Rozdział 4. Wyjawienie prawdy.
Minęło kilka tygodni od mojego spotkania z upadłym aniołem i mutantami. Zauważyłam, że mój rubin uczuć powoli czernieje. Wiedziałam co to znaczy. Jeżeli jeszcze kilka razy coś przeżyje negatywnie to mój rubin pęknie, a ja już nie będę miała uczuć. Obecnie siedzę na dachu. Ciągle myślałam o zielonookim mutancie i jego zachowaniu. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to co zrobił dla mnie. Pamiętam jak Basta mi o tym powiedział. Nie rozumiałam tego. Jestem demonem. Potworem który rani ludzi, a on od tak mi pomógł. Dziwne. Siedziałam tak patrząc na śmiertelników. Ojcowie przytulali córki. Dzieci bawiące się ze sobą. Kobiety całowały ukochanych bez żadnego niepokoju, że zrobią coś ukochanemu.
-No proszę. Demonica sobie ogląda widoczki?- Powiedział ktoś za mną. Odwróciłam się i zauważyłam zielonookiego mutanta.
-Tak. Demonica se ogląda, a co to twój rewir?- Spytałam wstając z ziemi.
-Co? Nie. Po dachach tylko patroluje z... braćmi, przyjaciółmi i siostrą.- Odpowiedział drapiąc się po karku. Zaczęłam iść w jakąś stronę.- Czekaj.- Usłyszałam ponownie głos mutanta. Spojrzałam na niego.- Może opowiesz mi o tym... czemu jesteś demonem? Jeśli nie chcesz zrozumiem.- Powiedział, a ja podeszłam do niego.
-Na pewno chcesz znać prawdę mojego pochodzenia?- Spytałam się mutanta. Na co chłopak pokiwał głową na tak. Odwróciłam się i zaczęłam iść. Słyszałam jak mutant podbiegł do mnie i szedł obok mnie.- Eh... To długa historia. Mówiąc w skrócie. Nie zawsze byłam demonem.- Powiedziałam na co na twarzy mutanta zagościło zaskoczenie.
-Czyli nie urodziłaś się demonem?- Zapytał się zaskoczony mutant.
-Owszem nie urodziłam się demonem. Od urodzenia byłam śmiertelniczką.- Powiedziałam wywołując jeszcze większy szok.- Lepiej wyjaśnię ci wszystko od początku. Wszystko zaczęło kiedy miałam 14 lat. Byłam wtedy z rodzicami u dziadków którzy mieszkali na wsi. Ale tak dokładniej wracaliśmy od nich. Była noc i padał deszcz. Ja i moja mama prawie spałyśmy. Tata prowadził. Nagle coś wyskoczyło na drogę i samochód wpadł w poślizg. Auto dachowało. Po czym walnęło w drzewo. Czułam zapach benzyny. Potem widziałam ciemność. Kiedy otworzyłam oczy widziałam jak auto się pali. Koło mnie stali moi rodzice. Nagle pojawił się jakiś chłopak w czarnej pelerynie. Ja i moi rodzice gadaliśmy z Bogiem. Tata kiedyś... był handlarzem narkotyków i siedział w więzieniu. Przez co mój tata trafił do piekła. Moja mama również trafiła do piekła bo sprzeciwiła się Bogu. Z resztą ja też. Mój ojciec trafił na tydzień na drogę pokutną. Zaś ja od razu zamieszkałam w szkole z internatem. Poznałam tam moje najlepsze przyjaciółki z którymi dziele pokój.- Powiedziałam patrząc na swoje stopy. Wiedziałam, że mutant jest w szoku.
-Ja... Nie wiedziałem.- Powiedział kładąc dłoń na moje ramie.
-To nic. Przywykłam do tego. W piekle minie powiedzmy kilka dni, a tu może minąć miesiąc albo więcej.- Powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-No to musi być tam ciekawie.- Powiedział również z uśmiechem.- Może opowiesz mi o tamtym świecie?- Spytał z nadzieją w głosie jak i z zaciekawieniem.
-Pewnie.- Powiedziałam i zaczęłam opowiadać mu o różnych gatunkach demonach oraz o innych stworzeniach w piekle.- Poza tym każda demonica powinna umieć uwodzić mężczyzn. Do tego jest nam potrzebna lekcja z panią Astarot. Ona nic tylko próbuje uwieść Huntera.- Powiedziałam i zaczęłam się śmiać.- Tak właściwie jestem Zuria.- Dodałam.
-A ja Raph.- Powiedział Raph.
-Raphael Santi. Malarz z Włoskiego Renesansu.- Powiedziałam z zadziornym uśmiechem.
-No proszę ktoś tu lubi historię.- Powiedział również z zadziornym uśmiechem Raph.
-Feudalną Japonię też lubię. Szczególnie sztuki walki ninjutsu.- Powiedziałam na co Raph zaśmiał się cicho. Rozmawialiśmy tak jeszcze 2 godziny. Powiedziałam mu nawet o moim byłym, o atrybutach różnych demonach i swoim rubinie uczuć. Jeszcze chwile pogadaliśmy, a następnie poszliśmy w swoje strony. Od razu po wejściu do pokoju sprawdziłam swój rubin uczuć. Zauważyłam, że jest jeszcze jaśniejszy niż wcześniej. Zaskoczyło mnie to. Ale no cóż. Przecież gadałam z Raphe. Dzięki niemu poczułam ponownie znowu się szczęśliwa w towarzystwie chłopaka. Tym bardziej śmiertelnika.
(Perspektywa Raphaela)
Po powrocie do domu od razu zamknąłem się swoim w pokoju. Usiadłem na łóżku i zacząłem przeglądać na laptopie różne strony na temat demonów itp. Obok miałem zeszyt i długopis. Chciałem mieś w razie co różne przydatne informacje na temat demonów.
-Agares- niegdyś anioł chóru cnót, obecnie książę Piekła. Dowodzący 31 legionami złych duchów. Może ukazywać się ma pod postacią starca siedzącego okrakiem na krokodylu, z krogulcem w ręce. Uczy wszystkich języków i potrafi wywoływać trzęsienie ziemi. Według legendy Agares miał być jednym z 72 duchów, które Salomon uwięził w mosiężnym naczyniu i wrzucił do jeziora lub w innej wersji Salomon wygnał go do Dolnego Egiptu.- Przeczytałem szeptem. Wziąłem zeszyt i zapisałem najpotrzebniejsze informacje. Nagle do pokoju weszła Iris. Szybko zamknąłem laptop i zeszyt.- O co chodzi?- Spytałem się patrząc na dziewczynę.
-Gdzie ty byłeś?- Spytała się wkurzona.- Nie było cie 3 godziny.- Dodała nadal podniesionym głosem. Nie miałem zamiaru mówić jej o tym, że spotkałem Zurię.
-Byłem na spacerze.- Powiedziałem na co Iris spojrzała na mnie wkurzona.
-Tak długo?!- Krzyknęła wkurzona.- Jeśli spotkałeś się z tą idiotką...- Nie dałem jej dokończyć.
-Nie nazywaj jej tak!- Krzyknąłem wstając z łóżka. Byłem wściekły na Iris. Jak ona może tak ją nazywać skoro jej nie zna.- Nie znasz jej, a już ją oceniasz!- Ponownie krzyknąłem. Byłem na serio na nią wściekły.
-Bo to demon! Demony nic tylko kłamią i kłamią!- Powiedziała wkurzona. Nie chciałem jej słuchać. Wziąłem laptop i zeszyt. Wyszedłem z pokoju i poszedłem do dojo. Usiadłem koło drzwi od pokoju ojca. Nałożyłem słuchawki i włączyłem ulubione piosenki. Pisałem i czytałem dalej o demonach itp. W pewnym momencie poczułem jak ktoś zdejmuje mi słuchawki.
-Raphaelu słyszałeś co mówiłem?- Spytał się mój ojciec. Spojrzałem na niego.
-Wybacz ojcze zamyśliłem się.- Odpowiedziałem kładąc na bok laptop. Zauważyłem jak mój ojciec siada przede mną.
-Natychmiast masz mi powiedzieć o co chodzi Raphaelu.- Powiedział mój ojciec. Zacząłem tłumaczyć wszystko ojcu. Na początku wyglądał na złego, że rozmawiałem z Zurią. Ale jak opowiedziałem mu o tym, że Zuria ma rubin uczuć wyglądał na nieco zaskoczonego. Na samym końcu powiedziałem mu o kłótni z Iris. Po czym wziąłem rzeczy i wróciłem do pokoju. Na szczęście Iris tam nie było. Odłożyłem laptop na biurko. Założyłem nawet hasło by bracia, a szczególnie Iris nie weszła na mój laptop. Zeszyt schowałem w niewielkiej skrytce w szafce. Po jakimś czasie poszedłem spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro