udało mi się. Zaczęłam powoli iść do kamienia na którym siedział Loki. Bóg wyglądał jakby niska temperatura wcale mu nie przeszkadzała. Gdy do niego podeszłam byłam już bliska zemdlenia.

— Zimno tu — powiedziałam najbardziej obojętnym tonem na jaki było mnie stać, jednak nie udało mi się ukryć drżenia.

— A co mnie to obchodzi? — spytał oschle.

— Zamarznę w takiej temperaturze — obraz zaczął mi się rozmazywać przed oczami.

— To nie moja sprawa.

— A powinna być, to przez... — nie dokończyłam, bo wszystko zaczęło wirować. Zachwiałam się i upadłam na ziemię tracąc przytomność.

***********

Obudziłam się czując przyjemne ciepło. Próbowałam otworzyć oczy, jednak nie pozwoliło mi na to mocne światło. Odczekałam chwilę aż się przyzwyczaję i powoli usiadłam. Przed sobą zobaczyłam płonące na zielono ognisko, a za nim siedzącego na ziemi Lokiego. Przetarłam oczy, czym zwróciłam na siebie jego uwagę.

— Radziłbym ci nie wstawać, dopiero co zemdlałaś. Następnym razem nie będę cię ratował — powiedział oschle patrząc na mnie zimnym wzrokiem.

— A jednak nie pozwoliłeś mi umrzeć — mimo wszystko się do niego uśmiechnęłam.

Może nie jest, aż taki zły jak wszyscy uważają? Mógł mnie zostawić, a jednak mi pomógł.

— Dziękuje — dodałam po chwili.

Przez moment zobaczyłam, że jest lekko zdezorientowany, jednak szybko to ukrył.

— Nie przyzwyczajaj się — powiedział patrząc w ogień — noce są tu zimne i dwa razy dłuższe niż dzień, zacznij sobie radzić sama, bo ja nie mam zamiaru ci pomagać.

Nie wiedziałam czy to dobry pomysł, bo nie chciałam zdenerwować czarownika, jednak uznałam, że to najlepszy moment by spytać go o wyjście. Wzięłam głęboki wdech i zebrałam w sobie odwagę by zadać pytanie.

— Mówiłeś, że stąd nie ma wyjścia, ale...

— Bo nie ma — wtrącił przerywając mi.

Zdenerwował mnie tym, jednak postanowiłam kontynuować.

— ...ale ja myślę, że gdzieś jest. Skoro jest tu wejście to jest i wyjście. Nie ma takiej opcji, że tu utknęliśmy — popatrzyłam na niego wyczekując odpowiedzi.

Dopiero po jakimś czasie zaszczycił mnie spojrzeniem, wcześniej myśląc nad moimi słowami.

— Jest wyjście, ale dostanie się do niego, a co dopiero przejście przez nie jest niemożliwe, dlatego łatwiej założyć, że po prostu go nie ma — powiedział bawiąc się zielonym światłem między swoimi palcami.

Na jego słowa pojawiła się we mnie iskierka nadziei na powrót do domu.

— Czyli jest wyjście! — ucieszyłam się.

Loki popatrzył na mnie krzywym wzrokiem.

— Czy ty słyszałaś co mówiłem? NIE DA SIĘ STĄD WYJŚĆ! — powiedział podkreślając ostatnie zdanie.

— Musimy spróbować! — nie mogłam tracić nadziei. Nie teraz gdy wiedziałam, że jest jakaś szansa.

— My?! Ty mnie chyba nie rozumiesz?! To jest niewykonalne! — podniósł głos zdenerwowany moją upartością.

— Chcesz tu zostać?! — zdziwiła mnie jego postawa — Widziałam z jaką desperacją rzucałeś zaklęcia ochronne. Boisz się stworzeń, które tutaj są.

— Ja NICZEGO się nie boję — wysyczał jadowicie, jednak w jego zielonych tęczówkach zobaczyłam cień niepewności —ale nie chcę tu zostać — powiedział po chwili ściszonym głosem.

— Czyli zgadzasz się???

— Tak, ale jak mnie będziesz denerwować to cię zabiję, albo zostawię gdzieś po drodze —powiedział poważnym tonem, przez co się zaśmiałam.

— Oczywiście — uśmiechnęłam się — to kiedy ruszamy?! — spytałam chcąc wstać, jednak zakręciło mi się w głowie, wiec znów usiadłam na ziemi.

Tym razem to Loki zaśmiał się drwiąco.

— Nie jesteś gotowa. Nie umiesz walczyć, ani się obronić. Ja ci nie będę pomagał, muszę dbać o własne życie, które jest zdecydowanie cenniejsze od twojego.  Tutaj jesteśmy bezpieczni, więc nigdzie się nie ruszymy, póki  nie będziesz już stanowiła dla nas zagrożenia.

— Nie muszę umieć walczyć, dam sobie radę — oburzyłam się

— Musisz — odpowiedział stanowczo.

— Co ci zależy?! Tobie i tak bez różnicy czy zginę!

Zaśmiał się ponownie, co mnie jeszcze bardziej rozzłościło.

— Przydasz mi się żywa — powiedział — gdy już znajdziemy wyjcie będzie trzeba je przetestować.

Popatrzyłam na niego wściekłym wzrokiem, jednak nic nie powiedziałam. Nie chciałam, żeby zmienił zdania co do pomocy mi.

— Nauczysz mnie walczyć? — spytałam, chcąc się uspokoić.

— Tak, ale to jutro — odpowiedział — noce są tu dla ciebie za zimne, tylko mój magiczny ogień trzyma cię przy życiu. Lepiej idź już spać — poradził i odszedł od ogniska w miejsce gdzie siedział zanim zemdlałam.

Zdziwiło mnie to trochę. Ja na jego miejscu zostałabym przy ognisku zamiast marznąć. Położyłam się na ziemi i próbowałam zasnąć. Myślałam o tym co ma się stać następnego dnia. Nie umiem walczyć. Nigdy nawet nie byłam dobrze wysportowana. Nie miałam pojęcia jak Loki ma zamiar mnie tego nauczyć, ale wiedziałam, że nie będzie to łatwe. Zaczęłam też myśleć o tacie. Ciekawe czy mnie szuka? Napewno się martwi. W jednej chwili zrobiło mi się go szkoda. Napewno nie wie gdzie jestem, nie życzyła bym tego żadnemu rodzicowi. Sprobowałam wyciszyć umysł i zasnąć. Po jakieś godzinie w końcu mi się to udało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro