XI
•Aster •
Próbowaliśmy wczoraj znaleść jakieś wytłumaczenie, albo co oznacza ten tatułaż. Chwilowo wiemy tylko, że skrzydła należą do anioła. Przecież To logiczne. I prawdopodobnie będę je posiadać po urodzinach. Ale co do tych kropek... Nie mamy bladego pojęcia. Mogą być one przypadkiem, albo specjalnie i są najważniejsze. Zastanawiam się, czy moja mama nie maczała w tym palców. Niestety nie wiemy kiedy się z nią spotkam.
Siedzę znowu na kanapie i oglądam telewizję. Postanowiłam znowu nie iść do szkoły. Nie mam siły tam iść, a puki myślą, że jestem chora, to mogę zostać w domu. Pewnie Sam się przyczepi, ale i tak nie będzie miał już w tedy na to wpływu.
Przełączyłam kolejny kanał, gdy tu nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Wstałam, żeby otworzyć. Na szczęście wybrałam się w getry i za dużą bluzę, więc nie muszę się niczym zakrywać. Jestem już blisko mojego celu, ale niespodziewany gość mnie uprzedził. Wszedł do środka i poszedł na górę. Nie widział mnie, gdyż nie wyszłam jeszcze z salonu. Nadsłuchiwałam co on tam robi.
- Nie no!- Usłyszałam.- Gdzie ona jest?
Już wiedziałam kogo mam w domu. Nie mogłam wytrzymać i zaczęłam się śmiać. To go zaalarmowało, że jestem w salonie. Potem słyszałam tylko jakieś trzaski na górze i zbiegiwanie po schodach. W tym czasie ja usiadłam na fotelu, wciąż się śmiejąc. Nie odwróciłam, się gdy prawdopodobnie wszedł do pokoju, w którym się znajdowałam.
- Możesz mnie już tak nigdy nie straszyć?- Powiedział z udanym fohem.
- To Nie ja wchodzę do mojego domu bez pytania- Dogryzłam mu, zerkając na niego.- A to co?- Wskazałam na ubrania, które trzymał. - Chyb nie...
- Idziesz do szkoły. Mam dość nie rozmawiania z nikim.- I rzucił we mnie ubraniami, które wylądowały mi na głowie. Wyglądałam pewnie jak wieszak.- Pośpiesz się nie mamy dużo czasu.
Zobaczyłam co mi przyniósł i muszę przyznać, że dobrze trafił. Czarne spodnie z wysokim stanem, biała koszulka z napisem "Jestem Boginką" i... majtki z biustonoszem!? Grzebał mi w bieliźnie! Mam nadzieję, że nie znalazł tam moich skarbów. Przecież każdy wie, że to najlepsza kryjówka na czekoladę.
Wyszłam z łazieki, po przebraniu i doprowadzeniu się jako, tako do pożądku. Weszłam do salonu, gdzie zobaczyłam Sama jedzącego czekoladę. Czyli ją znalazł. Był do mnie tyłem, więc po cichutku podeszłam do niego i jednym, nagłym ruchem zabrałam mu mój przysmak. Zobaczyłam na opakowanie. Wziął moją ulubioną carmelową. On zdążył już się odwrócić. Uśmiechnął się od ucha do ucha i oblizał palce. Prosi się zaraz o śmierć.
- Grzebałeś mi w bieliźnie!- Powiedziałam pokazując na niego palcem i robiąc naburmuszoną minę.
- A chciałaś się ubrać bez? I nie przesadzaj to tylko czekolada.- Wstał i podał mi torbę.- Spakowana, razem z śniadaniem- Czy on w końcu skończy się uśmiechać?- A teraz ruszaj się.
Poszedł w kierunku drzwi, więc podążylam za nim. Na podjeździe stał czarne volvo. Odłożył drzwi dla kierowcy, ale zanim wszedł pokazał mi bym zajęła miejsce obok. Czyli jadę z nim. Sobie przyjaciela znalazłam. Jest tego wszystkiego jednak plus. Nie będę musiała płacić za paliwo. Przychyliłam głowę do tyłu, wdychając i w siadłam do auta.
Droga do szkoły nie zajęła nam długo, bo po niespęłna piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Najlepsze jest to, że nie popatrzyłam w domu na zegarek i nie wiem teraz która godzina. Pożegnałam się z Samem i ruszyłam pod salę. Miałam teraz naukę tylko dla ludzi. Uczyliśmy się tam o innych rasach. Całkiem przydatne. Zasiadałam na swoje miejsce, gdy już dotarłam i w tedy zadzwonił dzwonek.
\_Some time later_/
Po jak, że ciekawych trzech pierwszych lekcjach, poszłam na stołówkę. To co mi dał Sam, nie zaspokoiło mojego głodu. Usiadł w moim ulubionym miejscu, już tacą pełną jedzenia. Nie minęło dużo czasu kiedy pojawił się mój przyjaciel. Usiadł obok, cały czas się usmiechając. Czy jego policzki już nie bolą?
- Co Ty taki dzisiaj szczęśliwy?- Powiedziałam między jedzeniem.
- No cóż ruda- Popatrzyłam na niego, bo nie lubię jak ktoś mnie tak nazywa.- Jestem wiecznym optymistą- Pokazał na mnie widelcem.- I chyba wiem jak będę Cię już nazywać.- uśmiechnął się cfaciacko.
- Niby jak?
- Ruda- Mówiąc to klasnoł dłońmi, a ja miałam tylko narastającą chęć mordu.
- A ja będę mówić na Ciebie aniołeczek- Anioły nie przepadają za tą nazwą.
- Mega!- Że, co?- Mamy ksywki jak prawdziwi przyjaciele.
- No dwa w ogólę różne charaktery.- Wypaliłam moją teorię.
- Prawda!- Wykrzyczał, przez co zwrócił kilka osób na sali.- Nikt nigdy nie chciał się ze mną przyjaźnić.- Powiedział już ciszej.
- A to czemu?- Zaczynam się nie pokroić.
- Bo jeden gejem- Odparł jak by nigdy nic i jadł dalej. Za to ja nie dowiezlżałam, że też tego wcześniej nie zauważyłam.
- Mi to nie przeszkadza- Nie kłamałam. W poprzedniej znałam kilka osób innej orientacji i mi to nie przeszkadzało.
Dalej jedliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Próbowaliśmy zabić czas, by na koniec iść znowu na lekcję i do domu.
Wracając wstąpiłam do kawiarni. Sam proponował mi podwózkę, ale powiedziałam, że muszę coś załatwić i chcę się przejść. Zgodził się, niestety nie mógł mi toważyszyc bo jego mama prosiła by pomógł tacie przy naprawianiu jej samochodu. Nie miał jak odmówić.
Usiadłam w rogu, zresztą jak zawsze i zamówiłam tym razem puchark lodowy. Przynajmniej to nie jest ta kawiarnia z tym natrętnym kelnerem. W ogólę ciekaw co u Arona. Tamta sytuacja pewnie do trochę rozdrażniła, a jako, że jest alfą... wolę nie kończyć.
Moje zamówienie przychodzi po chwili. Biorę łyżeczkę i już mam wziąść pierwszy kęs, kiedy słyszę chrząchnięcie. Odwraca głowę w kierunku tej osoby i widzę nie kogo innego jak Arona. Czy zawiszę będę to widywać w tej kawiarnii?
- Mogę się do siąść?- Jak za pierwszym razem.
~Co się dziwisz? Po tamtej akcji też bym zapytała.
Cicho siedź!
~Ostatnie kilka dni mnie uciszałaś.
Dzisiaj ostatni raz. Posłuchała mnie.
- Nie musisz się pytać, siadaj- Odpowiedziałam z uśmiechem.
Pov. Aron
Myślałem, że po tamtej akcji się nie zgodzi. Zająłem miejsce na przeciwko. Coś nie do niej ciągnie, tylko co? Może gdyby była moja mate, to by było normalne, ale nie w tym przypadku. Dziwniejsze jest jeszcze to, że cały czas o niej myślę. Te wszystkie spotkania to przez zbieg okoliczności. Mam chyba szczęście, skoro się tak często zdarzają.
- Sorry za tą sytuację dwa dni temu- Powiedziała. Jaki ona ma piękny głos..
- To nie twoja wina, tylko tamtego głupka- Tego debila chciałem rozszarpać.
- Jak bym go od razu z była to by nie było problemu- Chciałem coś powiedzieć, ale mi przerwała.- Potem jeszcze zobaczyłam tą karteczkę z jego numerem przy moim zamówieniu- Powiedziała ze złością.
Poczółem zazdrość i złość. Wszedł już na szczyt bezczelności. Jak go spotkam to w szczękę dostanie.
- Wiesz, może mówię to złym momęcie, ale czy ja bym mógł twój numer? Miło się z tobą gada i byś mi pomogła.- Nie mam taktu, po prostu nie mam.
- Jasne- Wzięła ode mnie telefon.- A w czym miałabym Ci pomóc?
- W szukaniu Mate- Na te słowa przestała przez chwilę pisać i skupiła wzrok w stół.- Wszystko dobrze?
- Tak... raczej tak...- Powiedziała jak by nie obecna. Oprzytomniał ja dzwonek, jej pewnie telefonu. Przeprosiła na chwilę i poszła w stronę łazienek.
Czekałem chwilę, gdyż szybko wróciła. Tylko tym razem trzęsąc się i z łzami w oczach. Usiadła i zaczęła szybko jeść lody, które zamówiła. Byłem zdezorientowany, bo nie wiedziałem co robić. Przed chwilą była w dobrym tu humorze, a teraz? Jak by ktoś jej umarł.
- Co się stało?- Na te słowa przestała jeść i popatrzyła na mnie. W jej oczach widziałem ból, wielki i niewyobrażalny. Nie wiedząc czemu, w środku czułem się winny z tego powodu.
- Mój ojciec nie żyje...- Powiedziała i wybucha głośniejszym płaczem, a ja po chwili wahania przesiadłem się obok niej i przytuliłem...
《▪☆▪》
Tak właśnie uśmierciłam pierwszą osobę. Brawo ja.
A co do Sama to...
Od początku miałam takie plany.
Do następnego😙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro