Rozdział 5
Dni mijały spokojnie. Oczywiście na tyle ile było możliwe pod czas wojny. Zuzanna umówiła się ze swoimi przyjaciółkami na spacer. Zostało trzydzieści minut do wyjścia, lecz dziewczyna nadal leżała na łóżku w szlafroku czytając książkę, po którą sięgnęła co najmniej dwie godziny temu.
-Zuza!-krzyknął jej ojciec z salonu-Jeśli nie chcesz się spóźnić, zacznij się ubierać.
-A która jest godzina?
-Za piętnaście druga-odpowiedział.
,,O cholera"- pomyślała Brzoza. Natychmiastowo zerwała się na równe nogi. Podbiegła do szafy i wzięła z wieszaka śliczną, czerwoną spódnice, a do tego białą koszulę na krótki rękaw sięgający do łokcia. Włosy szybko zaplotła w dwa dobierane warkocze, a na rzęsy nałożyła trochę tuszu.
-Gdzie jest ta torebka-powiedziała cicho pod nosem-Tato widziałeś moją torebkę?-spytała już o wiele bardziej donośnie.
-Nie-odpowiedział wchodząc do jej pokoju-Kiedy ją ostatnio miałaś?
-Chyba wczoraj...
-To pewnie ją, albo zgubiłaś, albo zostawiłaś gdzieś, bo jak wczoraj wróciłaś od Rudego to jej nie miałaś.
-No to została u niego, bo nigdzie indziej nie wychodziliśmy.
-Gratulacje-stwierdził ironicznie-Musisz wziąć jakąś inną-z końcem jego zdania do drzwi zadzwonił dzwonek-Pójdę otworzyć-powiedział Stanisław. Chwilę później dało się usłyszeć głosy dochodzące z przedpokoju. Po głosie było pewne, że niezapowiedzianym gościem był Janek. Jedyne co udało się jej zrozumieć to zdanie padające z ust Orszy: ,,Jest w pokoju". Nie potrwało długo, zanim do pomieszczenia, w którym przebywała dziewczyna bez pukania wszedł złotowłosy chłopak.
-Hej-przywitała go serdecznie Zuzanna.
-Serwus-zrobił to samo Rudy-Zostawiłaś to wczoraj u mnie.
-Dziękuję bardzo. Zjawiłeś się z nią w idealnym momencie-powiedziała spoglądając na swoją torebkę po czym biorąc ją z rąk przyjaciela-Okropnie się spieszę.
-Gdzie, jeśli mogę wiedzieć?-spytał siadając na brzegu łóżka.
-Wychodzę z dziewczynami na spacer. Mamy się spotkać pod Wedlem.
-Też idę w tamtą stronę. Odprowadzę cię-stwierdził. Jako odpowiedź otrzymał pogodny uśmiech.
Chwilę później oboje szli ulicami Warszawy. Szli bardzo blisko siebie, niemal stykając się dłońmi, Z daleka można by nawet pomyśleć, że są oni parą tylko nieśmiałą wobec siebie.
-Widzę już dziewczyny-powiedziała nagle Broniewska zatrzymując się i stając na palcach, by lepiej je ujrzeć wśród innych ludzi-Dziękuję-zwróciła się do towarzysza. Przytuliła go na pożegnanie. Bytnar odwzajemnił uścisk z widocznym na twarzy szczęściem. Dawno tego nie robili. Od zdarzenia z polany minęło kilka tygodni, a przy tym jedynie lekkie objęcia. Dziewczyna odsunęła się i zaczęła odchodzić spoglądając na Rudego uśmiechając się pod nosem. Ten stał w miejscu i patrzył jak odchodzi.
-Słodko razem wyglądacie-stwierdziła oparta o drzewo Basia Sapińska. Zuza nie wiedziała, że jej przyjaciółki wszystko widziały. Obejrzała się za siebie szukając wzrokiem chłopaka, jednak zniknął. Musiał już sobie pójść. Może to nawet dobrze. Ten dzień był przeznaczony tylko tylko dla dziewczyn.
-Na pewno nie słodziej, niż ty i Alek-odpowiedziała Brzoza z tym samym zadziornym i żartobliwym uśmieszkiem.
-To chyba miał być babski wypad. Bez chłopaków-wtrąciła Hala dotychczas stojąca cicho zamyślona. Ruszyły przez miasto trzymając się pod rękę. Doszły do jednej z niewielu wolnych ławek nie będących w pobliżu Niemców.
-Jak tam między tobą, a Rudym? Wszystko jak dawniej?-spytała Basia nie mogąc się powstrzymać. Rzeczywiście wyglądała jakby miała w sobie bombę, która wybuchnie gdy nie zada tego pytania.
-Na razie dobrze-uśmiechnęła się Broniewska.
-W jakim sensie?-dopytała Hala.
-To nie miał być przypadkiem wypad bez rozmów o chłopcach?-odpowiedziała pytaniem na pytanie Brzoza.
-Nie marudź i odpowiadaj-naciskała Baśka.
-Dobra. Chodzi o Monie. Boje się, że ona może popsuć tą relacje.
-Rozumiem. Czułabym się tak samo, gdyby chodziło o mnie i Alka. Hala pewnie też, ale o nią i Zośkę.
-Ej! Ja tu jestem-oburzyła się szturchając przyjaciółkę w ramię.
-No już, już spokojnie-wszystkie wybuchły śmiechem.
Przez następną godzinę rozmawiały o wszystkim i niczym. Mimo ustaleń głównym tematem okazali się być chłopcy. Wreszcie podniosły się z ławki.
-Może coś przekąsimy?-spytała Zuzanna stając naprzeciwko przyjaciółek.
-Wedel?-rzuciła szybko Glińska. Obie spojrzały na Basię.
-Jasne, że tak-zgodziła się bez wahania.
-Ja stawiam-oznajmiła szybko Broniewska.
-Nie przesadzaj. Złożymy się.
-Nie. Koniec kropka. Ja płacę-trzymała się swojego dziewczyna i ruszyła przed siebie.
_______________________________
Ahh... Nareszcie coś napisałam, co nie?
Rozdział nie jest długi, ale byłby gdym go nie podzieliła, więc jego jakby dalsza część pojawi się w szóstym rozdziale. Postaram się go wrzucić jak najszybciej się da.
Jak na razie żegnam i życzę miłego dnia<3333333
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro