XVI
•Dzwonek Polny•
Przemiana była... ciekawym doznaniem. Ból był straszny. Czułam, jak każda komórka w moim ciele przeżywa katusze. Raz było to jak oparzenie, innym razem jak głęboka rana po srebrze, za to potem pojawił się nawet ból psychiczny, który jednak szybko ustępował. Gdy się wszystko skończyło, poczułam ulgę, błogość, lekkość, bezpieczeństwo. Nigdy tego jeszcze nie odczuwałam, chciałabym jeszcze trwać w tych odczuciach, tylko zostałam przywrócona do rzeczywistości.
Obecnie siedziałam w kuchni, jedząc naleśniki. Sam jeszcze spał, więc miałam wszystko dla siebie. Bo kto normalny wstaje o piątej rano na śniadanie? Ja. Aniołeczek jest chyba bardziej zmęczony ode mnie. Śpi jak suseł i gdy spadły mi z hukiem garnki, swoją drogą kto normalny daje je na samą górę szafki, on nawet nie drgnoł. Skąd to wiem? A stąd że potem poszłam do jego pokoju. Cwaniak palcem nie kiwnoł, ale trzeba przyznać. Wygląda uroczo jak śpi.
Najedzona, oglądałam Netfxa. Tylko, że po Polsku. W ciąż wolę filmy w tym języku. Żarty w dialogach są często lepiej przetłumaczone. A tak po za tym wkurzę trochę Sama. Założę się, że to nie rozumie. Co dla mnie jest na korzyść.
Z rozmyślania i oglądania, przerwał mi dźwięk kroków na korytarzu. Jaśnie królewicz wstał. Odwróciłam głowę w jego stronę i zamarłam. To nie był Sam, tylko Aron. Zamknęłam oczy, po czym wzięłam głęboki wdech. Patrzył na mnie. Czułam to całą sobą. Wypalał we mnie jebaną dziórę.
- Cześć Aron- Tylko to zdołałam wydusić. Wokół niego przeistaczała się aura Alfy. Nie wróży to nic dobrego.
- Cześć- zaśmiał się- Tylko tyle? Z resztą Ty tego nie zrobiłaś- Chciałam coś powiedzieć ale brnął dalej.- Ty nie rąbłaś mnie cegła i nie schowałaś mnie do schowka na szczotki!- Wrzasnoł.
- To była patelnia- Nie zdążyłam się ugryść w język. Chłopak popatrzył na mnie nie dowieżając.
- Jeszcze lepiej!- Warknął z pretensjami.- A teraz gadaj gdzie jest Sam! Nogi mu z dupy powyrywam, jak księżyc kocham.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo machnął ręką i udał się na piętro. O dziwo trafił do niego za pierwszym razem. Jeszcze zanim tam weszłam, słyszałam krzyki. Przyspieszyła kroku, a w sumie to nawet biegłam, po tych zasranych schodach.
W progu zobaczyłam, jak Aron trzyma blondyna za koszulkę i celuje pięścią w jego twarz. Nie wiem co mną kierowało, ale podbiegłam do niego, po czym pogłaskałam po ramieniu. Co mnie naszło? Nie wiem. Czy pomogło? Jak i owszem. Wilczek od razu się rozliźnił i puścił mojego przyjaciela. Za to ja odsunęłam się cztery kroki do tyłu.
Sam popatrzył na mnie i jego twarz od razu zbladła. Pokazał palcami na punkty na głowie. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Aron też na niego patrzył nie rozumiejąc. Pobiegłam do łazięki, myśląc że jestem brudna. To co zobaczyłam w odbiciu, to no nie. Miałam dwa czarne rogi. Co jest do cholery!? Szybko sobie wyobrażałam, że ich niema. Skoro to działa na skrzydła i wliczą postać, to czemu miało nie zadziałać? Na szczęście zaczęły maleć, zostawiając tylko dwie czarne krobki na skórze we włosach. Czyli jednak nie do końca się tego poz będę. Odetchnęłam z ulgą, że chociaż ich nie widać. Chwała gęstym włosom! Szkoda tylko, iż ombre zostało. Na szczęście to najłatwiej wytłumaczyć.
Wyszłam z łazięki, w salonie spotkałam tylko Arona. Sama dostrzegłam na ganku. Przynajmniej tyle. Szłam z zamiarem porozmawiania z przyjacielem, ale po drodze usłyszałam chrząchnięcie ze strony czarnowłosego. Pięknie. Skierowałam się w jego stronę. Wskazał na miejsce obok siebie, tylko że ja wolałam usiąść na fotelu jak najdalej od niego. Trochę się to teraz boję i chciałam zachować środki ostrożności, co spotkało się z warknięciem z jego strony. Nie zachowywał się jak ten chłopak z kawiarni. Biła od niego siła i powaga. Nie podobało mi się to.
- Wiem że ostatnio byłem dość agresywny- Podniosłam do góry brew. O co mu chodzi?- Chciał bym jednak byś nie miała do mnie żalu. Na prawde cie polubiłem i wiem że ty mnie też. A to co przez ostani czas odwaliłem, chciał bym by poszło w niepamięć. Nie chciałem nicego złego i kierowały mną emocje. A jeśli...
- Do sedna, bo nie rozumie twojej wypowiedzi- Przerwałam mu. Zamrugał kilka razy oczami. Pewnie nie spodziewał się czegoś takiego z mojej strony.
- To sedno jest takie, czy nadal będziemy spotykać się w kawiarni. Fantastycznie się z tobą gada i nie chce tego zakończyć.- Patrzył na mnie wyczekująco.
Teraz to zaczęłam rozumieć. Czuł się winny. Winny, że tak postąpił. Nie byłam na niego zła, gdyż rozumiałam jego zachowanie. Sama bym pewnie tak postąpiła. Nie oszukujmy się. Sam zachowuje się jak dziecko i trzeba to przeżyć. Inaczej każdy był by jak Aron. W mojej głowie narodził się genialny pomysł. Zły, ale pomocny. Wykożystam jego poczucie winny. Poślą mnie za to do piekła, no ale trudno. Przynajmniej będzie tam ciepło.
- Będziemy dalej się spotykać- Na te słowa się uśmiechnął jak głupi do sera- Ale...- I czar prysł. A tak pięknie wyglądał z tym uśmiechem- Ale przestaniesz zachowywać się do Sama wrogo i to zaakceptujesz. I nie dyskutuj. Albo to, albo już nigdy że mną słowa nie zamienisz.- Dość drastyczne, ale powinno pomóc. Chwilę się zastanawiał nad moimi słowami. Po mym dał za wygraną.
- Niech Ci będzie. Ale dzisiaj wracasz do domu- Powiedział.
- I tak miałam taki zamiar. Za długo mnie w szkole nie było.
Zawołałam Sama i z uśmiechem na ustach, patrzyłam jak się godzą, chowając topór wojenny. Poprawka jak Aron chowa topór wojenny. Widać, że było to dla niego trudne, lecz co na to poradzę? Nie chce być ich murem obronnym. I tak nim jestem, ale z lżejszym skutkiem, niż stawanie między nimi podczas bójki.
Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w stronę domu. Jechałam z Samem. Aron nie był z tego zadowolony. Tylko czemu? Nie byłam jego dziewczyną, ani mate. To się kupy nie trzyma. Jak by się okazało, że jak ściągnę ten naszyjnik będzie moją bratnią duszą, to się chyba z głupoty powieszę. Ale spokojnie to jest nie możliwe. Prawda?
W domu pierwsze co zrobiłam, to prysznic. Długi, ciepły prysznic. Marzenie. Włosy umyłam i wysuszyłam po wyjściu, po czym mocno rozczesałam. Założyłam moją piżamę, składającą się z koszulki na ramiączkach i spodenek. Dosłownie runełam ma twarz na łóżku. Nie chciałam już o niczym i o nikim myśleć. Tylko oddałam się w objęcia morfeusza. Co z tego że była dopiero piętnasta.
Poczułam jak coś mnie tyrpie. Nie dawało mi spać. Kurwa jeszcze raz dotknij mnie tym zasranym palcem w to ramię. Cudem posłuchał. Dalej mogłam odpoczywać, bez problemów. Po chwili spokoju, poczułam udeżenie i pieczenie w policzku. Jak opażona usiadłam, patrząc na sprawcę. Samuel właśnie wydał sobie wyrok śmierci. Mogłam się tego spodziewać. Zabiję go. Będzie zemsta. Nie pozbiera się.
- Wiem, że mnie zabijesz, ale mam powód- Odparł. Zaraz się naprawde na niego rzucę. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma ręce za plecami.- A więc tak...- wyprostował się i wyciągnął rzecz trzymają styłu. Była to mały torcik z polewą z toffi i małą palącą się świecką.- Wszystkiego najlepszego- Do moich oczu napływały łzy.
- Dziękuję. Nie musiałeś- powiedziałam i zdmuchnęłam świeczkę.
- Musiałem- Powiedział.- gdyby nie ja przegapiłabyś osiemnastkę. A tak nie może być. Dlatego też daję Ci półtorej godziny na naszykowanie się- popatrzyłam na niego dziwnie- Idziemy do klubu!- Wykrzyczał, kierując się w stronę drzwi. Nie dając mi nic do gadania.
Jakim cudem go nie rozszarpałam?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro