Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Spotykam Avengers cz.1

Minęło południe, co znaczyło, że za niedługo jadę z tatą do tajnej bazy Avengers.

Myśl o wizycie w siedzibie bardzo mnie stresowała. Denerwowałam się tym jak inni mnie przyjmą.

Nie zmieniało to jednak faktu, że nie mogłam się doczekać, aż ich poznam. Nie sądziłam, że będzie mi dane poznać którego kolwiek z nich, a nie dość, że poznałam już jednego, to do tego był to mój tata.

Gdy myślałam o czekającym mnie spotkaniu, mój żołądek się zaciskał.

Na szczęście, nie musiałam długo czekać, bo po chwili zawołał mnie Steve. Zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy i szybko zbiegłam na dół.

- Chodź, strasznie się wleczesz - powiedział  tat, widząc jak idę powoli w jego kierunku.

- Przecież idę - powiedziałam patrząc na niego z politowaniem.

Gdy wyszliśmy z domu, Steve zamknął drzwi i wyminął mnie idąc w stronę garażu.

- Co robisz? - spytałam zaciekawiona.

- Szybciej będzie jak pojedziemy - to mówiąc otworzył garaż i wyprowadził z niego motor.

- Łał, nie mówiłeś, że masz motor- stwierdziłam zdziwiona widokiem pojazdu.

- Bo nigdy o to nie pytałaś - mówiąc to wyciągnął dwa kaski i podał mi jeden, po czym sobie założył drugi i wsiadł na motor.

Szybko zapiełam swój i usiadłam na miejscu za tatą. On odpalił motor i ruszyliśmy. Przyznam, że na początku trochę się bałam, ale po chwili strach, zastąpiła radość, którą sprawiała mi jazda.

Jechaliśmy już jakiś czas. Okazało się, że siedziba znajduje się na obrzeżach miasta. Nie sprawiało mi to jednak problemu, bo miałam okazję zobaczyć większą część Nowego Jorku. Poza tym, dawno nigdzie nie jechałam. Była to miła odmiana.

Po paru minutach dojechaliśmy na miejsce.

Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to wielkość budynku. Domyślałam się że będzie duży, ale nie aż tak.

Zatrzymalismy się na parkingu i zeszliśmy z pojazdu.

Musiało to wyglądać  dość komicznie, bo ku mojemu zdziwieniu obok nas stał sporej wielkości statek.

Byłam bardzo zdumiona jego widokiem, ale gdy Steve to zobaczył zaśmiał się i powiedział żebym nie zwracała na to uwagi. Chciałam coś dodać, ale po chwili namysłu tylko kiwnełam głową i ruszyłam za tatą w kierunku wejścia.

Po chwili zatrzymaliśmy się przed wielkimi, szklanymi drzwiami, a Steve nachylił się nad framugą. Przez moment jego twarz pokryło czerwone światło, które po chwili zgasło, a drzwi się otworzyły.

- To skaner siatkówki - powiedział Steve uprzedzając moje pytanie.

- Jasne - odparłam starając się ukryć zafascynowanie sprawione pobytem w tym miejscu.

Weszlismy do środka, a drzwi same się za nami zamknęły.

Wnętrze siedziby prezentowało się bardzo efektownie. Wysokie sklepienie, przeszklone ściany i duża przestrzeń nadawały bardzo nowoczesnego wyglądu.

Na korytarzu znajdowało się parę osób w czarnych garniturach, ale nikt nie zwrócił na nas uwagi. Wszyscy byli zajęci rozmowami w słuchawkach lub przeglądaniem papierów.

Steve zatrzymał się przy windzie i wcisnął przycisk.

- I jak ci się podoba siedziba? - spytał zabijając czas podczas czekania na windę.

- Wszystko wygląda niesamowicie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Tak myślałem, że Ci się tu spodoba- stwierdził, po czym po krótkim namyśle dodał - dla mnie jest tu trochę zbyt nowocześnie. Wiesz jak jest.

Zaśmiałam się słysząc jego słowa, a on mi odpowiedział tym samym.

W tym momencie podjechała winda. Wsiedliśmy do niej i Steve wcisnął odpowiedni przycisk. Natychmiast ruszyła zatrzymując się na trzecim piętrze. Wysiedliśmy z niej, kierując się przed siebie korytarzem.

Na jego końcu znajdowały się szerokie ( również szklane) drzwi.
Za nimi widać było całkiem duże pomieszczenie, jak mi się zdawało salon.

Pokój był w bardzo nowoczesnym stylu, jak reszta budynku. Jedna ściana była przeszklona, a pozostałe w jasno beżowym kolorze. Na jednej z nich znajdował się wielki telewizor, a na przeciwko niego duża sofa. Znajdował się tam też stolik, barek i lodówka.

W pokoju znajdowała się tylko jedna osoba, którą od razu rozpoznałam. Była nią Czarna Wdowa, pochłonięta przeglądaniem zawartości jasnożółtej teczki.

Weszlismy do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Kobieta zauważając naszą  obecność, oderwała wzrok od swojej czynności i zwróciła go na nas.

Gdy tylko na mnie spojrzała, uśmiechnęła się ciepło i zwinnym ruchem poderwała z kanapy.

- Cześć, ty pewnie jesteś Page - powiedziała gdy do nas podeszła.

Byłam bardzo onieśmielona jej osobą. Zawsze podziwiałam to, jaką silną jest kobietą.

W odpowiedzi skinęłam jej niezdarnie głową, bo ze stresu trudno mi było coś odpowiedzieć.

- Ja jestem Natasha, miło cię wreszcie poznać- mówiąc to podała mi rękę, którą lekko uścisnęłam. 

Poczułam się już trochę pewniej więc zapytałam:

- Jak to wreszcie?

- Steve cały czas o tobie opowiadał, ale niestety nie mogłaś się z nami spotkać, dopóki nie powiedział ci prawdy. Całe szczęście, że nie musi już tego przed tobą ukrywać i mogę cię poznać. Nawet nie wiesz jak się z tego cieszę - skończyła mówić, miło się uśmiechając.

- Ciebie też miło widzieć Nat - usłyszałam głos zza swoich pleców.

Natasha oderwała ode mnie wzrok i popatrzyła na Steve'a przepraszającym wzrokiem.

- Och, cześć Steve. Zupełnie o tobie zapomniałam - powiedziała po czym wróciła wzrokiem na mnie. - Jest do ciebie bardzo podobna - stwierdziła znów patrząc na Steve'a.

- Wiem - uśmiechnął się patrząc na mnie.  - Wiesz gdzie jest reszta? - spytał Natashe.

- Szczerze powiedziawszy nie - odparła, odruchowo rozglądając się po pokoju.

Jak na zawołanie drzwi po drugiej stronie pokoju ( których wcześniej nie zauważyłam) otwarły się, a przez nie wszedł Tony Stark.

- Cześć wszystkim! - rzucił luźno gdy nas zobaczył, po czym skierował się do barku i wyciągnął z szafki szampana.

Wszyscy patrzyliśmy jak go odkręca i nalewa sobie do kieliszka.

- No co? - spytał gdy zobaczył, że na niego patrzymy - Też chcecie? - mówiąc to pokazał na szampana.

Steve popatrzył na niego z politowaniem, więc zwrócił się tym razem do mnie.

- A ty nie chcesz?

Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć odezwał się Steve.

- Stark! Ona jest niepełnoletnia! - mówił to z pełną powagą.

- Nie spinaj się tak staruszku, tylko żartowałem - odpowiedział żartobliwym tonem.

- Mnie to jakoś nie śmieszy - odparł oburzony Steve, jednak on już nie zwracał na niego uwagi.

Odwrócił się w moim kierunku, lustrując mnie uważnie wzrokiem.

- Page, prawda? - mówiąc to, podszedł do mnie i pocałował moją dłoń.

- Tak, panie Stark - odpowiedziałam śmiejąc się z jego zachowania.

- Mów mi Tony - poprawił mnie od razu. - Szczerze mówiąc, myślałem, że nie istniejesz i, że mrożonka sobie ciebie wymyślił... - zaczął mówić dość dziwnym tonem. Zorientowałam się o co mu chodzi dopiero jak Steve przybrał kolor dojrzałego pomidora i chciał coś powiedzieć, ale powstrzymała go Natasha.

- Steve, odpuść... A ty Stark, mógłbyś sobie darować! Zachowujesz się jak małe dziecko!

- OKEJ...  - odpowiedział unosząc dłonie w geście obronnym - tylko mnie nie zabijaj... - zaśmiał się, jednak gdy zobaczył morderczy wzrok agentki, mina mu zrzedła i bez słowa wrócił do popijania szampana.

Nastała między nami dosyć niezręczna cisza, która trwała już dłuższy czas.

W końcu postanowiłam ją przerwać.

- To kiedy poznam resztę? - zadałam pytanie, nie kierując go do nikogo konkretnego.

- Najwcześniej jutro, większość jest aktualnie w terenie - odpowiedział mi Tony, a po chwili dodał - Może chcesz zobaczyć swój pokój?

- Jak to? - spytałam.

- Normalnie, jak będziesz tu mieszkać to chyba musisz mieć własny pokój.?

- Jasne - odpowiedziałam zaciekawiona - z chęcią go zobaczę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro