VII
Patrzę cały czas na Sama. Od godziny siedzi na schodach i zagradza mi drogę. Jest pochylony i trzyma za włosy. Głowę daję, że zaraz je sobie wyrwie. Ja rozumię jego sok, no ale Kurwa! Jestem głodna! Obiadu jeszcze nie jadłam. Zaraz zacznę wariować. Podchodzę do niego, ale ona ani drgnie i siadam przed nim po turecku. Jego wzrok jest pusty, bez żadnych emocji. Może nie powinnam tego mówić. A co jeżeli teraz powie to radzie? Będę skończona.
- Jak to możliwe?- W końcu coś powiedział.
- Nie wiem, Tata też... tak po prostu jest. Nie powiesz nikomu? Prawda?- teraz podniósł na mnie wzrok. Wstał i podszedł do kolczyków leżących na ziemi, po czym podniósł je.
- Milczę jak grób i pomogę Ci. Nie mogę tylko uwieżyć jak to możliwe.- Powiedział podchodząc do mnie i zakładając kolczyki.- A tylko jeszcze jedna sprawa.- Z kieszeni wyjął mój naszyjnik.- Po co Ci on?
- Mimo, że mój tata jest betą, to ja jestem Alfą, a jak wiesz samice alfy mogą mieć tylko alfy i...
-...I Nie chcesz by ktoś odkrył kim jesteś.- Dokończył za mnie, a ja mu potwierdziłam skinieniem głowy.- Nie dziwię się mamy ich aż cztery, ale... Nie chciałabyś mieć mate?
-Chciałabym, tylko nie mogę. To się źle skończy. Przecież wiesz, że nie pozwalali wcześniej żyć hybrydom, a ja jestem tak jakby podwójną.
- Racja. Może pójdziemy na górę i zamówimy pizzę?
-Czytasz mi w myślach.
Sam złożył skrzydła i poszedł przodem, a ja za nim. Czy dobrze zrobiłam ufając mu? W końcu teraz sam mi założył moją maskę. Chyba w końcu znalazłam przyjaciela... przyjaciela... To takie przyjemne kogoś tak nazwać. Mam ochotę to teraz wykrzyczeć, ale to pewnie już wystarczająco dziwne, że zaczynam tak łatwo ufać.
Nawet nie zauważam kiedy wchodzimy do salonu. Blondyn idzie zamówić żarełko, a ja idę na taras. Jest w stronę lasu więc mogę sobie popatrzeć. Wychodzę, wdycham cała piersią świeże powietrze. Siedzenie w piwnicy zrobiło swoje. Czuję wiatr który wieje mi we włosy. Ta chwila mogła by trwać wiecznie, gdyby nie to, że zaburczało mi w brzuchu. Chwyciłam klamkę, ale zanim ją pociągłam popatrzyłam jeszcze w stronę lasu. Coś złego wisi w powietrzu. Czuję to. Nie tylko mocami, ale też intuicją. Potrząsam głową, batalizując to uczucie i wchodzę do środka.
Chłopaka zastaję w salonie. Rozłożył się na kanapie i włączył telewizor. Usiadłam obok na fotelu i zaczęłam oglądać. Włączył Szybkich i Wściekłych, więc się nie nudziłam. Nie minęło nawet pięć minut, a Sam wstał i szybko podszedł do mnie. Wyciągnął z kieszeni mój naszyjnik i go mi założył. Ja tylko wytrzeszczyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że do nie założyłam. Gdy już wracał na swoje miejsce, odwrócił się do mnie i uśmiechnął. Pewnie na moją minę.
- Mówiłem, że chcę pomóc.- Powiedział.
W tym w łasńie momęcie coś hukło w kuchni. Na ten dźwięk aż wpadłam na podłogę. Akurat teraz? Niemal, że natychmiast się podniosłam i pobiegłam zobaczyć co się stało. Tylko zanim dobiegłam do drzwi kuchennych, do salonu wszedł wielki, czarny wilk o złotych oczach. Alfa... To pewnie przez ten naszyjnik. Dla czego go nie założyłam!!! Podszedł do Sama i popatrzył na niego, a ja mogę się tylko domyślać, że coś do niego mówi. Po chwili odwrócił się do mnie, a ja pochyliłam się oddając mu szacunek. Chociaż nie musiałam. Ale jak udawać to na całego. Nic do mnie nie powiedział, tylko zawrucił i poszedł tam z kąt przyszedł. Popatrzyłam na blondaska pytającym wzrokiem. Ten tylko wetchonł o stwierdził.
- Przez to, że nie miałaś naszyjnik i wyszłaś na taras, a on był w okolicy na polowaniu... wyczuł twój zapach i od razu wiedział, że to jego mate. Dlatego tu przebiegł.
- Nie zdziwiło bo czemu ode mnie nic nie czuje i nie ma nikogo innego?- Zapytałam, oceniając szkody. Czyli rozwalone drzwi.
- Pytał. Powiedziałem mu tylko, że przed chwilą wyszła jakaś dziewczyna która była tylko przelotem. Nawet się chwilę nie zastanowił.- Popatrzył chwilę na mnie i poklepał po ramieniu.- Będę się zbierał. Musisz trochę odpocząć, tak samo jak ja. Jak by coś to dzwoń masz mój numer. Odbiorę w każdej chwili. No może poza lekcją i prysznicem.- Podszedł do drzwi i jeszcze dodał.- Do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia.- Powiedziałam prawie szeptem.
Wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Ja za to pobiegłam na górę i żeby się od stresować zaczęłam grać. Oczywićcie uprzednio odłączając z głośników. Nie chcę by tata przyjechał przez to, że zakłócam porządek. Zerkam jeszcze na zegarek i widzę, że dochodzi osiemnasta. Program jeszcze chwilę.
Kończę ostatnią linijkę nut i... koniec. Umiem w sumie tą piosenkę na pamięć, ale wolę jeszcze ją tak grać. Wstaje od kibortha i idę się myć. Po drodze zabieram jeszcze piżamę.
Po prysznicem myję się arbuzowym mydłem. Spukuje go i wychodzę z kabiny, po czym wycieram się i ubieram.
Czysta już jak tylko się da wchodzę do łóżka i padam do słownie na twarz. Po pewnym czasie odpływam do krainy Morfeusza...
《▪☆▪》
Tak wiem bardzo krótki. Ale mam wytłumaczenie! Jestem po egzaminach, jestem zmęczona stresem, jeszcze czekam na wyniki. Więc bez uprzedzeń! Tu i tak dużo się dzieje.
A teraz pytanie:
Czy ktoś wie kto był tym czarnym wilkiem?
Założę się, że to oczywiste. Prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro