XI
•Gerbera czerwona•
"Bardzo mi przykro. Samolot, którym leciał pani ojciec rozbił się nieopodal wschodnich wybrzeży USA. Do tej pory nie odnaleziono tylko jego, ani jego ciała. Najśmielsze kondolencje"
Te słowa... chodzą mi po głowie w kółko, jak zepsuta płyta. Ta wiadomość, która informuje mnie, że jedyną moja bliska osoba, ktoś kogo kochałam, komu zawdzięczałam pojawienie się na ziemi... nie żyje. Nie żyje... ostatnio mówiłam to słowo po śmierci mamy. Nie minął nawet rok! Pieprzony rok! Los kocha mnie niszczyć, by odebrać mi kolejną ukochaną osobę. Dlaczego mnie to spotyka? Chciałam tylko spokojnie, żyć. Jak w miarę normalna nastolatka.
Czuję silne ramiona które mnie otaczają. Nie obchodzi mnie kto to jest, po prostu się w niego wtulam, mocząc jego koszulkę moimi łzami. Próbuje stłumić łkanie, co mi się nie udaje. Pozwalam, by wszystkie emocje ze mnie wypłyneły. Chłopak zaczyna gładzić moje włosy, co mnie uspokaja. Opłatam ręce wokół jego ciała, przytulajac go jak pluszowego misia, którym się dla mnie teraz stał. Czuję ciepło, bijące od niego. Jest mi teraz tak dobrze. Była by to jedna z piękniejszych chwil w moim życiu, gdyby nie fakt... że straciłam koleją osobę. Na tą myśl, znowu zaczęłam bardziej płakać.
Aron włożył rękę pod moje kolana i posadził mnie na swoich kolanach. Troszczył się o mnie. Bał się o mnie i teraz pocieszał. Zaczęłam się zastanawiać czy nie traktuje mnie jak swoją mate... muszę mu pomóc ją znaleść bo inaczej za bardzo się do mnie przywiąże.
- Może zawieść cię do domu?- Usłyszałam jego pełen współczucia głos. Pokiwałam lekko głową, ale jemu to wystarczyło.
Wstał biorąc mnie na ręce w stylu panny młodej i wziął moje rzeczy. Z boku mogliśmy wyglądać jak para, lecz nie przejmowałam się tym. Chciałam jak najszybciej stąd zniknąć, schować się w pokoju i zatopić się w mojej agonii...
Poczułam jak jestem usadzana na fotelu auta i jak na moje nogi ktoś kładzie delikatnie moją torebkę. Potem tylko słyszałam otwieranie i zamykanie drzwi. Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy, marząc tylko by się obudzić i przekonać się, że to tylko zły sen...
《▪☆▪》
Ostatnio bardziej zajmowałam się rysowaniem niż pisaniem. A dlatego, że jestem odrobinę wredna postanowiłam wstawić taki krótki początek następnego rozdziału.
Jest tylko jedno ale...
W poniedziałek jadę na kolonie i jeżeli będzie mi się nudzić podczas ponad 10 godzin podróży (a będzie) jest szansa na maraton. Chwilowo przez cały weekend nie ma rozdziału gdyż iż ponieważ szykuję kilka(czyt. Masę) szkic i prac do plastyka, by mieć coś na zaś.
A więc ziarno ciekawości i wyczekiwania zasiane, mogę spokojnie oderwać się od rzeczywistości przez drugie hobby.
Uwielbiam dawać niedosyt😈
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro