11. Poznaję prawdę
Od zawsze sądziłam, że w moim życiu nie wydarzy się nic niezwykłego, że to spotyka innych ludzi. Nigdy bym nie pomyślała, że mnie!
A tymczasem siedzę na kanapie z moim tatą, który zaledwie sekundę temu powiedział mi, że jest Kapitanem Ameryką.
Takie rzeczy nie przydażają się normalnym ludziom... No właśnie.
Ja nie byłam normalna. Do tego cała ta sytuacja mnie przerastała. To był za duży natłok informacji w przeciągu godziny. Nie wiedziałam nawet jak mam na to wszystko zareagować. To była dla mnie zupełnie nowa i niespodziewana sytuacja.
Od pamiętnych słów : "jestem Kapitanem Ameryką", minęło parę minut, a ja nadal nie umiałam ułożyć sensownego zdania w którym wyraziłabym to co czuję. Nic nie mówiłam. Po prostu patrzyłam się ślepo przed siebie, próbując znaleźć tam odpowiedzi na wszystkie moje pytania.
- Łał...no tego się nie spodziewałam...- to jedyne słowa na które było mnie stać po tak długiej ciszy.
Steve nic mi nie odpowiedział, tylko objął mnie i mocno do siebie przytulił. Bez zastanowienia od razu zrobiłam to samo. Ten prosty gest znaczył dla mnie więcej niż jakiekolwiek słowa. Po prostu tyle mi wystarczało, żeby się uspokoić i na chwilę zapomnieć o wszystkich zmartwieńach.
- Czemu wcześniej mi nie powiedziałeś? - spytałam będąc już spokojniejsza.
- Wybacz, nie mogłem cię narażać... wiem, że zasługiwałaś na prawdę... naprawdę mi przykro...
- Nie martw się... Rozumiem, że to dla mojego dobra. Nie zrobiłeś nic złego - uśmiechnęłam się do niego ciepło, dając mu do zrozumienia, że nie mam do niego pretensji.
Po chwili coś sobie uświadomiłam. To, że mój tata był bohaterem usprawiedliwiało jego zdolności. Ja natomiast byłam zwykłą, chodzącą jeszcze do szkoły nastolatką. Nie byłam godna posiadania jakichkolwiek mocy. Byłam niewyjaśnionym zjawiskiem. Czymś co w ogóle nie powinno się zdarzyć.
- Jestem dziwakiem... - stwierdziłam z żalem i odrazą do samej siebie.
Steve popatrzył na mnie z zatroskaną miną.
- Ej, nawet tak nie myśl. To nie jest prawda. Jesteś wyjątkowa i nie ma w tym nic złego. To tylko od ciebie zależy jak to wykorzystasz - uśmiechnął się pocieszająco i jeszcze raz mnie przytulił.
Po chwili odsunął się i popatrzył na mnie z troską.
- Wyglądasz strasznie. Musisz być okropnie wyczerpana, to na pewno był dla ciebie bardzo stresujący dzień. Może pójdziesz się już położyć? Z pewnością dobrze ci to zrobi.
- Wiesz... chyba masz rację. Nie czuję się najlepiej - wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi. Odwróciłam się tuż przed wyjściem.
- Dziękuję... Za wszystko.
•••
Ta noc nie była dla mnie spokojna. Śniły mi się koszmary o których wolałabym zapomnieć. Rano obudziłam się bardziej zmęczona, niż dzień wcześniej. Do tego miałam straszny ból głowy.
Spojrzałam na zegarek. Była 7:00, wiedziałam, że już nie zasnę, a nawet jeśli to tego nie chciałam. Wstałam ospała z łóżka i poszłam wziąć zimny prysznic. Niestety nic mi nie dał, bo dalej czułam się fatalnie. Zeszłam do salonu w poszukiwaniu czegoś na ból głowy.
- Cześć, co tak szybko wstałaś? - na dole zastałam Steve'a. Nie zdziwiło mnie to, zawsze wstawał rano pobiegać. Ze mną było wręcz odwrotnie, rzadko zdarzało się mnie zobaczyć przed jedenastą.
- Nie mogłam spać. Masz coś przeciwbólowego? - Steve pogrzebał chwilę w szafce i rzucił mi opakowanie tabletek.
- Powinno pomóc.
- Dzięki - od razu wyjęłam jedną tabletkę i ją połknęłam. - Jaki sens ma zdolność do szybkiej regeneracji skoro i tak mogę być chora? - spytałam z nutką ironi w głosie. Słysząc to Steve, uśmiechnął się pod nosem.
- Wiesz... nie można mieć wszystkiego, ale za to chorowanie zdarza się bardzo rzadko. A jeśli już to nigdy nie jest nic poważnego. Od II wojny światowej moją najpoważniejszą chorobą był katar, a od tego się nie umiera - zaśmiał się i poszedł zrobić sobie kawę.
- I wszystko jasne... - odparłam pod nosem i poszłam włączyć telewizję.
Po chwili dołączył do mnie Steve, wręczając mi kanapki i kubek kakao.
- Po południu wychodzimy - powiedział jedząc swoje śniadanie.
- Gdzie? - spytałam zdziwiona. Zdecydowanie nie miałam ochoty na wychodzenie z domu.
- Zabieram cię ze sobą do pracy.
- Co? - szczerze się tego nie spodziewałam.
- Wszyscy chcą cię poznać, a skoro już wiesz kim jestem to nic nie stoi na przeszkodzie.
- Czyli poznam Avengers? - spytałam podekscytowana.
- Tak.
- Wszystkich?
- No.
- Nie wierzę! Idę się przygotować - przytuliłam go szybko i wyszłam z pokoju.
- Ale... mówiłem, po południu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro