•1•
Vivian
Rozejrzałam się po korytarzu. Gdy upewniłam że każdy już leży w swoim łóżku, skierowałam się ku wyjściu z domu.
Było chyba już po północy, Nocne spacery to moje hobby. Kocham patrzeć na lśniące gwiazdy, na księżyc a nawet na samo niebo. Uwielbiam jego kolor, niebieski a wieczorami, granatowy.
Wychodząc, uderzyło we mnie zimno dobiegające z podwórza jak i świeży zapach powietrza. Spojrzałam w górę. Akurat natrafiłam na spadającą gwiazdę.
Szybko zamknęłam oczy i pomyślałam życzenie
Chciałabym stać się widoczna...
To moje życzenie od dzieciństwa, zawsze byłam we wszystkim ostatnia, nie mam zbyt wielu przyjaciół. Można powiedzieć że w ogóle wcale ich nie mam.
To smutne, ale pomarzyć każdy może.
Spędziłam tam jakieś kilka godzin. Jak na oko bardzo długo bo zaczynało już świtać.
- Vivian! - Dobiegł mnie głos rodzicielki. - Na Boga dziecko! Mówiłam, nie wychodź tak nagle z domu! - Krzyczała. Posłałam mamie ciepły uśmiech na uspokojenie.
- Przecież nic się nie stało, mamo. Mam już szesnaście lat. - Kobieta wzruszyła ramionami.
- Jak dla mnie nadal za mało by urządzać sobie nocne wycieczki. - Przewróciłam oczami, a ta jak zwykle przesadza.
- Zaraz mi do domu! Jeszcze mi się tu przeziębisz. -
Gdy znalazłam się już w domu, mama zrobiła po kubku gorącej czekolady.
- Jutro idziesz do szkoły - Zauważyła.
Westchnęłam ciężko wiedząc do czego dąży.
- Mamo spokojnie, tym razem się nie dam. - Uśmiechnęłam się.
- Mam nadzieję, nie mogę znieść tego jak cierpisz. - Przegryzłam policzki od środka. Nie lubię takich tematów.
- Jeśli coś będzie nie tak to mów śmiało - Ciągnęła mama - Jak chcesz to mogę nawet poprosić o kolejną rozmowę z nauczy...-
- Nie mamo - Przerwałam jej. - To moja sprawa. - Rodzicielka spojrzałam na mnie jakby...z urazą? Zrozumieniem? Sama już nie wiem...
- Wiem - Powiedziała - Po prostu... nie ważne. - Rozumiałam ją.
Martwiła się o mnie i tyle.
- To ja już pójdę spać - Mówiąc to wstałam.
- I nie martw się o jutro. Dam radę..- To ostatnie prawie wyszeptałam.
••••
Rano obudził mnie piskliwy odgłos budzika. Uchyliłam, powieki rozejrzałam się dookoła by przyzwyczaić oczy do światła.
Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Spojrzałam na odbicie w lustrze. Moje blond włosy sięgały mi do ramion a niebieskie oczy były zaspane ale i tak nie straciły swojego dawnego blasku.
Schyliłam głowę by obmyć twarz, jednak jak ją podniosłam, na szkle lustra widniał napis:
Shining Star is DEAD
Zmarszczyłam brwi, mogę przysiąc że jeszcze przed chwilką tego nie było.
Rozejrzałam się dookoła, niczego jednak zaskakującego nie zdołałam dostrzec. Gdy znowu jednak zwróciłam
się w stronę lustra, jakby nigdy nic, było ono czyste. Bez jakiejkolwiek najmniejszej plamki.
Okej, to się zaczyna robić coraz dziwniejsze.
Szybko dokończyłam poranną rutynę i zeszłam na dół zjeść śniadanie.
W kuchni byli już moi rodzice. Przywitałam się z nimi i zaczęłam sobie robić płatki z mlekiem. Usiadłam do stołu i zaczęłam jeść. W końcu jako pierwsza odezwała się moja mama.
- Skarbie - zaczęła - jak coś to wiesz, że mogę...
- Naprawdę mamo nie trzeba. - odpowiedziałam.
Skończyłam jeść i poszłam na górę po torbę, spakowałam drugie śniadanie, pożegnałam się z rodzicami i wyszłam z domu. Idąc w stronę przystanku autobusowego włożyłam sobie słuchawki do uszu i zaczęłam myśleć nad tą dziwną sytuacja z lustrem.
Nie wiem skąd to się tam wzięło, ani kto to napisał, ale jest to trochę straszne. Nawet samo myślenie o tym przyprawia mnie o dreszcze. Jednak na myśl podsuwa mi się tylko jedno pytanie. Co to znaczy że jakaś tam świecąca Gwiazda umarła?
W końcu przekroczyłam próg mojej kochanej szkoły, wyczucie ten sarkazm please, podeszłam do sali w której dziś ponoć mamy lekcje i spojrzałam na plan w telefonie. Jako pierwszą mamy dziś historię. No, przynajmniej mogło być gorzej, zamiast historii mogła być matematyka, a tego bym raczej nie przeżyła.
Siedziałam w ławce czekając na nauczycielkę, gdy podszedł do mnie jakiś chłopak, co było dla mnie nazbyt dziwne, bo raczej nikt mnie nie lubił.
- Wolne? - Spytał
- No, tak - Poklepałam miejsce obok siebie.
- Jesteś tu nowy?-
- Tak - Przytaknął. - Wczoraj przeprowadziliśmy z rodziną z Florydy.
Pokiwałam głową na znak iż rozumiem. W sumie nie wiedziałam co dalej powiedzieć, tak więc siedziałam cicho.
- Nie jesteś zbyt rozmowna co? - Odezwał się po krótkiej chwili.
Już miałam odpowiedzieć, gdy wtem przyszły wszystkie trzy panny idealne. Nienawidziłam ich z całej siły.
Można powiedzieć że w tej "elicie„ rządziła Elise Cooper. Od zawsze była podła w stosunku do mnie, a jej dwie koleżanki Catie i Laura tylko wtórowały jej w tym co robiła.
- Hej - Odezwała się Elise, a dziewczyny za nią, zachichotały.
- Jesteś tu nowy? - Spytała trzepocząc swoimi sztucznymi rzęsami.
- Tak. - Przytaknął chłopak
- No bo wiesz, nie musisz siedzieć z tym czymś. Koło mnie też jest wolne miejsce.
Miałam ochotę zedrzeć jej z ust ten uśmieszek. Ona chyba za dużo sobie pozwala.
- Nie dzięki - Brunet posłał jej lekki uśmiech na który Elise prawie zemdlała, ja tylko przewróciłam oczami. - Dobrze się tu siedzi. - Na jego słowa dziewczyny tylko machnęły na niego rękoma i odeszły, niestety nadal myśląć że są cool.
- Kto to był? - Zwrócił się do mnie chłopak.
- One to wielkie trio, Catie, Laura no i Elise na czele - Zaśmiałam się. Było to jednak strasznie sztuczne bo w tamtej chwili, nie było mi do śmiechu.
- One zawsze tak? - Przytaknęłam na jego słowa.
- A najczęściej czepiają się mnie. - Powiedziałam. Chociaż nie byłam pewna czy zrobiłam dobrze.
Chłopak tylko potaknął, posłał mi pocieszające spojrzenie i zmienił temat za co byłam mu śmiertelnie wdzięczna.
- Jestem Cole - Podał mi dłoń
- A ja Vivian - Uścisnęłam ją z uśmiechem.
Wtedy właśnie wkroczyła rozwcieczona nauczycielka. Ktoś ją znowu wkurzył.
Zapowiada się długa lekcja...
×××××××××××××××××××××××××××××××××
Wiem. Rozdział wyszedł jak wyszedł no ale cóż. Jak to się mówi: Pierwszy zawsze nudny?
Nie. Nie mówi się tak xd
Mam nadzieję że moje starania nie pójdą na marne i może chociaż jednej czwartej spodoba się moje opowiadanie.
Dziękuję ❤
⭐ I KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Alexiss xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro