Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IX

Poniedziałek... zmora tygodnia. Dlatego też postanowiłam nie iść do szkoły. A tak na prawdę? Chciałam sobie przeanalizować spotkanie z mamą. Gdy tylko się obudziłam, zaczęłam zapisywać każde jej słowo jakie zapamiętałam. Czyli wszystkie! Z których wynikało, że tata nie jest wilkołakiem, tworzył iluzję i wprawiał wszystkich w błąd. Nawet mamę, przez tyle lat, przez całe życie. Jeszcze raz czytam notatki i sztywnieję słysząc płukanie do drzwi. Nie odpowiadam, a gość sam wchodzi. Jest nim tata.
Jak ja spojrzę mu w oczy. Odwróciłam wzrok w kierunku okna i wpatrywałam się w nie.

- Musimy pogadać.- usiadł obok mnie na łóżku, a ja nic nie odpowiedziałam.- Wiem, że była u Ciebie mama.- Popatrzyłam na niego przez te słowa, po czym opuścilam wzrok.- Pewnie masz do mnie żal, ale zrozum nie chciałem byś dowiedziała się za wcześnie. Ale...

-Kiedy zamierzałes mi powiedzieć- Powiedziałam prawie szeptem, przerywając mu.

-Tydzień przed twoimi osiemnastymi urodzinami.- Wziął mnie za rękę i trzyma w swoich.- Mama jednak postanowieła wcześniej.- Dalej trzymał moje dłonie.- Mamy trzy tygodnie. Nie całe nawet. To może być dla Ciebie presja tyle czekać, ale dasz radę. Zapomnij proszę moje błędy i kłamstwa. Proszę.

Zamknęłam oczy i wzięłam kiła wdechów.  On chciał dla mnie dobrze. Kłamstwem postanowił mnie chronić. Wybaczenie mu to jedyna słuszna opcja. Nie chciał źle, ale... wyszło tak jak nie powinno. Mogę zrobić tylko jedno.

- Wybaczam.- Kątem oka zobaczyłam uśmiech na jego ustach.- Ale jest jeden warunek. Już nigdy, żadnych kłamstw. Choć by miało zależeś od tego moje życie, chcę słyszeć prawdę i tylko prawdę. Obiecujesz?

-Obiecuję.- Nie powiem, że te słowa mnie uspokoiły.

Wstał z łóżka, puszczając moje dłonie i pocałował mnie w czubek głowy. Tak jak w tedy kiedy byłam mała. Skierował się do drzwi i już miał wychodzić kiedy nagle się odwrócił i powiedział.

- Zapomniałbym ci powiedzieć... muszę wyjechać na kilka dni do Sydney. Ciocia Merlin potrzebuje pomocy. Wiem, że to daleko, ale wiesz, że ona tylko mi ufa jeśli chodzi o remont.

-Nie ma sprawy. Dam radę.- Powiedziałam.

- Wiem słońce.- I wyszedł.

\_Some time later_/

Postanowiłam się przejść. Nie wiem czemu. Tak po prostu pomyślałam, żeby zrobić sobie krótki spacer po mieście. W końcu jestem tu już tydzień i nie zwiedzałam jeszcze. Skręcam w kolejną zakręt i natrafiam na wejście do parku, po przeciwnej stronie ulicy. Za ceglanego muru wystawały korony drzew, co mnie jeszcze bardziej kusiło. Przeszłam przez drogę i ruszyłam dalej. Już do chodziłam, gdy nagle usłyszałam moje imię.

- Diana? - Kurwa... znam ten głos. Tylko skąd?

Odwróciłam się w stronę znajomego? Nie wiem jak to nazwać. Gdy na niego popatrzyłam, od razu znalazłam kościół w którym mi dzwoniło. Bohater z pijańskiej imprezy. Mogłam trafić gorzej. Szkoda tylko, że nie lepiej. Sam by się przydał. Właśnie muszę mu powiedzieć o śnie. Nawet nie zauważyłam kiedy chłopak do mnie podszedł.

- Hej co Ty tu robisz? Pierwszy raz cię tu widzę - Zmarszczyłam brwi na jego słowa. Serio? To jest miasto, może mnie spotkać wszędzie.

- Postanowiłam pozwiedzać.- Powiedziałam, łapiąc ręce za sobą i szczypiąc. Czuję się trochę niezręcznie. Tylko dlaczego?

- To może cię oprowadzić?- Podrapał się po karku.- Wiesz jak przyjaciele- Powiedział, a ja wypuściłam powietrze z płuc. Kiedy ja zaczęłam to wstrzymywać?

- Jasne.- Na moje słowa uśmiechnął się szerzej.

Zaproponował pokazać mi najbliższą okolice mojego domu. Bo jak to stwierdził "Najbardziej mi się przyda". Co nie powiem jest nawet dobrym pomysłem. Przez całą drogę opowiadał mi o knajpach, klubach, kawiarniach, muzeach, zabytkowych budynkach i ciekawych miejscach oraz sklepach. Umiał zaciekawić rozmową. Nawet zwykłego całodobowego. Opowiedział o ich właścicielach i ciekawych wspomnieniach. Czasem mówił jeszcze o swojej rodzinie, a tak precyzyjniej o rodzęstwie, bo ojciec zajmował się stadem, a mama miała zakaz wychodzenia poza teren domu głównego. Zaciekawiło mnie to, ale nie dopytywałam.

Ciągnął mnie dalej po mieście i kilkunastu minutach zaproponował odpoczynek w rzekomo najlepszej kawiarni. Zgodziłam się, bo mam ochotę na coś słodkiego.

Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca w rogu. On chyba też nie lubi zwracać na siebie uwagi. Od momętu przekroczenia progu drzwi, nic nie powiedział. Tak nastała cisza. Dziwnym trafem nie krępująca. Podszedł do nas kelner i poprosił o zamówienie, ani razu nie spoglądając na mojego towarzysza. Wzięłam sernik i gorącą czekoladę, a mój towarzysz tylko kawę. I czekaliśmy... w ciszy...znowu, aż w końcu nie wytrzymałam.

- A tak w ogólę to Co ty na mieście robiłeś? Czy przyszły alfa nie powinien pomagać ojcu?- Błagam odpowiedz bo ta cisza mnie dołuje.

- Powinien, tak samo jak powinien szukać swojej mate- Poparzył na mnie trochę z smutnymi oczami.

- To Ty jej jeszcze nie masz?- Wymskło mi się.

- Nie, taka ironia dwudziestoletni alfa bez mate. To czasem nie możliwe.

- Cuda się zdarzają- Wzrószam ramionami.

- Ale puki jej nie znajdę, muszę dzielić obowiązki z młodszymi braćmi, a i tak Ja wszystko robię, gdy oni imprezy wyprawiają. Z resztą sama wiesz. Byłaś już na jednej.- Pokiwałam na te słowa twierdąco głową.

- Może to głupie pytanie, ale o co chodzi z kierunkami świata?- oparlam się rękami o stół.

- Ojciec potrzebował pomocy w kierowaniu watahą. Chciał już w sumie przejść na emeryturę, ale przez to, że nie mam mate- Wzruszył ramionami.- Nie mógł. Postanowił więc, że wszyscy we czwórkę mu pomożemy. Podzielił terytorium na cztery sektory. Każdym miał się zajmować jedny z braci, ale pieniądze wspólne. Tak czy siak... zostałęm w robiony  w pracę za tych trzech i do puki nie znajdę mate, nie zostanę pełnoprawnym alfą stada.

- To stąd się wzięły kierunki.

Nie zdążył nic powiedzieć bo podszedł do nas kelner. Podał mi moje zamówienie i niestety źle chwytając kawę Arona wylał ją na niego. Skruszony przepraszał, ale jego oczy były... zadowolone? Mam wrażenie że zrobił to specjalnie. Podał chusteczki i zmył się jak najszybciej. Popatrzyłam na moje zamówienie. Na małej karteczce obok sernika był napisany jakiś numer telefonu. Nie wytrzymałam i potargałam ją. Nie będzie mnie jakiś facet podrywać i upokarzać znajomego.

Do końca była napięta atmosfera. Aron kompletnie zamilkł i cały czas miał zaciśniętą szczękę. Ja jadłam ciasto, a kelner co jakiś czas na mnie patrzył. Potrzdł tylko na chwilę zostawić rachunek. Zostawiłam w nich równą sumę pieniędzy. Nie ma napiwku. Podziękowałam chłopakowi za oprowadzenie mnie i wyszłam. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Chyba za dużo wrażeń, jak na początek tygodnia. Muszę jeszcze spisać od kogoś lekcję...


《▪☆▪》

Kiedyś się dowiecie czemu róże w mediach😏

(I od dzisiaj s każdym rozdziale będą)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro